Doskonałe dopełnienie

Mirosław Dzielski był wybitnym krakowskim filozofem, fizykiem, ekonomistą i publicystą, działaczem "Solidarności", twórcą koncepcji chrześcijańskiego liberalizmu, orędownikiem wolnego rynku i prywatnej przedsiębiorczości. Kilka miesięcy przed śmiercią chory na raka myśliciel gościł w prowadzonym przez siostry służebniczki "Domu św. Józefa" w amerykańskim miasteczku Woodbridge (New Jersey), nieopodal Nowego Jorku. Zapoznał się wówczas z pismami Edmunda Bojanowskiego i praktyczną duchowością sióstr Służebniczek. Dzięki nim znacznie pogłębił swoją wiarę i w pełni pogodził się z wolą Boga. 
 
Dzielski był zwolennikiem liberalizmu gospodarczego, w sferze moralno-obyczajowej pozostając zdecydowanym tradycjonalistą. Uważał, że skutecznie obalić komunizm i wprowadzić system oparty na wolności można jedynie za pomocą chrześcijańskiego ducha (rewolucja ducha), "mozolnej pracy nad sobą i nad przemienianiem swoich wrogów", a nie rewolucyjnej siły. Wolność miała dla niego ścisły związek z wiarą. A wierzyć znaczyło dla niego nadawać praktyczny wymiar dążeniu do dobra i prawdy, realizować w życiu codziennym ideały chrześcijaństwa, korzystać z wolności "czyniąc sobie ziemię poddaną", kochając drugiego człowieka i szukając prawdy. Jego poglądy zyskały uznanie w kręgach kościelnych.
 
W styczniu 1989 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Wygłosił szereg wykładów i nawiązał owocne kontakty ze znaczącymi postaciami amerykańskiej sceny politycznej i ekonomicznej. W tym czasie dała jednak znać o sobie rozpoznana jeszcze w kraju choroba nowotworowa. Dzięki rodzinie żony i przyjaciołom udało się załatwić mu operację i chemioterapię.

 - Biskup Jerzy Dąbrowski zwrócił się do naszych sióstr, pracujących w polsko-amerykańskim "Domu Starców" w Woodbridge o pomoc w ostatnich miesiącach życia śp. M. Dzielskiego (...). Dr Dzielski przyjeżdża do nas 11 maja 1989 roku. Naszym zadaniem między innymi było dowozić go na kurację do specjalnego szpitala przeciw-rakowego w Nowym Jorku (szpital ten znajdował się godzinę drogi od Woodbridge) i w inne miejsca. To była moja funkcja, a zarazem spędziłam z nim wiele godzin na prywatnych rozmowach - opisuje s. Jadwiga Cierpińska. Filozof opowiadał zakonnicy o rodzinie, zwierzał się z tajemnic swojego serca, a przede wszystkim mówił o swoim stosunku do Boga. Ubolewał, że wciąż jest od Niego zbyt daleko. Choroba i świadomość bliskości śmierci spowodowały u niego znaczący zwrot w stronę rozmyślań natury religijnej, skłoniły do większego zainteresowania literaturą religijną o mniej filozoficznym i teoretycznym, a bardziej praktycznym charakterze.

Nie chciał umierać 
Ciężko przeżywał rozłąkę z ukochaną żoną Marią i kończącym szkołę podstawową synem Witoldem. Pragnął nadal czuwać nad jego wychowaniem. Siostry zaintrygowało "odkrycie", że dr Dzielski urodził się w tym samym dniu co Założyciel Zgromadzenia Sługa Boży Edmund Bojanowski. S. Cierpińska: - Pan doktor nigdy nie słyszał o postaci naszego ojca Edmunda. Dałyśmy mu książki do przeczytania. Był zainteresowany tą wybitną postacią. W tym czasie były rozesłane listy do domów, by wszystkie siostry rozpoczęły nowennę za przyczyną Ojca Bojanowskiego (w której on sam osobiście brał udział) i modliły się o cud wyzdrowienia dla Pana doktora. Intencją Pana doktora było, by potem osobiście podziękować, bo był rozmiłowany w Ojcu Edmundzie, albo jeszcze błagać za przyczyną Ojca Bojanowskiego o upragnione zdrowie przy Jego grobie w Żabikowie, właśnie w dniu 14 listopada.
 
Tego dnia już nie doczekał. Bóg zabrał go 15 października. Umarł półtora miesiąca po wyjeździe z Woodbridge, w szpitalu rządowym w Bethesda k. Waszyngtonu, "w wielkim pokoju, do którego był przygotowany oraz zaopatrzony sakramentami świętymi". W ostatnich chwilach jego życia towarzyszyła mu żona.
 
Zamiast zdrowia fizycznego otrzymał od Boga inny dar - pełnię zdrowia duchowego. Podczas pobytu u sióstr Dzielski mocno przylgnął do Boga, w pełni pogodził się też z jego wolą. Przystąpił do sakramentu pokuty, "rozpoczął nowe życie". - Zaczął uczestniczyć codziennie w pełni we Mszy św. w naszej kaplicy rezydencjalnej. Jego życie wewnętrzne, widać było, dojrzewało milowymi krokami (...) Wyczułam, że Jego dusza przeżywała specjalny kontakt z Bogiem i odkrywał piękno Boga, mając ku temu pewne wiadomości (...) A zarazem, co było wielkim plusem w jego życiu, że chciał być otwartym na Boga i działał z łaską Bożą - stwierdza s. Cierpińska. Obserwujące jego duchowy rozwój siostry Służebniczki nie wahały się nazwać jego radykalnego "przylgnięcia" do Boga mocnym słowem: "nawrócenie".

"Cziczikoty" i Anioł Stróż 
Snop światła na ostatnie chwile jego życia rzuca lektura pisanych z Woodbridge listów do rodziny i przyjaciół. W wielu, prosił o modlitwę ("Wiem, że mi to pomaga", "To mi pomaga żyć i cieszyć się życiem"). Swoich najbliższych nazywał pieszczotliwie "grubaskami" i "cziczikotami", pisał jak bardzo ich kocha i jak bardzo za nimi tęskni. W wielu listach opisywał Woodbridge i "kochane siostry", nadmieniał, że podoba mu się atmosfera ich domu "bardzo religijna, ale nie dewocyjna".
 
Henryk Woźniakowski, uważa, że w Ameryce religijność Dzielskiego uległa "jakiemuś wielkiemu dopełnieniu". "Nigdy dotąd nie spotykałem się na co dzień z taką religijnością, jak u moich sióstr służebniczek - pisał Dzielski w przesłanym doń liście. Jest to religijność bardzo prosta, rzec można by prostaczkowata, a jednocześnie bardzo głęboka. One bardzo ciężko pracują, bardzo się modlą i są zawsze pogodne i uśmiechnięte. Dają mi do czytania książki o Medjugorie, o Fatimie. Myślę, że gdyby nie moja sytuacja, nigdy nie byłbym w stanie wciągnąć się w te lektury. Myślę, że mój pobyt u sióstr jest doskonałym dopełnieniem mojego dotychczasowego dość jednostronnego i płytkiego życia religijnego. Miałem wiele szczęścia lądując właśnie tutaj. Szczęścia? Zaczynam coraz bardziej odczuwać obecność mojego Anioła Stróża". Woźniakowski wspomina również ostatnią rozmowę z Dzielskim, która odbyła się kilkanaście godzin przed jego śmiercią i podczas której jego rozmówca kilkakrotnie tracił przytomność. "Zdołał mi powiedzieć głosem naznaczonym całym brzemieniem cierpienia, że jest człowiekiem bardzo szczęśliwym i że sądzi, że zrozumiał istotę chrześcijaństwa".
 
I jeszcze jeden interesujący szczegół. Po przemianach w 1989 r., kiedy polscy komuniści zdecydowali się oddać część władzy w ręce opozycji, Prymas Polski ks. kard. Józef Glemp - nie wiedząc, że dr Dzielski już nie żyje, optował za tym, żeby uczynić go premierem. Niestety na to było już za późno.
 
Henryk Bejda
 
W: Cuda i łaski Boże nr 10, października 2004.