Tragiczna zabawa

Był 14 listopada 1940 r. Od ponad roku trwała II wojna światowa. Jedenastoletni Czesiek Kuberka bawił się z dziećmi w chowanego na podwórku domu swoich rodziców w wielkopolskim Pleszewie. Dzieci prześcigały się w pomysłach na najbardziej oryginalną kryjówkę. Czesiek wszedł na dach chlewa.

Próbując z niego zeskoczyć, uchwycił się ceglanego gzymsu. Nagle poczuł, że leci. Z wysokości 3,5 metra upadł na plecy. Potwornie ciężki, oderwany fragment budowli przygniótł mu brzuch. Bawiące się z Cześkiem dzieci natychmiast pobiegły do jego matki. "Wyszłam na podwórze i zobaczyłam chłopca stojącego pod murem i wymiotującego - relacjonuje matka dziecka Maria. - Podtrzymując go przyprowadziłam do domu, gdyż był bardzo słaby. W domu nadal wymiotował i to nawet krwią. Ponieważ widziałam, że Czesław robi się siny pod oczami, udałam się do lekarza. W godzinę po wypadku przyszedł lekarz - Niemiec, i po zbadaniu oświadczył mi, że nie chce mnie straszyć, ale stan dziecka jest bardzo groźny i trzeba je oddać do szpitala". Pojechali taksówką. W szpitalu lekarz wojskowy powiedział, że konieczna jest natychmiastowa operacja oraz transfuzja krwi. Dawcą krwi był jeden z sanitariuszy. "Stan chłopca był bardzo ciężki - potwierdza obecna w szpitalu dyplomowana pielęgniarka, służebniczka s. Maria Witolda Pilawa. Miał wszystkie objawy krwawienia wewnętrznego, był bardzo blady, wargi miał sine. Lekarz kazał natychmiast przygotować operację, której zaraz dokonał. Mówił, że stan jest bardzo ciężki i był przekonany, że dziecko umrze, kazał je więc umieścić w pokoju przeznaczonym dla umierających". Druga z sióstr - s. Maria Joanna Domicella Górna dawała chłopcu narkozę. "Wydawało mi się, że lada chwila zakończy życie" - twierdzi. Podczas operacji tętno było niewyczuwalne. 
 
Tuż po niej lekarz oświadczył matce, że "nie ma nadziei na wyleczenie i dziecko może dożyć najwyżej do rana".
 
Zakonnica, która przez całą noc czuwała przy łóżku chłopca, namówiła rodziców, by odmawiali nowennę do Edmunda Bojanowskiego. Przekazała im też obrazek z jego wizerunkiem. Maria odmawiała modlitwy wraz z siostrą i matką. Przeplatała ją różańcem i litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Nowennę odmawiały też siostry z domu w Pleszewie.
 
Ku zdziwieniu lekarzy Czesiek przeżył. Po dwóch miesiącach wrócił do domu. Przez kolejne dwa jego brzuch był jeszcze spuchnięty i trzeba go było bandażować. "Po 3-4 miesiącach syn był już całkowicie zdrowy".
 
"Nowennie tej przypisuję poprawę stanu zdrowia Czesława" - oświadczyła Maria Kuberka.
 
"Po opuszczeniu szpitala czułem się zdrowy. Matka mówiła, że przeżyłem ciężką chorobę, lecz ja o tym nie chciałem słuchać" - mówił sam uzdrowiony, 20 lat później. Powrót do zdrowia jest całkowity - zaświadczyli badający go wówczas lekarze. "Wypadek powyższy był bardzo ciężki i skomplikowany, a operacja i leczenie miały miejsce w warunkach bardzo niekorzystnych, wojennych, niezwykle skromnych: jednorazowe tylko przetoczenie krwi, brak środków zastępczych krwi, brak antybiotyków itp." - dodał jeden z nich.
 
W: Cuda i łaski Boże nr 10, październik 2004.