Listy Edmunda Bojanowskiego z lat 1856-1860

[54] Do  MELANII  BNIŃSKIEJ[185]  w  Karnie, p.Wolsztyn
                                                                                                  Grabonóg, 6 stycz[nia] 1856
            J[aśnie] W[ielmożna] Pani!
            Pomimo najszczerszej chęci uczynienia zadość zaszczytnemu dla nas wezwaniu J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani], co do przeznaczenia trzech Służebniczek ochronkowych do Karny, nie możemy na teraz jeszcze ich ubogich usług ofiarować, ponieważ wszystkie nasze kandydatki teraźniejsze są zbyt młode i od kilku dopiero miesięcy swój rok przygotowawczy zaczęły. Mamy atoli w Bogu nadzieję, że może już za rok zdołamy stosowną takowych Służebniczek trójkę wybrać.
            A natenczas nie omieszkamy korzystać z tak wielce pożądanej nam sposobności obsadzenia nowego Domku ochronkowego pod wspaniałomyślną opieką J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] i zawczasu względem poprzednich przygotowań, pośpieszymy uczynić J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] nasze uniżone doniesienie. Tymczasem wszelkich będziemy dokładać starań, aby w jak najbliższym czasie pobożnym zamiarom J[aśnie] W[ielmożnej] Pani nasze najszczersze lubo nieudolne ofiarować usługi. 
            Z najgłębszym uszanowaniem mam zaszczyt zostawać J[aśnie] Wiel[możnej] Pani najniższym sługą
                                                                                                                       E.  B.

[55] Do  STANISŁAWA  CHŁAPOWSKIEGO  w  Czerwonej  Wsi
                                                                                                    Grabonóg, 8 stycz[nia] 1856
            Sz[anowny] i K[ochany] P[anie].
            Niemniej i moim gorącym jest życzeniem ustalić i zabezpieczyć na przyszłość byt gostyńskiego Domu Miłosierdzia, a podzielając zupełnie uczuwaną przez Pana potrzebę przyśpieszenia tego, cenię nader wysoko sumienne i szlachetne pobudki, które Pana do uczynienia stanowczego w tym względzie kroku skłaniają. Sądzę atoli, iż do postawienia głównych zasad, na których Zakład ten ma swój przyszły byt opierać, wypada nam koniecznie powołać także Ks. Szułczyńskiego. Że zaś tenże jest na teraz w Golejewku, przeto napiszę do niego, aby raczył nam czas jak najbliższy oznaczyć, w którym by mógł wraz ze mną do Czerwonejwsi pojechać, a skoro tylko odpowiedź od niego odbiorę, pośpieszę niezwłocznie donieść Kochanemu Panu, kiedy by to nastąpić mogło.
            Wprawdzie Statuta nasze wyraźnie cel określają, ale praktyka dotychczasowa wprowadziła pewne zmiany niezbędne, które wybitniej oznaczyć wypadnie. I tak np., że Siostry od samego początku dla szczupłości domu usunęły - co było rzeczą konieczną - przyjmowanie sierot płci obojej i wyłącznie tylko przystęp dziewczętom do oddziału sierot otworzyły; gdy tymczasem Statut pierwotny nie przewidując trudności w tym względzie, dziewczętom i chłopcom przyjmowanie zapewnia. Również doświadczenie doradzało koniecznie usunąć uczęszczające a nie zamieszkałe w Zakładzie uczennice (oprócz dziatek ochronkowych). Te i tym podobne szczegóły wymagają poprawek, które wszakże łatwo i bez naruszenia istoty rzeczy poczynić się dadzą.
            Akt Ks. kanonika Gaerta[186] posyłam Panu. Podpisy zaś osób, które się zobowiązały do płacenia procentów z akt kasowych Ks. Szułczyńskiego za jego przybyciem wyjmę i dostawię Panu na termin naszej wspólnej narady. Księdza Szułczyńskiego jak najmocniej zobowiążę do przyśpieszenia tej rzeczy.
            Przy dzisiejszej zaś sposobności łącząc Państwu Dobrodziejstwu moje najserdeczniejsze życzenia wszelkich łask i błogosławieństw Bożych przy nowo rozpoczętym roku, polecam się Ich św. modłom i z najgłębszym uszanowaniem zostaję najniższym sługą
                                                                                                          E. Bojanowski

[56] Do  ks. IGNACEGO  PRUSINOWSKIEGO [187]  COr  w  Grodzisku
                                                                                                    Grabonóg, 2 maja 1856   
            K[ochany] Ks. Ignacy!
            Spóźniłem się z odpisaniem Ci na Twój list z Rzymu wraz z listem Lenartowicza[188] mi przesłany, bom Ci chciał coś stanowczego już donieść o projektowanym przez Was piśmie. Tymczasem podobno wyjechałeś już teraz z Rzymu i nie wiem, gdzie się obracasz. Posyłam Ci więc te kilka słów przez Ks. Aleksego[189], bo tym sposobem najprędzej Cię dojdą.
            Pismo projektowane przez Was może przyjdzie do skutku, bo najważniejsza rzecz załatwiona, że Ks. Aleksy nie wymawia się od przyjęcia udziału w redakcji. Księgarze posłyszawszy o tym, chętnie chcą także wydawnictwa się podjąć. Wracaj tylko, Kocha[ny] Ks. Ign[acy], abyś i Ty podał nam ku temu rękę. Do Lenartowicza napiszę teraz już, aby zawczasu o artykułach do tego pisma pomyśleć raczył.
            Siostra Józefa[190] wyjechała na parę tygodni do Paryża, dotąd nie wróciła.
Na teraz nie piszę więcej, mając nadzieję, że Cię niezadługo osobiście uściskam. Polecam się bardzo Twym modłom i przyjacielskiej pamięci. Twój
                                                                                                                      E. B.

[57] Do  NEPOMUCENY  KĘSZYCKIEJ  w  Błociszewie
[5 września 1856]
            Szanowna Pani!
            Odebrawszy list Pani z d. 20 z. m., tyczący się Ochrony śremskiej, pragnąłem przy bytności mojej w Śremie 25-go korzystać z przybycia Pani tamże na posiedzenie Tow[arzystwa] Dam Św. Winc[entego] i osobiście złożyć Jej me uszanowanie, a zarazem usprawiedliwić się względem stosunku mego do Ochronki tamtejszej. Nie chcąc atoli przerywać posiedzenia, oczekiwałem spodziewanej, jak mi mówiono, z pewnością bytności J[aśnie] W[ielmożnej] Pani w Ochronce; gdy tymczasem posławszy dowiedzieć się, czy posiedzenie już ukończone, odebrałem wiadomość, że J[aśnie] W[ielmożnej] Pani nie było już w mieście. W następny poniedziałek pragnąłem w tym celu powtórzyć moją bytność w Śremie, lecz inne zatrudnienia nieprzewidziane nie dozwoliły mi uskutecznić tego.
            Zatem raczysz J[aśnie] W[ielmożna] Pani pozwolić najłaskawiej, że rzecz tyczącą się Ochronki śremskiej piśmiennie przełożę.
            Zajmowanie się potrzebami Ochronki przez Tow[arzystwo] Dam Św. Wincentego pożądanym jest niezmiernie dla tejże, zwłaszcza że pozbawiona funduszu stałego, jaki w początkach miała, ogranicza się teraz jedynie na nader szczupłym z własnego zarobku dochodzie. Pod tym więc względem, o ile mnie śremska Ochronka dotyczy, wynurzyć winienem Towarzystwu Dam Św. Winc[entego] największą wdzięczność a zarazem prośbę, aby i nadal Towarzystwo rzeczone dobroczynnej swej ręki nie usuwało ubogiej Ochronce.
            Co do wglądania w sprawy Ochronki i dozorowania Sióstr, równie pożądanymi byłyby dla mnie wszelkie od Towarzystwa udzielone mi rady, uwagi, postrzeżenia, z których wedle możności starałbym się w każdym razie korzystać i zadośćczynić życzeniom Towarzystwa, o ile by to nie sprzeciwiło się raz przyjętym ustawom, którym podlegają Siostry ochronkowe. Nie wątpię bowiem, że Towarzystwo uzna ten warunek zupełnie słusznym i nie poczyta za złe Siostrom ochronkowym, że w rzeczach tyczących się urządzeń Ochrony odwoływać się muszą do mnie, jako do swego przełożonego.
            Co do uczenia robót doroślejszych dziewcząt, gdyby Towarzystwo uważało takowe zajęcie przeszkadzającym należytemu dozorowaniu dzieci ochronkowych, chętnie bym z mej strony zgodził się na zupełne zniesienie tego oddziału, jakkolwiek należałoby pewnie rzecz tę bliżej jeszcze wziąć pod uwagę i zważyć korzyści, jakie dla ubogich a nieumiejętnych dziewczynek wyniknąć mogą z bezpłatnego a pod moralnym dozorem prowadzonego sposobienia ich do robót igielnych.
            Inaczej wszakże ma się rzecz z przyjmowaniem sierot. Takowych pomieszczenie wymaga odłączonego lokalu i zupełnego wedle płci rozdzielenia. Nadto dozór nad nimi,  jako stale już w domu mieszkającymi, więcej odejmuje czasu od zarobku Siostrom, niż jakiekolwiek oddziały  przychodnich dzieci. Oprócz tego jeszcze uzna zapewne Towarzystwo, że w każdym czasie, a tym bardziej w teraźniejszych latach, opłata 10 tal. rocznie za jedną sierotę jest zupełnie niewystarczającą, zwłaszcza gdy chędogo[191] i przyzwoicie dla zdrowia utrzymane być mają. Owóż to są powody, dla których uważam niepodobnym, aby pod dotychczasowymi warunkami i okolicznościami, utrzymywać można w Ochronce sieroty, które natomiast w którymkolwiek z domów Sióstr Miłosierdzia, znaleźć by mogły daleko stosowniejsze pomieszczenie.
            Główną zaś byłoby prośbą moją, aby Towarzystwo raczyło łaskawie we wszystkich rzeczach odnoszących się do urządzeń ochronkowych, porozumiewać się wprost ze mną, a ja z mej strony starać się będę wedle możności życzeniom Towarzystwa zadosyć czynić i stosownie do wzajemnego porozumienia się wydawać rozporządzenia Siostrom ochronkowym.
            Mając nadzieję, że powyższe przedstawienie rzeczy raczysz J[aśnie] W[ielmożna] Pani najłaskawiej uznać za słuszne, łączę wyraz głębokiego uszanowania, z którym mam zaszczyt zostawać J[aśnie] W[ielmożnej] Pani uniżonym sługą
                                                                                                              E. Bojanowski

[58] Do  NEPOMUCENY  KĘSZYCKIEJ  w  Błociszewie
[22 września 1856]
            Otrzymawszy wiadomość z Ochronki śremskiej, że J[aśnie] W[ielmożna] Pani życzysz sobie przejrzeć Regułę Służebniczek, mam zaszczyt przesłać J[aśnie] W[ielmożnej] Pani takową, z uniżoną prośbą o łaskawe i ile być może rychłe zwrócenie tejże na moje ręce, ponieważ podobnych Reguł poza obręb Stowarzyszenia zwykle się nie wydaje i tylko w razach wyjątkowych do przejrzenia udzielane być mogą.
            O zależności Służebniczek od swych przełożonych, raczysz J[aśnie] W[ielmożna] Pani najłaskawiej przekonać się z [art.]  5.  7.  i  30. załączonej Regułki.
            Z głębokim uszanowaniem mam zaszczyt zostawać J[aśnie] W[ielmożnej] Pani uniżonym sługą
                                                                                                          E. Boj[anowski]

[59] Do  ROMANA  MORACZEWSKIEGO [192]  w  Żabnie
                                                                                              Grabonóg,  28 wrześ[nia] 1856
            Kochany Romanie!
            Twój list lubo bardzo zaszczytny dla mnie, w niezmierne przecież zadziwienie mię wprawił, skąd komuś chcącemu pisać o naszej nowszej literaturze, przyszło zamieścić mię na liście autorów! Bo że w młodości pochopnej do pisania wierszy, rzuciłem się zbyt śmiało i niebacznie na tłumaczenie Byrona[193] i co gorsza, że tę niedołężną robotę na widok publiczny wydałem, to chyba posłużyć by mogło tylko za przestrogę dla młodzieży, aby podobnego junactwa literackiego unikała. Winę tę młodości mojej gorzko już odżałowałem. Jakże więc chcesz, abym ją znowu ku cięższemu upokorzeniu memu, miał na nowo ze szczęśliwego zapomnienia ujrzeć wyniesioną na publiczny widok?
            Co zaś do Pokłosia wiesz dobrze jako ziemianin, że ci, co kłoski po ściernisku zbierają, wieńca żniwnego za to na dożynkach nie noszą. A skądże ja miałbym w orszaku literatów paradować, kiedy na tym polu ani siejąc, zbieram tylko uronione kłoski. Chciej mnie więc, Koch[any] Romanie, wykreślić zupełnie z owej listy literatów, na której tak niesłusznie mnie zamieszczono.
            Pozdrawiam Cię najserdeczniej i przyjacielskiej pamięci Twojej się polecam, Twój
                                                                                                   Edm[und Bojanowski]

[60] Do  FELICJI  TYSZKIEWICZOWEJ[194]  w  Siedlcu  pod  Kostrzynem
                                                               Grabonóg pod Gostyniem,18 paździer[nika] 1856          J[aśnie] Wiel[można Pani].
            Na szanowny list W[ielce] W[ielmożnej] Pani[195] pośpieszam z odpowiedzią zaspokajającą Jej szlachetne życzenie, że wydanie Żłóbka śp. O. Antoniewicza zamierzamy w ten sposób przystępnym dla ludu uczynić, iż obok pewnej ilości ozdobnych egzemplarzy, znaczniejsza ilość takowych ma być wydrukowana na tanią ile możności cenę, aby dziełko to jak najbardziej rozpowszechnionym być mogło pomiędzy ubogim ludem naszym, któremu z tak świętym namaszczeniem błogowieścił nieodżałowany O. Karol[196].
            Ostatnia ta droga po nim pamiątka wydana będzie na cel miłosierny i skoro tylko wyjdzie z druku, ośmielę się pośpieszyć z przesłaniem J[aśnie] W[ielmożnej] Pani tego dziełka w hołdzie uszanowania, z którym mam zaszczyt zostawać J[aśnie] W[ielce] W[ielmożnej] Pani najniższym sługą
                                                                                                          E. Bojanowski

[61] Do  TEOFILA  LENARTOWICZA  w  Rzymie
[25 listopada 1856]
            Szan[owny] i Koch[any] Panie!
            Dowiedziawszy się przed tygodniem dopiero, żeś Kochany Pan wrócił do Rzymu, pośpieszam przez jadącego do Rzymu Pana Jana usprawiedliwić się Kochanemu Panu i przeprosić najmocniej, że na Jego list najłaskawszy, tak dawno do mnie pisany[197], dotychczas nie odpowiedziałem.
            Udzieloną mi przez Kochanego Pana myśl wydawania pisemka dla naszego ludu, podzielając z całego serca i pragnąc najusilniej do skutku przyprowadzić, starałem się najprzód porozumieć co do tego z Księdzem Aleksym[198] i innymi duchownymi, oraz z księgarzami, na czym jeden i drugi miesiąc upłynął, gdy tymczasem ogłoszenie nowego pisma „Przyjaciela Ludu”[199] katolickiego zniewoliło nas do powstrzymania się z naszym przedsięwzięciem. Chcąc o tym donieść wówczas Kochanemu Panu, dowiedziałem się właśnie o Jego wyjeździe z Rzymu do Francji i odtąd pewnego adresu dopytać się nie mogłem.
            Jakkolwiek więc myśl tego przedsięwzięcia do sposobniejszej pory odłożyć musimy - ja przecież zaszczycony odezwą Kochanego Pana, poczytuję to sobie za wielce szczęśliwą okoliczność, że mogę korzystać z tej najpożądańszej sposobności, aby z Kochanym Panem zawiązać bliższe stosunki piśmienne. A w tej chwili przypomnieć się Jego najłaskawszym względom dla naszego Pokłosia, prosić Go najusilniej, abyś choć kilka swoich złotych kłosków nadesłać nam raczył do tegorocznego tomu, który niezwłocznie zacznie się drukować.
            Wyglądając z upragnieniem pomyślnej odpowiedzi przesyłam Kochanemu Panu wyraz najgłębszego szacunku, z którym zostaję Jego bratem [w] Chrystusie Panu
                                                                                                           E. Boj[anowski]

[62] Do  STANISŁAWA  KOŹMIANA  w  Przylepkach
                                                                       Grabonóg pod Gostyniem, 30 list[opada] 1856
            Szanowny i Kochany Panie!
            Zaczynając druk tegorocznego Pokłosia, pośpieszam przypomnieć się łaskawym względom Kochanego Pana dla naszego zbiorku i prosić najmocniej, abyś raczył najłaskawiej i w tym roku zaszczycić takowy choć kilku datkami literackimi.
            Ale ponieważ Merzbach[200] w tegorocznym układzie z nami stawia warunek, aby dla korzystniejszej rozprzedaży, zastosować Pokłosie do cenzury warszawskiej i galicyjskiej[201], przeto ośmielam w materialnym interesie sierot, prosić Kochanego Pana, abyś najłaskawiej swe artykuły wedle tej potrzeby dobrać raczył.
            Ponawiając mą prośbę i oczekując, o ile być może, jak najrychlej pożądanej dla naszego Pokłosia nadsyłki, miło mi załączyć przy tej sposobności Kochanemu Panu wyraz najgłębszego szacunku, z którym zostaję Jego uniż[onym sługą]
                                                                                                                   E.  B.

[63] Do  ANTONIEGO  POPLIŃSKIEGO[202]  w  Poznaniu
[7 stycznia 1857]
            Szanowny Panie.
            Jak najmocniej przepraszam Pana Dobrodzieja, że dotąd nie uiściłem się z należytości za tak dawno wzięte książki.
            Teraz korzystając z dobroci Pańskiej i ułatwienia, jakie mi najłaskawiej nastręczasz, gotów jestem jak najchętniej zwrócić Panu Dobrodz[iejowi]
                        Żywoty Św. Bazyliańskie    - - - - -  - - - - - - - - - - - - 12. -”-
                        Trzy dni poświęcone Bogu - - - - - - - - - - - - - - - - -   1. -5-
Żywotów tych 12 tomów kazałem oprawić w płótno czarne i oprawa zupełnie jest świeża. Moglibyśmy przeto takową przynajmniej po 5 sgr. za tom policzyć, co by uczyniło - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - -  -- -  2. -”-
Z książek w rachunku Pańskim zamieszczonych pamiętam, że:
                        Zamek Krakowski    - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -   5. -”-
                        Światło i cienie         - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -   2. -”-
                        Panowanie Stef[ana] Bator[ego]    - - - - - - - - - - - -             2. -”-
            Zwróciłem Panu Dobr[odziejowi] książki te wprawdzie, ile pomnę, zaległe były gdzieś na poczcie, lecz potem odebrałem, zdaje mi się, doniesienie Pańskie, że rąk Pana Dobrodz[ieja] doszły. Tak mi się przynajmniej  przypomina, lecz owego listu Pańskiego znaleźć nie mogę. To tylko pewno, że książek tych nie posiadam. Zatem ośmielam się prosić Pana Dobrodz[ieja], abyś był łaskaw w swych papierach o tym się przekonać, jeżeli można [tekst uszkodz.] czas [tekst uszkodz.] raczyłbyś sumkę wypadającą za zwrócone dawniej i teraz zwrócić się mające książki, od mego rachunku odliczyć, tj.  - - - - - - - - - - -     - - - -- - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - --            24.-  5.-
                        Rachunek zaś wynosi   - - - - - - - - - - - - - - - - -        28.-24.-10.
                        Zostawałoby więc - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -        4.-19.-10.
Gdybyś zaś Pan  Dobr[odziej] przekonał się ze swych papie-
rów,  że rzeczywiście nie odebrałeś na powrót:
                        Zamku Krakow[skiego]    - - - - - - - - - - - - - - - -       5  tal.
                        Światło i cienie   - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -         2. -”-
                        Pan[owanie] Stef[ana] Bat[orego]     - - - - - - - -      2. -”-    
                                                                                     czyli razem:    9. -”-
Przeto zostawałbym dłużnym  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -        13.-19.-10.

            Na pokrycie tej reszty rachunku mogę Panu Dobrodz[iejowi] każdej chwili przesłać kilkanaście starych książek, których spis tu załączam, a które byś Pan Dobr[odziej] raczył otaksować[203] i podług wyboru zatrzymać. O ile by wartość ich przeniosła nasz rachunek, wziąłbym za resztę chętnie jakie inne książki.
            Oddawca niniejszego listu P. Miłkowski[204] raczy się z Pan[em] Dob[rodziejem] osobiście porozumieć w tym względzie. Książki zaś wspomniane najbliższą pocztą nadeślę.
            Składając tymczasem najczulsze podziękowanie Panu Dobr[odziejowi] za łaskawe ułatwienie mi porachunku, łączę wyraz prawdz[iwego] szacu[nku], z którym miło mi zostawać Jego uniżonym [sługą]

[64] Do  TEOFILA  LENARTOWICZA  w  Rzymie
[29 kwietnia 1857]
            Szan[owny] P[anie].
            Żałuję niezmiernie, że się na żaden sposób nie dało podług życzenia Pańskiego rozpocząć wydawania pisma dla ludu z Wielkanocą[205]. Ks. Aleksy[206], równie jak Ks. Borowicz[207], z powodu innych licznych zatrudnień, podjąć się redakcji nie mogli. Materiałów przynajmniej na dwa pierwsze zeszyty także niepodobna było zebrać w tak krótkim czasie. Trzeba to więc będzie odłożyć do Adwentu, a tymczasem nie omieszkam starać się usilnie o nagromadzenie artykułów wystarczających na kilka zeszytów.
            W liście do Pana Jana[208] napisałem o układzie z księgarzem. Prospekt skoro tylko tu ułożymy, pośpieszę przesłać Panu do zatwierdzenia lub poczynienia w nim zmian potrzebnych.
            Najważniejszą wszakże i najpożądańszą byłaby obiecana łaskawie pomoc Szanownego Pana. Przeto prosilibyśmy najmocniej, czybyś nie raczył przesłać nam swych datków, aby zawczasu można obliczyć zasoby.
            Podług naszego pierwotnego zamiaru dzieląc rok na pięć pór, jak lud nasz zwykle go dzieli, wychodziłaby na każdą taką porę książeczka zachowująca wiernie charakter tej pory, a obejmująca np. 4 arkusze, czyli 128 str. w 12-u. Takich więc książeczek byłoby pięć na rok: I-sza Adwentowa, 2-ga Kolędowa, 3-a Wielkopostna, 4-a Wielkanocna, 5-a Zielonoświątkowa.
            W Adwentowej np. przewijałby się porządek  wieczornic. Zaczynałaby się od pieśni nabożnych adwentowych. Mogłyby tu mieścić się także i inne pieśni poważniejszej, historycznej treści - bo to jest pora granicząca z jesiennymi obchodami Dziadów i poświęcona wspomnieniom przeszłości i wróżbom przyszłości. Dalej nauczki religijne, np. o śmierci, o pokucie, itd., powiastki ze Starego Testamentu, a może niektóre klechdy[209], (obrabiane jak np. niektóre obrobił Ks. Hołowiński[210]. Potem domowe zwyczaje pobożne z tej pory, np. wieczór Św. Mikołaja).
            Wreszcie przysłowia, zagadki i rzeczy gospodarskie z tej pory. W ten sposób każda z następnych książeczek obejmowałaby właściwe do pory roku przedmioty.
            Z Panem Janem często mówiliśmy o podobnym rozkładzie tego pisma. Ks. Borowicz, Brzeziński i inni zupełnie się nań zgadzają. Chciej mi Pan łaskawie co do tego swe zdanie napisać.
            Pokłosie za  r. 1856 wyjdzie za 2-3 tygodnie. Wiersz do A.[211] przez Szan[ownego] Pana łaskawie mi przysłany, umieszczony jest w tym zeszycie.
            Następne Pokłosie na r. 1857 niezadługo zacznie się drukować. O nowe datki ośmielam się Szanownego P[ana] najserdeczniej upraszać, a z upragnieniem wyglądając skutku mojej prośby, polecam się najłaskawszej pamięci Szanownego Pana i  wyraz najgłębszego szacunku łączę
E.     Boj[anowski]

[65] Do  KAROLA  SZAJNOCHY[212]  we  Lwowie p[rzez] Breslau-Krakau[213]
                                                                            Grabonóg pod Gostyniem,  [16 maja 1857]
            Szanowny Panie!
            Nader pożądaną dla mnie sposobność chwytając, ośmielam się zgłosić do Szanownego Pana z następującej okoliczności.
            Redakcja Przeglądu Poz[nańskiego][214] przesłała w tych czasach cały zbiór swego pisma z lat 12-tu Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie i podobny egzemplarz całkowity pragnęłaby ofiarować zakładowi Ossolińskich we Lwowie. Lecz ponieważ nie wiemy, czy  Zakładowi temu wolno tak wszelkie odbierać książki, jak Bibliotece Jagiellońskiej, przeto - z polecenia redakcji - udaję się do Szanownego Pana jako kustosza tegoż Zakładu, z prośbą, abyś mi raczył najłaskawiej udzielić pożądanej w tym względzie wiadomości.
            Ośmielam się tu także drugą, z mojej strony, dołączyć prośbę najuprzejmiejszą w imieniu sierot, na których korzyść wydajemy tu od lat kilku nasze ubogie Pokłosie, azalibyś Szanowny Pan, przez wzgląd na dobroczynny cel przedsięwzięcia, nie raczył najłaskawiej ze swych prac szacownych, jakimkolwiek, chociażby najdrobniejszym, datkiem literackim zaszczycić nasz zbiorek, którego zeszyt szósty na rok bieżący niezadługo zacznie się drukować.
            Z wielkim upragnieniem oczekując pomyślnej, jeśli być może, odpowiedzi Pańskiej, łączę wyraz najgłębszego uszanowania, z którym mam zaszczyt zostawać Szanownego Pana uniżonym [sługą]
                                                                                                            E. Bojanowski

[66] Do  ks. SYMFORIANA  TOMICKIEGO[215]  w  Mikstacie
[8 sierpnia 1857]
            Ośmielony uczynioną mi przez Sza[nownego] Ks. Prob[oszcza] nadzieją, że pismo nasze dla ludu raczysz najłaskawiej datkami literackimi zasilać, ponawiam prośbę najuprzejmiejszą, czybyś Sz[anowny] Ks. Prob[oszczu] nie raczył na rozpoczęcie udarować nas kilku artykułami odpowiednimi do czasu adwentowego i kolędowego.
            Materiały, przynajmniej na dwa lub trzy pierwsze zeszyty, należałoby najpóźniej w październiku zgromadzić i uporządkować, dlatego z prośbą mą pośpieszając, będę z upragnieniem wyglądał pomyślnej Szan. Ks. Prob[oszcza] odpowiedzi, a tymczasem łącząc wyraz głębokiego uszanowania, zostaję Szan. Ks. P[roboszcza] Dob[rodzieja] uniżonym sługą
                                                                                                          E. Bojanow[ski]

[67] Do  STANISŁAWA  GÓRSKIEGO[216]  w  Uleńcu
[25 sierpnia 1857]
            Szan[owny] P[anie] D[obrodzieju].
            Wróciwszy z drogi, pośpieszam niezwłocznie z odpowiedzią na szanowny list Pański z 24 z.m[217].
            Wezwanie Szan[ownego] Pana Dobrodz[ieja], mające na celu pomnożenie chwały Bożej przez zaprowadzenie i rozszerzenie Ochronek wiejskich, wzbudziło we mnie głęboką cześć ku zbawiennym zamiarom Szan[ownego] Pana Dobr[odzieja] i poczytałbym sobie za szczęście największe, gdyby mi P. Bóg dozwolił, wedle życzeń Szan[ownego] P. Dobr[odzieja], usłużyć tej sprawie.
Wyznać atoli muszę, że tutejszy nasz Zakład Ochronkowy nie doszedł dotąd jeszcze do takiego rozwinięcia, iżby już w tej chwili można wysłać trzy należycie uzdatnione Siostry do Królestwa[218]. W początkach zaczęliśmy kształcić kandydatki u Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego à Paulo,  ale zważywszy, że Zakład taki powinien się podług swej własnej natury odrębnie i samorodnie rozwijać, staraliśmy się co najrychlej osobny założyć Nowicjat, który też za pomocą Bożą urządziliśmy już na wsi i całkiem po wiejsku. Tu więc musieliśmy przeznaczyć najzdatniejsze Siostry do kształcenia Nowicjuszek, lecz brak funduszów nie dozwala nam dotąd utrzymywać znaczniejszej liczby Nowicjuszek, chociaż ich dużo się zgłasza. Raczysz przeto Szan[owny] P. Dobr[odziej]u przyznać, iż w tym stanie rzeczy nie można jeszcze słabych sił rozdzielać. Wszystkie małe podobne przedsięwzięcia zwolna się rozwijać muszą, aby sobie trwałość i moc zapewnić.
            Będzie przecież moim największym usiłowaniem, o ile łaska Boża i zasoby dozwolą, aby jak najprędzej zadosyć uczynić zaszczytnemu wezwaniu Pańskiemu, o czym zawczasu nie omieszkam donieść Szan[ownemu] P[anu] Dobr[odziejowi], skoro tylko da się wybrać trzy należycie uzdatnione Siostry.
            Uwaga zaś Szan[ownego] Pa[na] Dobr[odzieja], że osobno i bez połączenia z początkowym zawiązkiem tego Zakładu, zaczynać podobnego przedsięwzięcia nie można, jest nader słuszna i z duchem wszystkich tego rodzaju instytucji zgodna, gdyż w dążeniu ku jednemu celowi byłaby nie tylko niewłaściwą taka różnorodność, ale i trudności, nieodłączne od początkowego urządzania podobnych zakładów, które nam doświadczać tu i przełamywać przychodzi, musiałyby być daremnie tam na nowo zwalczane.
            Tymczasem jeślibyś Sz[anowny] P. D[obrodziej] życzył sobie bliżej urządzenie naszych Ochronek poznać, mógłbyś Sz[anowny] P. D[obrodziej] najszczegółowsze objaśnienia otrzymać od Pana Adama Goltza[219] (mieszkającego w Puczycach pod Łosicami), który o Ochronkach pisał w Kronice[220] i często bywa w Warszawie, a któremu w zeszłym roku udzieliłem wszelkich szczegółów o naszym Zakładzie Ochronkowym.
            Mając miłą nadzieję, że częściej będę miał jeszcze szczęście w tym przedmiocie porozumiewać się z Szan[ownym] P. Dobr[odziejem], łączę wyraz najgłębszego szacunku, z którym zostaję Jego najniższym sługą
                                                                                                            E. Bojanowski
[Na marginesie]
            Pan Goltz bardzo się sprawą Ochronek zajmuje i także miał zamiar tutejsze Siostry sprowadzić lub stamtąd kandydatki tu na rok przysłać.

[68] Do  MARIANNY  SZOŁDRSKIEJ [221]  w  Jaszkowie
                                                                                                Grabonóg, 16 wrześ[nia] 1857
          Dowiadując się z doniesień Matyldy[222], ile Szan[owna] P[ani] D[obrodziejka] do tak wielu już wyświadczanych dla Ochronki dobrodziejstw, raczysz w obecnych ich potrzebach i kłopotach, przydawać coraz nowych łask i wspaniałomyślnej pomocy, nie mogę na sercu przenieść, aby Szan[ownej] P. Dobr[odziejce] nie złożyć hołdu najgłębszej wdzięczności, a wyrazić moje wielkie ubolewanie, iż obowiązkom, które w radzeniu o potrzebach Ochronki na mnie tylko ciążą, nie jestem przecież w stanie zadość wedle chęci czynić.
            Podług ostatniego listu Matyldy, cztery chore leżą. Mam wielką obawę, aby do niezmiernego podobn[o] zaognienia nogi Józefki[223], nie przyłączyła się gangrena. Ile z listu Matyldy wyrozumieć mogę, Nepomucena[224] ma mocne zapalenie, a Joannie[225] po nerwowej febrze[226] nie lepiej. Dla zaspokojenia się, byłbym już przyjechał, ale wstrzymuję się dotąd przez wzgląd na wydatek.
            Elżbietka[227] nie chcąc być na ślubie siostry, musiała dla ułagodzenia rodziców iść osobiście ich przeprosić i kilka dni dłużej pozostać. Od Pana Jana[228], ani od P. Cezarego[229] nie mam żadnej wiadomości. Za łaskawym pozwoleniem Pani Dobrodziej[ki], ośmielam się list do Ochronki [załączyć].
            Pełen najgłębszego uszanowania i wdzięczności, mam zaszczyt zostawać Szanownej Pani Dobrodz[iejki] najniższym sługą
                                                                                                          E. Bojanowski

[69] Do  KAJETANA  MORAWSKIEGO  w  Jurkowie
[26 października 1857]
            Kochany Kajetanie!
            Serdecznie Ci dziękuję za Twą łaskawą pamięć o Ochronce jaszkowskiej. W zeszłym roku byłeś łaskaw przysłać na miesiąc styczeń: Żyta - korzec 1; kartofli - korcy 2, czyli 4 wiertele; jęczmienia - garncy[230] 8; grochu - garncy 8; okrasy - funtów[231] 5; masła - 2 1/2 kwarty[232]; soli - garniec 1.
W pieniądzach - tal.1, sgr. 16.
            Sprzęt z pola ochronkowego w Jaszkowie był tego roku tak mały, że po zasianiu żyta, ledwo na miesiąc chleb wystarczy. Kartofli było jeszcze najwięcej i dlatego śmiałbym Cię prosić, abyś łaskawie zamiast kartofli raczył w stosunkowej ilości więcej żyta, jeżeli można, przysłać.
            Do lipca mieliśmy tylko pięć dziewcząt w Jaszkowie, dla których powyższa żywność wystarczała miesięcznie, teraz zaś mając dwanaście dziewcząt i stróża, potrzebna prawie potrójna ilość tego, co dawniej wychodziło. Nie mogąc przecież nadużywać dobroci naszych dobroczyńców, aby tę potrzebę pokryć, prosiłbym Cię tylko, abyś raczył łaskawą Twą ofiarę w jednym miesiącu przysłać razem z czerwonowiejską, jeżeli i stamtąd takową przeznaczyć raczą, to jest na styczeń. Z tego widzisz, jaki mam kłopot wyżywienia się do żniw. Na przyszły rok jednak mam w Bogu nadzieję, że sprzęt będzie może wystarczający, bo się lepiej uprawiło i więcej było mierzwy z bydła przyjętego na pastwisko. Ale trudności w obrobieniu pola przeszło się niemałe. W [...] zupełnym braku miejscowego inwentarza i  sprzętów gospodarskich, robiło się tylko dorywkami.
            Czcigodna Pani Szołdrska najwięcej nam dopo[ma]gała. Wieśniacy także, nawet z okolicznych [wio]sek, bez żadnego wynagrodzenia, przybywali po kilku uprawiać rolę. W ogólności wielce pocieszający udział dla Ochronki lud tamtejszy okazał. Jeden gospodarz z Ludwikowa na wiosnę całe pole  [...][233].
[70] Do ks. arcybiskupa  LEONA  PRZYŁUSKIEGO  w  Poznaniu
                                                                         Grabonóg pod Gostyniem, 18 grudnia 1857
            Jaśnie Oświecony Arcypasterzu,
            Najprzewielebniejszy Panie i Dobrodzieju!
            Składam u stóp Waszej Arcypasterskiej Mości najpokorniejszą prośbę następującą.
            Widząc, jak wielkiej potrzeby są duchowne upomnienia i przestrogi dla każdego chrześcijanina, a tym więcej dla stowarzyszeń religijnych oraz jak zbawienny wpływ wywierają w diecezjach, opiece Waszej Arcypasterskiej Mości poruczonych, ćwiczenia Św. Ignacego, udałem się do OO. Jezuitów w Śremie z prośbą, aby jak w latach poprzednich, tak i w tym roku raczyli takowe ćwiczenia w Zakładzie Ochronkowym udzielić. O. Superior[234] oświadczył się chętnym ku temu, jeżeliby to zgadzało się z życzeniem Waszej Arcypasterskiej Mości, tym więcej, że tenże Zakład Ochronkowy stał się teraz liczniejszym i że wszelkie w nim działanie zaczyna przechodzić nieco zakres prywatnych czynności duchownych. Aby więc wspomniani Ojcowie zgodnie we wszystkim z wolą Waszej Arcypasterskiej Mości i zarazem z błogosławieństwem Bożym działać mogli, zażądali na to ode mnie wyjednania pozwolenia od Waszej Arcypasterskiej Mości.
            Zanoszę przeto do tronu Waszej Arcypasterskiej Mości moją najpokorniejszą prośbę, abyś Wasza Arcypasterska Mość swą ojcowską troskliwością - w której chwałę Bożą i zbawienie dusz w naszych smutnych czasach, tak gorliwie rozszerzasz i potrzebom duchownym z taką pieczołowitością zaradzasz - raczył też i temu najmniejszemu Zakładowi tej wielce upragnionej pomocy duchownej nie odmówić.
            Ponieważ zaś Ojcowie Jezuici są na teraz wolni od prac misyjnych, przeto czas obecny byłby najdogodniejszym do odprawienia tych świętych ćwiczeń.
            W nadziei otrzymania tej najpożądańszej łaski, schylam głowę moją pod Waszej Arcypasterskiej Mości błogosławieństwo i zostaję Jaśnie Oświeconego i Najprzewielebniejszego Arcypasterza najpokorniejszym sługą i najniegodniejszym synem[235].
                                                                                                            E. Bojanowski
           
[71] Do  ks. IGNACEGO  TALACZYŃSKIEGO[236]  w  Mosinie
                                                                            Grabonóg pod Gostyniem, 30 grudnia 1857

            Sz[anowny] Ks. Prob[oszczu] Dobr[odzieju].
            Ponieważ po śmierci śp. Ks. Staśkiewicza[237] dochody probostwa w Żabnie tylko do kwartału podobno, czyli do ostatniego grudnia br. służyły spadkobiercom jego, a odtąd Szan[ownemu] Ks. Prob[oszczowi] Dobr[odziejowi], jako posiadającemu komendę[238] tegoż probostwa przypadają, przeto ratę kwartalną z dzierżawy probostwa jaszkowskiego w ilości tal. 20 za czas od 1-go stycznia do 1-go kwietnia 1858 pośpieszam przesłać niniejszym Szanownemu Ks. Prob[oszczowi] Dobr[odziejowi], upraszając uprzejmie o łaskawe nadesłanie kwitu.
            Miło mi przy tej sposobności załączyć Szan[ownemu] Ks. P[roboszczowi] D[obrodziejowi] wyraz głębokiego uszanowania, z którym zostaję Szan[ownego] Ks. P[roboszcza] Dobr[odzieja] uniżonym sługą
                                                                                                          E. Bojanowski

[72] Do  JÓZEFA  GAJEWSKIEGO[239]  w  Kosmowie
                                                                        Grabonóg pod Gostyniem, 22 lut[ego] 1858
            Szan[owny] Panie!
            W tej chwili odebrałem list Pański do Przełożonej Siostry Miłosierdzia w Gostyniu, pisany 5-go t.m., a oddany na pocztę w Ostrowie 15-go t.m., z którego miło mi nader wyczytać wyrazy pełne życzliwości Pańskiej ku Zakładowi Służebniczek Najśw. Panny. Ale zarazem z wielką moją przykrością i podziwieniem dowiaduję się z listu tego, iż na łaskawą odezwę Pańską w tym samym interesie, jeszcze w r. 1856 w czerwcu z Poznania do mnie pisaną[240], odpowiedź moja rąk Pańskich wcale nie doszła. Nie umiem sobie tego inaczej wytłumaczyć, tylko że albo przez posłańca odnoszącego listy na pocztę, albo też na samejże poczcie przypadkiem zagubiona została.
            W odpowiedzi tej - ile pomnę - donosiłem Szanownemu Panu, iż z powodu małej ilości kandydatek, które się naówczas u Sióstr Miłosierdzia kształciły i dla trudności jakaby zachodziła przy niedostatecznym jeszcze rozwinięciu tego Zakładu, w oddaleńsze strony Służebniczki posyłać - nie było podobna korzystać z najłaskawiej ofiarowanego przez Pana miejsca na Ochronkę, chociaż byłoby dla Zakładu tego rzeczą najpożądańszą, aby ubogie swe służby mógł jak najprędzej i do Królestwa rozszerzyć.
            Od owej pory odebrałem kilka podobnych łaskawych wezwań z nadwiślańskich i nadbużańskich okolic, którym również, niestety, nie mogłem dotąd zadośćuczynić.
            Teraźniejszy list Pański, chwilowo, w niemniej trudnym zastaje mnie jeszcze położeniu. Sprawa tego Zakładu ostatnimi czasy, za łaską Bożą, znaczne uczyniła postępy co do wewnętrznego rozwinięcia, lecz ku temu kierunkowi obróciwszy siły, wypadało się powstrzymywać w zawczesnym rozszerzaniu na zewnątrz nie należycie jeszcze zorganizowanego Zakładu.
            Początkowo i wtenczas jeszcze, kiedyś Pan był łaskaw pierwszy list do mnie pisać, kandydatki na Służebniczki Najśw. Panny kształciły się u Sióstr Miłosierdzia w Gostyniu, ponieważ towarzyszące każdemu początkowaniu trudności nie dozwalały jeszcze naówczas nowemu Zakładowi temu o własnych siłach się rozwijać.
            Później atoli, gdy lokalność Domu Sióstr Miłosierdzia, przede wszystkim dla sierot przeznaczona, z pomnażającą się ilością takowych w ostatnich latach, nie mogła obok nich dogodnie mieścić oddziału naszych kandydatek, a z drugiego względu, gdy doświadczenie nas przekonywało, że Zakład Służebniczek jako wyłącznie wieśniaczy, tylko odrębnie i samorodnie rozwijać się powinien, że zresztą każda rzecz podobna tylko w rozwijaniu się podług swej natury ma warunek swego udania się, a opierając się o inną instytucję, zawsze nie samoistne i tylko pasożytne może mieć życie, - umyśliliśmy z tych powodów  założyć osobny na wsi Nowicjat Ochronkowy pod kierunkiem dostatecznie uzdatnionych ku temu Służebniczek, wieśniaczek. Pan Bóg pobłogosławić temu przedsięwzięciu raczył. W bliskości Śremu, w ładnym i ustronnym położeniu nad samą Wartą, we wiosce Jaszkowie,  własności Pani Szołdrskiej, nader czcigodnej i pobożnej osoby, wzięliśmy w dzierżawę tamtejsze probostwo, które dla szczupłości dochodów nie mogąc mieć osobnego proboszcza, do sąsiedniej parafii od dawna jest przyłączone[241]. Dom według potrzeby przerobiony i przybudowany, mieści w sobie izbę ochronkową, duży na kilkanaście łóżek dormitarz, wygodny refektarz, który zarazem za szkołę dla Nowicjuszek służy, osobną infirmerię[242], kuchnię, śpiżarnię, itd. Tuż przy domu jest piękny starożytny kościółek gotycki, w którym Nowicjuszki modlitwy swoje odprawiają i kilkakrotnie co dzień nawiedzają Najśw. Sakrament. Wokół domu jest ogród 9 mórg[243] obszerny, cały ogrodzony i w pobliżu role należące do tegoż probostwa, na których ćwiczą się w pracach polnych i z nich utrzymanie mają. Cały ten Zakład urządzony jest na stopę wieśniaczą. Przy znacznych wydatkach na urządzenie, mogliśmy dotąd tylko 9 Nowicjuszek przyjąć, trzy zaś Służebniczki tj. starsza, nauczycielka i gospodyni mają powierzone sobie kierownictwo. Budowa domu dopiero w lipcu 1857 ukończona została, zatem Nowicjuszki nie ukończywszy jeszcze roku próby nie mogą być na Ochronki wysłane, tym bardziej w oddaleńsze strony, gdzie by potrzeba przydać przynajmniej jedną doświadczeńszą.
            Owóż usprawiedliwiłem się Szanow[nemu] Panu, dlaczego i teraz jeszcze nie jesteśmy w stanie ofiarować Mu naszej ubogiej służby. Mam przecież w Bogu nadzieję, że pierwsze Służebniczki, które za łaską Bożą do Królestwa będą wysłane, zawitają najpierw w Ochronce kosmowskiej.
            Rozwijanie się naszego nowego Nowicjatu, nad wszelkie oczekiwanie, coraz obfitsze przynosi pociechy. Dziewczęta przybywające bez żadnego wykształcenia, za szczególną łaską Bożą, widoczne zaraz czynią  postępy i tak w duchu prawdziwej pobożności jako i w obowiązkach powołania swego przedziwnie się rozwijają.
            Wielce mnie uradowała wiadomość z listu Pańskiego o owej dziewczynie pobożnej, którą państwo Radolińscy[244] chcieliby przysłać tu do Nowicjatu. Uważam w tym najłatwiejszy sposób zaprowadzenia Służebniczek do Królestwa. Skoro by się tutaj kilka podobnych dziewczyn wykształciło, można by nimi łatwiej, niż tutejszymi, Ochronki tamtejsze obsadzać. Tymczasem wspomniana dziewczyna z Żelazkowa im prędzej przybędzie, tym lepiej, bo teraz właśnie mógłbym kilka przyjąć. Jeśliby się do niej jeszcze jedna lub dwie ochotniczki przyłączyły, toby mi było tym milej i jej byłoby łatwiej odtęsknić się od stron rodzinnych.
            Prosiłbym Pana najmocniej o łaskawe i ile być może rychłe doniesienie, czy ta dziewczyna z pewnością przybędzie, gdyż miejsce dla niej w Nowicjacie każę teraz zatrzymać. Z Śremu do Jaszkowa jest tylko pół mili. Gdybym wiedział, kiedy do Śremu przyjedzie, poleciłbym Służebniczkom, aby tam po nią przybyły.
            Przyłączam tu Szan.Panu warunki Nowicjatu ku bliższej wiadomości, dla mogących się tam znaleźć kandydatek, oraz dołączam zimowy porządek dzienny Nowicjatu (przepisany ręką Służebniczki, wieśniaczki). Oprócz tego porządku zajmują się kolejno dziećmi w Ochronce i chorymi na wsi. O pielęgnowaniu chorych pobierają także naukę.
            Łaskawa życzliwość Pańska dla tego Zakładu ośmieliła mnie do tak obszernego rozpisania się o nim.   
            Chciej Sz[anowny] Pan przyjąć wyraz mego głębokiego uszanowania, z którym zostaję Jego uniżonym sługą
                                                                                                             E. Boj[anowski]

[73] Do  SIÓSTR  w  Turwi
                                                                                                          [17 marca 1858]
            + N. B.P.J.Ch.[245]                                             
            Wasz list z 3-go marca pisany, a oddany na pocztę 12-go, odebrałem 13-go w sobotę[246]. Bardzo mi było miło, żeście całe trzy kartki zapisały i doniosły o wszystkim szczegółowo. Zawsze tak piszcie. Dzięki Bogu Najwyższemu, żeście szczęśliwie rozpoczęły swoje prace w Turwi. Niech błogosławieństwo Boże będzie z wami, a łaska Jego święta niech wam dopomaga, abyście jak najgorliwszym wypełnianiem obowiązków i pomnażaniem się we wszystkich cnotach chrześcijańskich stały się godnymi prawdziwie imienia Służebniczek Najświętszej Panny, któreście na siebie przyjęły. W Bogu miłujcie się wspólnie między sobą, jak trzy rodzone siostrzyczki, a żaden nieprzyjaciel w niczym was nie przemoże. Sznur troisty niełatwo się przerywa - mówi mędrzec Pański. Bądźcież i wy taką troistą i nierozdzielną związką mocną w miłości Bożej i wiernym wypełnianiu świętych obowiązków waszych. Módlcie się i pracujcie. Modlitwa i praca niech zapełnia wszystkie godziny wasze.
            Razem z tym posyłam wam serdeczne moje życzenia, aby święty wasz Patron wyjednał wam wszelkie błogosławieństwa i łaski Boże ku waszemu świętemu powołaniu potrzebne, abyście rozpamiętując cnoty jego żywota, zagrzewały się do coraz gorliwszego ich naśladowania. Pan Bóg wybrał wam stan i sposób życia wam postanowił, który przypominać wam może świętego Patrona waszego. Święty Józef był opiekunem Dzieciątka Jezus - i wy opiekujecie się niewinnymi dziatkami, ale daj wam Boże, aby Anioł Stróż ostrzegał was przed wszelkim złem, które by dziatkom zagrażało, jak ostrzegł Św. Józefa przed zamachami Heroda - aby te dziatki pod waszą opieką, jak Dzieciątko Jezus pod opieką Św. Józefa,  pomnażały się w łasce u Boga i ludzi.
            Święty Józef był ubogim i żył z pracy rąk swoich, jako i wy ubogie, rękoma  swymi zarabiacie na wyżywienie swoje - ale daj wam Boże, aby ubóstwo wasze było tak święte, jak było święte ubóstwo Św. Józefa - aby wasza praca była zawsze z Bogiem i dla Boga i żeby wam Pan Jezus w niej towarzyszył i dopomagał jak dopomagał i towarzyszył Św. Patronowi waszemu.

[74] Do  ks.  Ignacego  TALACZYŃSKIEGO  w  Żabnie
                                                                                              Grabonóg, 22 mar[ca] 1858  
            Na łaskawy list Sz[anownego] Ks. Prob[oszcza] Dobr[odzieja] z d. 19 t.m.,  a który wczoraj odebrałem, pośpieszam z odpowiedzią, iż 40 tal. dzierżawy za czas od 1-go stycznia do 1-go lipca br. prześlę Szan. Ks. Pr[oboszczowi] D[obrodziejowi] w czwartek, tj. 25-go t.m., ponieważ w tej chwili nie mam tyle pieniędzy, abym mógł dziś przesłać[247].
            Najmocniej Szan. Ks. Pr[oboszcza] D[obrodzieja] przepraszam za dotychczasową zwłokę - ale wyznaję otwarcie, iż jakkolwiek bardzo pamiętałem o tym i wielce mi to na sercu leżało, przecież trudność zebrania pieniędzy nie dozwalała mi uiścić się z obowiązku.
            W ostatnim liście z 19 t.m. piszesz mi Szan. Ks. Prob[oszczu] przez nader wielką Swą delikatność, o nadesłanie 20 tal. tylko, za czas od 1 stycz[nia] do 1-go kwiet[nia] br., lecz ponieważ w przeszłym liście (z 22 stycznia br.)[248] raczyłeś mi Szan. Ks. Prob[oszczu] D[obrodzieju] donieść, że zarząd parafii żabińskiej do Św. Jana br. zatrzymasz, przeto całkowite 40 tal. pośpieszę przesłać w czwartek Szan. Ks. P[roboszczowi] D[obrodziejowi].
            Co do łaskawego zapytania Szan. Ks. Prob[oszcza] D[obrodzieja] względem dalszej dzierżawy, pragnę, owszem, na jak najdłuższy czas ją zatrzymać. Wiadomo bowiem Szan. Ks. P[roboszczowi] D[obrodziejowi], że przybudowanie domu i urządzenie Zakładu, jedynie z ofiar dobroczynnych z niemałymi trudnościami było uskutecznione w tym właśnie widoku, aby na czas dłuższy w tej dzierżawie pozostać. Kopii kontraktu nie mam, bo śp. Czcigodny Ks. Staśkiewicz obiecując oddać mi takową przy okazji, zapomniał to uczynić i nie przyszło mi ją odebrać. Pamiętam wszakże, że układ był na  trzy lata zrobiony, począwszy od 1-go kwiet[nia] 1857 do 1-go kwiet[nia] 1860. - Wielce byłbym przeto Szan. Ks. Prob[oszczowi] Dob[rodziejowi] wdzięczny, gdybyś raczył najłaskawiej wyszukać, w pozostałych po śp. Ks. Staśkiewiczu papierach, drugi egzemplarz rzeczonego kontraktu, albo przynajmniej kazać łaskawie odpisać kopię i przy sposobności oddać ją na ręce J[aśnie] W[ielmożnej] Szołdrskiej w Jaszkowie.
            Co do gospodarstwa probostwa jaszkowskiego, mam w Bogu nadzieję, że przebywszy trudności pierwszych urządzeń - pójdzie teraz coraz lepiej, zwłaszcza że za przyzwoleniem  P. Hr. Cez[arego] Platera z Góry, raczył p. Niesiołowski[249] przyjąć na siebie dozór nad tymże gospodarstwem i będzie przychodził w pomoc, ku jego najkorzystniejszemu urządzeniu.
            Przy tej sposobności miło mi polecić się pobożnej pamięci Szan. Ks. P[roboszcza] D[obrodzieja] i załączyć wyrazy głębokiego uszanowania, z którym zostaje Jego uniżony sługa
                                                                                                                      E. B

[75] Do  STANISŁAWA  JARZĘBOWSKIEGO[250]
                                                                                              Grabonóg,16 kw[ietnia] 1858
            Koch[any] Stasiu!
            Węsierscy z Podrzecza, którzy Ci pewnie mało są znami, prosili mnie, czybym nie mógł zasięgnąć od Ciebie bliższej wiadomości o nauczycielu prywatnym, który podobno teraz dom Twój opuszcza i przez gazety nowego umieszczenia poszukiwał. W nadziei więc Twojej dobroci, udaję się do Ciebie Kochany Stasiu  z prośbą, abyś mi raczył najłaskawiej donieść, czy byłeś z niego kontent[251] co do nauki i prowadzenia się, oraz jak wysoką pensję pobierał u Ciebie. Że zaś jest podobno Niemiec, ale katolik i kandydat teologii, przeto prosiłbym Cię o łaskawe objaśnienie, czy umie dosyć po polsku, aby mógł uczyć chłopców, którzy bardzo mało po niemiecku rozumieją i czy ma zamiar wstąpić do stanu duchownego, czy też go zaniechał?
            Dwaj chłopcy Węsierskich mieli już nauczyciela Polaka, który udzielając im nauk w języku polskim, mniej więcej do IV-tej ich przygotował.
            Prosząc Cię o łaskawą i ile będzie można rychłą odpowiedź, miło mi przy tej sposobności załączyć obojgu Państwu i całemu ich domowi wraz z Teofilostwem[252] nasze najuprzejmiejsze ukłony.
            Ściskając Cię najserdeczniej, Twój
                                                                                              Edm[und] Boj[anowski]

[76] Do  ks. arcybiskupa  LEONA  PRZYŁUSKIEGO  w  Poznaniu
                                                                                        Grabonóg, 13 czerwca 1858 r.
            Jaśnie Oświecony,
            Najprzewielebniejszy Arcypasterzu!
            Z najgłębszą uniżonością mam zaszczyt na najłaskawszy rozkaz Waszej Arcypasterskiej Mości złożyć u stóp Jego Arcypasterskiego tronu załączony tu raport o obecnym stanie Zakładu Ochronkowego Służebniczek Boga-Rodzicy, wraz z dwoma świadectwami kapłanów, pod których dozorem duchownym znajdowały się dotychczasowe Ochronki. Niedostaje tylko świadectwa o Ochronce jaszkowskiej z parafii żabińskiej, z powodu śmierci śp. Ks. Staśkiewicza, pod którego okiem zawiązała się Ochronka jaszkowska. Niemniej na najłaskawszy rozkaz Waszej Arcypasterskiej Mości przyłączam Statuta tegoż Zakładu, o ile takowe dotąd, w miarę osiągniętych doświadczeń i poznanych potrzeb, lubo z nienależytym jeszcze uporządkowaniem zebrane, a tu ręką Ochronianki wieśniaczki przepisane zostały, i na koniec wykaz porządku dziennego, jaki zachowywany jest w Zakładzie kształcącym kandydatki ochronkowe w Jaszkowie.
            Spóźnienie w przesłaniu niniejszego raportu nastąpiło z powodu przydłuższego zbierania faktów i świadectw, które mi zdawały się być niezbędnymi ku rzetelnemu przedstawieniu stanu rzeczy.
            Przy złożeniu tegoż u stóp Waszej Arcypasterskiej Mości, ośmielam się najpokorniejszą ponowić prośbę do tronu Arcybiskupiego o najmiłościwsze przyjęcie tego słabego zawiązku pod Wysoką Opiekę duchowną, a na teraz przynajmniej o najłaskawsze udzielenie pozwolenia, aby dla tegoż Zakładu odbyć się mogły tak niezbędne ku jego duchownemu postępowi, rekolekcje trzydniowe pod kierunkiem Ojców Jezuitów, którzy w czasie wolnym od swych prac misyjnych, najłaskawszą raczyli oświadczyć do tego gotowość, skoroby tylko najdostojniejsze Waszej Arcypasterskiej Mości przyzwolenie otrzymali.
            Błagając przeto o najmiłościwsze przychylenie się Waszej Arcypasterskiej Mości do mej najuniżeńszej i najpokorniejszej prośby oraz o Jego Arcypasterskie błogosławieństwo tak dla tego najmniejszego ku chwale Bożej rozpoczętego przedsięwzięcia, jako i dla mnie najniegodniejszego sługi, zostaję pełen najgłębszego uszanowania Waszej Arcypasterskiej Mości najpoddańszym synem i sługą[253]

                             Raport  o obecnym stanie Zakładu Ochronkowego 
                                               (Służebniczek Boga-Rodzicy)
Na miłościwe Jaśnie Oświeconego Arcy-Pasterza wezwanie z dnia 2-go stycznia b.r. składam najpokorniej u stóp Jego Arcy-Pasterskiego tronu raport o obecnym stanie Zakładu Ochronkowego Służebniczek Boga-Rodzicy.
Przed dwoma laty miałem zaszczyt J. O. Arcy-Pasterzowi uczynić pierwsze doniesienie z d. 8-go grudnia 1855 r. o początkowym zawiązku tego drobnego Zakładu. Od owego czasu, głównym przedmiotem dalszych usiłowań było, założenie osobnego domu ku kształceniu kandydatek. Przedtem sposobiły się one w Zakładzie Sióstr Miłosierdzia w Gostyniu. Trwało to atoli czas krótki, z przyczyn następujących.
Kandydatki ochronkowe, oprócz ogólnego kształcenia, jakie wychowanicom Zakładu Sióstr Miłosierdzia udzielane bywa, potrzebowały osobnych i specjalnych ku swemu zawodowi ćwiczeń, które ponieważ przechodziły obręb zakreślonego w Zakładzie Sióstr Miłosierdzia planu nauk i porządek czyn­ności domowych byłyby nadwerężały, przeto musiały być opuszczanymi, a przez to pobyt kandydatek ochronkowych u Sióstr Miłosierdzia, okazywał się nieodpowiednim ku osiągnięciu wytkniętego dla tychże kandydatek celu.
Nadto, urządzenie Zakładu Sióstr Miłosierdzia nie odpowiada drobnej skali i zwykłemu trybowi wieśniaczego życia, z którego pochodzą i do którego się kształcić mają wiejskie kandydatki Ochronkowe. Same porządki i przyrządy gospodarstwa domowego, sam obrót zatrudnień, właściwe Zakładowi większych rozmiarów, nie przypadają do ograniczonych środków wiejskiego zarządu domowego. Przyzwyczajenie się do przestronnych sal, wygodnych zachowań i.t.p.,  mogłoby się było stać łatwo powodem nieukontentowania się potem ciasną izdebką wiejską. Również co do jadła u Sióstr Miłosierdzia przez konieczny wzgląd na sieroty w stanie największego zanędznienia przybywające do Zakładu, dawane bywa mięso kilka razy na tydzień, gdy tymczasem kandydatki Ochronkowe przyzwyczaiwszy się do tego, potem na wsi zaledwo kilka razy do roku mogłyby mieć mięso na stole.
Z tych i tym podobnych powodów, powziąłem przeświadczenie, że Zakład Ochronkowy Służebniczek Boga - Rodzicy, jako wyłącznie dla wiosek prze­znaczony, różni się tak stanowczo od Instytucji na wyższą stopę miejską urządzonych, a w tem samem i od Instytucji Sióstr Miłosierdzia, iż powi­nien koniecznie rozwijać się osobno i samorodnie, wedle właściwych, swemu przeznaczeniu warunków. I aczkolwiek łatwiejszym byłoby zapewne rozwija­nie się tego słabego zawiązku pod bokiem należycie zorganizowanej już i tylu łaskami Bożymi namaszczonej Instytucji, przecież mając przede wszystkim jego odrębne przeznaczenie na oku, wypadało raczej wszelkie przewidziane podjąć trudności, jakie go przez takowe wyosobienie się [wyodrębnienie] oczekiwały, niżeli mu obcą i jego celowi niewłaściwą naturę nałożyć. Wykonanie tego przyśpieszyła okoliczność następująca. W epoce tej właśnie dotkliwe klęski powodzi i nieurodzaju, jakimi szczególniej pobliższe Gostyniowi okolice nawiedzone zostały, sprowadziły większy niż dawniej­szymi laty, napływ sierot i ubogich dzieci, którym z głównego przezna­czenia Zakładu, pierwsze przed kandydatkami Ochronkowymi należało się miejsce. A ponieważ lokalność domu już się przepełniała, uznałem za słuszne, obmyślić osobne dla kandydatek Ochronkowych pomieszczenie i przystąpiłem wcześniej do uskutecznienia tego, niżbym to był może uczynił, gdyby rzeczona okoliczność nie była się stała naglącym powodem. Pan Bóg, przedsięwzięciu ku Jego chwale podjętemu najmiłosierniej pobłogosławić raczył. Wnet znalazło się nader odpowiednie miejsce ku założe­niu osobnego zakładu do kształcenia kandydatek Ochronkowych na wsi w Jaszkowie pod Śremem, gdzie za życzliwym przychyleniem się ś.p. Ks. Staśkiewicza Proboszcza z Żabna, a zatwierdzeniem Prześwietnego Konsystorza Arcy-Biskupiego, wziętym zostało na ten cel w dzierżawę, małe probostwo tamtejsze. Do liczby więc dotychczasowych, przybyła nowa Ochronka, którą obsadziwszy trzema doświadczeńszemi już Siostrami Ochronkowemi, a miejsca ich po innych Ochronkach zapełniwszy wyszłymi od Sióstr Miłosierdzia kandydatkami, pozostało z tychże kandydatek kilka tylko, które się przeniosły do nowo w Jaszkowie otworzonego Zakładu przygotowawczego, na dniu 26 Sierpnia 1856 r.
Szczupłość tamecznego domku nie dozwalała zrazu przyjmować większej liczby kandydatek, a czas zbliżającej się jesieni i trudność zebrania zasobów, przeszkodziły rozpocząć przed zimą, potrzebne około przebudowa­nia domu roboty. Na wiosnę dopiero 1857 r. za pomocą Bożą zaczęta po Św. Janie skończona budowa stanęła, przecież nie usunięto jeszcze trud­ności co do urządzenia gospodarstwa i zapewnienia dostatecznego utrzy­mania, spowodowały, iż zamiast oznaczonej ilości 12-tu kandydatek ograniczyło się liczbę takowych na 9-ciu tylko, oprócz trzech przewod­niczących Ochroniarek, to jest: Starszej, Nauczycielki i Gospodyni z którymi razem 12-cie Ochroniarek domek Jaszkowski zapełniło.
Zatrudnienia ich podzielone na ćwiczenia nabożne, naukę i pracę, odby­wają się podług porządku dziennego, który do niniejszego raportu dołą­czam. Co do pór roku, zachodzi tu tylko w powyższych przedmiotach różnica, iż zimą więcej nauce, latem więcej pracy się oddają. Bóg dobrotliwy, słabemu zawiązkowi temu, błogosławieństwa Swego hojnie już udzielić raczył. Albowiem chociaż należytej opieki duchownej Zakład ten dotąd mieć jeszcze nie może i tylko uczęszczanie w dni świąteczne do kościoła w Śremie, a cotygodniowe tamże przystępowanie do Sakramentów świętych, jedynym jest dlań zasiłkiem duchownym, postęp przecież w duchu prawdziwej pobożności, staje się tu tak coraz widoczniejszym, iż go tylko zaiste osobliwej łasce Bożej zawdzięczać należy. Z domku tego wychodzą coraz dobitniejsze oznaki głębszego powołania, które błogim wpływem udzielają się drugim Ochroniarkom.
We wszystkich Ochronkach, od czasu założenia tego przewodniczącego im niejako domku Jaszkowskiego, objawia się pewne już poczucie silniejszego związku wzajemnego i zaczerpywanie stamtąd przykładów, ku coraz ściślejszemu zespoleniu.
W pierwszych początkach np. gdy z różnobarwności ubiorów nastąpiło przejście do przyjęcia jednego koloru modrego, wzgląd na powolne ujmo­wanie tego rodzaju ozdób, doradzał pozwalać im obok codziennych modrych sukien płóciennych i perkalowych chustek białych, nosić i świąteczne - wedle zwyczaju wiejskiego - suknie modre merynosowe i muślinowe na głowach chustki białe. Domek Jaszkowski dopiero zgłosił się z żądaniem, aby im dozwolonym było całkiem poniechać te ubiory świąteczne i tylko płócienkowych tak na codzień jak i na święta używać. Za ich przykładem wnet wszystkie Ochronki wyrzekły się osobnego od święta ubioru i teraz tylko jednaki noszą.
Pragnąc być atoli jak najwierniejszym w skreśleniu niniejszego sprawozda­nia, pominąć nie mogę, iż czy to ten ku większej ścisłości kierunek, czy też skądinąd budzący się niestety często w podobnych stowarzyszeniach, duch odstępstwa, spowodował w tych dwóch lat ostatnich czasie wystąpie­niu pięciu Ochroniarek. O ile powody wyświecić się dały, zdaje się, iż głównie jedna niechętna pociągała za sobą słabsze współtowarzyszki. Nadto, przypisać to należy także brakowi duchownego ich wykształcenia, gdyż właśnie te Ochroniarki w początkach wprost do Ochronek przyszły bez poprzedniego do swego zawodu wykształcenia się, chociaż przeczyć nie można że podobne wypadki mogły się wydarzyć i przy najlepszych duchownych przysposobieniach, jak to, niestety nader często nawet w Zakonach od Kościoła Św. potwierdzonych widzieć się daje, a tem więcej w tym drobnym zawiązku Ochroniarek, który jeszcze wiele prób przejść będzie musiał.
Prócz tego atoli wypadku, nic - dzięki Bogu - w Ochronkach nie zaszło, coby je było w czymkolwiek zachwiało. Owszem od tego czasu wszystko lepiej idzie.
Zgoda i wzajemna miłość pomiędzy wszystkimi Ochroniarkami jest tak sta­teczna, że gdziekolwiek nastała potrzeba przeniesienia której z jednej Ochronki do drugiej, to tylko na własne żądanie tych, które przez zmianę miejsca chciały ujść czynionych im propozycji do zamążpójścia. Innych powodów nie było i wszędzie okazują się zadowolonymi, gdziekolwiek umieszczone zostały.
We wszystkim starają się dane im przepisy jak najstaranniej zachowywać. Zdarzało się nawet, że dopełniając takowych same, troszczyły się, aby i po innych Ochronkach w niczym te przepisy pomijane nie były. I tak raz nawiedzając jedną Ochronkę, zastałem tam przewodniczącą chorą na zapalenie tak, iż bardzo mało mówić mogła. Pomimo to przecież nie omieszkała usilnie prosić, aby jak najprędzej mogła być udzielona kopia przepisów jednej z sąsiednich Ochronek, gdzie jeszcze naówczas nie były dane, podając za naglący powód, że Siostry tamtejsze nie mogą dostatecznie z pamięci odprawiać modlitw i nabożeństw w przepisanym porządku, a przez to pozbawione są łączenia się z drugimi Siostrami w swych modłach i oznaczonych intencjach.
Inna znów, trzymając się ściśle przepisów, pomimo nalegań rodziców, sama odmówiła im stanowczo swego przybycia na wesele rodzonej swej siostry, ale za uproszonem pozwoleniem i z przydaną sobie towarzyszką poszła sześć mil do rodziców, aby ich osobiście przeprosić i przed ślubem siostry do obowiązków wróciła.
Co do uczęszczania do Sakramentów św. lubo dotąd, za łaską Bożą, wszędzie gdziekolwiek Ochronki istnieją, szczęśliwe ułatwienia dozwalają, że wszystkie Ochroniarki co tydzień do spowiedzi i komunii św. przystępują, - przecież w razie trudności, ograniczają się na czasie dwu tygodniowym, ze spokojnym wyrozumieniem i przy znaczniejszych konkursach ludu, aby innym nie przeszkadzać, ostatnie idą do spowiedzi i komunii ś. Raz np. wyszedłszy o 4-tej godzinie rano z kompanią parafialną, dopiero o 6-tej wieczorem po nieszporach były u spowiedzi i komuniko­wały ostatnie przed samem odejściem kompanii.
Nie śmiąc zanadto się zapuszczać w przytaczaniu podobnych przykładów, udowadniających zachowywanie różnych pojedynczych przepisów, poprzestanę na wyliczeniu tylko niektórych faktów, odnoszących się do głównych ich obowiązków, a mianowicie: co do pracy, dozorowania dzieci i pielęgnowania chorych.
Pod względem pracy, jakakolwiek jest im przeznaczana, chętnie ją wszędzie wykonują. Zdarzało się nawet, że gdy chciano obmyślić dla nich łatwiejsze roboty w ogrodzie, prosiły same, aby do wszelkich prac, bez żadnej różnicy porówno z innymi robotnikami używane były, przez co starały się uchylić mniemanie, jakoby stroniły od podobnych robót, zwłaszcza, że niektóre dawniejsze Ochroniarki pragnące unikać posłyszenia czasem gorszących rozmów między pracującymi ludźmi, dopraszały się były o ustronniejsze roboty, a przez to ściągały na siebie mniemanie, że się chcą oszczędzać  w pracy i wyróżniać od innych. Tymczasem wspólnie z drugimi ludźmi roboty, jak świadczą teraźniejsze Ochroniarki, nie narażają ich na podobne przykrości. Owszem ich obecność często powstrzymuje innych od gorszących rozmów, a nawet nastręcza sposobności do wywierania dobrego wpływu na współrobotników. Bywało, że Ochroniarki pracujące z kobietami najmowanymi z więzienia, starały się nawracać je ku Bogu, i swoje książki od nabożeństwa dla użytku takowych kobiet ofiarowały do więzienia, a same nowymi w to miejsce zaopatrzyły się książkami. Podczas pracy dowiedzą się czasem także o podejrzanych lub zakazanych, pod względem religijnym, książkach, które między ludźmi krążą, i przedstawieniami swymi wyjednaw­szy takowe, z przyzwoleniem ich posiadaczy, odnoszą księżom. Często wprowadzają rozmowy pobożne, przytłumiają naganne i gorszące mowy między współrobotnikami, a nawet niekiedy potocznie oświeca ich w niektórych rzeczach religijnych.
Nieraz, żywym przykładem przyczyniają się do zbudowania drugich, np. raz się zdarzyło, że ogrodnik narwawszy owocu dla państwa, dał Ochroniarce, zatrudnionej przy tem, małą resztę z tego owocu, i pomimo jej przedstawień, że bez wiedzy państwa przyjąć nie może, nalegał aby wzięła dla siebie. Ta nie wiedząc co robić, odebrała na koniec, ale zaniosła do pani, jako uzbieraną resztę.
Przeciwnie znów czasem dały przykład cierpliwego zniesienia i darowania krzywdy doznanej od takowych dozorców roboty. Raz np. w obecności licznych robotników, przy wybieraniu kartofli na polu, pijany włodarz dokazując nad ludźmi, a nie oszczędzając Ochroniarek, jedną z nich w swym szale, uderzył kijem. Ta nie tylko zniosła z cichością obelgę, ale nadto, wróciwszy od roboty, błagała Starszą, aby miejscowemu panu zażalenia nie czyniła, powiadając, że to by mogło gniew pana na tego człowieka ściągnąć, a on to tylko po pijanemu i z nierozwagi zrobił. Postępek ten wielce wdzięcznym i przychylnym dla Ochroniarki uczynił na potem owego włodarza i odtąd już się podobnego nadużycia nie dopuścił. Ochroniarka ta była córką bogatego gospodarza, około 17 lat dopiero licząca dziewczynka. 
            Że zaś praca nie przytłumia w nich czynności ducha do modlitwy, przytoczę tylko jeden przykład, który jakkolwiek wyjątkową stawia okoliczność daje wszakże miarę, ich usposobienia i pod tym względem za dowód posłużyć może. Pewnego razu w Kopaszewie, gdy po odpuście przez dwa dni jeszcze odprawiały się Msze św. i na czas ten pozostał w kaplicy Najśw. Sakrament ofiarowały się tamtejsze Ochroniarki, wróciwszy, nazajutrz po odpuście, wieczorem od pracy, że przez noc całą pragną czuwać w kaplicy na modlitwie, dla oddania czci Najśw. Sakramentowi. Jakoż przychylono się do ich prośby i słyszano do rana ich śpiewy w kaplicy, a ze wschodem słońca ochoczo znowu stawiły się do pracy.
Co do dzieci, starają się Ochroniarki ile możności zachęcać je do licznego nawiedzania Ochronki. Zdarzyło się, że dwie idąc przez wieś na robotę i mające przy sobie swój chleb podwieczorkowy, rozdzieliły takowy pomiędzy dzieci spotkane na drodze i zachęcały je tym sposobem, aby poszły wszystkie do Ochronki, gdzie trzecia Ochroniarka na nie czeka. Nieraz także ze zużytych ubiorów swoich robią dla najbiedniejszych dziatek sukienki, fartuszki, czapeczki, koszulki. To też dzieci we wszy­stkich Ochronkach okazują wielką dla Ochroniarek przychylność. Skoro np. w święto ujrzą, na drodze idące z kościoła lub do kościoła, zbiegają się do nich, z wyciągniętymi rączkami i wieszając się u ich sukien odprowa­dzają jak mogą najdalej. Dzieci nawet, które z Ochronki już wyszły w powrocie ze szkoły choć na chwilkę do Ochronki wstępują, a szczególniej w czasie Nabożeństwa Majowego, jak najpilniej na takowym w Ochronce bywają. Ogólnie wszystkie dzieci mają wyraźny pociąg do Ochroniarek. W Kopaszewie np. Pani Grudzielska[254] raz w niebytności swej piastunki przywołała z ogro­du od roboty Ochroniarkę do pilnowania swych dzieci, które w kilku chwilach tak polubiły nową zastępczynią piastunki, że potem odstąpić jej nie chciały. Rodzice także wiejscy po większej części radzi posyłają swe dzieci do Ochronek. Do Jaszkowskiej np. Ochronki wielu rodziców ze sąsiedniego Niesłabina, w czasie choroby tamtejszego Nauczyciela, przewo­zili łodzią przez rzekę codziennie swe szkolne dzieci do Ochronki, aby się w nauce religii ćwiczyły. Często także starsze dzieci, które już z lat szkolnych wyszły, a dla różnych przeszkód, nie były jeszcze do pierwszej spowiedzi przygotowane, pobierały przez pewien czas potrzebną do tego naukę u Ochroniarek. W podobnym przypadku jedną dziewczynkę chorującą od dawna i bardzo osłabioną, nawiedzały Ochroniarki w godzi­nach wolnych od swych zatrudnień, i leżącą w łóżku uczyły katechizmu. Tęż samą dziewczynkę często zastawały nie umytą i nieuczesaną, a gdy matce to przedstawiały, żaliła się na córkę, że nie chce jej słuchać. Tymczasem, na wezwanie Ochroniarek zaraz to uczyniła dziewczynka, i co dzień posłuszniejszą stawała się dla niej. Skoro zaś dostatecznie ją przygotowały, a chora do zdrowia wracać zaczęła, uprosili u miejscowej pani - ponieważ rodzice byli bardzo ubodzy - cały nowy przyodziewek dla niej i uszywszy go same, zaprowadziły ją do pierwszej spowiedzi.
Niektórzy rodzice przyczyniają się sami do zachęcania dzieci do Ochronki. Jedna z matek przed zbliżającą się Gwiazdką, kupiła dwa pudełka zabawek i przyniosła Ochroniarkom, aby te ze swej strony ofiarowały dwojgu jej dzieciom, mówiąc; wiem że wy jesteście ubogie Siostrzyczki, więc dajcie to od siebie, aby moje dzieci tym przychylniejszymi były do was, a przy tem i mego męża ujmie to za serce. Tymczasem przy obchodzie Gwiazdki, gdy zobaczyła też sama matka, ubranych dwóch pastuszków przy żłóbku, którzy na pytanie o Narodzeniu Pana Jezusa bardzo dobrze odpowiadali, oświadczyła Ochroniarkom, aby owe dwa pudełka dała tym pastuszkom, a ona już ze swojej strony inne jakie zabawki swym dzieciom obmyśli.
Zdarza się nawet że niektórzy protestanccy rodzice pilnie posyłają swo­je dzieci do Ochronki. Jedni tacy rodzice protestanccy, którym dziecko uczęszczające do Ochronki umarło, przyszli prosić, aby wszystkie trzy Ochroniarki (bo to było podobno w dzień świąteczny) zechciały wyprowa­dzić ciało wraz z dziećmi Ochronkowemi, przynajmniej do figury za wsią. Co też Ochroniarki po niejakim namyśle uczyniły. Ojciec zmarłego dziecka zatrzymawszy idących z ciałem przy figurze, dziękował Ochroniarkom za ich starania i pieczołowitość wyświadczoną w Ochronce jego dziecięciu i w imieniu tegoż przepraszał je, jeżeli im w czymkolwiek kiedy niepo­słusznym lub przykrym było. Uczyniło to podobno mocne i rozczulające wrażenie na wszystkich obecnych.
Przychylność i posłuszeństwo dzieci względem Ochroniarek jest w ogólnoś­ci przykładem, nawet czasem zadziwiające. Chłopczyk np. jeden za kilka­krotne sprzeciwianie się drugim dzieciom, miał naznaczoną od Ochroniarek pokutę, aby wróciwszy z Ochronki do domu nie jadł wieczerzy, co też tak ścisłe dopełnił, - jak matka nazajutrz przyprowadziwszy go do Ochronki powiadała - iż pomimo usilnych nalegań rodziców, nic w usta wsiąść nie chciał.
Co do korzystania zaś z nauki, szczególniej religii i przejęcia się uczuciem pobożności, wiele się zdarza między dziatkami pocieszających bardzo przekładów, z których jeden tylko np. przytoczę. Chłopczyk podobno 8-mio letni, w parę lat po opuszczeniu Ochronki i wyprowadzeniu się z rodzicami do miejsca, gdzie takowej nie było, długo chorował i do szkoły nie uczęszczał, aż nareszcie gdy jego zgon się już zbliżał, do­wiedział się, że właśnie do jednego ze sąsiednich domów przybył ksiądz z Panem Jezusem do chorego. Począł więc błagać rodziców, aby ksiądz i do niego wstąpić raczył. Jakoż na prośbę rodziców przybył. Ponieważ chłop­czyk nie był jeszcze u spowiedzi, a o takową usilnie prosił, przeto ksiądz dla uspokojenia go zaczął zadawać mu liczne pytania katechizmowe,  na które mimo gasnącego już życia, tak dokładnie odpowiadał, że wreszcie ksiądz wysłuchał go spowiedzi, a lubo komunii św. nie dał, - udzielił mu przynajmniej, na jego prośbę, Sakrament ostatniego namaszczenia przy czem umierający chłopczyna, z zupełną jeszcze przytomnością, odsłaniał sam miejsca do namaszczenia - i serdecznie ucałowawszy ręce kapłanowi skonał spokojnie, ledwie tenże za próg domu wyszedł.
Co do ubogich i chorych niemniej gorliwie dopełniają Ochroniarki obowią­zków swoich. W miejscach gdzie oprócz Ochronki, jest we wsi szpital, za­noszą zwykle codzienną ze swego jadła jałmużnę ubogim i we wolnych chwi­lach, chodzą im czytać książki pobożne i wspólnie z nimi modlitwy odpra­wiają, szczególniej w czasie Wiel[kiego] Postu. Czasem ubogim ludziom, którzy sprowadziwszy się do wsi, nie mieli żywności, zanosiły co tydzień część swego chleba. W  Jaszkowie wprowadziły od niedawna, zwyczaj stawia­nia podczas obiadu na stole, na najprzedniejszym miejscu pod krzyżem zbytniej miseczki dla ubogiego, któryby nadszedł w czasie obiadu, a na której napełnienie składają się po kilka łyżek strawy ze swoich miseczek. Od czasu zaprowadzenia tego zwyczaju, codziennie prawie zdarza Pan Bóg ubogiego.
W nawiedzaniu i pielęgnowaniu chorych, bardzo są troskliwe. Bywało, że Ochroniarka w chwili odjazdu swego do innej Ochronki, pobiegła jeszcze dać lekarstwa chorym we wsi, którą może na zawsze opuszczała, i o potrzebny dla nich posiłek poszła jeszcze prosić państwa. To też, skoro tylko kto zachoruje, zaraz je wzywają, i to zaufanie u ludu objawia się nie do samych osób Ochroniarek, ale już do sukienki, bez względu na oso­bę. Zdarzyło się bowiem, że nowo przybyłe w miejsce dawniejszych zaraz nazajutrz po ich przybyciu, lubo ludziom były z osoby jeszcze wcale nie­znajome, zapraszano we wsi do nawiedzenia chorych, szczególniej do ko­nających, przywołując je nawet wśród nocy aby przyszły modlić się przy nich.
W Jaszkowie, gdzie większa jest liczba Ochroniarek, czasem podczas śnie­gów do sąsiednich wiosek, dowiedziawszy się o ubogich tam chorych, chodziły we dwie i zanosiły im pomoc. W innym miejscu, jedna z Ochroniarek nawiedziwszy chorą wyrobnicę ubogą, która nie mając innego przytułku pod szopą na barłogu we febrze leżała - zaprowadziła ją do Ochronki i na czas paroxyzmu[255] do swego łóżka złożyła. Zeszłej zimy w czasie wielkich zamieci śnieżnych chodziły Ochroniarki Jaszkowskie pielęgnować chorą, mieszkającą w odległym na polu domku, do którego było trzeba przebywać wysokie, jak płoty zawieje. Chodziły po dwie, zmieniając się na dzień i na noc, ponieważ oprócz nieodstępnego doglądania chorej, musiały się zajmować kilku małymi jej dziećmi, oraz praniem, gotowaniem i oprzętem krówki.
Raz miały Ochroniarki chorą starkę[256], żebraczkę która w nędznej izdebce na barłogu leżała. Postanowiły więc między sobą ciągnąć losy, która z nich ma łóżka jej ustąpić, i ta, na którą los wypadł, złożywszy po­ściel na ziemię, zaniosła łóżko dla chorej. Drugie dwie chciały także ze swej strony jakąkolwiek ofiarę uczynić; jedna przeto zeszyła swoje prześcieradło i natkawszy sianem uproszonem na wsi, zrobiła sieniak, trzecia dała koszulę, czapeczkę itp. tak, że chora wcale chędogie miała posłanie i przyodzianie na przybycie księdza, który jej ostatnich Sakramentów Św. udzielał, - i na rękach Ochroniarek dokonała życia. Gdzie indziej było znowu zdarzenie takie. Do domu pewnego komornika przybył ubogi brat jego żony, który miał ogromną ranę na nodze i dalej iść nie mógł. Nareszcie dostawszy niezmiernej gorączki, położyć się mu­siał. Nasłali mu więc barłogu w izbie, i tak bez okrycia na ziemi leżał: jak Łazarz[257]. Ochroniarki dowiedziawszy się o nim, chodziły codziennie go nawiedzać i opatrywać. Na koniec, kiedy niebezpieczeństwo coraz widocznie wzrastało i chory przytomność tracić już zaczął, jedna z odwiedzających go Ochroniarek wzruszona litością, błagała komornicę, żeby chorego brata na swoje łóżko w pościel złożyła. Ta przecież odmówiła, tłumacząc się, że od nogi jego tak okropnie psującej się i zgangrenowanej, cała by pościel w niwecz się obróciła. „Ale w cóż się obróci miłość bliźniego"- odezwała się Ochroniarka - "jeżeli rodzona siostra, rodzonemu bratu pozwoli przy swojem łóżku na ziemi umierać?"  Jeżeli już pościelą swoją nie chcecie go okryć, to zdejmijcie pościel i tylko łóżka mu ustąpcie, a ja mu moją po­ściel przyniosę."- Siostra chorego przystała na to, a Ochroniarka pobiegła do Ochronki i związawszy pościel swoją, na plecach do chaty komorniczej zaniosła i usławszy łóżko, chorego nędzarza do niej złożyła. Sama zaś chociaż towarzyszki chciały się z nią pościelą podzielić prosiła, aby jej pozwoliły na słomie sypiać i tak bez okrycia na próżnym łóżku w Ochronce sypiała, dopóki ów ubogi Łazarz w jej pościeli nie umarł. Po śmierci jego odebrała swoją pościel i oczyściwszy, znowu pod nią sypiać zaczęła. Opowiadała mi to druga Ochroniarka z pewną przyganą dla siebie, że towarzysząc tamtej przy nawiedzeniu tego chorego nie powzięła myśli podobnej ofiary. Udział ludu ku utrzymaniu Ochronek, objawia się oczywiście tam najwięcej, gdzie takowe nie są całkowicie przez dwór utrzymywane, lecz więcej własnej zarobkowości pozostawione. W miejscach takich zdarza się często, że gospodarze wiejscy ofiarują Ochronce przysiewku lnu, jęczmienia, lub po kilka radlanek[258] kartofli na swoich polach. W porze zimowej przynoszą gospodynie, z własnej pobudki słoninę, okrasę itp. Bywało, że nawet ubogie komornice po garnczku mleka od swych krówek przenosiły do Ochronki, która krowy nie miała. Przeszłej wiosny, jeden z gospodarzy sąsiedniej wioski dobrowolnie i nie chcąc przyjąć żadnego wynagrodzenia, własnym pociągiem uprawił rolę probostwa Jaszkowskiego zadzierżawione dla tamtejszej Ochronki i zasiał całą jarzynę oraz kartofle zasadził z również bezpłatną pomocą swojego zięcia.  Na jesień także w Jaszkowie z okolicznych wiosek po kilku gospodarzy zgłosiło się do uprawienia ról pod oziminę i nie tylko, że nic za to przyjąć nie chcieli, ale jeszcze przywieźli kosze owocu ze swoich sadków w darze dla Ochronki na zimę.
Gospodynie wiejskie w porze wiosennej przychodzą nieraz w dnie świąteczne oglądać ogródki Ochronkowe i zobaczywszy czego jeszcze braknie, przynoszą potem różne nasionka warzywne itp. Bywało, że do niektórych takich Ochronek znaczniejsze nawet ilości zboża na chleb ofiarowali gospodarze wiejscy. Nawet niektórzy wieśniacy oświadczali się z ofiarowaniem zapisów pieniężnych na ustalenie Zakładu dla kształcących się kandydatek Ochronkowych, np. brat jednej kandydatki wstępując sam na braciszka do Zakonu w Królestwie, wymówił sobie z działu swego, ustąpionego bratu, 130. tal,  które chce przeznaczyć na Zakład Ochronkowy.
W  tegorocznej wiośnie otworzyła się nowa Ochronka w Niesłabinie[259] w parafii Śremskiej. Przeznaczone tam Ochroniarki najęły sobie domek na wsi i rozpoczęły swe prace bez żadnych zasobów, prócz upewnionego zarobku, jak zwy­czajne wyrobnice. Lud tamtejszy przyjął je z wielką i niespodziewaną ży­czliwością. Dziewczyny wiejskie wybiegły na ich powitanie z wieńcami, oraz poprzynosiły w ofierze ze swych strojów na przyozdobienie ołtarzyka Ochronkowego wstążki, kwiaty robione, chustki muślinowe itp. Miejscowy Ksiądz Proboszcz Śremski[260] raczył być obecny przy otworzeniu Ochronki i po­błogosławić takową. Pod przewodnictwem Ochroniarek rozpoczęło się w Ochronce nabożeństwo majowe, przy którym gospodynie i dziewczęta wiejskie z własnej pobudki postawiwszy na ołtarzyku miseczkę, zaczęły składać grosze na światło. Od pierwszej chwili otworzenia Ochronki z całej wsi drobne dziatki najochotniej się zbiegają i nie ma dnia, żeby gospodynie ze wsi nie przyniosły swych darów dla Ochroniarek. Nie tylko chlebem, masłem, mlekiem, serem, jajkami i innymi przedmiotami żywności, ale nadto zdarzało się, że niektóre przynosiły nawet plaski [plastry] i garnuszki miodu w ofierze. Z gospodarzy zaś kilku, oraz miejscowa nawet nauczycielka, po parę radlanek kartofli zasadzili dla nich na swoich polach i ogrodach, i tamtejszy właściciel wsi Pan Berger, zapewnić raczył dla Ochronki drzewo opałowe. Ochroniarki prócz zajmowania się dziećmi i chorymi, pil­nie chodzą na zarobek, a w dni świąteczne, po powrocie z nabożeństwa przedpołudniowego, ponieważ znaczna część ludzi, dla zbyt oddalonego kościoła, na nieszpory chodzić nie może, przeto zbierają się popołudniu kobiety i dziewczęta wiejskie do Ochronki na czytanie pobożne i wspólne odśpiewanie Różańca św.
Objawy te, tak wielce pocieszające, utwierdzają nas w nadziei, że przy łasce i niewyczerpanym Miłosierdziu Bożym, Ochronki wiejskie, lubo w pierwszych początkach musiały i dotąd jeszcze muszą poniekąd być zawisłymi od dobroczynnej pomocy i opieki przychylnych dworów, pokładamy wszakże ufność w Panu Bogu, że przy dalszym onych rozwinięciu zdołają się utrzymać już to o własnych siłach, już też z pewną dobrowolną pomocą ludu wiejskiego, skoro tenże, jak już teraz pierwsze oznaki tego daje, uznawać zacznie coraz bardziej tę prostaczkową instytucję za swoją i po­pierać ją będzie tak, jak wyższe warstwy społeczne popierają wyższe ins­tytucje. Zresztą przy takowym udziale ludu, dwie Ochroniarki zdrowe i młode a z duchem pewnego poświęcenia, będą mogły zapewne utrzymać się obie i trzecią między sobą, gdy widzimy, że komornice zwykle podeszłe już w wieku i spracowane, z kilkorgiem dzieci utrzymać się mogą. Te zaś Ochroniarki, któreby na dłuższe lata, albo do końca życia pozo­stały, mogłyby w późniejszym wieku być przeznaczone do prowadzenia sierot wiejskich, w domach osobno na ten cel później urządzonych, jakich widoczna potrzeba daje się teraz już uczuwać, gdy niektórzy opiekunowie wiejskich sierot, oraz znaczniejsi dobroczyńcy, zgłaszają się z zapytaniami, czyby przy obszerniejszych Ochronkach nie mogli za stosowną opłatą umieszczać takowych sierot wiejskich, uważając dla nich umieszczenie to stosowniejszym, niż w innych zakładach, ponieważ tu wiejski sposób życia i zatrudnień, najwłaściwiej sposobić je może do ubogiego i pracowitego na przyszłość życia.
Na koniec dla zupełnie zestarzałych Ochroniarek, w miarę zwiększenia się liczby takowych, przybywałoby funduszów na ich utrzymanie ze zapisów posagowych, któreby na rzecz instytucji zapisywały te coby do końca swego życia w tym Zakładzie pozostały. Z przedsięwzięciem takim oświadczyły się już niektóre.
Nadto wszystko zaś najbezpieczniejszą rękojmią naszą jest Bóg miłosierny który obiecuje wszystko przydać tym, którzy się przede wszystkim o królestwo niebieskie starają. A jeśli panowie ziemscy łaskawym chlebem darzą do śmierci swoje "wierne, zasłużone sługi, tedy tym bezpieczniejsza nadzieja tych, co wiernie chcą Panu Bogu służyć, że Pan nieba i ziemi nie zechce ich, jako zasłużone sługi swoje, na starość bez chleba zostawić. 
Co zaś do widoków dalszego na teraz rozszerzania Zakładu Ochronkowego dodaję tu tylko w krótkości, że oprócz licznych miejsc w tutejszej prowincji, które się do zakładania Ochronek zgłaszają, odebraliśmy nadto kilka podobnych wezwań z Królestwa Polskiego, a szczególniej ze stron Podlaskich nad Bugiem i z Mazowieckiego nad Wisłą[261], gdzie w obu miejscach zabierają się do urządzenia większych zakładów, ku kształceniu kandydatek na Służebniczki Ochronkowe, i w tym celu zamierzają przysłać tu opatrzone potrzebnymi funduszami kandydatki, aby po roku lub dłuższym czasie, odbytej tu próby i kształcenia, wrócić mogły w rodzinne strony do kierowania nowymi zakładami, z którychby tamtejsze kandydatki trójkami wychodziły na pomniejsze ochronki po kraju. Dotąd zaś mamy dopiero sześć Ochronek:
1. w Podrzeczu, w parafii Strzeleckiej
2. w Turwi
3. w Kopaszewie  pod spowiednictwem Księdza Proboszcza
4. w Rąbiniu   [ks.] Hertmanowskiego w Rąbiniu,
5. w Niesłabinie, w parafii Śremskiej,
6. w Jaszkowie,  w parafii Żabińskiej.
Razem wszystkich Służebniczek Ochronkowych jest 18, a przy Jaszkowskiej Ochronce kandydatek 9, gdyż dla niedostatecznych jeszcze funduszów, nie było można dotąd większej ilości kandydatek przyjmować.
- - - - - - - - -
Skreśliwszy wiernie obecny stan Zakładu Ochronkowego (Służebniczek Boga Rodzicy)
i przyłączając doń:
a/  Statuta dotychczasowe tegoż Zakładu,
b/  Porządek dzienny Zakładu kandydatek Ochronkowych w Jaszkowie,
c/  Świadectwo Ks. Stanisł[awa]  Gieburowskiego[262] o Ochronce Podrzeckiej
d/  Świadectwo Ks. Roszaka[263] o Ochronkach; Rąbińskiej, Turewskiej i Kopaszewskiej,
Składam niniejszy raport najuniżeniej u stóp Arcy-Pasterskiego tronu, w upragnieniu najpokorniejszym, aby to drobne przedsięwzięcie, jedynie Chwałę Bożą i pożytek bliźnich na celu mające, zasłużyć sobie zdołało jak najobfitszą łaskę i błogosławieństwo Boże, a oraz ku swemu tem zbawienniejszemu rozwinięciu, tak wielce pożądaną a najmiłościwszą J. O. Arcy-Pasterza Opiekę duchowną.
Grabonóg, d. 14 czerwca 1858.                       
(-) E. Bojanowski

[77] Do  JANA  KOŹMIANA  w  Rzymie[264]
[6 lipca 1858]
            Opóźniłem się bardzo z przesłaniem K[ochanemu] P[anu] nowych wiadomości o naszych Ochronkach, ale pragnąc, podług ostatniego listu Pańskiego z 1-go marca (który 16 marca z Kopaszewa odebrałem)[265], obszerniejsze sprawozdanie posłać, wstrzymywałem się, dopóki liczniejsze nie nagromadziły się szczegóły. Nasamprzód zaś najczulsze składam K[ochanemu] P[anu] dzięki za ofiarowane na rzecz Nowicjatu 60 tal., które od P. Grudzielskiego[266] w kwietniu odebrałem. Paciorki jeszcze nie nadeszły. Co do gospodarstwa w Jaszkowie, przy łasce Bożej i pomocy życzliwych osób wszystko dobrze idzie. Kochany Kajetan[267] zajął się bardzo gorliwie zebraniem najpotrzebniejszych pieniędzy na pokrycie zaległości, niemniej Szan. P. Cezary[268] wielce się Jaszkowem zajął i oprócz różnych ofiar w żywności itp., najważniejszą przyniósł nam pomoc w tym, że teraźniejszy zarządca jego dóbr, P. Niesiołowski, bardzo pobożny i Zakładowi naszemu przychylny, ma dozór nad gospodarstwem Ochronki jaszkowskiej i dopomaga w obrobieniu gruntów. Sam P. Cezary często Ochronkę odwiedza.

[78] Do  JÓZEFA  GAJEWSKIEGO  w  Kosmowie
                                                                                              Grabonóg, 2 sierp[nia] 1858
            Szan[owny] P[anie].
            Z wielkim uradowaniem wczorajszy list Pański odebrałem i zaraz nań z odpowiedzią pośpieszam. Sądziłem już, że odpowiedź moja z 22 lutego br. na łaskawą odezwę Pańską z 5-go lutego[269], zaginęła na poczcie, gdy dotąd żadna nie dochodziła mnie od Szan. Pana wiadomość. Tymczasem list dziś odebrany nie tylko co do tego mnie zaspokoił, ale nadto przyniósł mi wielce miłą pociechę, że już, za łaską Bożą, trzy dziewczynki wybierają się stamtąd do naszego Zakładu Jaszkowskiego.
            Wprawdzie mamy tam tylko miejsc piętnaście i te obecnie wszystkie są zapełnione - ale jak nasza pieśń powiada, o kącik u nas nie trudno i na przybycie pożądanych przybyszek domek się jakoś rozszerzy i miejsca gdzieś się przysporzy. Któregokolwiek dnia zawitają, z otwartym je sercem przyjmą jaszkowskie Siostry. Byłoby jednak najlepiej - jeśli na miejsce do Jaszkowa odesłane być nie mogą - aby przybyły do Śremu w niedzielę z rana 8-go, albo w czwartek z rana 12-go, i żeby się zgłosiły do klasztoru Ojców, gdzie w tych dwóch dniach będą na nabożeństwie Siostry jaszkowskie i zaraz by mogły zabrać je ze sobą. Ze Śremu do Jaszkowa nie jest dalej jak pół mili.
            Co do warunków, o których nie pomnę, czy w przeszłym liście moim wspominałem szczegółowo Łaskawemu Panu, byłoby najprzód oporządzenie wynoszące na rok dla każdej 10 tal. Utrzymanie zaś roczne jednej Nowicjuszki liczymy zwykle 30 tal. - czyli całkowity fundusz na jedną, czyni rocznie tal. 40. Kwartalnie więc, jak sobie Szan. P[an] życzysz, opłata za trzy dziewczynki wyniosłaby 30 tal., którą to kwotę, kwartalną, zniewoleni jesteśmy prosić Szan[ownego] P[ana], aby te dziewczynki przywiozły z sobą, ponieważ pragnęlibyśmy, aby wedle zachowywanego w naszym Zakładzie zwyczaju, wraz z przyjęciem mogły być zaraz w ubiór instytutowy przyobleczone. Gdyby zasoby nasze nie były tak szczupłe i niewystarczające jak są dotychczas, byłoby nam najmilej przedmiot ten dotyczący funduszu zupełnie pominąć, ale środki utrzymania Zakładu są jeszcze tak słabe i sprzęt tegoroczny z tamecznego pola tak szczupły, że najkonieczniejsze potrzeby o wiele przewyższają dochód.
            Wspomnieć tu jeszcze winienem, że dziewczynki te muszą się zaopatrzyć w pościel i przywieźć swoje metryki[270] oraz zaświadczenia lub paszporta[271], jakie są potrzebne do zameldowania ich u władzy tutejszej.
            Miło mi bardzo, że te dziewczynki teraz właśnie przybędą, gdyż mam w Bogu nadzieję, że niezadługo dla wszystkich Służebniczek odbędą się wspólne rekolekcje, które bardzo przypadną w porę dla nowo wstępujących. Ponieważ zaś owe trzy dziewczynki otrzymały już pewne do tego zawodu przygotowanie, przeto z pewnością w uroczystość Wniebowzięcia Najśw. Panny[272] będą mogły być przyjęte do grona Nowicjuszek.
            Przed niedawnym czasem otrzymałem wiadomość od O. Bronisława z Lądu[273], że owa dziewczynka z Żelazkowa, o której raczyłeś mi Pan w przeszłym liście wspomnieć, może jeszcze dostanie się do Jaszkowa. Serdecznie uradowałoby nas przybycie tak pobożnej duszy do grona naszych Służebniczek. Za łaskawym pośrednictwem O. Bronisława, mamy już jedną dziewczynkę znad granicy Królestwa, z okolicy Wrześni. Poczciwi jej rodzice nie tylko ją zaopatrzyli w pieniądze na oporządzenie, ale nadto złożyli dla Zakładu w ofierze kilkanaście talarów i krówkę przyprowadzili. Udział tak pocieszający ze strony ludu objawia się, dzięki Bogu, coraz wyraźniej ku tej prostaczkowej Instytucji i utwierdza nas w nadziei, że skoro lud coraz więcej za swoją uznawać ją zacznie, to też i dostatecznie popierać będzie.
[Na marginesie]
            Oczekując rychłego do Jaszkowa przybycia pierwszych trzech Koronianek[274], miło mi przy tej sposobności polecić się Szan. Pana pobożnej pamięci i załączyć wyraz głębokiego uszanowania, z którym zostaję Jego uniżonym sługą
                                                                                                                      E.  B.

[79] Do  o. BRONISŁAWA  Lewandowskiego, OFM Cap w  Lądzie
                                                                           Grabonóg pod Gostyniem, 6 sierp[nia] 1858
                                                                           Grabonóg przez Śrem
            Najłaskawszy Ojcze!
            Do błogosławieństw, które Bóg w miłosierdziu Swoim zesyłać raczy na nasz ubogi domek Służebniczek Najśw. Panny, policzam i nadspodziewanie miłe nadejście listu, który od Najłaskawszego Ojca przyniosła tu Łucja z Gorazdowa[275].
            Lubo nazwisko miejsca nie było jej wiadome, w Śremie przecież łatwo się dopytała już do Jaszkowa, wioski o milkę od Śremu odległej, gdzie się nasz domek znajduje.  Później dopiero przysłano mi list Najłaskawszego Ojca, ponieważ ja nie w śremskiej okolicy, lecz o cztery mile stamtąd, pod Gostyniem, w Grabonogu mieszkam. Niezadługo przecież wybrałem się do Jaszkowa i zastałem Łucję bardzo ochotnie krzątającą się już pomiędzy Nowicjuszkami. Napisała zaraz potem do rodziców, którzy też niezwłocznie przywieźli jej rzeczy, a w ofierze dla domku złożyć raczyli talarów 13, to jest tyle, ile Sióstr i Nowicjuszek zastali. Oprócz tej nadspodziewanej ofiary, wkrótce potem brat i siostra Łucji przyprowadzili jeszcze i krówkę,  i przynieśli dla Łucji na ubiór 10 talarów. Owóż nie tylko wyprawę jej sami załatwili, ale nadto w ich szczodrych ofiarach odebraliśmy nowy dowód szczególnego miłosierdzia Bożego i serdecznego ku tej prostaczkowej Instytucji udziału ludu, który za łaską Bożą, coraz bardziej zewsząd okazywać się zaczyna.
            Wielce uszczęśliwiła nas także w liście Najłaskawszego Ojca uczyniona nam nadzieja, że może jeszcze stamtąd więcej dusz podobnie gorliwych za łaską Bożą zawita do naszego ubogiego domku. W tych dniach odebrałem również miłą od Pana J. Gajewskiego wiadomość, że trzy dziewczynki przez jego pobożną siostrę ku temu powołaniu przygotowane, wybierają się do Zakładu Jaszkowskiego. Wprawdzie szczupły nasz domek jest obecnie już zapełniony, ale pomimo tego z największą radością serca te trzy dziewczynki jeszcze przyjmiemy, Bogu miłosiernemu dziękując najpokorniej, że nam już dozwala pod naszą strzechą powitać pierwsze z Królestwa ochotniczki[276].
            W liście Najłaskawszego Ojca, oraz dawniej przez Pana Gajewskiego wspomniana nam zaletnie[277] owa dziewczynka z Żelazkowa, gdyby za łaską Bożą znalazła ułatwienie do poświęcenia się służbie Najśw. Panny na tym wyłącznie dla wieśniaczek otwierającym się polu pobożnego życia, pracy - to choćby nieco później do grona Służebniczek przybyć dopiero mogła, zawsze z otwartym sercem oczekiwana, znajdzie u nich gotowe i owszem, dla wiadomej nam jej świątobliwości - tym gotowsze najserdeczniejsze przyjęcie.
            Dla obecnego atoli braku miejsca z wielką przykrością musimy się trochę powstrzymać teraz z przyjmowaniem kandydatek. Lecz skoro tylko miejsce się otworzy, nie omieszkamy co najprędzej zgłosić się do Ojca Najłaskawszego o tak wielce nam upragnione z tamtejszych stron kandydatki. Tymczasem będziemy gorąco P. Boga prosić, aby jak najrychlej ziścić się mogła powzięta z listu Najłaskawszego Ojca, a nam tak pożądana nadzieja, powitania Go w progach naszego ku czci Najśw. Panny poświęconego domeczku.
            Jeśli Bóg nam tego szczęścia udzielić raczy, prosiłbym O[jca] Najłaskawszego o rychłe doniesienie, abym mógł na tak serdecznie mi upragnione przyjęcie Jego zawczasu zjechać do Jaszkowa. Wyglądając tej najpożądańszej wiadomości, polecam się pokornie z całą drużyną ubogich Służebniczek św. modłom Najłaskawszego Ojca niegodny w Chrystusie P[an]u sługa
                                                                                                        E. Boj[anowski]

[80] Do  JÓZEFA  GAJEWSKIEGO  w  Paryżu
                                                                                              Grabonóg,  17 sierp[nia] 1858
            Szan[owny] Panie.
            Po tygodniowej niebytności wróciwszy wczoraj do domu, zastałem list Pański z d. 10 t.m. z Poznania pisany[278], na który, podług życzenia Łaskawego Pana,  wysyłam niezwłocznie odpowiedź do Paryża. składając najprzód w imieniu Zakładu nasze podziękowanie za nadesłane najłaskawiej na pierwszy kwartał 30 tal., a ze strony dziewczynek kosmowskich wyraz najżywszej wdzięczności za dołączony do nich liścik z obrazkami i medalionikami Najśw.  Panny Częstochowskiej, które to upominki niezwłocznie im prześlę, aby je co najprędzej otrzymaniem tychże uszczęśliwić.
            Dziewczynki te przybyły w niedzielę d. 8-go nad samym wieczorem do Śremu, skąd dopiero nazajutrz rano zawitały w Jaszkowie. Szczęśliwie Pan Bóg zdarzyć raczył, że właśnie w ten dzień, tj. w poniedziałek, rozpoczynały się tam rekolekcje Służebniczek. Pisałem ja o tym jeszcze Łaskawemu Panu w liście powtórnym 4-go bm. do Kosmowa wysłanym[279], ale który zapewno już po wyjeździe Pańskim tam doszedł. Czego więc list mój sprawić już nie mógł, to łaskawe przyśpieszenie Pańskie ich wyjazdu sprawiło, że właśnie na najpożądańszą chwilę rozpoczęcia rekolekcji do Jaszkowa zjechały. - Na samym wstępie ujrzały się w gronie kilkudziesięciu zebranych tam Służebniczek. Tegoż dnia i ja z O. Baczyńskim przybyłem. Zastałem je wielce uszczęśliwione i poznajomione już najserdeczniej z wszystkimi Siostrami. Ku tym uroczystszemu odprawieniu tych św. ćwiczeń, Bóg zdarzyć raczył, że oprócz nadesłanego najmiłościwiej błogosławieństwa Arcypasterskiego, nadeszły także na ten dzień z Rzymu koronki przez Ojca Świętego[280] dla tego nowego zawiązku pobłogosławionych. - Rekolekcje zakończyły się właśnie we wigilię[281] Wniebowzięcia uroczystym przystąpieniem wszystkich rekolektantek do Stołu Pańskiego, a nazajutrz w samą uroczystość Najśw. Panny trzy dziewczynki kosmowskie do grona Nowicjuszek przyjęte zostały.
            Dzięki Bogu najmiłosierniejszemu, że się wszystko tak szczęśliwie i podług życzenia Państwa ułożyło. Dałby też Bóg, o co nasze gorące modły codziennie zanosić będziemy, aby za łaską Jego świętą również szczęśliwie się powiodło i założenie Ochronki kosmowskiej.
            Polecając się wraz z całym gronem ubogich Służebniczek Najśw. Panny św. modłom Najłaskawszych Państwa, zostaję pełen głębokiego uszanowania Ich najniższym w Chrystusie P[an]u sługą
                                                                                                      E.  Boj[anowski]

[81] Do  KATARZYNY  JASKULSKIEJ[282]   w  Dziećmiarowie
                                                                                               Grabonóg, 23 listopada 1858
[Fragment]
            A jak już z Siostry J[oanny] mamy dzięki Bogu wielką pociechę, tak i z Michalinki spodziewamy się tej samej pociechy i czynimy sobie  znowu nadzieję, że z nich obydwóch będzie P. Bóg miał chwałę -  a Wy nagrodę od Boga w niebie.
            Polecam Was miłosiernej Opiece Bożej i modlitw Waszych za sobą serdecznie się dopraszam. N[iech] b[ędzie pochwalony Jezus] Chrystus
                                                                                                                      E. B.
           
[82] Do  s. JÓZEFY BOROWSKIEJ[283]  w  Kopaszewie
                                                                                                                   [4 grudnia 1858]
            + N.B.P.J.Ch.
            Ostatni Wasz list z 31 października, odebrałem z rąk Twoich rodziców, moja Józefo, gdy z Kopaszewa wrócili. Na ten list odpisałem Ci 14-go listopada. Od tego czasu żadnej wiadomości od Was nie miałem. W tych dniach dopiero pisała mi Siostra Matylda, że była u Was 24-go listopada, w środę i że u Was, dzięki Bogu, wszystko dobrze zastała[284].
            Na jutrzejszy dzień Św. Barbary posyłam w upominku Siostrze Barbarze Kowalskiej obrazek, życząc jej z całego serca wszelkich łask potrzebnych do jak najgorliwszego służenia Panu Jezusowi i Najświętszej Pannie w świętym powołaniu, które sobie obrała.[285]

[83] Do  s. WIKTORII  Marszałek[286]  w  Turwi
                                                                                                     Grabonóg, 11 grudnia 1858
            Na dzień Twojej Świętej Patronki, moja Wiktorio, posyłam Ci w upominku obrazek Pana Jezusa i życzę Ci, abyś za łaską Bożą, tak gorąco ukochała Najsłodszego Zbawiciela i Jego za jedynego Oblubieńca w sercu swym obrała, jak twoja Patronka, i abyś jak ona zwyciężyła mężnie to wszystko, coby Cię od Zbawcy twego odciągało. Pamiętaj, że to imię Wiktoria znaczy  zwycięstwo.
            Nie piszę dziś do Was więcej, bo na ostatni list Siostry Marianny z 1-go t.m. odpisałem jej d. 4-go t.m. i zapewno już tę odpowiedź moją odebrała[287].
            Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i polecając Was Opiece Bożej i Najświętszej Panny, Niepokalanej Pani naszej, proszę Was, abyście w codziennych modłach Waszych pamiętały o mnie.
                                                                                                             E. Bojanowski

[Druga wersja listu]
            Na dzień Twojej Świętej Patronki, posyłam Ci moja Wiktorio, w upominku obrazek Najświętszego Serca Jezusowego i życzę Ci, abyś za wstawianiem się Twojej Świętej Patronki otrzymała łaskę do jej naśladowania i abyś tak gorąco ukochała jak ona, Pana jezusa nad wszystko i abyś zwyciężyła tak mężnie jak ona to wszystko, coby Cię od miłości Jego Najsłodszego Serca odciągało. Pamiętaj, że to imię  Wiktoria znaczy  zwycięstwo.
            A jako Święta Wiktoria z rodzoną siostrą swoją Anatolią, obie dla Pana Jezusa świat opuściły - obie Pana Jezusa za jedynego Oblubieńca serc swoich obrały - obie Panu Jezusowi do samej śmierci, a śmierci męczeńskiej wytrwale służyły, tak i ty Wiktorio ze siostrą twoją Antoniną opuściwszy świat za natchnieniem Bożym i zaciągnąwszy się w świętą  służbę Jezusową i Najświętszej Panny Niepokalanej - trwajcie w niej gorliwie i wiernie, jak tamte dwie siostry, a będziecie jak one cieszyć się wieczną szczęśliwością w niebie.

[84] Do  JÓZEFA  GAJEWSKIEGO  w  Kosmowie pod Cekowem
                                                                                                   Grabonóg, 8 stycz[nia] 1859         Szan[owny] P[anie].
            Dawno już nie donosiłem Panu o naszych trzech uczennicach. Ostatni list pisałem 9 września, na który byłeś Pan łaskaw d. 25 września przysłać mi odpowiedź wraz z świadectwami[288]. Tymczasowo wystarczyły one wprawdzie do zaspokojenia komisarza, lecz formalniejszych dopominał się kilkakrotnie.
            W powyższym liście z 25 września nie donosiłeś mi Pan, czy list mój z 18 sierpnia[289], donoszący o przybyciu tych uczennic do Jaszkowa, doszedł rąk Pańskich w Paryżu. Teraz przed niedawnym czasem, w drugiej połowie listopada, był tu O. Piotr[290]  z Rzymu i odwiedzając ze mną Domek jaszkowski, obiecał uczennicom kosmowskim, że w swym powrocie do Rzymu, jadąc na Paryż, nie przepomni ich Szanownej Opiekunce udzielić wiadomości o ich dobrym powodzeniu w Jaszkowie, z czego były bardzo uradowane.
            Miło mi i Łaskawemu Panu donieść, że jesteśmy z nich zupełnie zadowoleni, tak co do ich przykładnego rozwijania się w życiu religijnym, jak co do ochoczego ćwiczenia się w pracy i pilności w nauce. Z nadesłanych łaskawie przez Pana pod d[niem] 10 sierp[nia] na pierwszy kwartał 30 tal., dostały w sierpniu zaraz ubiory latowe[291], a resztę na ich utrzymanie przeznaczono. Co do zimowego zaś ich oporządzenia, najkonieczniejsze tylko potrzeby staraliśmy się tymczasem zastąpić z naszych nader szczupłych i niewystarczających funduszów Zakładu, lecz podobno w potrzebną bieliznę nie są jeszcze zaopatrzone.
            Ośmielam się zatem upraszać Szanow[nego] Pana najuprzejmiej o najłaskawsze nadesłanie przypadających na drugi kwartał 30 tal., przepraszając stokrotnie, że z powodu zupełnie wyczerpanych środków - ośmielamy się tą prośbą fatygować Pana.
            Miło mi, korzystając ze sposobności, polecić się pobożnej pamięci Pańskiej i załączyć wyraz głębokiego uszanowania, z którym zostaję Jego uniżony[m] sługą
                                                                                                          E. Bojan[owski]
            Od Czcigodnego o. Bronisława[292] nie mam żadnej wiadomości, czy możemy mieć nadzieję, że owa pobożna dziewczynka z Żelazkowa dostanie się do naszego Zakładu? Wielce byśmy tego pragnęli. Obecnie mamy 15 Nowicjuszek, a 30 kandydatek.

[85] Do  JADWIGI  GŁOWACZ[293]  w  Konarach
                                                                                      Grabonóg,  24 stycznia [18]59

            Były tu u mnie z Golejewka Apolonia z matką i powiadały mi, że pragniesz wiadomości ode mnie, kiedy i Ty będziesz mogła do Służebniczek Najświętszej Panny się dostać - bo Ci podobno się dłuży i wielce tęsknisz za tym.  Donoszę Ci więc, moje dziecię, że będę się starał, aby jak najprędzej przygotować miejsce dla Ciebie. Może to rychlej nastąpi niźli się spodziewasz. Proś tylko Boga i Najświętszej Pannie się polecaj, a Twoje szczere pragnienie wysłucha i ziści, za czym tak mocno tęsknisz. Zresztą nie troszcz się zbytecznie i zdaj to rozporządzeniu Bożemu. Módl się i pracuj spokojnie, wypełniaj wszystkie Twoje chociażby najmniejsze obowiązki domowe pilnie i ochotnie, a Bóg dać raczy, że niedługo będziesz mogła więcej czynić i całkowiciej się oddać służbie Jego świętej w powołaniu, do którego serce Twoje najmiłosierniej natchnął. Składaj Bogu pokorne dzięki za łaskę tego natchnienia, niech ten święty ogień miłości Bożej coraz goręcej i jaśniej w Twoim sercu płonie, aby żadne trudności, ani czekanie, ani nic na świecie nie ostudzało Twego serca w tym przedsięwzięciu pobożnym.
            Na czterdziestogodzinne nabożeństwo w ostatnich trzech dniach przed Popielcem[294] - jeżeli P. Bóg doczekać pozwoli - przyjdziesz tu zapewne jakeś mi mówiła, to Ci wtenczas już coś pewniejszego będę mógł powiedzieć.
            Tymczasem przeczytasz książki, które Ci dałem i znowu inne będziesz mogła wziąć ode mnie.
            Teraz, jeśli masz czas do tego, byłoby dobrze, żebyś się trochę ćwiczyła w pisaniu.
            Polecam Cię, moje dziecię, Przenajświętszej Opiece Najsłodszych Serc Pana Jezusa i Najświętszej Panny i proszę Cię serdecznie, abyś w codziennych modlitwach Twoich pobożnie westchnęła i za mnie.
                                                                                                                        E. B.

[86] Do  ks. HILAREGO  KOSZUTSKIEGO[295]  w  Mielżynie
                                                                                                       Grabonóg, 18 lutego 1859
            Szan[owny] Księże Prob[oszczu] Dobr[odzieju].
            Po przydłuższej niebytności w domu, dziś dopiero pośpieszam z odpowiedzią na uprzejmą i wielce mi miłą odezwę Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza] Dob[rodzieja] z d. 17 z.m.[296], oświadczając zaraz na wstępie wszelką z mej strony gotowość do uczynienia zadość tak łaskawemu wezwaniu, jeśli tylko słabe siły naszego początkującego Zakładu Ochronkowego zdołają stać się odpowiednimi potrzebom miejscowym i szlachetnym zamiarom Szan. Ks. P[roboszcza] Dobr[odzieja].
            Nie będę tu opisywał drobnych początków dotychczasowego rozwinięcia naszego Zakładu, bo zapewno dostateczną o tym wiadomość powziąłeś Szanowny Ks. Prob[oszczu] Dobr[odzieju] od Ks. prof. Brzezińskiego[297]; dodam tylko uwagę, że zdawałoby mi się najwłaściwszym dla bliższego obeznania z rzeczą Szanow[nego] Ks. Prob[oszcza], aby przed powierzeniem Ochronki w Mielżynie naszym Służebniczkom Boga-Rodzicy, przedstawić się mogły osobiście Szan[ownemu] Ks.Prob[oszczowi] Dobr[odziejowi] i złożyć Mu swą Regułę do przejrzenia. Może bowiem Szan[owny] Ks. P[roboszczu] D[obrodzieju] od życzliwych nam osób świetniejsze o tym drobnym zawiązku powziąłeś wyobrażenie niż rzeczywiście zasługuje a z osobistego dopiero poznania naszych Służebniczek, mógłbyś Szan[owny] Ks. P[roboszcz] D[obrodziej] najlepiej osądzić, czy rzeczywiście tamtejszym potrzebom wobec tak trudnych okoliczności miejscowych zadośćuczynić zdołają.
            W tym przeto celu umyśliłem zaproponować Szan[ownemu] Ks. Prob[oszczowi] D[obrodziejowi], czybyś raczył pozwolić, aby teraz w jak najbliższym czasie mogły dwie Służebniczki do Mielżyna na jeden dzień przyjechać. Przysłalibyśmy Starszą z Nowicjatu z drugą towarzyszką.
            Gdyby Sza[nowny] Ks. P[roboszcz] Do[brodziej] zechciał przyjąć tę propozycję, prosiłbym o jak najrychlejsze doniesienie, kiedy by Sza[nownego] Ks. P[roboszcza] Do[brodzieja] zastać mogły i czybyś Szan[owny] Ks. P[roboszczu] Do[brodzieju], przez wzgląd na ich zbyt ograniczone fundusze, raczył podjąć koszt furmanki, która by 3 do 4 tal. może uczyniła.
            Przy tym miałyby sposobność i Służebniczki bliżej się rozpatrzyć i porozumieć co do szczegółów tyczących się lokalu, zarobku, zasadzenia ogrodu, itp.
            Tymczasem pokładając w Bogu nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży, zająłem się już zawczasu wyborem trzech przeznaczyć się mających do Mielżyna Służebniczek i w tym celu pojechawszy do Jaszkowa, gdzie mamy Nowicjat, porozumiałem się już co do tego ze Starszą.
            Stosując się wreszcie do życzenia Szan[ownego] Ks. P[roboszcza] Do[brodzieja], moglibyśmy z rozpoczęciem majowego nabożeństwa (które we wszystkich Ochronkach naszych uroczyście się odprawia) - otworzyć Ochronkę w Mielżynie i za łaską Bożą, a pod tak pożądaną nam wielce opieką Sza[nownego] Ks. P[roboszcza] Dobr[odzieja] rozpocząć tam około maluczkich i ubogich nasze maluczkie i ubogie prace.
            Ku ubłaganiu błogosławieństwa Bożego, Służebniczki ofiarują na tę intencję Komunie św. i gorące modły, polecając się także św. modłom Szan[ownego] Ks. P[roboszcza] Dobr[odzieja], pełen głębokiego uszanowania zostaję Jego niegodnym w Chr[ystusie] P[anu] sługą
  E.  B.
[Na marginesie]
            Ku ubłaganiu błogosławieństwa Bożego temu przedsięwzięciu, upraszając Sz[anownego] Ks. P[roboszcza] Dob[rodzieja] o serdeczny współudział w naszych gorących na tę intencję modłach, łączę wyraz głębokiego uszanowania z którym zostaję
                                                                                                         E. Boj[anowski]

[87] Do  rodziców  JADWIGI  GŁOWACZ  w  Konarach
                                                                                                     Grabonóg, 20 lutego 1859
            Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
            Córka Wasza Jadwiga mówiła mi, że radzi byście chcieli odebrać ode mnie list z zapewnieniem, że Wasza córka przyjęta zostanie do Służebniczek Najświętszej Panny Maryi w Jaszkowie. Dla Waszego więc zaspokojenia donoszę Wam, że skoro przyjedzie, będzie na pewno przez Starszą przyjęta. Dziś jeszcze napiszę list do Starszej w Jaszkowie, że Wasza córka w przyszłą niedzielę tam przybędzie.
            Zresztą, bądźcie o nią zupełnie spokojni. Panu Jezusowi córka Wasza chce służyć, Pan Jezus nią opiekować się będzie, a Wy Pana Jezusa znacie, kochacie i wiecie, że kto wszystko porzuci i za Panem Jezusem idzie, ten nie zginie i na tym nie straci, bo owszem, wszędzie będzie bezpieczny i wszystko posiądzie, służąc Temu, Który jest Panem wszystkiego.
            Gdybyście chcieli coś więcej dowiedzieć się o Służebniczkach Najświętszej Panny, to Wam najlepiej może objaśnić Ksiądz Proboszcz Sąchocki[298] w Golejewku. Niech Wam Pan Jezus błogosławi i zachowuje w swojej najświętszej Opiece.
                                                                                                           E. Boj[anowski]

[88] Do  ks. HILAREGO  KOSZUTSKIEGO  w  Mielżynie
                                                                    Grabonóg,  w dniu Św. Józefa [19 marca]1859
            Sza[nowny] Ks. Prob[oszczu].
            Zaraz po powrocie Służebniczek z Mielżyna, odebrałem od nich doniesienie o najłaskawszym przez Szan[ownego] Ks. Pr[oboszcza] przyjęciu naszych ubogich usług dla Ochronki.
            Przed kilku zaś dniami będąc w Jaszkowie, dowiedziałem się od Siostry Starszej, że jest życzeniem Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza], aby już w pierwszej połowie kwietnia Ochronkę objęły, oraz czytałem przysłany następnie list Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza] zapytujący, w który by dzień przybyć mogły. Czyniąc przeto zadość życzeniu Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza], pośpieszam z doniesieniem, że w pierwszej połowie kwietnia będą na wyjazd gotowe, tylko pragnęlibyśmy, abyś Sza[nowny] Ks. P[roboszcz] Do[brodziej] sam raczył dzień oznaczyć i napisać mi o tym zawczasu. Dodaję tu przecież, iż - ponieważ Siostra Starsza chciałaby przy rozpoczęciu zatrudnień w Ochronce mielżyńskiej pozostać tam przez dni kilkanaście, a przed Wielkanocą wrócić by potrzebowała do domu, przeto zechciałbyś Sz[anowny] Ks. P[roboszczu] Do[brodzieju] dzień otworzenia Ochronki stosownie do tego oznaczyć.
            Jeżeli Pan Bóg pozwoli i przeszkody jakie nie zajdą, pragnąłbym i ja na ten dzień do Mielżyna zjechać, aby Szan[ownemu] Ks. Pro[boszczowi] Do[brodziejowi] osobiście moje uszanowanie złożyć i Jego najłaskawszej Opiece nasze wychowanki oddać.
            Tymczasem oczekuję śpiesznej - ile możności - odpowiedzi Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza] Do[brodzieja] i polecam się św. modłom Jego, wraz z całą drużyną Służebniczek, łącząc wyraz najgłębszego uszanowania, z którym zostaję Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza] Dobr[odzieja] niegodnym w Chr[ystusie] P[anu] sługą
                                                                                                                E. Boj[anowski]
            Za bytnością moją teraz w Jaszkowie, zastałem kilka Sióstr pracujących około niebezpiecznych i wielce zaraźliwym tyfusem dotkniętych chorych. Dopraszam się za nimi o św. modlitwy.

[89] Do  JADWIGI  SAPIEŻYNY[299]  w  Krasiczynie, poczta Przemyśl, w Galicji przez Kraków
                                          Grabonóg przez Wrocław, Rawicz pod Gostyniem, 7 maja 1859

            J[aśnie] O[świecona] Księżno!
            Do błogosławieństw, które Bóg w miłosierdziu Swoim zsyłać raczy na nasz ubogi Zakład Ochronkowy Służebniczek Najśw. Panny, policzamy i nadejście zaszczytnej odezwy Księżnej Pani[300], na którą - z powodu mojej dość długiej niebytności w domu - dziś dopiero z najuniżeńszą odpowiedzią pośpieszam.
            Jak z wszelką gotowością pragnęlibyśmy pod ofiarowaną nam najłaskawiej dostojną opieką Księżnej Pani, nasze ubogie służby poza szczupły zakres dotychczasowej działalności tutejszego Zakładu Ochronkowego, ku chwale Bożej rozszerzyć, tak zarazem czujemy się zniewoleni wyznać szczerze, że dotąd rozwinięcie tego Zakładu zbyt jeszcze jest słabe, abyśmy mogli w tak odległe strony posłać tutejsze Siostry, które wśród znacznie odmiennych zwyczajów ludu tamtejszego, nie potrafiłyby zapewne posłannictwa swego pożytecznie spełniać. Natomiast jedynie możliwą i najpożądańszą byłoby rzeczą, gdyby do tutejszego Nowicjatu przybyć mogło kilka kandydatek tamtejszych, które po roku lub dłuższym czasie odbytej próby i kształcenia się, za powrotem dopiero w swych rodzinnych stronach urządziły[by] zakład podobny i kształciły następnie miejscowe kandydatki.
            W Nowicjacie tutejszym miejsca dla kilku takowych kandydatek byłyby każdego czasu na rozkaz Księżnej Pani gotowe. Zwykła opłata, którą dla nader szczupłych funduszów Zakładu byliśmy zniewoleni ustanowić, wynosi rocznie za każdą kandydatkę po tal. 40 na żywność i ubiór instytutowy, oprócz którego każda kandydatka potrzebuje być zaopatrzoną z domu w dostateczną bieliznę, obuwie i ciepły pod spód ubiór zimowy oraz w pościel. Nowicjat tutejszy Służebniczek ochronkowych jest we wsi Jaszkowie pod Śremem, a o dwie mile od Czempinia, czyli najbliższej stacji kolei żelaznej wrocławsko-poznańskiej.
            Gdyby powyższy sposób zgadzał się z życzeniem i wspaniałomyślnymi zamiarami Księżnej Pani, a Bóg raczył wynalezieniu podobnych kandydatek pobłogosławić, oczekiwalibyśmy dalszych w tym względzie rozkazów, z gotowością najstaranniejszego ich wypełnienia.
            Co do urządzeń naszego Zakładu, nie śmiem opisywaniem takowych przedłużać listu sądząc, że O. Piotr[301]  nie omieszkał przełożyć Księżnej Pani szczegółowszych o tym wiadomości, niż w obrębie listu skreślić by się dało. Jednakże w razie potrzeby jestem gotów każdego czasu na najłaskawszy rozkaz Księżnej Pani, odpis Reguły przy zdarzonej sposobności przesłać.
            Na teraz zaś pragnąc osiągnąć pewność dojścia niniejszego listu, ośmielam się takowy rekomendować[302], ponieważ list, którym najłaskawiej Księżna Pani raczyłaś mnie zaszczycić, został na poczcie odpieczętowany i tylko szczęśliwym przypadkiem rąk moich doszedł.
            Pełen najgłębszego uszanowania mam zaszczyt zostawać J[aśnie] O[świeconej] Księżnej najniższym sługą
                                                                                                             E. Bojanowski

[90] Do  ANTONIEGO  MIZERSKIEGO[303]  w  Poznaniu
                                                                                                    Grabonóg, 18 lip[ca] 1859
            N.B.P.J.Ch.
            Szan[owny] Panie Prezesie Dobrodz[ieju]!
            Pozwalam sobie następujące uczynić Szan[ownemu] Panu Prezesowi przełożenie:
            W niektórych naszych Ochronkach, a szczególnie w Ochronce w Mielżynie, często dopytują się ludzie, czy nie ma tam do nabycia koronek, różańców, krzyżyków, obrazków i książeczek do nabożeństwa. Otóż, aby tej odzywającej się potrzebie zadośćuczynić i ułatwić w jak najtańszy sposób nabywanie podobnych przedmiotów, powziąłem myśl przełożyć tę rzecz Szanownemu Panu Prezesowi i zapytać się najuprzejmiej, czyby Towarz[ystwo] Św. Winc[entego], które sobie ten sam cel w urządzeniu swej biblioteki założyło, nie zechciało pewnej ilości takowych przedmiotów powierzyć na rozprzedaż tymczasowo, np. Ochronce w Mielżynie, która z tamtejszą Konferencją Tow[arzystwa] Św. Winc[entego] złączona i pod dozorem Szanownego Ks. Prob[oszcza] Koszutskiego zostająca, mogłaby początkowo posłużyć za próbę, czyby w podobny sposób rozpowszechnianie wspomnianych przedmiotów nie dało się później i po innych miejscach za pośrednictwem Ochronek zaprowadzić. Ks. Prob[oszcz] Koszutski z Mielżyna myśl tę mi nasunął i oświadcza się, że ze swej strony wspierałby chętnie czy to radą, czy wpływem swym podobne urządzenie.
            Przekładając tę propozycję Szanown[emu] Panu Prezesowi i upraszając o najłaskawsze uwiadomienie, czyby to za Jego życzliwym przychyleniem się mogło przyjść do skutku, korzystam ze sposobności, aby zarazem polecić się Jego pobożnej pamięci i załączyć wyraz prawdziwego uszanowania, z którym zostaję Szan[ownego] P. Prezesa Dobr[odzieja] najniższym w Chr[ystusie] P[anu] sługą
                                                                                                                              E. B.

[91] Do  TEOFILA  LENARTOWICZA  w  Rzymie
                                                                                                     Grabonóg, 21 lip[ca] 1859
            Szan[owny] i Koch[any] Panie.
            Cieszyliśmy się dotąd nadzieją powitania wkrótce Kochanego Pana u nas, gdy w tych dniach dopiero dowiedziawszy się z listu Ks. Jana[304], że Kochany Pan obecnie pozostajesz jeszcze we Włoszech, pośpieszam z najserdeczniejszym pozdrowieniem przesłać Mu przynajmniej kilka słów tymczasem.
            Co do naszego projektowanego pisma dla ludu[305], zbierają się pomału materiały i z początkiem nowego roku lub z przyszłą wiosną najpóźniej, mogłoby zacząć wychodzić, gdyby do tego czasu dało się nagromadzić wystarczającą przynajmniej na rok ilość artykułów, bez czego niepodobna prawie rozpocząć. W ostatnich teraz czasach przyłączył się do naszego przedsięwzięcia Ks. Koszutski z Mielżyna, autor wydanych niedawno Żywotów św. chłopców, dziewic itp., który wiele tego rodzaju prac ma przygotowanych i do każdego zeszytu naszego pisma potrzebną ilość takowych dostarczać obiecuje. Nadto zjednaniem innych współpracowników gorliwie zajmować się będzie. Chodzi tylko przede wszystkim o to, com już w poprzednich listach Koch[anemu] P[anu] pisał, abyś Kochany Pan raczył najłaskawiej naprzód, nim pierwszy zeszyt drukować się zacznie, nadesłać nam pierwszą swych prac przesyłkę - a jesteśmy pewni, że to właśnie i współpracowników najskuteczniej zachęci i księgarzy do wydawnictwa od razu nakłoni. Żupański oświadcza się z gotowością ku temu, ale przede wszystkim ogląda się na Kochanego Pana udział w tym przedsięwzięciu.
            Zebrane dotąd materiały nie wystarczyłyby jeszcze ani na pół roku. Za nadejściem przesyłki od Koch[anego] Pana mamy nadzieję wszelką, że przez kilka miesięcy zgromadziłaby się niebawem potrzebna na cały rok ilość artykułów.
            Mam jeszcze jedną serdeczną prośbę. Dla naszych wiejskich Ochronek wybrałem tymczasem przeszło sto kilkadziesiąt piosnek ze zbiorów pieśni ludu naszego, mianowicie z Wójcickiego[306], Wacława z Oleska[307], Żegoty Pauli[308], Czeczota[309] i Brzozowskiego[310], Konopki[311], Zejsznera[312], Łozińskiego[313], itd., które dla użytku i na korzyść Ochronek wydać chce Żupański. Ale umyśliliśmy prosić najusilniej Kochanego Pana, czybyś nie raczył jaką wstępną piosenką odezwać się do naszych dziatek wiejskich, którą byśmy na czele tego zbiorku umieścić pragnęli. Jeślibyś Kochany Pan do naszej prośby przychylić się zechciał, upraszalibyśmy o jak najrychlejsze uradowanie nas tym datkiem, gdyż od [tego] zależeć będzie przyśpieszenie wydania i pomyślna wziętość tego zbiorku. Żałuję mocno, że nie mogę Kochanemu Panu przesłać tych piosnek do przejrzenia. Przeglądali je tu ks. Jan i Pan Stanisław Koźmian.
            Oczekując z upragnieniem rychłej i daj Boże pomyślnej odpowiedzi, polecam się z całą naszą wiejską drużyną ochronkową Jego przychylnemu sercu i św. modlitwom. Sługa i brat w Chrystusie
                                                                                                                          E. B.

[92] Do  ks. JÓZEFA  BROWNA SJ  w  Śremie
                                                                                                  Grabonóg, 5 sierp[nia] 1859
            P[rzewielebny] O[jcze] P[rowincjale].
            Z łaskawości Przewielebnego Ojca korzystając, ośmielam się załączyć tu list wiadomy do Krasiczyna, a Regułę Służebniczek i porządek dzienny Nowicjatu zapewno już Przew[ielebny] Ojciec odebrać raczyłeś z Jaszkowa, skąd miano takową do klasztoru w Śremie w tych dniach oddać. Zatrudnienia bowiem nie dozwoliły mi w powrocie moim do domu osobiście tego uskutecznić.
            Przepraszając Przew[ielebnego] Oj[ca] najpokorniej za trudzenie Go moją prośbą, polecam się św. modłom i z najgłębszym uszanowaniem zostaję Prze[wielebnego] Oj[ca] Pr[owincjała] najuniżeńszym w Chr[ystusie] P[anu] sługą
                                                                                                               E. Boj[anowski]

[93] Do JADWIGI  SAPIEŻYNY  w  Krasiczynie

                                                                                              Grabonóg, dnia 5 sierpnia 1859
            J[aśnie] O[świecona] Ks[iężno].
            Korzystając z bardzo szczęśliwej sposobności, którą mi najłaskawiej nastręczyć raczył wracający do Galicji Przew[ielebny] Ojciec Prowincjał Brown, pośpieszam za Jego uprzejmym pośrednictwem przesłać najuniżeniej, na rozkaz Księżnej Pani, Regułę Zakładu Służebniczek Ochronkowych i Porządek dzienny Nowicjatu, przepisany ręką Służebniczki, wieśniaczki.
            Reguła ta bez należytego jeszcze uporządkowania spisana tylko została wedle dotychczasowych doświadczeń i potrzeb.
            Nie dokończywszy przepisywania nowego egzemplarza, ośmielam się załączyć jeden z używanych już w Ochronkach egzemplarzy.
            Obecnie zajęci jesteśmy przygotowywaniem  urządzeń do założenia drugiego już Nowicjatu w diecezji gnieźnieńskiej oprócz tego, który już w poznańskiej diecezji mamy w Jaszkowie[314]. Oby Pan Bóg temu maluczkiemu zawiązkowi pobłogosławić raczył, aby i w Galicji, pod dostojną opieką Księżnej Pani, podobny Zakład przygotowawczy ku dalszemu rozpowszechnianiu Ochronek, według pobożnych i wspaniałomyślnych zamiarów Księżnej Pani urządzić można.
            Z całą drużyną ubogich Służebniczek naszych gorące co dzień do Boga zanosimy o tę łaskę modły.
            Oczekując najpokorniej dalszych poleceń i rozkazów, z najgłębszym uszanowaniem mam zaszczyt zostawać J[aśnie] O[świeconej] Ks[iężnej] najniższym sługą
                                                                                                           E. Boj[anowski]

 [94] Do  ks. arcybiskupa  LEONA  PRZYŁUSKIEGO  w  Poznaniu
                                                                        Grabonóg pod Gostyniem, 10 września 1859

            Jaśnie Oświecony i Najprzewielebniejszy Arcypasterzu!
            Zanoszę do stóp tronu Waszej Arcypasterskiej Mości najpokorniejszą prośbę następującą:
            Pragnąc dla Zakładu Ochronkowego (Służebniczek Boga-Rodzicy) w Jaszkowie, przedłużyć na dalsze lata dotychczasową probostwa tamecznego dzierżawę, która kończy się z d. 1 kwietnia 1860 r. - zawarliśmy d. 1-go sierpnia br. z  JMĆ księdzem Idzikowskim,  proboszczem z Żabna a komendarzem Jaszkowa, nowy kontrakt, z podwyższeniem rocznej ceny dzierżawnej z 80 tal. na 110 tal. Przez wzgląd zaś, że trzyletni czas dzierżawy, dotychczasowym kontraktem oznaczony, stawiałby założoną tamże Instytucję ochronkową w zbyt niepewnym nadal położeniu, i że owszem, dla trwałości i pożytku tegoż Zakładu, najusilniej pragnąć nam wypada dłuższego zapewnienia dzierżawy, przeto za przychylnym nakłonieniem się ku temu JMĆ księdza Poboszcza Idzikowskiego, oznaczyliśmy w nowym kontrakcie czas dzierżawy na lat 12-cie i tenże kontrakt składam u stóp Waszej Arcypasterskiej Mości z prośbą najpokorniejszą o najmiłościwsze zatwierdzenie takowego na wspomniany przeciąg lat dwunastu.
            Zanosząc tę najuniżeńszą prośbę, ośmielam się pokładać głęboką ufność we wspaniałomyślności i najłaskawszych względach Waszej Arcypasterskiej Mości, że jak ten słaby zawiązek, jedynie chwałę Bożą i pożytek bliźnich na celu mający, raczyłeś Wasza Arcypasterska Mość pod swą dostojną opiekę pasterską najmiłościwiej przyjąć, tak i w niniejszej potrzebie, wysokiego przyzwolenia swego na dwunastoletni ciąg dzierżawy nie odmówić zechcesz, zwłaszcza że tak bardzo dalsze pomyślne rozwijanie się rzeczonego Zakładu od zapewnienia tego zawisło[315].
            Nim będę miał zaszczyt u stóp Waszej Arcypasterskiej Mości złożyć wkrótce o rozwijaniu się Zakładu Ochronkowego (Służebniczek Boga-Rodzicy) raport z ubiegłego roku, schylam głowę pod Waszej Arcypasterskiej Mości błogosławieństwo i składam hołd najgłębszego uszanowania, z którym zostaję Jaśnie Oświeconego i Najprzewielebniejszego Arcypasterza najpokorniejszym sługą i najniegodniejszym synem
                                                                                                             E. Bojanowski

[95] Do  DEZYDEREGO  CHŁAPOWSKIEGO  w  Turwi
                                                                                                 Grabonóg, 7 list[opada] 1859
            Właśnie w czwartek, 3-go bm., wróciwszy do domu w południe, zastałem najłaskawszy list M[ości] G[enera]ła[316], wzywający mnie na 10-tą godzinę z rana tegoż dnia do Jaszkowa. Nie mogłem przeto dosyć odżałować, że z powodu mego spóźnionego powrotu, nie byłem już na żaden sposób w stanie korzystać z tak upragnionej dla mnie, a łaskawością M[ości] G[enera]ła nastręczonej mi sposobności, którą z nieskończonym moim ubolewaniem postradawszy, nie pozostaje mi, jak tylko wynurzyć M[ości] G[enera]łowi najuniżeńszą mą wdzięczność za Jego łaskawość, łącząc najgłębsze uszanowanie, z którym mam zaszczyt zostawać W[ielmożnego] M[ości] G[enera]ła najniższym sługą
                                                                                                                    E. B.

[96] Do Ks. PROBOSZCZA
                                                                                                             [po 19 stycznia 1860]
            N.B.P.J.Chr.
            Szanowny Księże Proboszczu Dobrodzieju!
            Załączoną  tu kopię Adresu do Ojca Ś[więteg]o odebrałem od Ks. Koźmiana z Gniezna z prośbą, abym ją udzielił okolicznym Księżom Proboszczom, którzy zapewno nie zechcą odmówić zebrania podpisów w swoich parafiach[317]. Adres ten podpisuje się już w Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Podpisują głównie Księża i lud, a kto z wyższych stanów chce, to dobrze. Chodzi o to, żeby nie obrachowaną zrobić manifestację, ale szczery znak współczucia  wydać.
            Podpisuje się pojedynczymi parafiami, dla każdej adres cały po polsku osobno przepisując. Na końcu Ks[ięża] Proboszcz[owi]e zaświadczają podpisy. Zebrane podpisy prześle się Ks. Arcybiskupowi, który znajdzie drogę dostawienia ich Ojcu Ś[więtemu].
            W Gnieźnie Proboszcz[owi]e w nadchodzącą teraz niedzielę wezwą do podpisywania adresu. Skoro byś Szanowny Ksiądz Proboszcz raczył ten adres przepisać i zebrać podpisy, upraszałbym przesłać to łaskawie i ile możności w jak najbliższym czasie.

[97] Do  TEOFILA  LENARTOWICZA  w  Rzymie
[25 stycznia 1860]
            Szanowny i Kochany Panie!
            Dowiedziawszy się od ks. Jana[318], że podobno list mój, w lipcu jeszcze do Kochanego Pana wysłany, rąk Jego nie doszedł[319], ośmielam się ponowić serdeczną prośbę, którą w tamtym liście zanosiłem.
            Co do naszego pisma dla ludu[320], pocieszeni wielce wiadomością, także od ks. Jana powziętą, że Kochany Pan przeznaczone do tej publikacji swe prace niektóre raczyłeś już przygotować i niezadługo zamierzasz łaskawie nadesłać, oczekujemy ich z największym upragnieniem, ponieważ w tej nadziei pierwszy zeszyt postanowiliśmy już przed Wielkanocą wydać. Współpracowników, dzięki Bogu, coraz więcej przybywa. Ks. Jan gorliwie się tym zajmuje, a nadzieja czynnego ze strony Kochanego Pana udziału ośmiela nas do rozpoczęcia i księgarzy do wydawnictwa zachęca.
            Dla naszych wiejskich Ochronek wybrałem 200 piosnek ze zbiorów pieśni naszego ludu z Wójcickiego, Wacława z Oleska, Żegoty Pauli, Czeczota, Brzozowskiego, Konopki, Zejsznera, Łozińskiego, Lipińskiego[321], itd., które dla użytku i na korzyść Ochronek wydać chce Żupański, ale umyśliliśmy prosić najmocniej Kochanego Pana, czybyś nie raczył jaką wstępną piosenką odezwać się do naszych dziatek wiejskich, którą byśmy na czele tego zbiorku umieścić pragnęli. Jeślibyś Kochany Pan do naszej prośby przychylić się najłaskawiej raczył, upraszalibyśmy o jak najrychlejsze uradowanie nas tym datkiem, gdyż od tego zależeć będzie przyśpieszenie wydania i pomyślna wziętość tego zbiorku. Piosnki te przeglądał ks. Jan i Pan Stan[isław] Koźmian.
            Z całą naszą drużyną ochronkową zanosząc tę prośbę usilną, polecam się łaskawej pamięci i św. modlitwom Koch[anego] Pana sługa i brat w Chrystusie
                                                                                                                      E. B.

[98] Do  ALEKSANDRA  GRAEVE[322]  w  Borku
                                                                                                   Grabonóg, 21 mar[ca] 1860
            Szanowny Panie!
            Musiałem dotąd wstrzymać się z odpowiedzią na łaskawy list Pański[323], gdyż nie mogłem jeszcze stanowczo zapewnić, czy na czas przez łaskawego Pana oznaczony, będziemy w stanie obsadzić Ochronkę w Borku.
            Pragnąc przecież usilnie zadośćuczynić życzeniu Pańskiemu, udało mi się, po ułatwieniu niektórych przeszkód, tak ułożyć kolej zakładać się mających w tej wiośnie Ochronek, iż w czerwcu, podług łaskawego żądania Pańskiego, przysłać możemy trzy Służebniczki ochronkowe i Ochronkę w Borku otworzyć.
            Jeślibyś Pan pozwolił, w drugiej połowie maja przybyłaby Siostra Starsza z Nowicjatu dla bliższego porozumienia się co do urządzenia lokalu, itd. - a do tego czasu, mam nadzieję, że i ja będę miał przyjemność ustnie pomówić z Łaskawym Panem o szczegółach utrzymania Ochronki itd. Tymczasem na żądanie Pańskie dołączam wykaz potrzebnych sprzętów i wykaz utrzymania rocznego, podług układu, jaki zawarliśmy we Wroniawach, ale który możemy zmieniać według okoliczności miejscowych w sposób, jaki Pan uznasz najstosowniejszym. Teraz tylko byłoby dobrze, ażeby ogród zawczasu na wiosnę mógł być kartoflami i potrzebnymi warzywami zasadzony.
            Łącząc Łaskawemu Panu wyraz prawdziwego szacunku, zostaję Jego uniżonym sługą
                                                                                                               E. Bojanowski

[99] Do  FRANCISZKA  ŻÓŁTOWSKIEGO[324]  w  Niechanowie

                                                                                            Grabonóg, 14 kwiet[nia 18]60
            Miałem wiadomość od Lud[wika] Mił[kowskiego][325], że życzysz sobie stanowczo, aby otwarcie Ochronki w Niechanowie d. 15 maja nastąpiło. Otóż donoszę Ci, jak rzeczy stoją.
            Pragnąłbym koniecznie, dla umniejszenia kosztów podróży, przy jednej bytności otworzyć i ruchocińską Ochronkę. Państwo Gutowscy[326] stanowczo dnia nie wyznaczyli, ale podobno prosili bardzo O. Baczyńskiego, żeby na otwarcie Ochronki do nich przybył. Mówiłem z nim o tym, że bardzo bym się cieszył, gdyby nie tylko przy otwarciu ruchocińskiej, ale i niechanowskiej Ochronki nam towarzyszył. Obiecał jak najchętniej, tylko zapytał czybyś nie zechciał innego dnia, np. w oktawie Ś[wię]tej Zofii wyznaczyć, gdyż 15-go ma być na odpuście w Turwi. Powiedziałem mu, że wątpię, abyś to chciał zmienić, ale że zadosyć czyniąc jego życzeniu, napiszę o tym do Ciebie. Proszę Cię więc, racz mi donieść łaskawie, czy nieodwołalnie trzymasz się 15-go maja, czy też inny dzień bliski wyznaczysz. Stosownie do Twej odpowiedzi napisałbym do O. Baczyńskiego i do Ruchocina.
            Druga rzecz. Powiadała mi Pani Kajetanowa[327], że z Jurkowa zabrałeś notatkę sprzętów ochronkowych, a zatem nie posyłam Ci już takowego spisu, bo zapewno podług tego kazałeś co potrzeba urządzić.
            Trzecia rzecz. Prosiłbym Cię, żebyś mi napisał Twoje życzenie, jakoż mają się dostać tam na miejsce trzy Służebniczki do Niechanowa przeznaczone. Państwo Gutowscy przyślą do Jaszkowa podobno wózek parokonny po swoje trzy, więc wszystkie sześć i siódma Starsza nie zabrałyby się na tę furmankę. Byłoby najlepiej, żeby wszystkie mogły się zjechać do Mielżyna i być przy otwarciu Ochronki w Ruchocinie, a potem do Niechanowa łatwo by się dostały.
            Oczekuję Twej odpowiedzi i ściskając Cię najserdeczniej, polecam się Twojej łaskawej pamięci.
                                                                               E. Boj[anowski]

[100] Do  ADAMA  GOLTZA  w  Warszawie
                                                                                                       Grabonóg, 11 maja 1860
            Szan[owny] i Koch[any] Panie!
            Po dość długiej niebytności wróciwszy do domu, zastałem z niewypowiedzianą radością łaskawy list Pański[328], na który pośpieszam zaraz z odpowiedzią.
            Nie otrzymując od Kochanego Pana przez długi czas żadnej wiadomości, domyślałem się, że powodem do tego była trudność a raczej zupełna niemożność wyszukania dziewczynki, która by się zechciała udać do Jaszkowa.
            Pociesza nas przecież, że Ochronki tamtejsze, lubo na innej drodze, rozwijają się pomyślnie i coraz więcej szerzą się po kraju.
            Co do naszego Zakładu Ochronkowego, dzięki Bogu, idzie wszystko jak najlepiej. W Domku jaszkowskim mamy obecnie 20 Nowicjuszek i ciągle nowe zgłaszają się kandydatki, ale dla szczupłości domku więcej przyjmować nie możem. Zamyślamy przeto albo drugi urządzić Nowicjat, albo przynajmniej dom dla kandydatek, jako Zakład przygotowujący do Nowicjatu, w diecezji gnieźnieńskiej. Na ten cel mamy tam już kupiony dom z ogrodem, rolami i potrzebnymi budynkami gospodarczymi. W wrzesińskim powiecie mamy także ofiarowane na własność gospodarstwo z 70 morgami roli, gdzie zamierzamy obok Ochronki urządzić Zakład dla sierot wiejskich pod kierunkiem Służebniczek. Nowych miejsc na Ochronki tyle się przymnaża, że nie jesteśmy w stanie wszystkim  żądaniom zadosyć uczynić. Dziś właśnie wyjeżdżam w gnieźnieńskie na otwarcie nowej Ochronki niedaleko Gniezna. W czerwcu dwie nowe otworzymy. Udział ludu dla tej Instytucji wzrasta widocznie. Znajdują się wieśniacy, którzy po kilkadziesiąt talarów składają w ofierze na cel Zakładu. Brak czasu w tej chwili nie dozwala mi liczniejszych przytaczać szczegółów. Zapewnić tylko mogę Kochanego Pana najsumienniej, że rzecz Ochronek przy pomocy Bożej, idzie jak najlepiej.
            Ciesząc się wielce na częstszą sposobność odbierania tyle mi upragnionych wiadomości od Kochanego Pana i udzielania Mu nawzajem dalszych doniesień o naszych Ochronkach, oczekuję łaskawej i rychłej odpowiedzi, jak długo Kochany Pan zabawisz w Warszawie i czy list niniejszy rąk Pańskich doszedł, a tymczasem polecam się pobożnej pamięci Kochanego Pana i najserdeczniejsze pozdrowienia zasyłam.
                                                                                                             E. Boj[anowski]

            Dziewczynki z kaliskiego nie wróciły jeszcze w swe rodzinne strony, bo wszystkie trzy są jeszcze za młode, aby w takim oddaleniu same mogły kierować Ochronką.
            Ks. Jan[329] jest teraz w Poznaniu. Pan Stanisław[330] tak gospodarstwem jak literaturą pilnie się zajmuje.

[101] Do  ks. arcybiskupa  LEONA  PRZYŁUSKIEGO  w  Poznaniu
                                                                   Grabonóg pod Gostyniem, 14 czerwca 1860

Najprzewielebniejszy Księże Arcy-Pasterzu,

Jaśnie Oświecony Panie i Dobrodzieju!

Opieka Najprzewielebniejszego aArcy-Pasterza, którą z wy­sokiej Swej łaski raczyłeś rozciągnąć nad  Zakładem Ochronek wiejskich, ośmiela mnie do złożenia Mu niniejszym sprawozdania ze stanu rzeczonych Ochronek od 14 czerwca 1858 r. do 14 czerwca 1860 r.
Z najgłębszym uszanowaniem Waszej Arcy-Pasterskiej Mości najposłuszniejszy syn i sługa
                                                                                                         E. Bojanowski

                Raport o stanie Zakładu Ochronkowego /Służebniczek Boga -  Rodzicy/.
                                        od 14 czerwca 1858 - do 14 czerwca 1860 r.
Najmiłościwsze przyjęcie pod dostojną Opiekę Arcy-Pasterską Zakładu Ochronkowego /Służebniczek Boga-Rodzicy/  z d. 18 sierpnia 1858 r. ośmiela mnie do złożenia u stóp tronu J. O. Arcy-Pasterza, a naszego Najdostojniejszego Opiekuna, raportu o stanie tegoż początkowego Zakładu z przeciągu dwóch lat ubiegłych, czyli od 14 czerwca 1858 r.  jako daty przeszłego raportu, aż do dnia dzisiejszego. Jako pierwszą zbawienną z tego czasu dla Zakładu Ochronkowego  okoliczność, zapisujemy odbycie się rekolekcji, które za  Najmiłościwszym zezwoleniem J. O. Arcy-Pasterza z d. 30 czerwca 1858 i pod Jego Ojcowskim błogosławieństwem, a pod kierunkiem Ks. Baczyńskiego z Towarzystwa  Jezusowego, rozpoczęły się d. 9 sierpnia 1858,  a zakończyły  d. 14 sierpnia. W następnym zaś roku 1859, rozpoczęły się rekolekcje d. 22 sierpnia, a zakończyły d. 27 sierpnia.
Drugim w tym czasie zadatkiem błogosławieństwa Bożego, było nadejście wysokiego rozporządzenia J. O. Arcy-Pasterza z d. 18 sierpnia 1858 r. w którym najmiłościwiej raczył ubogi Zakład Ochronkowy /Służebniczek Boga-Rodzicy/ przyjąć pod Swą Najdostojniejszą Opiekę Arcypasterską. Dziękczynne modły po wszystkich Ochronkach i przyjęta na tę intencję Komunia św. przez wszystkie Służebniczki, zostały ofiarowane Bogu na podziękowanie za doznaną łaskę, i na ubłaganie błogosławieństwa świętych dla Najprzewielebniejszego Arcy-Pasterza, za ten dowód Jego miłościwej życzliwości ku naszemu Zakładowi, acz najniegodniejszych Służebniczek Najświętszej Panny.
Pod tak szczęśliwymi auspicjami, przedsięwzięcie to ku chwale Bożej podjęte, coraz pomyślniej rozwijać się zaczęło. Pomimo niedostateczności funduszów wstąpiła w serca ubogich Służebniczek żywa otucha i wiara utrzymania za łaską Opatrzności, większej niż dotąd liczby kandydatek. Przewodnicząca w domku Jaszkowskim Służebniczka[331], pisała w jednym z listów swoich: „im więcej będziemy przyjmować kandydatek nie uważając na nie, tem  większe błogosławieństwo Boże będziemy do domu sprowadzać. W Bogu nam trzeba całą nadzieję pokładać. Gdybyśmy mogły wszystkie te dusze dostać pod naszą opiekę, które pragną służyć Bogu, jakże byśmy  były szczęśliwe!” Jakoż wnet przybrano kilka kandydatek nowych, a Pan Bóg wynagradzając pokładaną w Nim ufność, zdarzył miłosiernie, odtąd zaczęły się zgłaszać niektóre z bogatszych gospodarzy córki  z własnym utrzymaniem. Między nimi kilka z Diecezji  Warmińskiej[332].
Większa połowa z tych kandydatek już to cząstkowo, już też całkowite dla siebie utrzymanie na rok próby zapewniły. Pomimo to wszakże chleb raz na raz nie wystarczał i często po kilka tygodni obywano się bez niego, zastępując go ochotnie kartoflami.
Oprócz jednej krówki, którą w zaprzeszłym roku domek Jaszkowski posia­dał, a którą Służebniczki z szczupłych dochodów swego gospodarstwa by­ły kupiły, - dokupowane odtąd z daru pieniężnego, nadesłanego przez śp. Zygmunta Krasińskiego[333]. Lud także okazując coraz serdeczniejszy dla Zakładu udział, pomnożył swymi ofiarami ubogi dobytek Domku Jaszkowskiego. Jeden gospodarz z powiatu wrzesińskiego ofiarował ładną krówkę, i znów inny gospodarz wiejski z powiatu Średzkiego, także w darze krowę przyprowadził. A tak z Opatrzności Bożej ma już teraz domek Jaszkowski cztery krówki i dwie młodociane. Również z ofiar ludu i z oszczędzonego przez Służebniczki od wydatków domowych grosza, kupił Zakład w zeszłym roku parę koni i wóz do potrzeby gospodarczej. Na ten cel, jeden wie­śniak złożył dwadzieścia talarów ofiary.
Starano się także, aby kandydatki w ciągu roku próby, obok nauki, nie odwykały od zwyczajnych robót wiejskich a przytem i szyć się uczyły, przeto oprócz obrobienia potrzeb domowych i gospodarstwa ochronkowego nastręczono im jeszcze, w pozostającym wolnym czasie zarobek, z którego tak szyciem, jako też innymi pracami wiejskimi. W ciągu np. zeszłego lata zarobiły na rzecz Zakładu przeszło 40 tal.  W roku zaś bieżącym zakupiono dla domku Jaszkowskiego warsztat tkacki, na którym Służebni­czki nie  tylko swój len ale płótno wyrobiły, ale nadto z wiosek okolicz­nych przyjmowały przędzę do obrobienia.
Nowych Ochronek przybyło  w tych dwóch latach, sześć. Pierwsza, otworzo­na została d. 6. października 1858 r. w Górce[334], w dobrach Hr. Cezarego Platera w parafii Brodnickiej;  druga d. 11 kwietnia 1859 r. w Mielżynie w dobrach W-go Władysława Sikorskiego[335], pod duchowną opieką tamecznego Proboszcza Ks. Koszutskiego;  trzecia, d. 25 października 1859 r. we Wroniawach[336] u Hr. Stanisława Platera, w parafii Kębłowskiej;  czwarta, d. 15 Maja br. w Niechanowie u W[ielmożne]go Fr. Zółtowskiego,  piąta; d. 17 maja br. w Ruchocinie[337] u W-go Ignacego Gutowskiego, w parafii powidzkiej,  szósta, nareszcie, w miesiącu bieżącym ma być otwarta na Zdzieżu pod Borkiem u W-go Alex. Graeve[338].
Wszystkie te Ochronki ograniczone na własnym zarobku Służebniczek, bez wszelkiej uciążliwości dla dworów, rozwijają się, za łaską Bożą, bar­dzo pomyślnie. Lud przychodzi im w pomoc dobrowolnymi ofiarami i drobne gospodarstwo pomnaża się własną ich usilnością.
Mielżyńska Ochronka tylko zastała hojne uposażenie, tak co do wszelkich urządzeń domowych, za staraniem miejscowego Proboszcza Ks. Koszutskiego przygotowanych, jako też co do swego przyszłego  utrzymania, przez dar byłego dziedzica W-go Zenona Jaraczewskiego[339], który na stałą własność Ochronki zapisał sądownie około 5 mórg roli i oprócz tego 8 mórg do jej użytku na lat trzy ustąpił. Niemniej z okolicy kilku obywateli po­śpieszyło z ofiarami na zaopatrzenie początkowych potrzeb. A następnie i lud drobne datki dobrowolne składać zaczął; zaraz np. w dniu otwo­rzenia Ochronki, z ofiar ludu, który na tę uroczystość licznie się zgromadził, znalazło się w skarbonce drobnymi pieniążkami przeszło 40 złp. W roku zaś bieżącym dla tamtejszej Ochronki zakupiony został dom z kilku morgami roli i z potrzebnymi budynkami, a gorliwym staraniem miejscowego proboszcza Ks. Koszutskiego, wszystko, odpowiednio do po­trzeb Ochronki, jak najtroskliwiej jest już uporządkowane.
Wszędzie razem z otwarciem Ochronek zaczęły się z okolicznych, wiosek zgłaszać kandydatki, i pobliższe dwory oświadczyły się z chęcią zapro­wadzenia u siebie także Służebniczek. W ogólności wezwań takowych wię­cej nadchodzi, niż dotychczasowa możność zakładu dozwala zadość im uczynić. Oprócz tutejszej prowincji, zażądali w tym czasie Służebniczek do Królestwa, Pan Józef Gajewski z Kosmowa, Hr. Amelia z Jezierskich Łubieńska z Lubelskiego[340], Pani Helena Krukowiecka[341] z Osnego pod Łowiczem. Do Galicji: Księżna Jadwiga Sapieżyna z Krasiczyna, i Hr. Michał Czacki[342] z okolic Lwowa oraz z Ukrainy Pani Dariuszowa Poniatowska[343], nadesławszy pieniężną dla zakładu ofiarę, oświadczyła się z chęcią - jeśli Bóg pozwoli - zaprowadzenia później podobnych Ochronek i w tamtych stronach. Na koniec teraźniejszy Ks. Biskup Wileński Krasiński[344], zażądał bliższych szczegółów i objaśnień o Zakładzie Ochronkowym Służebniczek. Nadto obudzająca się już dawniej potrzeba zakładania domów dla sierot wiejskich, które by pod kierunkiem Służebniczek wieśniaczek, obok wychowania chrześ­cijańskiego, w ubogiej prostocie życia wiejskiego, sposobiły się do wszelkich robót wiejskich na dobre gospodynie, - odzywa się teraz coraz wyraźniej. W przeszłym albowiem raporcie naszym z d. 14 czerwca 1858 r. wspomnieliśmy o tym tylko, jako o dalekim na przyszłość zamiarze urządzenia podobnych domów sierot wiejskich, którymi zatrudniać się mogły Słu­żebniczki, a mianowicie w swych podeszlejszych latach a widoki i nadzieje nasze ku spełnieniu takowych zamiarów, opieraliśmy na czynionych już wtedy do nas odezwach przez niektórych opiekunów i dobroczyńców sierot wiejskich, którzy się zgłaszali ze zapytaniami, czyby przy obszerniej­szych Ochronkach nie mogli za stosowną opłatą umieszczać takowych sierot wiejskich, uważając dla nich umieszczenie to stosowniejszym niż w innych zakładach, ponieważ tu wiejski sposób życia i zatrudnień najwłaściwiej sposobić je może do ubogiego i pracowitego na przyszłość życia.
Tymcza­sem zdarzył Bóg miłosierny, że ku urzeczywistnieniu tych życzeń, już w Diecezji  tutejszej Szanowny  Ks. Proboszcz Kalasanty Szułczyński[345] zakupił i sądownie zapisał na dniu 21 października 1859 r. około 70 mórg roli w Pogorzelicy na cel takowego Zakładu dla sierot wiejskich, pod kierunkiem Służebniczek Boga-Rodzicy.
Pomimo tylu wezwań, Zakład Służebniczek zwolna tylko - wedle słabych sił swoich - przyjmując ofiarowane sobie miejsca i na teraz jeszcze ogra­dzając się jedynie w obrębie tutejszej prowincji, wszelką usilność stara się szczególniej obracać ku swemu wewnętrznemu rozwinięciu i umocnieniu.
Pod tym względem wewnętrznego rozwijania się, dzięki Najwyższemu Bogu, możemy dosyć pocieszające wspomnieć tu szczegóły o stanie Ochronek dwóch lat ubiegłych.
Siostrzeńską miłość, zgodę i posłuszeństwo Służebniczki między sobą zachowują. Jedna Starsza np. pisała w swym liście: „Dni nam upływają jak cień, bo pomiędzy nami jest prawdziwa miłość, jak P. Jezus zaleca: gdy jedna zbłądzi, druga ją w miłości upomni, pouczy, ta z chęcią wszystko przyjmie i jeszcze serdecznie podziękuje. Mnie - jako teraz obraną Starszą, - we wszystkiem słuchają, co tylko moim kochanym Siostrom polecę: jak chcę co zrobić, radzę się ich, a na wszystko przystaną, i po nich obydwóch uważam, że co im polecę, nie uważają że to ja im rozkazuję, tylko P. Jezus”. – „Smutne było nasze rozstanie się ze siostrą Józefą, wszystkie my płakały choć nie myślałyśmy że się już do kupy nie dostaniemy, ale gdy Pan Bóg tak rozrządził, i za to Mu niech będą dzięki. Prawda, że wielka była miłość między nami siostrzeńska, to też i nasze rozstanie się było bardzo smutne, ale i teraz, dzięki Bogu, miłujemy się tembardziej, że mamy między sobą sierotę, Siostrę Wiktorię”.
W innym liście pisały: "Gdy Siostra Barbara miała od nas odłączyć się i nam już boleśniejszej chwili być nie mogło; taki żal serca nasze opanował, żeśmy się nie mogły wstrzymać od płaczu. Okropnie smutne nasze rozstanie było. Nie było nam tak bolesno naszych rodziców odstąpić i rodzonych sióstr, jak teraz, gdy nasza droga siostra od nas się rozłączała”.
Z innej znów Ochronki pisały: „Między nami, dzięki Bogu, jest zgoda, jedność i miłość siostrzeńska, jeszcześmy się ani razu nie przemówiły. Słuchamy się i doradzamy sobie, każda w miłości Chrystusowej, - i tak jak jedna, lub druga i trzecia pragniemy, aby jak najwierniej Bogu służyć i obowiązki stanu swego wypełniać, aby coraz więcej miał Bóg chwały z nas i bliźni  pomocy."
Niemniej serdeczne utrzymują stosunki z rodzicami i często budujące piszą do nich listy. Jedna ze służebniczek, taki np. list napisała do swej matki: "Kochana Matko! odebrałam wasz list i cieszy mnie bardzo żeście mi donieśli o Waszym powodzeniu i zdrowiu. Bóg Wam zapłać za te parę słów, które mnie bardzo pocieszyły. Wyczytałam we waszym liście że wolelibyście mnie widzieć na marach, aniżelibym się miała wrócić na ten świat przewrotny. O nie daj tego Boże! abym tak miała uczynić. Za pomocą i łaską Najwyższego Boga, ufam w miłosierdziu Jego, że tego nie uczynię, bom już poznała ten świat i jego zdradę, a miałabym się jesz­cze do niego cofać? Wolałabym tysiąc razy umrzeć, aniżeli na krok  od Ochronki się oddalić, i to mocno u siebie stanowię, boby to było tak, jakby oracz wziął pług w rękę i wstecz się cofał. Zaczęłam Bogu służyć i Najświętszej Pannie, to też chcę wiernie tego  dopełnić. Bo to nie jest dosyć dzień po chrześcijańsku zacząć, ale go też trzeba i po chrześcijańsku skończyć;  bo to nie jest dobry ten, kto dobrze zacznie, ale ten co dobrze dokończy i wytrwa w dobrem aż do śmierci. Gdy Wasz list czytałam, cieszyłam się i płakałam. Cieszyłam się wtedy, gdym czytała te Wasze pocieszające słowa, i że mam tak dobrą matkę, że mnie nie odwodzi od tej drogi, którą przedsięwzięłam. A płakałam wtedy, gdym czytała, kochana Matko, żeście już w takim niebezpieczeństwie ży­cia byli i nie daliście mi znać, abym się za Was bardziej modliła. Nie dziwię się, że Pan Bóg Was nawiedza różnymi krzyżykami, bo Pan Bóg też różnymi krzyżami wiernych sług swoich doświadcza, czy Mu też wiernie służą. Nie utyskujcie sobie, tylko  się tembardziej cieszcie, że Was Bóg nawiedza, tylko miejcie cierpliwość, bo zacóżby była uwieńczona cierpliwość nasza, gdybyśmy nie chcieli nic cierpieć dla Pana Jezusa! bo to dobrze wiecie, i lepiej niż ja że Święci Pańscy krwią i męczeń­stwem nieba się dokupowali, a przecież sądzili, że im się niebo darmo dostało. Zdajcie się we wszystkiem na wolę Bożą i mówcie sobie: będę zdrowa, to będą,  będę chora, to będą; umrę, to umrę; we wszystkiem niech będzie wola Twoja Panie! Pisaliście, że Was nikt tam pocieszyć nie może, tylko ja. Ale nie moja Matko! moja Matko kochana! ja Was nie mogę pocieszyć ustnie, tylko przez list. I nie macież też nikogo, coby Was pocieszył? Oto macie Pana Jezusa niedaleko w Najświętszym Sakramen­cie. Jemu się uskarżcie, a znajdziecie pocieszenie, jakiego nikt z lu­dzi Wam dać nie może. Pisaliście, abym Was odwiedziła we Waszym smutku, ale wiecie dobrze, że ja się teraz poddałam woli przełożonych moich, więc sama rządzić sobą nie mogę, a może by mi to nie na dobre wyszło, żebym do Was przyjść miała, więc stosujmy się z wolą Boską, jak Pan Bóg chce, tak niech będzie. Proszę Was tylko, Najdroższa Matko! miejcie w opiece Monisię i Franusię /młodsze jej siostry/ abyście je mogli przyprowadzić do tego, aby Pan Bóg, z nich miał chwałę i my pociechę. A teraz do Was parę słów mówię Monisio i Franusio, uczcie się pilnie, słuchajcie jak tylko możecie rodziców, bo wiecie dobrze, jak Pan Bóg nieposłuszne dzieci karze. Wiecie dobrze, że ja też nie słuchałam Matki mojej kocha­nej, ale też tego nigdy odżałować nie mogę."
W innym znów liście pisze jedna ze Służebniczek do swej  Matki. „Bardzo się cieszę, bo jak jeno tu jesteśmy, to jeszcze my sobie żadnego słowa przykrego nie powiedziały. Tak się zgadzamy jak dzieci jednego Ojca i jednej matki, bo my też jednego Ojca i jednej Matki Królowej Niebies­kiej! Proszę Was moja Matko, o modlitwy, bo mi są bardzo potrzebne, abym mogła wiernie wypełniać te wszystkie obowiązki do których się zobo­wiązałam. A ja też nie zapominam o Was w moich niegodnych modłach, jako o kochanej Matce mojej, która tyle potu nade mną wylała. Niech za to wszystko P. Bóg Wam będzie nagrodą, a ja z mojej strony z całego serca życzę Wam nieba. Prawda, że byłabym rada, żebyście tu do mnie kiedy przy­jechali, a jak nie będziecie mogli, to tylko będę pragnąć tego, abyśmy się mogli wszyscy na Józefata dolinie[346] po prawicy P. Jezusa obaczyć. Proszę Was odpiszcie mi jak Wam się powodzi czy dobrze, czy źle, wszy­stko napiszcie, a jak będę wiedziała Wasze smutki i dolegliwości to też się będę bardziej za Was modlić. Powiedzcie Siostrom w tamtejszej Ochronce, że bardzo je prosimy o modlitwy. I Was też pokornie proszę, przyjmijcie raz P. Jezusa za nas wszystkie, aby P. Bóg nam błogosławić raczył."
Co do zajmowania się dziećmi, pocieszające także możemy przytoczyć fak­ta. Np. o Ochronce w Mielżynie, pisał Ks. Koszutski, w cztery tygodnie po jej założeniu. "Siostry nasze" - pisze on - o ile mnie spostrzeżenia moje nie mylą, są zadowolone ze swego stanowiska i zawsze pełne dobrych chęci, wesoło i ochoczo przy dziennych zatrudnieniach, swoich. Na zapy­tanie moje, czy nie tęsknią za Matką Starszą lub rodzinnemi stronami, zwykła ich odpowiedź jest, że nie mają czasu do tęsknienia i myślenia o innych stronach. Wielkie zwycięstwo odniosły już nasze Siostry w mieście, bo wszystkie nieomal dzieci regularnie do Ochronki, ładnie uczesane, umyte i chędogo przyodziane, przybywają. W Ochronce bardzo już grzecznie ze złożonemi rączkami siedzą, Sióstr słuchają, i martwią się niemało, jeżeli niegrzecznością Siostrę rozgniewają, lubo się Siostry nigdy nie gniewają, jak to dzieci w domu rodzicom opowiadają. Wszystkie dziatki z wesołemi zawsze twarzyczkami na stopniach siedzą i słuchają pilnie, co im Siostra powiada. Lubo dopiero o 1-szej z po­łudnia do Ochronki przychodzić mają, to Siostry im się opędzić nie mogą bo zaledwie obiadek swój w domu zjadły, już stoją przy dzwonku i proszą o wpuszczenie do Ochronki. Jeżeli P. Bóg tak dalej błogosławić będzie działaniom Sióstr, to z czasem będzie Bóg wielką miał chwałę, a ludzie niemałą pociechę z tych dziatek, które z Ochronki naszej wyjdą".
W innych miejscach ochocze np. współzawodnictwo dziatek codziennie na­pełnia Ochronki w ten sposób, że dziewczątka wybiegają na wieś, żeby sprowadzić jak najwięcej towarzyszek dla przewyższenia liczby chłopców, i również chłopcy po zapłotkach wsi szukają chłopców, żeby liczbie dziewcząt dorównać.
Zdarza się, że dzieci zupełnie maleńkie codziennie przypominają rodzicom żeby je do Ochronki odnosili. Jeden np. dwuletni chłopczyna, tak rano jak i po obiedzie zwykł się zaraz niepokoić i ustawicznie powtarzać że pójdzie "do dom", mianując domem swym Ochronkę.
Często i w dnie świąteczne zbiegają się dzieci do Ochronki. Z jednej takiej Ochronki doniosły Służebniczki, „w niedzielę wróciwszy z kościoła, to nie mamy czasu ani śniadania wypić, bo zawsze wszystkie dziatki tak się do nas snują, że ich nie mogą matki w domu utrzymać." Nawet były miejsca, gdzie z pobliskich wiosek dziatki widząc przychodzące Służebniczki, przyłączyły się do nich i chciały z nimi iść do Ochronki.
Służebniczki z Niesłabina donoszą np. w jednym z listów swoich „Byłyśmy raz w Orkowie /sąsiedniej wiosce/ chorą odwiedzić. Gdyśmy szły domu, jedna gospodyni zawołała nas i prosiła żebyśmy jej córeczkę małą zabrały ze sobą, do Ochronki, bo bardzo wielką, chęć miała iść do nas. Miałyśmy to dziewczątko parę dni u siebie, a jak potem matka przyszła po nią, rzewnie zaczęło płakać i nie chciało do domu wrócić". Późnej to samo dziewczątko, około 5 lat liczące zbierało sobie po kilka malutkich rówieśniczek, aby z nimi zacząć codziennie chodzić z Orkowa do Niesłabińskiej Ochronki. Ale ponieważ pewna odległość pomiędzy temi dwoma wioskami, wzniecała obawę puszczania samych i tak małych dzieci, przeto z wielkim żalem, musiały swych upragnionych wycieczek zaniechać. W Niechanowie także, zaraz w pierwszym tygodniu po otwarciu Ochronki, z pobliskiej wioski Żelazkowa, zaczęło podobnie kilkoro dziatek codziennie do Ochronki przychodzić.
Dzieci po wszystkich Ochronkach w nauce, mianowicie religii, okazują, jak na swój wiek, bardzo zadawalające postępy; zdarza się, że dziatki zaledwo chodzić i mówić poczynające, odpowiadają już na niektóre pytania katechizmowe i początkowe zwrotki pieśni nabożnych same zaczynają sobie śpiewać. Zaprowadzone w Ochronkach zwyczaje pobożne, bądź to do pewnych dni lub pór roku przywiązane, z wielkim poszanowaniem zachowują. Przytaczamy tu np. co jedna ze Służebniczek donosiła o tem: „Dzieci - pisze ona - już się przyzwyczaiły do naszego porządku tygodniowego. Co piątek np. składają chleb swój kawałeczkami dla ubogich, a jak które nie przyniosło to leci do domu po kawałek chleba. Raz z takich kawałków zrobiłam trochę zupy i masłem okrasiłam, a dzieci poszły po jedną kobietę niewidomą i bardzo ubogą, której tę zupę dały. Przychodzi też tu dwoje biednych dzieci Ochronkowych, które jak nie mają chleba, to się im drugie składają.  W Środy bardzo sobie przypominają umarłych krewnych. Jednemu  np. dziewczątku była umarła matka, to sobie robi grób matki z piasku, i drugie dzieci także robią, groby, a jak dadzą płotek wokoło, to jak prawdziwy cmentarz wygląda."
Uczucia religijne i miłości bliźniego nieraz w rozrzewniający sposób obudzają się w dzieciach. Raz np. gdy Służebniczka w Ochronce dawała kawałek chleba ubogiemu, jedno z dzieci odezwało się z prośbą żeby i ono mogło swój chleb podwieczorkowy dać temu ubogiemu. Służebniczka pozwoliła, a dziecko uszczęśliwione cały swój kawałek chleba staruszkowi dawszy, było od tej chwili weselsze niż kiedykolwiek i gdy przyszedł czas po­dwieczorkowy dla wszystkich dziatek, ono jakoby chciało oddalić od siebie myśl od podwieczorku, poklaskiwało sobie próżnymi rączkami i przyśpiewując tańczyło na pośrodku izby.
Pewien znów chłopczyk w jednej Ochronce odznaczał się nadzwyczajną po­bożnością. Często namówił sobie kilku rówieśników aby razem przed ołtarzykiem upadłszy krzyżem na podłodze, odmówić kilka paciorków, albo za jakiego we wsi chorego o którym posłyszał,  że go Służebniczki nawiedziły albo za ubogiego, który po jałmużnę do Ochronki był wstąpił. Raz nawet gdy ksiądz miejscowy z drugim gościem odwiedzili Ochronkę i swoją uprzejmością rozweselili dziatki, chłopczyk ów po odejściu gości, jakby za­wdzięczając im okazaną dla Ochronki życzliwość, dobrał sobie kilkoro dzieci, ukląkł z nimi przed ołtarzykiem i na intencję tych gości zmó­wił z towarzyszami swymi kilka Zdrowaś Maryja, dodając za każdym razem "Najświętsza Panno przyczyń się za nimi".
Zdarza się często, że prócz małych dzieci i starsze, które miały prze­szkody uczęszczania do szkoły, pobierają w Ochronkach wieczorami lub w święta, naukę religii przygotowującą do pierwszej spowiedzi św. Takowe dzieci, oraz te co już z Ochronki do szkoły przeszły, okazują zwykle wielkie ku Ochronce przywiązanie i w każdej wolnej chwili rade odwiedzają potem domek Ochronkowy. Raz we wigilię Popielca[347], Służebniczki w jednej Ochronce przemyśliwały, jakby nazajutrz ubrać swój ołtarzyk stosownie do czasu postu, gdy im zbywało na środkach i możności sprawić, po­dług zwyczaju Ochronkowego, krzyż ozdobiony znakami Męki Pańskiej, jak się zwykle u Służebniczek stawia na czas postu przed zasłonionym ołta­rzykiem. W niemożności więc tego okryły tylko ołtarzyk czarną zasłoną i mały krzyżyk postawiły na nim kontentując się spokojnie tem, na co ich stało. Tymczasem nazajutrz rano, w sam dzień Popielcowy, usłyszały zdala śród wioski śpiewaną licznymi głosami pieśń żałosną o Męce Pań­skiej, i przyszedłszy przed domek ujrzały pochód kilkunastu dzieci szkolnych i starszych, które parami zbliżały się ku Ochronce, a przed niemi na przedzie chłopczyka niosącego wysoki krzyż czarny, na który były pozawieszane znaki Męki Pańskiej, młotek, obcęgi, powróz, rózga, włócznia, drabina itd. Gdy orszak ten stanął przed progiem Ochronki, chłopczyk przewodniczący ofiarował Służebniczkom na ozdobę ołtarzyka krzyż, który z wszystkimi narzędziami Męki Pańskiej  zrobił własnymi rękami w domu dla Ochronki. Potem przez ciąg całego Wiel. Postu wszystkie z tej gromadki dziewczęta, wraz z innymi kobietami z wioski uczęszczały pilnie co wieczór do Ochronki na czytanie i śpiewanie pieśni o Męce Pańskiej.
W ogólności na wieczorne czytania pobożne w ciągu całego roku, a mianowicie w święta, i przez czas majowego nabożeństwa lub śpiewania kolęd przy żłobku, po wszystkich Ochronkach pilnie uczęszczają dziewczyny i kobiety, z wykluczeniem mężczyzn, którym wstęp do Ochronek, przy zebraniach takich nie jest dopuszczony. Liczba  jednakże samych kobiet i dziewczyn często tak zapełnia Ochronki, że nie mając miejsca na ławeczkach muszą jedna przy drugiej na ziemi siedzieć.  W Ochronce np. Góreckiej w parafii Brodnickiej, dochodziła ich liczba czasem do 40. W pierwsze zaraz święto, po założeniu tej Ochronki, zeszło się na wieczór 18 dziewczyn na czytanie. Później wzrastała ilość ich coraz bardziej, gdy nie tylko z samej Górki, ale i ze sąsiednich wiosek, z Przylepek, z Boreczku, z Ludwikowa, przychodziły kobiety z dziewczętami mimo przykrej często pory zimowej. W Mielżynie zdarzało się że w święta, Służebniczkom z nieszporów wracającym wybiegały naprzeciw gromady śpiewających dzieci, a około Ochronki tyle już stało kobiet i dziewczyn zgromadzających się na czytania, że trudno było z dziećmi przecisnąć się do Ochronki.
Stosunki te ze Służebniczkami wywierają już błogie skutki na moralne obyczaje dziewczyn wiejskich. Przytaczamy tu tylko jedną drobną okoliczność, że kiedy np. z jednego dworu wysyłano wieczorem dziewczynę z czeladzi po interesie na wieś, ta wzięła sobie drugą za towarzyszkę, naśladując w tym zwyczaj Służebniczek, które wieczorem same nie wychodzą. W ogóle, przyzwoite dziewczyny wiejskie lubią się zbliżać do Służebniczek, towarzyszyć im do kościoła, w dnie robocze z nimi pracować i rozmawiać o pobożnych rzeczach; a niektóre chcąc nawet zewnętrznie podobnymi  do nich się czynić, zaczynają gdzie niegdzie zamiast kolorowych nosić białe chustki na głowach jak Służebniczki. Z tych też powodów nieraz podobno się zdarza, że we wsiach gdzie nawet wcale nie ma Służebniczek, gdy jaka skromniejsza dziewczyna pomiędzy robotnikami do lżejszych rozmów nie bierze udziału, zwykli ją nie inaczej już jak Siostrą z Ochronki nazywać.
Co do zajmowania się chorymi i ubogimi, również troskliwie i pilnie wypełniały Służebniczki obowiązki swoje. W jednym ze swych listów doniosły np. „Mamy teraz dużo chorych, których pielęgnujemy i chodzimy prawie codziennie czytać im Modlitwy, Żywoty św. itd. Ubogich też dużo chodzi, codziennie po trzech do czterech i ile możności naszej wesprzemy ich jałmużną, dzieci ubogich mamy teraz na obiady pięcioro, jeszcze czasem ubogim do domów zanosimy kolację a w Niedzielę, to  śniadanie zawsze im zanosimy." Z tej samej Ochronki w innym czasie pisały: „Chorych w szpitalach nawiedzamy codziennie, na wieczór czyta­my im Żywoty św. Pańskich i inne czytania duchowne, z tego są bardzo kontenci i proszą nas zawsze, żebyśmy mogły przyjść jak najprędzej. A gdy mamy inne zatrudnienie, że zaraz przyjść nie możemy, to skoro do nich przyjdziemy po skończonej pracy, z wielkim oczekują nas upragnieniem. Chorych wszystkich mamy teraz 12-tu. W każdej rzeczy co potrzeba są nam powolni. Na przykład raz spóźniłyśmy się dla ważnego zatrudnienia, była 8-ma godzina gdy my do szpitala przyszły, a oni już poszli na spoczynek,  tylko niektórzy czuwali; wszyscy byli chorzy na rany co w dzień mogli chodzić. Zganiłyśmy im, że się przed odmówieniem modlitw pokładli i prosiłyśmy aby wstali i byli gotowi do modlitw za kilka minut a my się oddaliły. Chętnie też w jednym momencie powstali i gdyśmy na powrót weszły, już żeśmy zastały klęczących tak młodych jak starych". 
W innym liście pisała jedna Służebniczka: "Chorych ile naszej możności odwiedzamy. U jednego chorego byłyśmy dwie noce. Na pogrzebie jednego dziecka, któreś­my do skonania pielęgnowały, była Siostra Marianna z dziećmi większymi." Zwykle zmarłym dziatkom Ochronkowym robią służebniczki girlandy[348] lub wianki na trumienki, czasem najuboższym kitelek ze swego płótna uszyją. Zdarzało się że w razach potrzeby, ze swych, zarobkowych pieniędzy pła­ciły lekarstwa dla ubogich chorych.  W dozorowaniu chorych okazywały się zawsze pilnymi. Z jednej Ochronki donosiły np. „W Niedzielę, tośmy wstały pewno o trzeciej i tak my odwiedzały chorych aż do rana i prawie dopiero o 10-tej poszłyśmy do kościoła." Bywało niekiedy, że w święto Służebniczka przy chorych zostaje dopiero po południu, gdy przez wraca­jące z nabożeństwa rannego towarzyszki zastąpiona bywa, - poszła do odległego 1/4 mili kościoła i komunię św. na nieszporach przyjmowała. W czasie zaprzeszłej zimy były raz Służebniczki z domku Jaszkowskiego wezwane o milę drogi do pewnej chorej rodziny, gdzie w jednym domu pięcioro osób zaraźliwą chorobą /podobno tyfusem/ złożonych, bez naj­mniejszego dozoru leżało, a każdy ze sąsiadów obawiał się nieść im jakąkolwiek pomoc, gdy kilkoro z odwiedzających ich ludzi zapadło było zaraz na tęż chorobę, służebniczki, lubo w takim oddaleniu nie zwykły dozorować chorych, w tym razie przecież powiedziały sobie,  że wszakże kiedy ogień gdzie wybuchnie każdy wszystko porzuca a biegnie ratować, - i poszły dwie do zarażonego domu dnie i noce posługiwać chorym i opatrywać całe ich gospodarstwo domowe, co kilka dni po dwie się zmie­niając. Jedno czy dwoje z tych chorych umarło. Zajęły się usunięciem trupów i ich pogrzebaniem. Dopiero jedna z bezsenności i utrudzenia zachorowała, inna ją zastąpiła, i tak kilka razy opadając na siłach wracały a nowe ochotniczki stawały w ich miejsce; aż wreszcie za pomocą Bożą, pozostali chorzy do zdrowia przyszli, a Służebniczki złożyły im na powrót klucze i zarząd przez ten czas utrzymywanego gospodarstwa.
Z ubogimi dzielą się często ostatkiem swojej chudoby. Pisały np. w jednym ze swych listów z innej Ochronki: "cieszymy się bardzo, bo teraz chodzi dużo ubogich, przez trzy dni było jedenastu. Dzięki Bogu, żadnego my nie opuściły, ale ile możności złożyłyśmy im jałmużnę. Cieszymy się bardzo, że nam tak Pan Bóg daje, że możemy innym od nas uboższym coś udzielić." -
Zdarzyło się w jednej Ochronce, że Służebniczka posiadająca z domu rodzinnego sześć koszul, rozdała z nich w ciągu roku cztery ubogim, a dwie tylko zostawiła sobie, co spostrzegła dopiero Starsza, gdy tamtą Ochronkę zwiedziła.  W innym znów miejscu np. wszystkie trzy Służebniczki złożyły się na powleczenie zbyt podartej pościeli jakiejś ubogiej staruszki. Jedna z nich dała powłoczkę na becik, drugie dwie po jednej powłoczce na dwie poduszki. Czasami i pracą przychodzą w pomoc ubogim i chorym. Zdarzyło się np. że w domku jednego rybaka mąż i żona leżeli chorzy, a drobne ich dziatki ledwie mogły do jadła trochę kartofli ugrzebać, reszta zaś zasadzonego kartoflami ogrodu - cała ich nadzieja żywności na zimę - leżała wystawiona na pastwy trzody, co z przyległych ogrodów sprzątniętych wpadła na opuszczony ogródek. Służebniczki pielęgnujące tych chorych, przyzwawszy w pomoc swe towarzyszki ze sąsiedniej Ochronki, wzięły się do pracy około wybrania i zachowania kartofli owej ubogiej rodzinie.
Co do pracowitości też i dobrego wpływu moralnego, jaki na współrobotników wywierają, pocieszające mamy świadectwa. Właściciele, u których pracują, dawali się nieraz słyszeć, że chcieliby mieć wszystkie robotnice takie. Gdzieniegdzie nawet sąsiednie dominia[349] pragną,  ażeby Służebniczki do nich mogły czasem przychodzić do roboty, a przez to i na moralność ludu wpływać. W Ruchocinie, w pierwszym zaraz tygodniu po zaprowadzeniu Ochronki, robotnicy współpracujący w polu ze Służebniczkami, za ich przykładem zaczęli razem z nimi przy robocie odmawiać pacierze. W Miel­żynie, uczyniło podobno mocne na mieszkańcach, wrażenie, gdy zobaczyli jak na rynku, po skończonym targu, wyszły pierwszy raz Służebniczki zamiatać po bruku rozprószoną mierzwę, którą Magistrat dla Ochronki przeznaczył, i jak znosiły ją koszykami lub taczkami zwoziły. „Jużci to mówili - żadnej roboty wstydzić się nie trzeba i żadna najpodlejsza człowieka nie hańbi, kiedy takie Służebniczki w nieświeckich sukienkach [z] paciorkami u pasków i z wiszącymi na piersiach krzyżami zamiatają śmieci i mierzwę na rynku jak najbiedniejsze żebraczki."
Wszędzie też one do wszelkiej chodzą roboty, a gdzie mają własne gospodarstwo jak np. w Jaszkowie, to nawet, oprócz wszelkich robót kobiecych młócą zboże, rzną sieczkę, rąbią drzewo, bielą sobie izby itd.  Z innej Ochrony w jednym z listów swoich pisały: "Teraz już nosimy porówno z mężczyznami żyto w miechach ze stodoły na spichrz i nic to nam nie jest przykro, tylko jak to żyto nosimy po schodach, to sobie przypominany ten ciężki krzyż Pana Jezusa, który niósł za nas na górę Kalwarią."
Co do udziału ludu dla Ochronek, okazał się takowy w upłynionych dwóch latach jeszcze życzliwszym i hojniejszym jak dawniej. Służebniczki żyją ubogo, często nawet niedostatek daje im się uczuć, ale wtedy Opatrzność Boża, przez dobrych ludzi, zawsze im w pomoc przyjdzie, i czasem nawet hojniej obdarzy, niż potrzeba chwilowa wymaga. "Czasem - donosiły służebniczki - to my nie miały co na drugi dzień gotować, a wtem, kiedyśmy resztę na kolację zjadły, przyniosło nam jakie dziewczątko trochę kartofli i trochę mleka. Parę razy tak nam się zdarzyło, żeśmy chciały mleczarce dać co kupić w mieście, a tu nam Pan Jezus przysłał i już żeśmy nie dały kupować, bo kiedy mamy więcej jak na dwa razy do ugotowania to nie kupujemy. Mamy teraz w naszej spiżarni z kwartę jagieł[350], z pół kwarty pęczaku, trochę mąki i trochę jeszcze żyta, co my nazbierały. Stolik już mamy. Kupiłyśmy do okna w dormitarzu zasło­nę niebieską, jedną miednicę, jedną szklankę. Kropielniczkę kupiła nam Siostry Joanny matka. Za arendę[351] gospodarzowi na św. Michał pieniądze damy, jeżeli Bóg da zdrowo doczekać.  Kto się Bogu poruczy nie zginie”. W tej samej Ochronce, gdy latem Służebniczki wracały od roboty, zastawały w domu przysłane w ofierze od gospodarzy wiejskich owoce gruszki, śliwki, jabłka.  Na święta dostawały od ludzi czasem tyle mięsa, że im na tydzień starczyło. W uroczyste wigilie rybacy miejscowi obdarzali je rybami.  Z innej Ochronki pisały służebniczki: "Jedna matka przysłała nam w tych dniach pół bochenka chleba dla ubogich, a w piątek zawsze da swym dzie­ciom po 3 grosze, aby włożyły w skarbonkę, bo troje dzieci jej chodzi do Ochronki. Inna gospodyni w każdą niedzielę i święto przysyła nam 3 strucelki[352] i kawałek okrasy[353].
Z innej znów Ochronki donosiły: „Lu­dzie to nam tyle naznosili na  święta rozmaitych rzeczy,  że my prawie so­bie zapłakały, bo nie umiemy opisać tego wszystkiego co nam P. Bóg daje, chociaż my sobie na to nigdy nie zasłużyły”. W innej znowu Ochronce we Wielkanoc Służebniczki wróciwszy po Komunii św. do domu, zastały przysłaną od ludzi kawę z plackami oraz dużo jaj i kiełbas. Z Ochronki Mielżyńskiej donosiły o Wielkanocy: "Ludzie nam dzięki Bogu, przysłali jaj, masła, chleba, sera, kartofli, a żydówki macków[354]. Jeden Pan sążeń drzewa przysłał. Święta miałyśmy bardzo dobre, dostałyśmy od naszego Ks. Proboszcza pełen koszyk święcenia i od Pań­stwa także święconkę".  Tameczny Ks. Proboszcz donosił także: "Dziatki i ludek dosyć do Służebniczek lgnie, nie tylko, że się przywiązuje, a wpływ już niemały wywarły na niejednego z kochanych parafian moich". W lecie niektóre dwory sąsiednie zapraszały do siebie dzieci ze Służebniczkami na jagody.
Na gwiazdkę znów gospodynie wiejskie przysłały strucla, pierniki, jabł­ka, zabawki w pudełkach, stoczki dla dzieci, a w jednej Ochronce tyle światła podarowały kobiety, że przez kilka tygodni starczyło na oświetle­nie szopki. Gospodarze zaś także, żeby ze swej strony coś ofiarować, kupili do tejże samej Ochronki dwa ładne świeczniki na ołtarzyk Ochronkowy i przynieśli w ofierze na gwiazdkę. Kobiety w tej wsi powtarzały,  że jeszcze nigdy nie miały takich świąt pięknych.
Zdarzało się, że i ze sąsiednich wiosek przychodzili i przyjeżdżali z dziećmi ludzie na obchód Gwiazdki Ochronkowej i przywozili ze sobą żywność dla Służebniczek na święta. Zręczniejsi chłopcy szkolni misterne dla Ochronek szopki budowali i z dudkami i z fujarkami jako pastuszkowie przygrywali dzieciom Ochronkowym przy śpiewaniu kolęd.
W ciągu roku, gdy do której z okolicznych wiosek poszły Służebniczki na­wiedzić chorych, wracały zaraz obdarzone suchym owocem, grochem, cebulą, okrasą itd. Tak,  że dwie miały co nieść. Do niektórych Ochronek z dalszych nawet wiosek przysyłali wieśniacy swe dary. Jeden np. gospodarz o kilka mil mieszkający,  przysłał do Ochronki dużo żywności i 15 złp. w pieniądzach. Inna Ochronka odebrała od pewnego gospodarza 5 tal. ofiary.  Do domku Jaszkowskiego przybył w odwiedziny ojciec jednej Służebniczki i przy pożegnaniu złożył w ofierze do rąk Starszej 13 talarów, to jest tyle ile naliczył tam zgromadzonych Służebniczek. Dla domku Jaszkowskiego także jeden wieśniak, gospodarz, ofiarował 60 łokci[355] far­bowanego płótna modrego na suknie dla Służebniczek. Inny raz pewien wieśniak zamożny dowiedziawszy się o wyczerpanych funduszach domku Jaszkowskiego złożył 50 talarów na potrzeby Zakładu zostawiając zwrot ta­kowych do czasu, gdy późniejsze dochody bez uciążliwości pozwolą zwró­cić tę kwotę Ochronce Wroniawskiej, w pierwszych dwóch miesiącach po jej założeniu, dochód skarbonki wynosił 9 talarów 16 sgr. 3 fen. Do innej Ochronki jakiś zamożniejszy wieśniak przyniósł 5 złp. ofiary  prosząc o modlitwy za swój dom i rodzinę.
Zdarzyło się gdzie indziej, że dwie Służebniczki będąc z jednej Ochronki do drugiej wysłane, wstąpiły po drodze do kościoła, a gdy skończyły modlitwy i swoje tłumoczki[356] podróżne zabierały, zbliżyła się do nich w kościele jakaś wieśniaczka i włożywszy im do ręki kilkanaście groszy dodała "to dla ubogich Siostrzyczek na drogę". Raz w czasie zimy, Służebniczki z Ochronki Niesłabińskiej były w dzień świąteczny na nabożeństwie w pobliskim kościółku Jaszkowskim i dla ogromnej zamieci śnieżnej nie mogąc wrócić do domu, zostały na noc w Ochronce tamtejszej. Nazajutrz, pomimo głębokich śniegów i tęgiego mrozu gdy przyszły rano do swej Ochronki "zaraz jedna gospodyni" - jak donosi­ły - przyniosła nam gorącej kawy i chleba, i przysłała parobka aby narąbał nam drzewa. Drugi gospodarz przysłał chłopca, aby nam odszuflował śnieg, gdzie było potrzeba. Znowu jedna gospodyni przysłała bambosze dla Siostry Michaliny, dowiedziawszy się, że odziębiła nogę. Po małej chwili inna jeszcze gospodyni przysłała nam tyle jadła, żeśmy miały jeszcze na kolację". W zeszłym roku po zakończeniu rekolekcji, gdy wszystkie zgromadzone Służebniczki w liczbie czterdziestu poszły do Jaszkowa odwiedzić na chwilę pobliską Ochronkę Niesłabińską i przy tamecznej figurze za wsią wspólnie odśpiewały pieśń Boga Rodzicy, wnet pełno wieśniaczek przybiegło na ich powitanie, a jedna z gospodyń wiejskich zaprosiwszy całe grono Służebniczek do swojej chatki na podwieczorek z prawdziwie piastowską gościnnością uczęstowała wszystkie czterdzieści Służebniczek chlebem, miodem i mlekiem.
Nie śmiąc liczniejszymi szczegółami przedłużać niniejszego sprawozdania załączamy w końcu spis wszystkich dotychczasowych Ochronek których jest 12, a mianowicie: w Archidiecezji Poznańskiej[357]:
1/ w Podrzeczu, parafia W. Strzelecka                      
2/ w Kopaszewie, parafia Krzywińska 
3/ w Turwi, parafia Wysocka     
4/ w Rąbiniu, parafia Rąbińska      
5/ w Jaszkowie, parafia Żabińska
6/ w Niesłabinie parafia Sremska
7/ w Górce, parafia Brodnicka
8/ w Wroniawach, parafia Kębłowska
9/ w Borku,  parafia Borkowska /ma być zaprowadzona w tym miesiącu/,
W Archidiecezji Gnieźnieńskiej:
10/ w Mielżynie, parafia Mielżyńska
11/w Niechanowie, par.Niechanowska
12/ w Ruchocinie, parafia Powidzka.
Służebniczek zaś w tych 12-tu Ochronkach jest 56, a kandydatek w Jaszkowskim domku 12-cie czyli wszystkich razem 48.
- - - - - - - - -
Przedstawiwszy wiernie stan obecny Zakładu Służebniczek - Boga Rodzicy ośmielam się polecić najpokorniej, wraz z tym ubogim zawiązkiem, Najmiłościwszej Opiece i błogosławieństwu J[aśnie] O[świeconego] Arcy-Pasterza, a Najdostojniejszego Opiekuna naszego
                             najposłuszniejszy syn i sługa
/-/ E. Bojanowski
Grabonóg 14 czerwca 1860

[102] Do  ks. arcybiskupa  LEONA  PRZYŁUSKIEGO  w  Poznaniu
Grabonóg,  26 czerw[ca] 1860

            Najprzewielebniejszy Księże Arcypasterzu, Jaśnie Oświecony Panie i Dobrodzieju.
            W interesie dzierżawy probostwa jaszkowskiego na rzecz Zakładu Ochronkowego (Służeb[niczek] B[oga]-R[odzicy]), który już został przedłożony Prześwietnemu Konsystorzowi, ośmielam się wskutek wysokiego ustnego polecenia Waszej Arcypasterskiej Mości, podać niniejszym uniżoną, pokorną prośbę z dołączeniem wyjaśnienia rzeczy, o którą chodzi.
            Za wysokim zezwoleniem władzy Duchownej, Zakład Ochronkowy w Jaszkowie czwarty rok już ma w dzierżawie grunta proboszczowskie wynoszące 72 mórg roli ornej oprócz pastwiska,  i płacił w pierwszych trzech latach po 80 talarów rocznie, w ostatnim zaś, czyli bieżącym roku, wskutek żądania teraźniejszego komendarza ks. Idzikowskiego[358] - 110 talarów. Nadto Zakład Ochronkowy własnym kosztem przybudował w domu plebańskim dwie izby ze sklepem murowanym, ze zobowiązaniem się pozostawienia tychże bez żądania wynagrodzenia, po skończeniu się dzierżawy. Już z tego więc względu probostwu dzierżawa ta przyniosła znaczny pożytek, tak samo we względzie ekonomicznym probostwo nie tylko że nic nie traci, ale nawet korzysta na dzierżawie. Z Żabna bowiem, gdzie rezyduje ks. komendarz, trudno by mu było w takiej odległości gospodarstwo prowadzić samemu. Zawsze by więc musiał je wydzierżawiać.
            Obecnie zaś z łaski J[aśnie] W[ielmożnego] Hr. C[ezarego] Platera, komisarz jego P. Niesiołowski ma nie tylko główny zarząd gospodarstwa poruczony, ale nadto polecone mu jest, aby inwentarzem i wszelkimi potrzebnymi środkami dawał pomoc. Toteż stan gospodarstwa i stan roli rok rocznie poprawia się, budynki w należytym porządku są utrzymane i inwentarza miejscowego liczba tak przybyła, że i grunta coraz więcej zamierzwione być mogą. Co [do] ostatniego punktu, nadmieniam najuniżeniej, że W[ielmożni] państwo Szołdrscy, dziedzice Jaszkowa, pozwolili do woli na rzecz Zakładu Ochronkowego aż do czasu póki temuż Zakładowi dzierżawa służyć będzie, zbierać z boru ściółkę, z którego dobrodziejstwa dotychczas korzystało się i na przyszłość korzystać się będzie pilnie.    Dzierżawa ta jest niezbędna Zakładowi Ochronkowemu ze względu na jego zadanie, aby Służebniczki, które wszystkie z wiejskiego stanu pochodzą, pracą i robotami wiejskimi mogły być zajęte.
            Dlatego ośmielony wysoką opieką, pod którą Najprz[ewielebniejszy] Arcypasterz raczyłeś go przyjąć i w pewnym przekonaniu, że probostwo korzysta na tej dzierżawie, upraszam pokornie, aby Wasza Arcybiskupia Mość raczyła pozwolić dzierżawę rzeczoną na następne lat jedenaście potwierdzić i o wysokiej Swej decyzji Prześwietny Konsystorz uwiadomić, któremu ta rzecz już jest oddana.
            Z najgłębszym uszanowaniem Najprzewielebniejszego Księdza Arcypasterza najposłuszniejszy syn i sługa
                                                                                             E. Bo[janowski]

[103] Do  ZYGMUNTA  GRUDZIŃSKIEGO[359]  w  Drzązgowie
                                                                                                                    25 lip[ca 18]60
            Szan[owny] P[anie].
            Niezmiernie żałuję, że właśnie dziś, dla chwilowej słabości zdrowia, nie jestem w stanie korzystać z  łaskawego zaproszenia Pańskiego[360], aby mieć szczęście być uczestnikiem tak upragnionej dla serc chrześcijańskich uroczystości jutrzejszej zaprowadzenia Sióstr Miłosierdzia w Środzie, a zarazem znaleźć wielce pożądaną dla mnie sposobność złożenia Państwu Dob[rodziejstwu] mego głębokiego uszanowania, z którym - pełen wdzięczności za okazaną mi łaskawość - mam zaszczyt zostawać Szanownego Pana Hrabiego uniżonym sługą
                                                                                                            E. Boj[anowski]

[104] Do  Kazimierza  POTULICKIEGO[361]  w  Potulicach
                                                                          Grabonóg pod Gostyniem, 7 sierp[nia] 1860

            Na szanowny list Pański[362] pośpieszając z odpowiedzią, mam zaszczyt donieść, że Sióstr Felicjanek nie mamy tutaj, tylko Służebniczki Boga-Rodzicy, które zajmują się Ochronkami, tudzież chorymi, ubogimi, i starcami, i sierotami po wsiach. Trzy takie Siostry obejmują Ochronkę i kolejno jedna uczy i bawi dzieci, a dwie zatrudniają się pracami wiejskimi, aby na wszystkich trzech utrzymanie zarobić, a przy tym wpływ moralny wywierać na współrobotników wiejskich, pomiędzy którymi pracują. W razie zaś potrzeby nawiedzania chorych lub tym podobnych posług miłosiernych, jedna z tych lub obie odmawiając sobie zarobku, śpieszą na posługę ubogich bliźnich.
            Pomimo takiego wszakże odrywania się od pracy, zarobek dwóch robotnic wiejskich wystarcza na ubogie utrzymanie trzech Służebniczek, nie wykluczając dobrowolnych datków tak ze strony państwa jak ze strony ludu, który tę Instytucję zwykł życzliwością swoją zasilać.
            Zakład ten Służebniczek Boga-Rodzicy jest Stowarzyszeniem religijnym zostającym pod zarządem swych przełożonych, a pod opieką arcybiskupią*. Szczegółowszą - lubo nie ze wszystkim dokładną - o tym Zakładzie wiadomość podał niedawno Tygodnik Katolicki  ks. Prusinowskiego[363] w n° 2, lecz gdyby było życzeniem Pańskim otrzymać nadto bliższe objaśnienia, gotów jestem na żądanie Pańskie w każdej chwili takowych udzielić.
            Zostaję z głębokim uszanowaniem W[ielmożnego] Pana uniżonym sługą
                                                                                                                              E. B.
* Nowicjat urządzony jest na wsi w Jaszkowie pod Śremem.

[105] Do  Stanisława  PLATERA  we  Wroniawach
                                                                                                 Grabonóg, 14 sierp[nia] 1860
            Szan[owny] Panie.
            Odebrawszy łaskawy list Pański z 30 z. m., uznaję najzupełniej słuszność uwag, dla których Szan[owny] Pan proponujesz zmiany w układzie tyczącym się pracy Służebniczek, i sposób, w jaki - podług przedstawienia Pańskiego - utrzymanie ich ma być urządzone mniemam, że będzie bardzo właściwy. - Chodziłoby tylko jeszcze o krowę, czybyś Szan[owny] P[an] raczył im dać takową do użytku za pewien odrobek i o rolę na kartofle, także za odpowiedni odrobek, z której by mogły dostateczne mieć wyżywienie.
            Co do tych, lub innych jeszcze drobnych szczegółów, sądzę, że najlepiej będzie, iż Siostra Matylda ustnie porozumie się z Szanownym Panem i dlatego w tych dniach posyłam ją do Wroniaw.
            Za łaskawe i wielce pocieszające mnie doniesienie Pańskie o powodzeniu tamtejszej Ochronki najmocniej Szan[ownemu] P[anu] dziękuję; łączę wyraz najgłębszego uszanowania, z którymi  zostaję Szan[ownego]  P[ana] Hr[abiego] uniżonym sługą
                                                                                                                                  E. B.

[106] Do  KONSTANCJI  WODPOL[364]  w  Marcelinie
                                                                                                                  12 wrześ[nia] 1860
            Na łaskawą i wielce dla mnie zaszczytną odezwę Szan[ownej] Pani Dobrodz[iejki][365], pragnąłem niezwłocznie moją uniżoną odpowiedź przesłać i wynurzyć głęboką wdzięczność za wysoki dowód Jej łaskawości, lecz nie będąc pewnym, kiedy mi okoliczności dozwolą pojechać do Poznania, wstrzymywałem się dotąd z odpowiedzią, abym mógł zarazem czas mej bytności bliżej oznaczyć. A lubo i do tej chwili dla innych mnogich zatrudnień widzę się zniewolonym wyjazd ten nieco opóźnić, mam przecież wszelką nadzieję, że około Św. Michała[366] będę miał pożądaną sposobność Sz[anownej] P[ani] D[obrodziejce] osobiście złożyć moje uszanowanie w Marcelinie [i] ofiarować wszelką gotowość mych ubogich usług, jeśli takowe w czymkolwiek przydatne być mogą - ku urzeczywistnieniu Jej szlachetnych i dobroczynnych dla ludzkości zamiarów.
            Pełen głębokiego uszanowania, mam zaszczyt zostawać Sza[nownej] P[ani] D[obrodziejki] najniższym sługą
                                                                                                              E. Boj[anowski]

[107] Do  ALEKSANDRA  GRAEVE  w  Borku
[październik 1860]
            Szan[owny] P[anie].
            Zechciej Pan łaskawie wybaczyć, że się ośmielam trudzić Go na chwilę sprawą Ochronki borkowskiej.
            Niektóre uwagi tyczące się lokalu ochronkowego i utrzymania Służebniczek, jakie mi Przełożona uczyniła, lub jakie mnie samemu zauważyć przyszło, przedkładam Szan[ownemu] P[anu] w tej nadziei, że otwartości mojej za złe mi nie poczytasz i przedstawienie moje najłaskawiej uwzględnić raczysz.
            Najprzód co do mieszkania: pokazuje się potrzeba niektórych opatrzeń na zimę, aby opału oszczędzić, a należyte ogrzanie zapewnić, mianowicie sufit; szczególniej w Ochronce zbyt cienki, wymagałby polepy lub innego jakiego zabezpieczenia od wpływu zimna; toż drzwi i okna skutkiem zapewno rozeschnięcia się, przepuszczają wiatr i deszcz.
            Byłoby także bardzo pożądanym, aby mogły być dane okiennice w Ochronce, dla braku których zdarzyło się już, że okradziono domek z ubogiej chudoby[367]. - Mówiąc o domu wspomnę jeszcze, że do liczby sprzętów potrzebnych, któreśmy na łaskawe życzenie Pańskie początkowo byli spisali, niedostaje dotąd zegara, skarbonki i krzyża. Wybacz Pan, że nawet tak drobne wspominam szczegóły, lecz do istoty Ochronki są one niezbędne.
            Co do utrzymania zaś, przez omyłkę zapewno wydzielony został ogród - jeśli  mnie oko nie myli - nie wynoszący jednej całej morgi, to jest przestrzeni, jaką najmniej wszędzie indziej dla Ochronek upewniamy i jaką także w notatce utrzymania Ochronki borkowskiej zamieściłem.  Stąd też kartofle i warzywa na tym ogrodzie sadzone okazują się niewystarczającymi. Zbożem zaś z ordynarii niepodobna zastąpić tego braku, zwłaszcza że i ordynaria, którą sądziliśmy być dostateczną, nie wystarcza całkowicie w borkowskiej Ochronce, a to z powodu tej wyjątkowej okoliczności miejscowej, jaka w innych dotychczasowych Ochronkach  wiejskich nie zachodzi - że tu w większej części uczęszczające dzieci z miasteczka (jak to zwykle po miasteczkach) tak są biedne, że nie tylko nie przynoszą ze sobą nic na śniadanie lub podwieczorek, ale nawet na południe do domu odchodzić niektóre nie chcą i póty z płaczem dopominają się posiłku, dopóki ich nie nasycą Siostry. Na tę trudną do odmówienia jałmużnę tyle wychodzi im chleba, że często same bez takowego obywać się muszą i temu może przypisać trzeba ich niedostateczne częstokroć do pracy siły i brak zdrowia. Jest to wprawdzie dobrowolna z ich strony ujma, jaką sobie czynią - lecz trudno im od takowej się uchylić.
            Szczegół ten wspominam dlatego tylko, żeby Sza[nownemu] P[anu] rzeczywisty stan rzeczy wystawić, pozostawiając wspaniałomyślności Pańskiej, o ile byś raczył to uwzględnić.
            Nie chcielibyśmy przecież w czymkolwiek stawać się uciążliwymi, dlatego prosiłbym Sz[anownego] P[ana], abyś mi z zupełną szczerością wynurzyć łaskawie raczył swe zdanie. My zaś co do przyjścia w pomoc tej potrzebie z naszej strony w razie niemożności zaradzenia, przystalibyśmy na zmianę urządzenia, aby Siostry tylko za mieszkanie, ogród i krowę i opał  odrabiały - a resztę utrzymania miały z wolnego zarobku, który by podejmowały, gdziekolwiek im takowy się nastręczy. Nawet tak dalece chcemy być zgodnymi życzeniom Sz[anownego] Pana, że gdyby w ogóle Ochronka miała nie odpowiadać oczekiwaniom i zamiarom Pańskim, skłonilibyśmy się w pokorze do usunięcia Sióstr, a przeniesienia ich gdziekolwiek, aby i w tym ostatecznym razie okazać naszą powolność i gotowość zadośćuczynienia zdaniu Pańskiemu.
            Pokładając w dobroci Szan[ownego] Pana nadzieję, że mi tych przedstawień i próśb nie zechcesz wziąć za złe, oczekuję najłaskawszej odpowiedzi i łączę zapewnienie prawdziwego szacunku i uszanowania, z którym zostaję Jego uniżonym sługą
                                                                                                                      E. B.

[108] Do  ks. JÓZEFA  PLISZCZAKA[368]
[październik 1860]
            Szan[owny] Ks. Prob[oszczu] Dobrodz[ieju].
            Po długiej niebytności wróciwszy do domu, zastałem łaskawy list Sza[nownego] Ks. Prob[oszcza] Dobr[odzieja][369], na który teraz dopiero odpisując, przepraszam jak naj- uniżeniej za dotychczasowe opóźnienie odpowiedzi.
            Z listu Szan[ownego] Ks. Pr[oboszcza] Dob[rodzieja] powzięliśmy z najgłębszą wdzięcznością wiadomość o Jego szlachetnym zamiarze założenia Nowicjatu Służebniczek Ochronkowych w Strykowie, ale [...][370]

[109] Do  JÓZEFA GARCZYŃSKIEGO[371]  w  Iwnie
                                                                                                     Grabonóg, 4 grud[nia] 1860
            Stosując się do łaskawej odezwy W[ielce] W[ielmożnego] P[a]na Dobrodz[ieja], w której raczyłeś mi oświadczyć życzenie J[aśnie] W[ielmożnej] starościny Hr. Mielżyńskiej[372] względem zaprowadzenia Ochronki w Iwnie pod kierunkiem Służebniczek Boga-Rodzicy - i zażądać, abym w czasie gdy możność naszego Zakładu dozwoli, doniósł W[ielce] W[ielmożnemu] P. Dobr[odziejowi], kiedy obsadzenie Ochronki tamtejszej nastąpić by mogło - przesyłam W[ielce] W[ielmożnemu] P. Dobr[odziejowi] doniesienie, że w ciągu przyszłego lata - jeśli Bóg pozwoli - będziemy mogli J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] Starościnie nasze ubogie usługi ofiarować. W tym celu Siostra przełożona Zakładu Jaszkowskiego[373] zamyśla w tych dniach przybyć do Iwna, aby stosownie do wspaniałomyślnych zamiarów J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] Starościny bliżej się porozumieć i o miejscowych warunkach zaprowadzenia Ochronki szczegółowszą powziąć wiadomość.
            Dotychczasowego naszego opóźnienia się jedną przyczyną była ta okoliczność, że zbyt szczupłe fundusze Nowicjatu nie dozwalają nam utrzymywać tak znacznej ilości Nowicjuszek, jakiej wymaga coroczna liczba nastręczających się Ochronek do obsadzenia, przeto ledwo kilka dawniej upewnionych domków zdołaliśmy w tym roku obsadzić, a inne późniejsze wezwania - pomimo naszej najszczerszej chęci - zniewoleni byliśmy częścią do przyszłego lata, a częścią nawet do późniejszego jeszcze czasu odłożyć.
            Tą trudnością uniewinniając się ze zachodzącej dotąd i co do Iwna przewłoki, - łączę W[ielce] W[ielmożnemu] Panu Dob[rodziejowi] wyraz prawdziwego szacunku, z którym zostaję Jego uniżonym sługą
                                                                                                                       E. B.

[110] Do  ZYGMUNTA  SKÓRZEWSKIEGO[374]  w  Czerniejewie
                                                                                                    Grabonóg, 4 grud[nia] 1860
            Odwołując się do pisma J[aśnie] W[ielmożnego] Pana[375], w którym najłaskawiej raczyłeś oświadczyć swe życzenie urządzenia u siebie Ochronki pod kierunkiem Służebniczek Boga-Rodzicy i stosując się do wyrażonego w tym piśmie wezwania, abym w czasie, gdy możność Zakładu dozwoli, uwiadomił J[aśnie] W[ielmożnego] Pana, kiedy obsadzenie rzeczonej Ochronki nastąpić by mogło, - pośpieszam teraz dopiero z uniżonym doniesieniem, iż do tej chwili, pomimo naszej najszczerszej chęci, nie mogliśmy J[aśnie] W[ielmożnemu] Panu naszych ubogich usług ofiarować. Fundusze bowiem Nowicjatu, zbyt dotąd szczupłe, nie dozwalają nam utrzymywać ilości Nowicjuszek, odpowiedniej do liczby nastręczających się miejsc na Ochronki tak, iż tylko kilka dawniej upewnionych domków zdołaliśmy w tym roku obsadzić.
Wszelako w ciągu przyszłego lata - jeżeliby nam P. Bóg dozwolił - może byśmy mogli łaskawemu życzeniu J[aśnie] W[ielmożnego] Pana zadosyć uczynić. Dlatego w celu                                                                                          bliższego porozumienia się, Siostra Starsza Zakładu jaszkowskiego[376] zamyśla w tych dniach przybyć do Czerniejewa, aby o łaskawych zamiarach J[aśnie] W[ielmożnego] Pana i o miejscowych stosunkach tyczących się zaprowadzenia Ochronki, szczegółowszą powziąć wiadomość.
             Pełen głębokiego uszanowania, zostaję J[aśnie] W[ielmożnego] Pana Hr. najniższym sługą
                                                                                                                      E. B.








[185]  Dziedzicem dóbr Karny (Wielkopolska) i Osieka (Królestwo Polskie) był hr. Jan Łodzia z Bnina  Bniński, ur. 1818,  zm. 4 listopada 1847 r.; wdowa po nim, Maria z Mielżyńskich, zmarła 25 lutego 1878 r.  Z małżeństwa  tego pozostał  syn Józef, właściciel Osieka, zm. 15 lutego 1883 r. w Mentonie, pochowany w Gostyniu. Z jego małżeństwa z Anielą z Mycielskich urodził się syn Jan Łodzia z Bnina Bniński. Żychliński T., Złota księga..., t. 6 (1884), s. 70. – Jej list nie zachował się,  Melania Bnińska należała do opisanej tu rodziny.   
[186] Tożsamości postaci nie udało się ustalić. Nie występuje ona w tym czasie w schematyzmie archidiecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej. Nie pojawia się też w Positio. Natomiast ks. Zygmunt Zieliński (Kościół katolicki w Wielkim Księstwie Poznańskim w latach 1848-1865, Lublin 1973, s. 87) wspomniał, iż ks. abp Leon Przyłuski w 1847 r. musiał zgodzić się pod presją rządu na niemieckie wykłady w seminarium niejakiego Gaertiga. Chodziło o Josepha Gaertiga, ur. 1818, wyświęconego na kapłana w 1844 r., profesora egzegetyki Starego i Nowego Testamentu w seminarium archidiecezji poznańskiej, zmarłego 9 maja 1847 r. Drugi z duchownych o podobnym nazwisku, Franciszek Gertig, emeryt zamieszkały w Domus Demeritorum w Osiecznej, także zmarł (24 IX 1851) przed datą napisania listu przez Bojanowskiego. Natomiast trzeci duchowny, Antoni Gaerig, ur. 1821, wyświęcony na kapłana w 1852 r., pełnił funkcję wikariusza i profesora szkoły realnej, we Wschowie od 1852 r., wikariusza w Rawiczu od 1856 r. i kuratusa tamtejszej parafii od 1867  r. Elenchus  Posnanensis..., 1847, 1848, 1852, 1856, 1864, 1869.
[187] Prusinowski Ignacy (1823-1857), ks., oratorianin, brat Aleksego, w latach 1845/1846 uczeń Gimnazjum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu, święcenia kapłańskie przyjął w 1851 r. u gostyńskich filipinów, zm. 12 sierpnia 1857 r. w Gostyniu. Białobłocki A., Absolwenci..., s. 105;  Bojanowski E., op. cit., s. 95 przyp.1. – Wspomniana tu korespondencja nie zachowała się.
[188]  Lenartowicz Teofil (1822-1893), poeta i rzeźbiarz, zwolennik niepodległościowych ideałów romantyzmu. Przyjaciel kompozytora Ignacego Komorowskiego, który pisał muzykę do jego wierszy (m.in. słynna Kalina), współpracownik różnych pism literackich, niezwykle popularny zwłaszcza wśród młodzieży. Ur. w Warszawie, w latach czterdziestych i na początku pięćdziesiątych był także w dwóch pozostałych zaborach. W latach 1852-1855 przebywał w Paryżu, gdzie zetknął się z Mickiewiczem. Później przeniósł się do Włoch, a od 1860 r. osiadł we Florencji. Dwa najbardziej znane jego zbiorki, Lirenka i Zachwycenie, ukazały się w Poznaniu (1855). Wrósł w tamtejsze środowisko na przełomie lat  czterdziestych i pięćdziesiątych, współpracując ściśle z czasopismami „Krzyż a Miecz” K. Balińkiego i E. Estkowskiego, „Szkółka dla Dzieci” (później „Szkółka dla Młodzieży”) Estkowskiego oraz publikując tam większość utworów z lat 1850-1854, także zmienioną i poszerzoną wersję drugiego tomu Polskiej ziemi w obrazkach (poznań). PSB,  t. 17 (1972), s. 39-43 (Jan Nowakowski); Literatura polska...,  t. 1, s. 557-558 (Jan Nowakowski).
[189] Był nim ks. Aleksy Prusinowski, brat Ignacego.
[190] Chodzi o siostrę Józefę Umińską, szarytkę.
[191] Chędogo – porządnie, schludnie, czysto.
[192]  Roman Moraczewski absolwent Gimnazjum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu (1824), student nauk ekonomiczno-rolniczych uniwersytetu berlińskiego (1826-1829). Był synem Tomasza i Józefy z Kierskich; bratem Jędrzeja Moraczewskiego (1802-1855), działacza polit., społ. i kult., publicysty i historyka, uczestnika powstania listopadowego, ur. w Dusinie k. Gostynia, i Bibianny Moraczewskiej (1811-1887), literatki, działaczki społecznej i konspiratorki, ur. w Zielątkowie w pow. obornickim; mężem Franciszki z Zakrzewskich (według księgi metrykalnej w Chwałkowie: z Zachorowskich), właścicieli Chwałkowa i Kołacina; ojcem Macieja Adama (1840-1928), architekta, inżyniera, budowniczego, ur. w Chwałkowie Kościelnym w pow. śremskim.  PSB,  t. 21 (1976), s. 676-677, 682-684, 690 (Michał Rożek); Białobłocki A., Absolwenci..., s. 90;  Literatura polska...,  t.1, s. 687 (Redakcja). -  W Dzienniku  20 września 1856 r.  E. Bojanowski zanotował m.in. : „Z poczty odebrałem list od Romana  Moraczewskiego, który mnie w niepojęte zadziwienie wprawił. Pisze mi, że ktoś za granicą bierze się do uzupełnienia nowszych dziejów naszej literatury i polecił mu spisać «ważniejsze daty z mego literackiego żywota i co już drukowane z pism moich wyliczyć» (!). Toć to zaprawdę dziwne żądanie! skąd mnie chcieć pomiędzy autorów zamieścić?” List ten nie zachował się. Bojanowski E., op. cit., s. 254.
[193] W rzeczywistości chodziło o dramat filozoficzny G. G. Byrona pt. Manfred (1817), w tłumaczeniu z języka angielskiego E. Bojanowskiego. Edycja ta ukazała się w 1835 r. we wrocławskiej drukarni Wilhelma Gottlieba (Bogumiła) Korna. Była pierwszym w Polsce tłumaczeniem tego poematu Byrona. Chociej S., op. cit., s. 159 nn.
[194]  Tyszkiewiczowa Felicja z Rejów, mieszkała w Galicji, czasowo w Krakowie w związku z wychowywaniem i kształceniem dzieci, natomiast chwilowo bawiła w Siedlcu pod Kostrzyniem u Grabowskich. Zajmowała się dobroczynnością, opiekowała  się ochronką w Rzeszowie, popierała nowopowstające Grona Sług Najświętszej Panny. Dziennik E.B.,  19 października 1856.
[195] Listu tego brak, choć Bojanowski otrzymał go 19 października 1856 r. od Rogalińskiej, „która z średzkich stron” wstąpiła do Grabonoga. Bojanowski odpowiedział nań w tym samym dniu, wpisując datę o dzień wcześniejszą (Dziennik E.B., 19 października 1856).
[196] Chodzi o o. K. Antoniewicza.
[197] Listu tego brak, choć 4 marca 1856 r. Bojanowski odnotował w Dzienniku zawartą w nim myśl Lenartowicza w sprawie wydawania nowego pisemka dla ludu, a także sformułował koncepcję merytoryczną pisma nawiązującą do pięciu pór roku kościelnego (książeczki: adwentowa, kolędowa, wielkopostna, wielkanocna i zielonoświątkowa) i zawierającą treści historyczne, religijne, literackie oraz z życia ludu. Pismem tym był „Rok Wiejski”.  Bojanowski E., op. cit., s. 243; Chociej S., op. cit., s. 206 nn. Zob. też niżej, listy z: 29 kwietnia1857, 21 lipca 1859, 25 stycznia 1860, po 20 kwietnia 1861. – W sprawie „Roku Wiejskiego”, przebywający wcześniej we Florencji Lenartowicz, prowadził też korespondencję z Ewarystem Estkowskim. Positio..., vol. 1, s. 409-410.
[198] Chodzi o ks. A. Prusinowskiego.
[199] „Przyjaciel Ludu, czyli Tygodnik Potrzebnych i Pożytecznych Wiadomości”, wydawany w Lesznie w latach 1834-1849 z inicjatywy Antoniego i Jana Poplińskich oraz Józefa Łukaszewicza, pod ideowym i finansowym patronatem Edwarda Raczyńskiego. Konserwatywne pismo wielkopolskich organiczników, jeden z pierwszych w Polsce magazynów ilustrowanych. Pismo zapoczątkowało pewne ożywienie w dziedzinie czasopism kulturalno-oświatowych. Literatura polska..., t. 2, s. 257 (Teresa Brzozowska);  Jakóbczyk W., Prasa polska  w Wielkopolsce..., s.  249.
[200] Chodzi o Ludwika Merzbacha (1820-1890),  księgarza, drukarza, nakładcę w Poznaniu, gdzie otworzył księgarnię (1 XII 1848) i uruchomił drukarnię (1 IV 1850) oraz zakład litograficzny.  Drukował prace w języku polskim i niemieckim. Wydawał literaturę piękną, podręczniki szkolne, książki o treści religijnej, grafikę, wreszcie kalendarze, gazety i czasopisma: „Pokłosie” (1854-1862), „Dziennik Poznański” (od 1 I 1859),  czy „Kurier Poznański” (od 2 I 1872) i inne. Położył wielkie zasługi w dziedzinie upowszechniania książki i kultury polskiej w Poznaniu i Wielkopolsce. Za swą działalność był prześladowany przez władze pruskie. Słownik pracowników książki polskiej..., s. 578 (Tadeusz Popiel); Jakóbczyk Wiltold, Prasa w Wielkopolsce (1859-1918), w:  Prasa polska w latach 1864-1918 (Historia prasy polskiej, pod red. Jerzego Łojka, t. 2) Warszawa 1976, s. 177, 178, 181; PSB,  t. 20 (1975) s. 462-463 (Jan Jachowski).
[201] Pismo to było bowiem rozprowadzane także w dwóch pozostałych zaborach: rosyjskim i austriackim.
[202]  Popliński (nazwisko rodowe Popłomyk) Antoni (1796-1868), pedagog, filolog, redaktor, księgarz, właściciel drukarni, bibliotekarz. Ur. 1 czerwca 1796 r. w Popłomyku k. Ostrowa Wielkopolskiego, bliźniaczy brat Jana, syn Mateusza Popłomyka, żyjącego z niewielkiego folwarku i młyna, oraz Krystyny z Piechotów. Po szkole elementarnej w Ostrowie obydwaj bracia kształcili się w gimnazjach w Kaliszu i poznaniu (Św. Marii Magdaleny), gdzie zdali maturę jako Poplińscy (1817). Następnie studiowali we Wrocławiu i Berlinie na wydziale filozoficznym, korzystając z pomocy finansowej namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego Antoniego Radziwiłła i zdając egzamin państwowy (1821) uprawniający do nauczania w szkołach średnich. Podczas studiów byli członkami tajnej organizacji studentów polskich „Polonia”, aresztowani i więzieni (1822), zostali uwolnieni po interwencji namiestnika. Antoni uczył najpierw w progimnazjum we Wschowie k. Poznania, później (1826-1851) w Gimnazjum Św. Marii Magdaleny (łacina, niemiecki, historia, geografia, następnie język i literatura polska w klasach wyższych), uzyskując emeryturę. Wydał kilka podręczników szkolnych, z których korzystano także w dwóch pozostałych zaborach. Odegrał istotną rolę w ożywieniu życia umysłowego Wielkopolski. Wraz z bratem Janem, nauczycielem gimnazjalnym w Lesznie, Józefem Łukaszewiczem i ks. Antonim Tycem założył (1834) i redagował leszczyńskiego „Przyjaciela Ludu”, zasilając pismo własnymi artykułami. Od 1838 r. wraz z bratem i Antonim Woykowskim oraz Józefem Łukaszewiczem wydawał „Tygodnik Literacki, Literaturze, Sztukom Pięknym i Krytyce Poświęcony”, nadając mu charakter konserwatywny. Kiedy „Tygodnik Literacki” stał się organem stronnictwa postępowo-demokratycznego i przeszedł na  własność Woykowskiego (1840), Popliński wraz z Łukaszewiczem założyli nowe pismo naukowe bez politycznego zabarwienia „Orędownik naukowy”, które wychodziło od 1 października 1840 r. w Poznaniu, przez 6 lat, we własnej, założonej w 1839 r. drukarni,  pierwszej drukarni polskiej. Jako członek Zarządu Towarzystwa Pomocy Naukowej (1841), Popliński był współpracownikiem Karola Marcinkowskiego. Był też członkiem poznańskiej Gwardii Narodowej (1848), głównym bibliotekarzem (dyrektorem) Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu po ustąpieniu Łukaszewicza (od 1 X 1852). Zm. 18 lub 19 marca 1868 r., pozostawiając żonę Mariannę z Tomaszczyków (zm.1877), córkę urzędnika sądu apelacyjnego w Poznaniu,  i dwie córki; jego jedyny syn zm. wcześniej. PSB,  t. 27 (1983), s. 595-597 (Rościsław Skręt);  Literatura polska..., t. 2,  s. 510 (Maria Jagielska); Słownik pracowników książki polskiej, op. cit., s. 702  (Leonarda Zbierska);  Kania A., op. cit.,  t. 1, s. 65
[203] Otaksować – od rzeczownika  taksacja: (dawn.) ocena wartości czegoś, oszacowanie; ustalenie ceny.
[204] Miłkowski Ludwik Bernard (1797-1867),  powstaniec 1831 r., spiskowiec, emigrant, działacz oświatowy, tłumacz. Ur. 20 sierpnia 1797(8) r. w Zawadowicach w pow. kaliskim w rodzinie dzierżawcy dóbr Karola i Józefy z Kąsinowskich. Kształcił się w szkole klasztornej w warcie i wojewódzkiej w Kaliszu, następnie zajął się gospodarką. W dobie powstania listopadowego wstąpił do pułku ochotników kaliskich w korpusie gen. S. Różyckiego, uchodząc potem do Krakowa, gdzie związał się z ideologią węglarską, a w 1835 r. ze Stowarzyszeniem Ludu Polskiego (był członkiem Zboru Głównego, reprezentował nurt radykalny, terrorystyczny). Po wojskowej okupacji Krakowa z powodu zamachu na szpiega Behrensa-Pawłowskiego (styczeń 1836) został wraz z innymi emigrantami wysiedlony; udał się do Francji, gdzie jesienią tego roku wstąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego w Privas. Krytykował centralizację z pozycji socjalizmu chrześcijańskiego P. Bucheza i opowiadał się za programem Gromad Ludu Polskiego w Anglii oraz patronował takiej grupie w południowej Francji, co doprowadziło do jego wystąpienia z TDP (10 VIII 1838). Przeniósłszy się do Wersalu potępił politykę A. Czartoryskiego (1840), a dwa lata później osiadł w Poznańskiem, najpierw w Macewie w pow. pleszewskim u brata Konstantego Miłkowskiego, potem w Mórce w pow. śremskim u siostry Józefy Zarębiny. Przez jakiś czas był pod nadzorem policji. Wydzierżawił dobra parafialne w Kunowie k. Gostynia i w Mórce, prowadząc szeroką działalność oświatową jako członek Kasyna Gostyńskiego i od 1848 r. Ligi Polskiej, a także działając w komitetach powstańczych (Śrem i Koźmin). Lidze przedstawił plan organizacji masowego czytelnictwa, opartego o sieć bibliotek parafialnych, czytelni obiegowych i zgromadzeń czytelniczych; realizował go, zwłaszcza za pomocą księży, w pow. śremskim, gdzie został wybrany powiatowym prezesem czytelnictwa ludowego (grudzień 1849). W Mórce osobiście prowadził bibliotekę. Po likwidacji Ligi  kontynuował pracę oświatową do 1854 r. w ramach Bractwa Polskiego, po czym osiadł w Poznaniu (1855). Został guwernerem w domu Michała Chłapowskiego i prowadził działalność charytatywną w Towarzystwie Św. Wincentego à  Paulo, przy czym w latach 1860-1862 był prezesem Rady wyższej Towarzystwa. Ruch czytelniczy projektował oddać pod patronat kurii arcybiskupiej w Poznaniu, w związku z czym objechał wszystkie biblioteki parafialne. Przetłumaczył z języka francuskiego pamiętniki gen. J. H. Dąbrowskiego i gen. J. Sułkowskiego (1864) oraz dwie książki religijne: Poradnik chrześcijańskiego miłosierdzia ks. Izydora Mullois (1859) i Wstęp do naukowego czytania Ewangelii świętej Roux-Lavergne’a (1862). Napisał własne pamiętniki z okresu powstania listopadowego i emigracji, które zaginęły. Zm. 6 września 1867 r. jako osoba samotna.  PSB,  t. 21 (1976), s. 258-259 (Bolesław Łopuszański).
[205] Zob. wcześniej, list [po 25 listopada 1856].
[206] Był nim ks. Aleksy Prusinowski.
[207] Chodzi o ks. Tomasza Borowicza (1805-1857), ur. 7 grudnia 1805 r. w Sobiałkowie. Kształcił się z pomocą wuja, ks. Staśkiewicza z Żabna, w Gimnazjum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu i od 1827 r. w tamtejszym seminarium duchownym, a w latach 1828-1831 dzięki stypendium rządowemu z wielkopolskich funduszy po duchownych w Bonn, m.in. u twórcy kierunku filozoficzno-dogmatycznego, zwanego hermesjanizmem (Jerzy Hermes), potępionego przez Kościół (1835). Trzy lata wcześniej przyjął święcenia kapłańskie w Poznaniu i został wikariuszem w Rogoźnie i Krobi oraz kapelanem więziennym w Rawiczu. Za wrogie wypowiedzi o rządzie pruskim i nie odmawianie modlitwy kościelnej za króla pruskiego nie otrzymał probostwa gryżyńskiego (1837), choć zarządzał nim, podobnie jak probostwem w Choryni. W 1841 r. został proboszczem w Brodnicy pod Poznaniem, później także prodziekanem śremskim. Dysponując wolnym czasem malował, pisał wiersze, zajmował się ogrodnictwem, a przede wszystkim, redagowaniem pierwszego w Wielkopolsce pisma prawdziwie ludowego pt. „Szkółka Niedzielna” (1837-1849). PSB,  t. 2 (1936), s. 343 - 344 (Andrzej Wojtkowski).
[208] Był nim  Jan Koźmian.
[209]  Klechda - stare podanie, baśń.
[210] Ks. abp Hołowiński (Kefaliński) Ignacy, w latach 1838-1851 był członkiem tzw. koterii petersburskiej skupionej wokół „Tygodnika Petersburskiego”, zwanej też „koterią wołyńsko-literacką” lub „szkołą literacko-katolicką” (1841-1843), grupującą pisarzy ziem litewsko-białoruskich, w tym J.I. Kraszewskiego i ks. Placyda Jachowskiego. Należał do ortodoksyjnych filozofów katolickich i tradycjonalistów, krytyków  myśli heglowskiej. Był tłumaczem Hamleta Szekspira (1839), autorem Pielgrzymki do Ziemi Świętej  (1842-1845), Legendy (1843), opowiadania Dzieciątko Jezus (1846), powieści Rachel (1847). Znany był jako autor parafraz i trawestacji biblijnych. Legendy Hołowińskiego były wielokrotnie wznawiane, przedrukowywane w elementarzach  i wypisach szkolnych; stanowiły wzór stylu literackiego wówczas bardzo popularnego, posiadały bowiem walory dydaktyczne. Według Hołowińskiego legenda  była „wymyśloną cudowną powiastką – dla zachęcenia do pobożności i cnoty”. Słownik literatury polskiej XIX wieku, pod red. Józefa Bachórza i Aliny Kowalczykowej, Wrocław - Warszawa – Kraków 1991, passim.
[211] Nie był to jedyny wiersz T. Lenartowicza drukowany w „Pokłosiu”. Zob. Chociej S., op. cit.,  s. 202 przyp.13.
[212]  Szajnocha Karol (1818-1868), kustosz Biblioteki w Zakładzie im. Ossolińskich,  historyk, publicysta, dramatopisarz, przedstawiciel tzw. szkoły opowiadającej. Najbardziej znane jego dzieła: Bolesław Chrobry (1849) oraz  Jadwiga i Jagiełło (1855-1856) przyniosły mu sławę. Literatura polska...,  t. 2, s. 419-420 (Jan Pacławski).
[213] Niemiecka nazwa Wrocławia i  Krakowa.
[214] Przegląd Poznańsk.i Pismo sześciotygodniowe” (do lipca 1850 Pismo miesięczne), czasopismo polityczno-kulturalne wydawane w Poznaniu (1845-1865) przez Jana Koźmiana, redagowane przez niego, a od 1857 r. przez jego brata Stanisława Egberta, w duchu konserwatywno-klerykalnym. Literatura polska...,  t. 2, s. 246 (Zofia Lewinówna).
[215]  Tomicki Symforian Roch Józef (1817 lub 1819-1877), ks., poeta, pisarz, redaktor. Ur. 4 sierpnia 1817 lub 1819 r. we wsi Gołaszyn w pow. obornickim w rodzinie właściciela dóbr w Budziszewie.  Po śmierci ojca opiekunem Tomickiego został poznański radca prawny Hunke. Jako absolwent Gimnazjum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu (1841) studiował teologię katolicką  na Uniwersytecie Wrocławskim (1814-1846), był członkiem Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego (1842-1845), pełnił funkcje sekretarza i skarbnika,  prezentował na zebraniach swoje referaty: m.in. O architekturze, snycerstwie i malarstwie aż do 15-go wieku w Polsce (11 XI 1842), Co wywołało życie w Słowiańszczyźnie (25 VI 1843), a także dokonania literackie: m. in.  dramat Maski (30 VII 1843), poematy Żeglarz (24 II 1842) i Zdzisław (2 VIII 1843) oraz drobne wiersze. Niektóre z odczytów publikował, np. recenzję Obrazów z życia i podróży Kraszewskiego („Tygodnik Literacki” 1843, s. 235-239) czy Historię zaprowadzenia chrześcijaństwa u Słowian („Gazeta Kościelna” 1847, s. 81 nn). Tomicki był także wydawcą  Ustawy rządowej z dnia trzeciego maja 1791  r. Święcenia kapłańskie przyjął w 1846 r., pełniąc potem funkcje wikarego w Trzemesznie, Pobiedziskach, Pępowie i Kościanie (1849), komendarza w Mikstacie (1852) i Konojadzie (1858). W latach 1861-1863 był redaktorem „Szkółki Niedzielnej”, ukaranym 2-letnim więzieniem za publikowanie treści antycarskich w dobie powstania styczniowego. Owocem więziennej samotności były poezje, wydane jako Kwiaty z więzienia. Liczne  prace  Tomicki wydawał w różnych czasopismach. Był też autorem kilku tomików wierszy.  Najbardziej popularną i znaną przez włościan, była jego powiastka dydaktyczna Mądry Wach.  Zmarł 14 października 1877 r. w Konojadzie. Kania A., op. cit., t. 2, s. 446-447; Achremowicz E., Żabski T., op. cit., Towarzystwo Literacko-Słowiańskie we Wrocławiu 1836-1886. Wstęp i red. nauk. B. Zakrzewski, Wrocław 1973, passim; Białobłocki A., Absolwenci..., s.134; Karwowski, op. cit., t. 2, s. 308-309.
[216]  Górski Stanisław z Uleńca pod Grójcem, k. Warszawy, zamierzał założyć nowicjat Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy.
[217] Listu tego brak, choć wiadomo, iż 30 lipca 1857 r.  Bojanowski odebrał już drugi list od nieznajomego mu Stanisława Górskiego, szwagra Michała Mycielskiego. Inicjatywa Górskiego, po wcześniejszych staraniach Józefa Gajewskiego z Kaliskiego i Adama Goltza z Podlaskiego, była trzecią próbą założenia Zgromadzenia na terenie Królestwa Polskiego. Bojanowski E., op. cit., s. 272.
[218] Chodzi o Królestwo Polskie, tzw. Kongresówkę, utworzone na kongresie wiedeńskim w 1815 r. Jego władcą był car Rosji.
[219] Goltz Adam (1817- 1888), działacz społeczny,  syn Jana - lekarza domowego Czartoryskich, od 1825 r. właściciela ziemskiego. Pochodził z Sieniawy, kształcił się w Warszawie, studiował filozofię w Berlinie i Greifswaldzie. W 1839 r. odnowił kontakty z rodziną Czartoryskich w Paryżu, po powrocie objął majątek Puczyce na Podlasiu. Był współzałożycielem „Roczników Gospodarstwa Krajowego” (1842); pisał do nich i do „Biblioteki Warszawskiej” artykuły na tematy agronomiczne (1842-1844). W 1857 r. był współzałożycielem Towarzystwa Rolniczego. Dużo publikował na temat ochronek wiejskich, oświaty ludowej i robotników rolnych. Był zwolennikiem uwłaszczenia za odszkodowaniem dziedziców. W okresie powstania styczniowego związany z „białymi”, a po jego upadku więcej czasu poświęcał Towarzystwu Kredytowemu Ziemskiemu, którego był radcą od 1854 r., Towarzystwu Popierania Przemysłu i Handlu oraz warszawskiemu Towarzystwu Dobroczynności. PSB,  t. 8 (1959-1960), s. 231-232 (Red.). - W broszurze O wiejskich ochronkach (wyd. 2 z 1861 r.)  pisał również o Zgromadzeniu Służebniczek. Myśli o założeniu nowicjatu w Królestwie nie zrealizował z powodu braku kandydatek. Bojanowski E., op. cit., s. 260 przyp.1.
[220] Chodzi zapewne o „Kronikę Wiadomości Krajowych  i Zagranicznych”, która zastąpiła nazwę dotychczasowego „Dziennika Warszawskiego” (1 IV 1856). Tomaszewski Eugeniusz, Prasa Królestwa Polskiego i ziem litewsko-ruskich okresu międzypowstaniowego (1832-1864), w:  Prasa polska w latach 1661-1864..., s.142.
[221]  Szołdrska Marianna (Maria), córka Albertyny z Kołaczkowskich (1792-6 X 1866) i Melchiora Szołdrskiego (1778-1 X 1866), właściciela Jaszkowa. Bojanowski E., op. cit., s. 249 przyp.2; Żychliński T. Kronika żałobna..., s. 447, 451.
[222] Jasińska Matylda, pochodziła z Obry, do służebniczek wstąpiła dnia 1 marca 1856 r., odbywając formację w ochronce  w Śremie. Na propozycję przejścia do ochronki wiejskiej w Jaszkowie, zgodziła się i  przez dziesięć lat od 26 sierpnia 1856 do sierpnia 1865 r. była przełożoną główną Zgromadzenia. Z czasem odstąpiła jednak od swej pierwszej gorliwości i utraciła powołanie. Oddziaływując na inne siostry, rozbijała młode Zgromadzenie; opuściwszy je przyjęła nazwisko Brauner. AGSL, KP nr 36;  Kornacka M., op. cit., s. 86.
[223] Ptaszyńska Józefa, ur. w 1840 r. w miejscowości salnia-Kolonia, pow. Krotoszyn, parafia Baszków, w rodzinie rolnika, którego żona Franciszka była właścicielką domu, ogrodu i gospodarstwa w Pogorzeli. Do Zgromadzenia wstąpiła 7 października 1855 r., najpierw do seminarium ochroniarskiego u Sióstr Miłosierdzia w Instytucie Gostyńskim, skąd z  trzema nowicjuszkami przeszła 26 sierpnia 1856 r. do nowicjatu w jaszkowie. Pracowała m.in. w Podrzeczu, w Turwii, Górce, Kopaszewie, Rąbiniu, Mielżynie, Graboszewie, Ruchocinie i Drzązgowie,  pielęgnowała p. hr. Cecylię Działyńską w Poznaniu (1866-1870). Potem była w Lubaszu i Mielżynie oraz przez okres kulturkampfu w Lewkowie, gdzie być może  zmarła. Miała dwie siostry rodzone - służebniczki Maryi: s. Agnieszkę i s. Teofilę oraz brata, księdza Andrzeja, lazarzystę  (Zgromadzenie Księży Misjonarzy Św. Wincentego à Paulo),  a także dwie starsze siostry zamężne - Eleonorę i Katarzynę.  AGSL, KP nr 21.                                    
[224] Chwiałkowska Nepomucena (Marianna), służebniczka, pochodziła z Obry, ur. w 1839 r.  Do Zgromadzenia wstąpiła 14 lipca 1857 r. W nowicjacie przeszła zapalenie płuc i odtąd nie cieszyła się zdrowiem. Od 1 stycznia do 21 maja 1862 r. pomagała w nowicjacie w Jaszkowie, a od 22 maja 1862 do 12 października 1863 r. była mistrzynią nowicjatu w Podzwierzyńcu pod Łańcutem w Galicji. Ponadto pracowała m.in. w Niesłabinie,  w Mielżynie, Granowie, Rokosowie i w Mrozowie (5 XII 1874-1877). Słabość fizyczna, z powodu której nie mogła dorównać siostrom w pracy, była główną przyczyną jej krótkiego pobytu na wyznaczonej placówce.  Szelęgiewicz Agnieszka s., Edmund Bojanowski i Jego dzieło, Poznań 1966, s. 99.
[225] Jaskulska Joanna (1840-1903), ur. 15 maja 1840 r. w rodzinie rolnika Macieja (zm. 20 III 1864) i Franciszki (zm. 2 VI 1864) w Dziećmierowie,  w pow. śremskim,   parafia Kórnik. Do Służebniczek w Jaszkowie wstąpiła 24 czerwca 1857 r.  Śluby złożyła 1 maja  1858 r. Pracowała m.in. w Niesłabinie, Oporówku, Wiązownicy  k. Jarosławia w Galicji (1888-1890/1891), w Zaniemyślu k. Śremu, gdzie zmarła (7 IV 1903). Miała jednego brata i cztery siostry (Michalina, Konstancja, Katarzyna i Józefa), wszystkie zostały służebniczkami Maryi.
[226] Febra (łac. febris) - potoczne określenie gorączki typu malarycznego, malarii lub w ogóle gorączki z dreszczami.
[227] Chodzi o Elżbietę Szkudłapską (1839-1910), służebniczkę, córkę sołtysa Macieja i Franciszki Kulasik, ur. 27 października 1839 r. w Baszkowie. Do Zgromadzenia wstąpiła 30 maja 1855 r. w Podrzeczu. W sierpniu 1856 r. Założyciel zlecił jej obowiązki mistrzyni nowicjatu. We wrześniu 1863 r. z jego woli wyjechała do Galicji jako przełożona placówki w Starej Wsi, gdzie mieścił się odrębny nowicjat. W sierpniu 1865 r. Założyciel odwołał ją z powrotem do Jaszkowa i mianował przełożoną generalną Zgromadzenia w miejsce s. Matyldy Jasińskiej. Pierwsza kapituła generalna w dniu 12 listopada 1868 r. potwierdziła tę nominację, wybierając jednogłośnie s. Elżbietę główną przełożoną wszystkich służebniczek: w Wielkopolsce, galicji i na Śląsku. Podczas kulturkampfu musiała opuścić Wielkopolskę i udała się na Śląsk, skąd kierowała Zgromadzeniem do 1890 r. W okresie 25 XI 1890 – 31 V 1891  była podwładną siostrą w Skrzyszowie k. Rybnika na Górnym Śląsku, a potem przełożoną domu w Jaszkowie (1891-1897,  1901-1904) i przełożoną generalną (1897-1901). Od 18 września 1904 r.  przebywała w Mielżynie, gdzie zmarła w 39 rocznicę śmierci Założyciela - 7 sierpnia 1910 r.  Rząsa Irena s., Życie i działalność Matki Elżbiety Szkudłapskiej (1839-1910), Lublin 1981, mps. Zob. też AGSL, KP nr 12;   Dziennik E.B., 8 i 10 września 1857.
[228] Był nim Jan Koźmian.
[229] Chodzi o Cezarego Platera.
[230] Garniec - dawna polska miara objętości zawierająca cztery kwarty (ok. 4  litry).
[231] Funt - jednostka wagi w krajach anglosaskich, dawniej także w Polsce (350-560 gramów).
[232] Kwarta - dawna miara ciał płynnych i sypkich równa 1 litrowi.
[233] Tekst uszkodzony. Brak dalszej części listu.
[234]  Był nim ks. Kamil Praszałowicz SJ.
[235]  Istnieją dwie, podobne  wersje listu.
[236]  Talaczyński  Ignacy  (1824 - po 1880),  ks.,  od 1858 r. proboszcz  w Chrzypsku Wielkim, dekanat Lwówek, od 1874 r. emeryt.  AAP, KA, poz. 1179; Elenchus Posnanensis..., 1858-1874.                                 
[237]  Staśkiewicz Antoni (1781-1857),  ks., od 1808 r. aż do śmierci kierował parafią w Żabnie, do której należał także Jaszków. Po krótkim zastępstwie ks. Talaczyńskiego jego stanowisko objął ks. Andrzej Idzikowski. Bojanowski E., op. cit., s. 250 przyp. 4,  265 przyp.1.
[238]  Komendarz - administrator parafii lub innego beneficjum, zarządzający nimi w zastępstwie księdza pobierającego  z nich dochody.
[239]  Gajewski Józef z Kosmowa pod Cekowem w Królestwie Polskim, prosił o siostry już  latem 1856 r., bo jak pisał do Bojanowskiego 10 lipca: „Odgłos dobrego wpływu wywieranego na lud wiejski przez Służebnice Matki Bożej doszedł do mnie aż do Królestwa”.  Por. listy Mieczysława Łyskowskiego do Bojanowskiego (29 grudnia 1860), ks. M. Fiszera i inne.
[240] Faktycznie  chodzi  o list z dnia 10 lipca 1856 r., t. 2. Bojanowski odnotował odbiór tego pisma w Dzienniku dwa dni później.
[241] Parafią tą było Żabno.
[242] Infirmeria - izba chorych w klasztorze, w szkole lub w wojsku.
[243] W zaborze pruskim 1 morga stanowiła  1/4 ha. Miara powierzchni gruntu, w różnych państwach - różnej wielkości, w Polsce około 5600 m2 (dziś nie używana przy pomiarach urzędowych).
[244] O inicjatywie Radolińskich z Żelazkowa w Królestwie Bojanowski wspomniał 21 lutego 1858  r. w Dzienniku. Bojanowski E., op. cit.,  s. 285.
[245] N.B.P.J.Ch. - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
[246] Listu tego brak. W Dzienniku Bojanowski zaznaczył 14 marca 1858 r., iż był to „list od Józefki Ptaszyńskiej z Ochronki Turewskiej”.

[247] List ks. Talaczyńskiego z 19 marca 1858 r., wysłany z Mosiny, nie zachował się. Brakujące pieniądze na opłatę dzierżawy probostwa jaszkowskiego Bojanowski pożyczył od Mikołaja Węsierskiego. Dziennik E.B., 21 marca 1858 r.
[248] Listu tego także brak, choć  z notatki Bojanowskiego o nim w Dzienniku (25 stycznia 1858 r.) wynika, iż ks. Talaczyński miał utrzymać zarząd parafii w Żabnie kilka dni dłużej, do 1 lipca tego roku.
[249] Niesiołowski – zarządca dóbr Cezarego Platera (1810-1869). Positio..., vol. 1, s. 534 przyp. 34.
[250] Stanisław Jarzębowski (1801-4 VII 1866) był właścicielem dóbr Wielkie Krzycko w pow.  wschowskim, „skromnym i unikającym rozgłosu”,  „nadzwyczaj czynnym i pracowitym”, oddanym „pracy narodowej i obywatelskiej”, „głęboko pobożnym”, „wzorem męża, ojca, gospodarza i pana”. Jego żona, Stanisława ze Skórzewskich, zm. 5 września 1863 r. Żychliński T., Kronika żałobna..., s. 148. – W Dzienniku Bojanowski odnotował  wysłanie listu do Jarzębowskiego dzień później. Wiadomo też, że 21 kwietnia 1858 r. otrzymał od niego pismo pozytywnie załatwiające sprawę, o którą prosił, tzn. list „rekomendujący nauczyciela Füsla dla Węsierskich, który jego dzieci dobrze przygotował” (Dziennik E.B., 17 i 21 kwietnia 1858 r.).
[251] Kontent (łac. contentus) – (przestarz.) zadowolony, ucieszony, uszczęśliwiony; rad z czego; wesół.
[252] Chodzi o Teofila i Rozalię Wilkońskich.
[253] Dopisek do listu o załączonej paczce w modrym papierze:  Sig. K.A.B. w Poznaniu.
[254] Grudzielska była żoną ekonoma w Kopaszewie. Wraz z mężem należeli do tych, którzy materialnie i duchowo wspierali dzieło Bojanowskiego. W swoim Dzienniku Bojanowski wzmiankował ich przy różnych okazjach. Positio..., vol. 1 passim.
[255] Paroksyzm (gr. paroksysmos – rozdrażnienie) – atak, gwałtowne wystąpienie albo nasilenie się objawów chorobowych.
[256] Starka – staruszka, babcia.
[257] Łazarz (z hebr.) – „Bóg pomógł”. Postać biblijna z Betanii, brat Marii i Marty, przyjaciel Jezusa, który go wskrzesił cztery dni po śmierci; patron trędowatych, od niego pochodzi nazwa „lazaret” oznaczająca (przest.) szpital. Kopaliński Wł., op. cit., s. 623.
[258] Radlanka – rodzaj naczynia.
[259] Ochronka w Niesłabinie powstała 3 maja 1858 r. Positio..., vol. 1, s. 430.
[260] Był nim wówczas ks. Michał Mentzel.
[261] Zob. Kornacka M., op. cit., s. 112 nn.
[262] Gieburowski Stanisław (1825-1891), ks., wikary w Strzelcach Wielkich i od czerwca 1856 r. w  Środzie,  od 1858 r. proboszcz w Górce Duchownej. Przyjaciel Bojanowskiego i świadek jego śmierci, ponieważ Bojanowski ostatnie miesiące swego życia spędził na plebani w Górce Duchownej. Bojanowski E., op. cit., s. 240 przyp.1. Zob. też list z 22 czerwca 1856,  t. 2.
[263] Roszak Paweł (1832-1879), ks., od 1857 r. wikary w Rąbiniu i następnie w Buku, od 1864 r. we Wróblewie w parafii  Biezdrowo, od 1867 r. proboszcz  w Mórce. Elenchus Posnanensis..., 1858-1893.
[264] List nie ma początku i końca.
[265] Listu nie zachował się. Koźmian wysłał go z Rzymu, gdzie przygotowywał się do stanu duchownego. Wiadomo jednak, że zlecił zarządzającemu jego majątkiem Grudzielskiemu wypłatę 60 tal. Bojanowskiemu na rzecz Nowicjatu Ochronkowego w Jaszkowie: „30 tal. od niego i 30 tal. od P. Poniatowskiej z Rzymu, bardzo świątobliwej – jak pisał Bojanowski – osoby, która szczerze całej rzeczy sprzyja”. Bojanowski odnotował w Dzienniku, 16 marca 1858  r., także inne sprawy poruszone w liście Koźmiana. M.in. ciepłe przyjęcie przez tamtejsze środowisko katolickie nie zachowanej relacji Bojanowskiego z 16 stycznia 1858 r.,  na temat stanu ochronek.
[266] Grudzielski był ekonomem w Kopaszewie. Wraz z żoną wspierał materialnie i duchowo dzieło Bojanowskiego, który często wzmiankował ich w swoim Dzienniku. Positio..., vol. 1., passim. – O rodzie Grudzielskich zob. Żychliński T.,  Złota księga..., t. 3 (1881), s. 91-94.
[267] Dotyczy Kajetana Morawskiego z Jurkowa.
[268] Chodzi o Cezarego Platera.
[269] Obydwu listów Gajewskiego (z 5 lutego i 1 sierpnia 1858) wprawdzie brak, ale Bojanowski wspomniał je w Dzienniku pod datami: 21 i 22  lutego oraz  2 sierpnia tego roku. Pierwszy z nich, adresowany do s. Józefy Umińskiej, przełożonej szarytek w Gostyniu, przekazał mu ks. Szułczyński. Gajewski prosił w nim o trzy służebniczki celem założenia ochronki w Kosmowie pod Cekowem w Kaliskiem na terenie Królestwa Polskiego. Pytał  też, w imieniu Radolińskich z Żelazkowa o możliwość przysłania stamtąd  młodej dziewczyny do nowicjatu służebniczek, by później mogła ona poprowadzić ochronkę u Radolińskich. Bojanowski uznał wprawdzie wysłanie służebniczek do Królestwa za przedwczesne, odpisał jednak Gajewskiemu 22 lutego 1858 r. z radością; zarezerwował miejsce dla kandydatki Radolińskich i przekazał informacje o nowicjacie i ochronkach. W drugim liście, z 1 sierpnia 1858 r., Gajewski doniósł Bojanowskiemu o zamiarze wstąpienia do klasztoru jego jedynej siostry (15 sierpnia), która wcześniej przygotowała trzy kandydatki do nowicjatu jaszkowskiego i zadeklarowała pokrycie kosztów ich pobytu w Jaszkowie. Później miały one założyć ochronkę w Kosmowie. Bojanowski E., op. cit. , s. 285-286, 290-291.
[270] Metryka - księga zawierająca akta stanu cywilnego lub wyciągi z tej księgi.
[271] Paszport  (fr. paseport) – dokument uprawniający do przekraczania granic państwa i pobytu poza jego granicami.
[272] Tj. 15 sierpnia.
[273] Lewandowski Nikodem, o. Bronisław w zakonie kapucynów (1825-1902), ur. 11 lipca 1825 r. w Mogielnicy w Radomskiem, syn Teodora i Elżbiety Lisiewskiej, 2 marca 1842  r. wstąpił do kapucynów w Lubartowie, kształcąc się w różnych ośrodkach zakonnych. Święcenia kapłańskie przyjął w Pułtusku (19 IV 1850). Został kaznodzieją w klasztorze warszawskim. Za kazanie w obronie niższych warstw społecznych usunięty przez władze carskie i przeniesiony do Nowego Miasta. Następnie został kaznodzieją   w Lublinie (1852), lektorem filozofii dla kleryków (1855). Za kazanie z powodu ślubu katoliczki z protestantem, w którym obraził władze diecezji, został przeniesiony do Lądu. W latach 1860-1864 był gwardianem w Krakowie, a następnie w Zakroczymiu (do 1872 r.). W dobie powstania styczniowego głosił patriotyczne kazania. Przez dwadzieścia lat był duszpasterzem w Łomży, gdzie zm. 6 maja 1902 r. Gadacz Jan Ludwik, Słownik polskich kapucynów, Wrocław 1985, t. 1, s. 698-699. – Wspomnianego listu o. Bronisława z 10 czerwca 1858 r. brak. Bojanowski potwierdził jego odbiór w Dzienniku 20 czerwca tego roku. Był pisany w Gorazdowie, skąd o. Bronisław sprowadził do Jaszkowa jedną kandydatkę na służebniczkę, Łucję Kowalewską. List przekazały Bojanowskiemu siostry jaszkowskie. Zob. też list następny.
[274] Chodzi o kandydatki z Królestwa Polskiego.
[275] Listu tego, z 10 czerwca 1858 r., brak. Kowalewska Łucja, pochodziła  z Gorazdowa, par. Sokolniki, pow. Września, z rodziny leśnika w Skąpem. Miała siostrę Ludwikę, służebniczkę.  Do nowicjatu w Jaszkowie wstąpiła 20 czerwca 1858 r. Po pierwszej profesji pracowała w Niesłabinie, a potem we  Wroniawach, Górce, Gołębinie, Turwi i  Borku (1868 – 1875). W okresie kulturkampfu przebywała w Jaszkowie, gdzie zmarła 22 marca 1886 r.  AGSL, KP nr 60. Zob. też list poprzedni, z 2 sierpnia 1858 r.
[276] Zob. poprzedni list Bojanowskiego z 2 sierpnia 1858  r.
[277] Tzn. zalecająco, polecająco.
[278] Listu tego brak, choć Bojanowski zanotował w Dzienniku jego odbiór 16 sierpnia 1858 r. Do listu dołączony był inny, Melanii Gajewskiej, wraz z trzema medalikami i obrazkami Matki Boskiej Częstochowskiej, przeznaczonymi dla nowicjuszek z Kosmowa (Frania, Marysia, Jagusia) przebywającymi w Jaszkowie. List do nowicjuszek Bojanowski przepisał w całości.
[279] Listu tego także brak. Jednak już w liście z 2 sierpnia 1858 r. Bojanowski zawarł nadzieję na szybki przyjazd dziewczynek z Królestwa. Powtórzył w nim ich termin przyjazdu (9 sierpnia) do Jaszkowa i poinformował o zaplanowanych na ten czas rekolekcjach. Dziennik E.B., 4 sierpnia 1858 r.
[280] Był nim wówczas Pius IX (1846-1878), Giovanni Maria Mostai (1792-1878).
[281] Wilia, wigilia (łac. vigilia - czuwanie, straż) - dzień poprzedzający inny dzień, jakieś wydarzenie; dzień przed świętem kościelnym, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem; tradycyjny posiłek wieczorny (wieczerza) w dniu poprzedzającym Boże Narodzenie.
[282] Jaskulska Katarzyna, matka s. Joanny Jaskulskiej i nowicjuszki Michaliny.
[283] Borowska Józefa, Barbara, ur. 8 marca 1838 r. w miejscowości Godurowo, pow. Gostyń, w rodzinie rolnika Benona. Do Zgromadzenia wstąpiła 14 kwietnia 1857 r. w Jaszkowie,  pierwszą profesję złożyła 17 lutego 1858 r. Pracowała w Turwi, Kopaszewie, Górce.  Po upływie 3-letnich ślubów powróciła do rodziny. AGSL, KP nr 42.
[284] Wymienionych tu listów brak. Pierwszy z nich Bojanowski odebrał (2 listopada) za pośrednictwem sióstr podrzeckich i Beneszowej, drugi wysłał dwanaście dni później z napomnieniem dla jednej z sióstr i pozwoleniem pisania do brata dla innej. Natomiast trzeci list napisała s. Matylda Jasińska 30 listopada 1858 r., relacjonując Bojanowskiemu efekty wizyt w trzech ochronkach (Kopaszewo, Rąbiń, Turwia). Dziennik E.B., 2 i 14 listopada  oraz 1 grudnia 1858 r.
[285] List nie dokończony.
[286] Marszałek Wiktoria (ur. 1839 r.),  pochodziła z Baszkowa, do Zgromadzenia wstąpiła 5 czerwca 1858 r. wraz z rodzoną siostra Antoniną i Rozalią Sworowską. Po nowicjacie pracowała w Górce,  Turwi, Niesłabinie i Wroniawach (1 III 1860 –19 III 1861), stąd została usunięta decyzją E. Bojanowskiego i o. Baczyńskiego.  Z Jaszkowa odeszła  4 kwietnia 1861 r.  AGSL, KP;  Dziennik E. B., 5 czerwca  i 9 lipca 1858 r.
[287] Obydwu listów brak, choć Bojanowski odnotował korespondencję z s. Marianną, najprawdopodobniej Rejkowską,  w Dzienniku 2 i 4 grudnia 1858 r.
[288] Śladu po obydwu listach brak.
[289] Faktycznie chodzi o list z 17 sierpnia 1858 r.
[290] Był nim  ks. Piotr Semenenko.
[291] Tzn. letnie.
[292] Chodzi o o. Bronisława Lewandowskiego.
[293] Głowacz (Głowacka) Jadwiga pochodziła z Konar, pow. Rawicz. Do Zgromadzenia wstąpiła 7 stycznia 1862 r., po złożeniu pierwszej profesji  pracowała w Borku i w Górce k. Śremu, skąd w połowie lutego 1864 r. udała się do domu z powodu słabego zdrowia. AGSL, KP nr 125.
[294] Tzn. przed środą popielcową, rozpoczynającą w Kościele katolickim okres Wielkiego  Postu.
[295] Koszutski Hilary (1822-1896), ks.,  kanonik, pisarz dla ludu. Ur. 1 stycznia 1822 r. we wsi Radzyn w pow. szamotulskim w rodzinie  Wincentego, dziedzica Psarskiego (1800-9 XI 1869), i Nepomuceny Konikiewicz (zm. 4 XII 1871). Egzamin dojrzałości uzyskał w Gimnazjum Św. Macieja we Wrocławiu (1842), po czym wstąpił do Seminarium Archidiecezjalnego Poznańsko-Gnieźnieńskiego (1843) i został księdzem (19 IX 1846) oraz wikarym przy katedrze poznańskiej. Rok później studiował na uniwersytecie berlińskim filozofię, historię i archeologię, odwiedzając seminaria pedagogiczne w Austrii i Czechach, po czym powrócił do Wielkopolski (1848). Pełniąc obowiązki wikarego w Książu, Buku i kościele św. wawrzyńca w Gnieźnie, uczył w szkołach parafialnych. Był kapelanem obozowym podczas powstania wielkopolskiego, członkiem Ligi Polskiej, później Towarzystwa Rolniczego Średzko-Gnieźnieńsko-Wrzesińskiego, uczestniczył w powołaniu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego w Poznaniu (1861). Od 1849 r. pracował jako proboszcz w Mielżynie, został obdarowany godnością dziekana w Powidzu (1873) i kanonika honorowego kapituły metropolitalnej poznańskiej (1886). Był hagiografem, działaczem charytatywnym i oświatowym, bliskim współpracownikiem Bojanowskiego i współwydawcą w latach 1860-1862 czasopisma religijnego pt. „Rok Wiejski”, współpracownikiem i współzałożycielem pisma „Oświata” (1865-1867). Zm. 26 lutego 1896 r. w Poznaniu, został pochowany w Mielżynie. PSB,  t. 14 (1968-1969), s. 381-382 (Barbara Wysocka);  Słownik Polskich Teologów Katolickich, pod red. H. E. Wyczawskiego, Warszawa t. 2 (1982), s. 369-371 (ks. Fr. Stopniak); Żychliński T., Złota księga..., t.16 (1894), s. 88.
[296] Odezwy tej (listu) brak, choć w Dzienniku Bojanowski odnotował jej odbiór 20 stycznia 1859 r. Ks. Koszutski prosił o trzy służebniczki do przygotowanej za ponad 200 talarów ochronki, celem poprawienia „smutnego stanu tamtejszej parafii”;  dodatkowo, z zapisu sędziego Zenona Jaraczewskiego, do ochronki należeć miał ogród w mieście i 5 morgowa parcela. Bojanowski zaznaczył też, że ochronka w Mielżynie istniała w 1854 r., jednak była niewłaściwie prowadzona i została zamknięta w końcu tego roku. Życzeniem ks. Koszutskiego było otwarcie nowej ochronki „na rozpoczęcie nabożeństwa majowego”.
[297] Chodzi o ks. Antoniego Brzezińskiego.
[298] Sąchocki Jan Nepomucen (1828-1884),  ks., od 1857 r. prepozyt w Golejewku, dziekan jutrosiński, więziony w okresie kulturkampfu. AAP, KA, poz.1004; Elenchus Posnanensis..., 1885.
[299] Sapieżyna z Zamoyskich Jadwiga (1806-1890), filantropka; córka prezesa senatu Królestwa Polskiego, ordynata Stanisława Zamoyskiego i Zofii z Czartoryskich; żona ciotecznego brata Leona Sapiehy. Cel życia znalazła w działalności dobroczynnej; przewodziła Towarzystwu Dobroczynności Św. Wincentego à Paulo we Lwowie, organizowała rozdawnictwo tzw. zupy rumfordzkiej, dla ofiar rabacji 1846 r. stworzyła „dom roboczy”, tzw. cerownię dla  dziewcząt i małą bursę dla chłopców, które dały początek Zakładowi Św. Teresy prowadzonemu przez siostry zakonne i szpitalowi Św. Zofii (imienniczki tych instytucji były patronkami zmarłych córek Sapieżyny). Zorganizowała też przytułek dla żebraków, Dom Opatrzności, a ponadto inne instytucje charytatywne, także w Przemyślu. Środki na ich prowadzenie zdobywała z organizowanych kwest, loterii fantowych, koncertów, festynów itp. W 1863 r. zorganizowała w Krasiczynie szpital dla rannych powstańców. Po śmierci męża (1878) opiekę nad instytucjami dobroczynnymi przekazała synowej Jadwidze. PSB,  t. 35 (1994), s.167-168 (Stefan Kieniewicz).  Por. Bojanowski E., op. cit., s. 277 przyp.1 i s. 302, przyp.1.
[300] Odezwy tej (listu) brak. Księżna datowała ją 25 lutego 1859  r., a  Bojanowski odebrał  4 marca tego roku, zaznaczając, że Sapieżyna „dowiedziała się w Wiedniu od o. Semeneńki bliższe szczegóły o Zakładzie Służebniczek i prosi, czyby nie można jej przysłać jednej lub dwóch, które by tam więcej sióstr takich formować mogły” i „o objaśnienia potrzebne w tym względzie”.  Bojanowski E., op. cit., s. 301.
[301] Chodzi o ks. Piotra Semenenko, który we Wiedniu przekazał Sapieżynie szczegółowe   informacje o Zakładzie Służebniczek. Jesienią 1858   r. zamierzał to zrobić o. Iwon Czeżowski. Tamże, s. 277, 301.
[302] Rekomendować – polecać, tzn. wysłać list polecony.
[303] Mizerski Antoni (1791-1864), szwoleżer gwardii napoleońskiej i działacz 1848 r., żonaty z Pauliną Antoniną z Berwińskich (1813-1902), starszą siostrą poety Ryszarda; ojciec Anastazego Romana (1837-1871), lekarza, i Ludwika Kajetana (1843-1923), prawnika, posła do sejmu pruskiego, prezesa Koła Polskiego, literata. W 1853 r.  sprzedał majątek Borowo w powiecie kościańskim i zamieszkał w Poznaniu, gdzie przede wszystkim zajmował się sprawami robotników; był też prezesem Konferencji Św. Marii Magdaleny w Poznaniu i Towarzystwa Św. Wincentego à  Paulo. Człowiek prawy i powszechnie szanowany, choć Ludwik Miłkowski nie szczędził mu słów krytyki. zm. 1 lipca 1864 r. w Zgorzelicach na Śląsku. Zob. listy  Ludwika Miłkowskiego do Edmunda Bojanowskiego, z okresu: 19 X 1858 -15 X 1859; PSB,  t. 21 (1976), s. 394, 395 (Edward Stocki); Karwowski S., op. cit., t. 2, s. 137.
[304] Chodzi o list Jana Koźmiana, księdza in spe, z 16 lipca 1859 r.  w  t. 2.
[305] Zob. wcześniej list  z 25 listopada 1856 i 29 kwietnia 1857.             
[306] Wójcicki Kazimierz Władysław (1807-1879), folklorysta, historyk amator, wydawca, ur. i zm. w Warszawie. Uczestnik powstania listopadowego, potem udał się na krótko do Galicji i związał z grupą literacką czerwonoruskich poetów „Ziewonia”, propagującą idee Towarzystwa Zwolenników Słowiańszczyzny. Opublikował m.in. trzy tomy Przysłów narodowych (1830), cztery tomy Historii literatury polskiej w zarysach (1845-1846), był wydawcą almanachów i źródeł oraz długoletnim redaktorem „Biblioteki Warszawskiej”. Literatura polska...,  t. 2, s. 627-628 (Maria Grabowska).
[307] Wacław z Oleska, pseudonim Wacława Zaleskiego (1799-1849) folklorysty, pochodzącego z Galicji Wschodniej. Do 1821 r. pisał po niemiecku. W 1833 r. wydał Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego będące największym zbiorem pieśni (ok.1500) w Polsce przed O. Kolbergiem. Gubernator Galicji (1848). Tamże, t. 2, s. 666 (Ryszard Górski).
[308] Pauli Żegota (Ignacy) (1814-1895), galicyjski folklorysta i historyk, archeolog, wydał m.in.  Pieśni ludu polskiego w Galicji (1838) i Pieśni ludu ruskiego w Galicji (1839-1840). PSB,  t. 25 (1980), s. 345-347 (Wiesław Bieńkowski); Literatura polska...,  t. 2,  s.151  (Ryszard Górski).
[309] Czeczot Jan (1796-1847), poeta i folklorysta, przyjaciel A. Mickiewicza, sekretarz Towarzystwa Filomatów, w latach 1825-1841 przebywał na zesłaniu, wydał m.in. 6 zbiorków Pieśni wieśniaczych znad Niemna (1837-1846), skąd pochodził.  PSB,   t. 4 (1938), s. 316-317 (Stanisław Pigoń); Literatura polska...,  t. 1, s. 163 (Halina Gacowa).
[310] Brzozowski Karol (1821-1904), poeta, działacz niepodległościowy, w obawie przed aresztowaniem uszedł z Warszawy do Wielkopolski razem z T. Lenartowiczem i R. Zmorskim (1843), po 1848 r. udał się do Francji, a w 1853 r. do Turcji celem zorganizowania legionu polskiego. W służbie tureckiej prowadził m.in. prace inżynieryjne i zajmował się rolnictwem oraz leśnictwem, podejmował też akcje dyplomatyczne w sprawie polskiej w l. 1877-1878. Od 1884 r. zamieszkał we Lwowie. Drukował w prasie polskiej wszystkich trzech zaborów. Wydał m.in. tłumaczone z języka litewskiego Pieśni ludu nadniemeńskiego z okolic Aleksoty (1844). PSB, t. 3 (1937), s. 59-61 (Henryk Mościcki); Literatura polska...,  t. 1, s.115 (Marian Maciejewski).
[311] Konopka Józef (1818-1880), folklorysta i agronom spod Krakowa, troszczył się o oświatę rolniczą na wsi, poseł do sejmu austriackiego po 1848 r., przyjaciel i uczestnik wypraw etnograficznych O. Kolberga. Wydał m.in. Pieśni ludu krakowskiego (1840). Anonimowo publikował drobne artykuły, gawędy historyczne i etnograficzne w poznańskim „Tygodniku literackim” i leszczyńskim „Przyjacielu Ludu”. PSB,  t.13 (1967-1968), s. 568-569 (Józef Buszko i Maria Turczynowiczowa); Literatura polska...,   t.1, s. 467 (Helena Kapełuś).
[312] Zejszner (Zeuschner) Ludwik (1805-1871), pochodził z Warszawy. Geolog, zbieracz pieśni ludowych, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego (1829-1833, 1848-1857) oraz Akademii Medyczno-Chirurgicznej w Warszawie (1857-1858). Wydał m.in. Pieśni ludu Podhalan, czyli Górali tatrowych polskich (1845). Literatura polska ..., t. 2, s. 680-681 (Teresa Brzozowska).
[313] Łoziński Walery (1837-1861) pochodził z Galicji Wschodniej, brat Władysława (1843-1913). Powieściopisarz i dziennikarz związany z grupą skupioną wokół „Dziennika Literackiego”, m.in. współredaktor pism dla ludu (pseud. Walenty ze Smolnicy)  i autor Zaklętego dworu. PSB,  t. 18 (1973), s. 458-459 (Stanisław Frybes); Literatura polska...,  t.1, s. 616 (Krystyna Poklewska).

[314] Nowicjat w Jaszkowie otwarto oficjalnie 26 sierpnia 1856 r. Przełożoną główną  została s. Matylda Jasińska, mistrzynią s. Elżbieta Szkudłapska. Kornacka M.,  op. cit., s. 78 nn.
[315] Ks. arcybiskup Leon Przyłuski 25 września 1859 r. opatrzył list następującą uwagą: „Od ręki zwrócić Wielmożnemu Edmundowi Bojanowskiemu w Grabonogu do wyjaśnienia, co powoduje administrację Zakładu Ochronkowego w Jaszkowie do podejmowania się dzierżawy gruntów do tamtejszego probostwa należących. Zwracający się układ dzierżawny winien dozór kościelny w Jaszkowie jako strona wydzierżawiająca przesłać Konsystorzowi mojemu w miejscu ze stosownymi wnioskami”.
[316] Listu tego brak; sprawa, której dotyczył, wspomniana jest  w liście syna Dezyderego, Stanisława Chłapowskiego, z 15 października 1859 r. (zob. t. 2). Dezydery Chłapowski w liście do Bojanowskiego, datowanym w Turwi  1 listopada, informował go, że dwa dni później będzie towarzyszył Sapieżynie podczas jej wizyty w Jaszkowie, celem zapoznania  się ze służebniczkami. Dziennik E.B., 3 listopada 1859 r. 
[317] Kopię Adresu wydrukowano w t. 2, jako załącznik do listu ks. Jana Koźmiana z 17 stycznia 1860 r. Bojanowski otrzymał ją dwa dni później i rozprowadził wśród okolicznych duchownych. Zapewne dlatego w drukowanym tu liście przewodnim, Bojanowski nie wskazał konkretnej osoby. Natomiast w Dzienniku odnotował rozkolportowanie Adresu (zob. np. zapisy po 19 stycznia 1860 r.).
[318] Mowa o liście Jana Koźmiana, księdza in spe, z 17 stycznia 1860 r. Zob.  t. 2.
[319] Chodzi o list Bojanowskiego z 21 lipca 1859 r. Zob. wcześniej.
[320] Zob. wcześniejsze listy z: 25 listopada 1856,  29 kwietnia 1857,  21 lipca 1859.
[321] Lipiński Józef Jan (1816-1864), zbieracz pieśni ludowych, badacz folkloru, historyk. Pochodził z Krakowa, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Berlinie, w latach 1841-1842 zatrzymał się we wsi Mchy k. Książa w Poznańskiem. W działalności Lipińskiego był to czas najbardziej owocny. Podczas tamtejszych podróży folklorystycznych zebrał ok. 500  pieśni ludowych, opublikowanych w 1842 r. w drugim tomie Biblioteki Warszawskiej (Porządek obrzędu weselnego w Wielkim Księstwie Poznańskim)  i w zbiorze Piosnki ludu wielkopolskiego (Poznań). Osiadł następnie w majątku Strzałków k. Stopnicy w Kieleckiem, gdzie zginął podczas powstania styczniowego. PSB,  t. 17 (1972), s. 393 (Julian Maślanka).
[322] Graeve Aleksander (1820-1883) pochodził z niemieckiej rodziny osiadłej na Śląsku i spokrewnionej z naczelnym prezesem Wielkiego Księstwa Poznańskiego (Zerboni di Sposetti), gdzie ojciec Aleksandra otrzymał w dzierżawę jeden  z majątków magnata niemieckiego Thurn und Taxis (1815), a potem nabył inne, zwłaszcza rozległe dobra boreckie. Aleksander,  ur. w Babach w pow. krotoszyńskim, ukończył gimnazjum Fryderyka Wilhelma w Poznaniu i studiował w Berlinie i Halle, najpierw prawo, a potem - na życzenie ojca po śmierci brata - agronomię. Podnosząc poziom gospodarki, dorobił się znacznej fortuny i nabył w 1873 i 1882 r. 15 tys. morgów (Orchowo w pow. mogileńskim, Rudki w pow. gnieźnieńskim i Biskupice pod Sieradzem). Wychowany przez matkę Polkę (Jeziorkowską), czuł się Polakiem. Był czynny w  życiu publicznym, przez 20 lat pełnił funkcję radcy generalnego polskiego Ziemstwa Kredytowego,  był prezesem rady nadzorczej banku „Tellus” w Poznaniu, posłem z Księstwa do parlamentu Północnego Związku Niemieckiego (1867).  Znano go z działalności dobroczynnej, wspierał młodzież uczącą się w gimnazjach i na uniwersytetach. wraz z pierwszą żoną Emilią Graeve Koczorowską, z którą miał sześcioro dzieci,  założył ochronkę w Borku-Zdzież.  Drugą żoną Aleksandra była (od 1867 r.) Franciszka Śląska. PSB,  t. 8 (1959-1960), s. 532-533 (Zdzisław Grot). Zob. też: Kwilecki Andrzej, Ziemiaństwo wielkopolskie, Warszawa 1998, s. 131-133.
[323]  Listu tego brak, choć wiadomo, że Graeve informował w nim 8 lutego 1860 r. Bojanowskiego, że „dom na Ochronkę w maju będzie ukończony”. Oczekiwał służebniczek w czerwcu i prosił o przedstawienie warunków oraz tego „co jeszcze ma przygotować”. Dziennik E.B., 14 lutego 1860 r.
[324]  Żółtowski Franciszek (1818-1894), właściciel Niechanowa pod Gnieznem i Godusowa pod Krobią, ur. 1818, do gimnazjum uczęszczał w Poznaniu i Berlinie, gdzie studiował też prawo, następnie odbył podróż po Francji. Związek małżeński zawarł z najstarszą córką Andrzeja Zamoyskiego,  Zofią (1825-1853). Został posłem do sejmu pruskiego (1848), jednak po śmierci żony (1853) wycofał się z tej działalności ze względu na dobro pięciorga dzieci. Był duszą powiatu gnieźnieńskiego. Ufundował Dom Miłosierdzia w Gnieźnie, był inicjatorem powiatowej Kasy Oszczędności oraz członkiem Towarzystwa Pomocy Naukowej, a także  fundatorem ochronki w Niechanowie (15 V 1860). Żychliński T.,  Złota księga..., t. 17 (1895), s. 338-341; Positio..., vol. 1, s. 430.
[325]  Listu tego brak, podobnie zresztą jak wiele innych pism Miłkowskiego odnotowanych w tym czasie w Dzienniku przez Bojanowskiego.
[326] Chodzi o Ignacego Gutowskiego (1816-1881) i jego żonę Władysławę, córkę płka Jana Krosickiego.    Gutowski, ur. w Ruchocinie w pow. gnieźnieńskim, był synem Łukasza i Leokadii z Łakińskich. Kształcił się w Poznaniu i Chełmnie, gdzie uzyskał świadectwo dojrzałości, a następnie ukończył  studia prawnicze w Berlinie. Po ożenku (1844) objął majątek rodzinny w Ruchocinie. W dobie Wiosny Ludów dom jego stał się schronieniem dla emigrantów, a w okresie powstania styczniowego (1863) miejscem przerzutu ochotników do Królestwa, przytułkiem i szpitalem dla uciekinierów. Gutowski był posłem do sejmu pruskiego (1855-1857), opiekunem młodzieży szkolnej, zwłaszcza ubogiej, radcą w Ziemstwie Kredytowym, członkiem towarzystw polskich i kółek, założycielem oddziału Towarzystwa Oświaty Ludowej (1872-1878) w Powidzu. PSB,  t. 9 (1960-1961), s. 183-184 (Wisława Knapowska). Gutowscy byli  fundatorami ochronki w Ruchocinie, którą otwarto 17 maja 1860 r.,  a zlikwidowano 18  kwietnia  1868 r. Positio..., vol. 1, s. 430.
[327]  Chodzi o Józefę z Łempickich Morawską, żonę Kajetana Morawskiego.
[328]  Listu Goltza w sprawie założenia placówki Zgromadzenia w Królestwie Polskim,  datowanego 12 kwietnia 1860 r., wprawdzie brak, ale Bojanowski przytoczył jego fragment w pisanym przez siebie Dzienniku (15 IV 1860) i wzmiankował, wysyłając Goltzowi odpowiedź (11 V 1860). Positio...,  vol. 1, s. 934, 936.
[329] Jan Koźmian święcenia kapłańskie przyjął w Rzymie 24 marca 1860 r.
[330] Mowa o Stanisławie  Koźmianie.
[331] Była nią s. Matylda Jasińska.
[332] Chodzi o siostry: Annę Böhm, Annę Gross i Elżbietę Schurman, a także o  dwie inne kandydatki, które potem zrezygnowały z życia zakonnego.
[333] Zygmunt Krasiński zmarł 23 lutego 1859 r. w Paryżu.
[334] Zamknięto ją 14 września 1865 r. Positio..., vol. 1, s. 430.
[335] Władysław Sikorski był właścicielem majątku w Mielżynie.
[336] Zamknięto ją 20 czerwca 1863 r. Positio..., vol. 1, s. 430.
[337] Ochronkę zamknięto 18 kwietnia 1868 r. Tamże, vol. 1, s. 430.
[338] Ochronkę  w miejscowości Borek-Zdzież otwarto 24 czerwca  1860 r. Jej fundatorami byli Aleksander i Emilia Koczorowska (od 1867  r. Franciszka Śląska) Graeve. Tamże, vol. 1, s. 430.
[339] Jaraczewski Zenon h. Zaremba, dziedzic dóbr Mielżyna, ożeniony z Praksedą Gutowską h. Ślepowron  z Ruchocina, zmarł w Poznaniu 27 stycznia 1870 r. Jego córki wyszły za Władysława Sikorskiego h. Cietrzew, b. dziedzica Mielżyna (Leokadia) i za Bolesława Sikorskiego, b. dziedzica Krostkowa (Maria). Żychliński T., Złota księga..., t. 5 (1883), s. 60.
[340] Amelia z Jezierskich Łubieńska, córka Jana Nepomucena Pawła Franciszka Jezierskiego, posła na sejmy Królestwa Polskiego, deputanta do Petersburga (1830), zmarłego w 1858 r., i Karoliny Jelskiej h. Pielesz, której ojcem był Franciszek Jelski, podkomorzy starodubowski, członek Rządu Tymczasowego na Litwie, a matką Amelia Sapieżyna. Mężem Amelii z Jezierskich był Seweryn Łubieński, syn hr. Kazimierza  i Marii z  hr. Krasińskich. Tamże..., t. 22 (1900), s. 54. -  W Dzienniku  Bojanowski zacytował 28 marca 1859 r. fragment brakującego listu Róży Morawskiej, datowanego w Poznaniu z dnia poprzedniego, z którego można się dowiedzieć, że „Pani Amelia Łubieńska z Jezierskich przybyła z Warszawy i jeden z głównych powodów jej podróży jest zwiedzenie nowicjatu Służebniczek i zebranie wszelkich wiadomości tyczących się tego Zgromadzenia”, i że 29 marca chciałaby  się spotkać z nim w Śremie, dokąd Bojanowski udał się w związku z tym wieczorem dnia poprzedniego. W efekcie Bojanowski najpierw spotkał się w Śremie z Kajetanem Morawskim, który opiekował się Łubieńską i towarzyszącą jej córką, a po południu z Łubieńską w Jaszkowie. Łubieńska wcześniej zwiedziła ochronkę w Kopaszewie, a z Jaszkowa chciała otrzymać dwie – trzy siostry do swoich dóbr. Natomiast Bojanowski zaproponował przysłanie przez nią kandydatek do Jaszkowa, o co – według Łubieńskiej – trudno bez zobaczenia sióstr jaszkowskich w miejscu, które przygotowuje dla nich u siebie. Bojanowski zapewnił gościa, że przyśle kopię reguły, tak by na miejscu Łubieńska mogła się z nią spokojnie zapoznać. Positio..., vol. 1, s. 902, 903.
[341] Krukowiecka Helena, hrabina z Osse pod Strykowym niedaleko Łodzi, oświadczyła gotowość założenia u siebie domu sierot wiejskich połączonego z nowicjatem i ochronką. Dziennik E.B., 9 czerwca 1860 r. - Chodzi tu o niezamężną córkę gen. Jana Stefana h. Pomian Krukowieckiego (1772-1850) - faktycznego wodza powstania listopadowego w końcowym okresie - uczestniczkę tego powstania.  Zob. list ks. Antoniego Brzezińskiego z 8 sierpnia 1860 r.  w t. 2;  PSB,  t. 15 (1970), s. 396 (Władysław Zajewski).
[342] Michał Czacki, ur. 1797, oficer b. Wojsk Polskich, marszałek guberski wołyński, był synem Dominika (ur. 1774), szambelana królewskiego, rotmistrza kawalerii narodowej (12 III 1792), i Reginy Gutowskiej h. Rawicz, bratem Marii, która wyszła za Feliksa Czackiego. Michał był trzykrotnie żonaty. Z pierwszą żoną, Teklą Pilichowską,  miał trzy córki: Leontynę, żonę Romualda Ledóchowskiego, Ewelinę (1822-1871), żonę Feliksa Karnickiego i Wandę – żonę Romana Cieszkowskiego. Druga żona, Franciszka Jełowicka, dała mu trzy córki: Marię – żonę Zygmunta Pruszyńskiego, Michalinę (1832-1854) – żonę Aleksandra hr. Badeniego i Jadwigę – żonę Teodora Kaszowskiego h. Janina. Natomiast z trzecią żoną, Konstancją Sułkowską,  Michał Czacki nie miał dzieci. Sułkowska została w Krakowie  urszulanką, przybierając imię zakonne Klara. Czacki zmarł po r. 1860. Żychliński T., Złota księga...,  t. 11 (1889), s. 39-40.
[343] Dionizja Poniatowska z Iwanowskich (1816-1868), historyczka, publicystka, tłumaczka, filantropka; od 1832 r. żona  Dariusza Poniatowskiego, bogatego ziemianina, właściciela Tahańczy i Pilawy w pow. kaniowskim. Dobrze wykształcona, prowadziła od 1836 r. w Tahańczy, przez prawie dwadzieścia lat, pensjonat - szkółkę dla ubogich dziewcząt, kształcąc je bezpłatnie na nauczycielki i uposażając hojnie po skończonej edukacji. Cieszyła się uznaniem zmartwychwstańców, Piotra Semenenki i Hieronima Kajsiewicza, m.in. za wydany przez nią obszerny katechizm pt. Dar Boży, czyli nauka chrześcijańska (Rzym 1855, Berlin 1870). Dla pensjonarek napisała m.in. Dzieje Polski i O sztuce.  W „Przeglądzie Poznańskim” opublikowała m.in. rozprawę Panslawizm i Polska (1857), prace o kościele katolickim, Unii, Rosji i Rusi, a także o polityce carów i o towiańszczyźnie, której nie akceptowała. W 1861 r. opublikowała w Paryżu Rodowody Słowian. Polska i Ruś (także w j. francuskim). Zmarła  na gruźlicę w Hyeres 6 lutego 1868 r.  PSB,  t. 27 (1982), s. 406-408 (Franciszek German).                                 
[344] Krasiński  Adam Stanisław (1810-1891), biskup wileński (1858), językoznawca, tłumacz, poeta, utalentowany mówca, kaznodzieja i literat, zesłaniec (1863-1882); uwolniony nie mógł jednak powrócić do  Wilna, w związku z czym udał się do Rzymu, a na stałe osiadł w Krakowie. PSB,  t. 15 (1970), s. 166-168 (Mieczysław Żywczyński).
[345] Szułczyński Józef Kalasanty (1813-1882), ks., wikariusz katedralny w Poznaniu, od 1854 r.  proboszcz w Pogorzeli, dekanat Nowe Miasto, brat ks. Atanazego. Bojanowski E., op. cit., s. 307 przyp.1.
[346] Dolina Jozafata, (Józafata, Józefata) – miejsce, w którym według proroctwa Joela odbędzie się Sąd Ostateczny. Ma nim być dolina Cedronu położona na płn.- wsch. od Jerozolimy. Nazwa pochodzi od biblijnego króla Jozafata, tzn. (Bóg) osądził (hebr.) Kopaliński Wł., op. cit., s. 214.
[347] Środa popielcowa rozpoczynająca Wielki Post w Kościele katolickim.
[348] Girlanda - zwój liści lub kwiatów ujęty wstęgami lub kokardami, podwieszony w dwóch końcach.

[349] Dominium (łac. panowanie, władza;) – duża posiadłość ziemska.
[350] Jagła – (zwykle  w l. mn.) kasza jaglana.
[351] Arenda – (dawn.) dzierżawa dóbr, karczmy, młyna itp. albo praw.
[352] Strucla – długa słodka bułka drożdżowa, przekładana masą  makową lub powidłami.
[353] Okrasa – tłuszcz dodawany do potraw.
[354] Maca (hebr.) – cienki placek z niekwaszonego ciasta, pieczony przez wyznawców religii żydowskiej na święta paschy.
[355] Łokieć – dawna miara długości określana długością ręki od stawu łokciowego do końca palca środkowego (od ok. 0,47 do 0,78 m); listewka tej długości używana do mierzenia tkanin.
[356] Tłumoczek, mały tłumok – pakunek.
[357] Fundatorami pierwszych sześciu ochronek z tego wykazu byli: Edmund Bojanowski, Mikołaj i Bolesława (Pruska) Węsierscy (Podrzecze, 3 V 1850); Jan Koźmian do 1862 r., potem Kazimierz i Anna Chłapowscy (Kopaszewo, 3 X 1854); gen. Dezydery i Antonina (Grudzińska) Chłapowscy (Turwia, 3 X 1855 i 4 IX 1860 szpital oraz Rąbiń, 18 IX 1855); Edmund Bojanowski, Melchior i Albertyna (Kołaczkowska) Szołdrscy (Jaszkowo, 26 VIII 1856); Zgromadzenie Służebniczek (Niesłabin, 3 V 1858 – 10 I 1864). Informację o pozostałych ochronkach podano wcześniej. – Wykaz pomija dwie ochronki, które przestały funkcjonować. Ich fundatorami byli: parafia rzymsko-katolicka i władze municypalne (Śrem, 20 XI 1855-31 X 1856) oraz gen. Dezydery i Antonina (Grudzińska) Chłapowscy (Rogaczewo w parafii Wyskoć, 11 VIII 1856-30 VI 1857). Positio..., vol. 1, s. 430.
[358] Po śmierci ks. Staśkiewicza (1857), administratorem kościoła jaszkowskiego, a zarazem proboszczem parafii w Żabnie, w dekanacie Śrem, był  ks. Andrzej Idzikowski (1827-1895). Elenchus Posnanensis...,  1858-1896. Konfrontowanie listów tu drukowanych z korespondencją, która nie zachowała się z okresu 26 VI – 30 XI 1860 r. jest utrudnione z powodu braku Dziennika Bojanowskiego z tego czasu.
[359] Zygmunt Grudziński i jego żona  Maria z  Działyńskich byli fundatorami  ochronki w Drzązgowie, parafia Grodziszczko, archidiecezja  Poznań  (17 XI 1863). Positio..., vol. 1, s. 431.
[360] Zob. list z 23 lipca 1860 r. w t. 2.
[361] Potulicki Kazimierz Wojciech (1820-1880), ziemianin, poseł do sejmu pruskiego. Ur. 24 kwietnia 1820 r. w Sielcu w pow. rawickim, syn Kazimierza i Gabrieli z Mielżyńskich. Po ukończeniu gimnazjum w Legnicy studiował chemię i medycynę w Berlinie i Paryżu oraz odbył jednoroczną służbę w armii pruskiej, zostając porucznikiem rezerwy.  podróżował wiele, spotykał się z ludźmi wybitnymi, żył w przyjaźni  m.in. z Adamem Potockim, Maurycym  Mannem i Karolem Libeltem. Czynił wiele dobrego bez rozgłosu, wystawił kaplicę w Potulicach, zbudował i wyposażył szkołę,  urządził park krajobrazowy, rozbudował pałacyk myśliwski,  szanował prawa człowieka. Jego żoną była Maria z Zamoyskich (1829-1861). Był jednym z najbardziej majętnych ziemian w zaborze pruskim. Zmodernizował swoje majątki, które  prowadził także w pow. wadowickim i w Galicji Wschodniej. W 1848 r. był jednym z reprezentantów Wielkopolski na Zjeździe Słowiańskim w Pradze. W latach sześćdziesiątych był posłem do sejmu pruskiego,  nie wykazując większej aktywności.  Reprezentował umiarkowany konserwatyzm i wielką własność polską, od 1875 r. był dożywotnim członkiem pruskiej Izby Panów. Zm. 4 lub 5 października 1880 r. PSB,  t. 28 (1984), s. 250-251 (Sławomir Leitgeber); Karwowski S., op. cit., t. 2,  s. 340.
[362] Listu ten nie zachował się. Brakuje też Dziennika Bojanowskiego z tego czasu.
[363] Chodzi o ks. Aleksego Prusinowskiego i redagowany przez niego „Tygodnik Katolicki” (1860-1866), pismo klerykalne, uwikłane w ciągłe polemiki z „Dziennikiem Poznańskim”. Po odmowie podporządkowania się linii arcybiskupa M. Ledóchowskiego, Prusinowski został zdymisjonowany; pismo straciło czytelników i upadło. Jakóbczyk W.,  Prasa w Wielkopolsce..., s.182-183.
[364] Wodpol Konstancja z Bojanowskich, primo voto Łubieńska (1798-1867), córka szambelana Bogusława, stryjecznego dziada E. Bojanowskiego, i Magdaleny Nałęcz Kęszyckiej; siostra Antoniny Gorzeńskiej z Śmiełowa, żony Hieronima; matka znanego posła Bogusława Łubieńskiego (Kiączyn) i Stanisława,  ożenionego z Jaraczewską i dziedziczącego po ojcu Józefie Budziszewo. Znana z bliskich związków łączących ją z Mickiewiczem, a także z romansu z młodszym od siebie o dwanaście lat guwernerem jej synów,  Wandalinem Wodpolem. Żychliński T., Kronika żałobna..., s. 30, 500. Por. Bojanowski E., op. cit., s. 312, przyp. 2.
[365] Pisma tego brak. Nie zachował się też Dziennik E.B. z tego okresu. Wiadomo jednak, że chodziło o otwarcie ochronki w Marcelinie, do czego doszło 21 listopada 1860 r. Istniała ona do 1 maja 1861 r. Positio...,  vol. 1,  s. 431.
[366] Tj. 29 września.

[367] Chudoba – (przestarz.) skromny dobytek, ubogie mienie, gospodarstwo.
[368] Ks. Józef Pliszczak  był proboszczem parafii Stryków k. Łodzi w Królestwie Polskim.
[369] Chodzi o list z 20 września 1860 r. Zob.  t. 2.
[370] Brakuje końca listu.
[371] Nie chodzi tu zapewne o któregoś z trzech Garczyńskich pochodzących z Duranowa pod Sochaczewem, a odnotowanych w Polskim Słowniku Biograficznym (Antoni Rajmund 1812-1888 i Józef Bonawentura 1805-1861),  oraz w Wielkopolskim Słowniku Biograficznym (Józef Patrycy 1803-1861), mających w dodatku wspólne, choć prawdopodobnie wymieszane elementy biografii (ożenek z bogatą Angielką we Francji, kupno folwarku Mechnacz k. Kcyni w Bydgoskiem lub zamieszkanie w Kcynii), ale o jakiegoś innego Garczyńskiego z Iwna  k. Kostrzynia w Poznańskiem, choć miejscowość taka (Iwno) występuje też k. Kcyni. Był on najprawdopodobniej zarządcą dóbr Mielżyńskiej. Por. PSB,  t. 7 (1948-1958), s. 274, 275 (Red., Stefan Kieniewicz); Wielkopolski Słownik Biograficzny, s. 194 (Jerzy Kozłowski).
[372] Zawiera je pismo z dnia 2 czerwca 1860 r. w t. 2. - Franciszka z Niemojowskich Mielżyńska (1781-1863), żona Józefa (1768-1824), starosty  klonowskiego, właściciela Miłosławia; matka Macieja Józefa Franciszka (1799-1870), ziemianina, żołnierza 1831 r., konserwatywnego polityka poznańskiego, i Seweryna Józefa Stanisława Gomora (1804-1872), działacza narodowego, mecenasa sztuki i kolekcjonera. Była fundatorką ochronki w Iwnie, archidiecezja Poznań. Ochronka istniała od 19 sierpnia  1861 r. do 19 listopada 1865 r. PSB,  t. 20 (1975), s. 788, 794 (Zdzisław Grot); Positio..., vol. 1, s. 431.
[373] Chodzi o s. Matyldę Jasińską.
[374] Skórzewski Zygmunt  Michał Aleksy (aleksander)  (1828-1901), II ordynat na Czerniejewie - Radomicach, członek pruskiej Izby Panów, podróżnik i pamiętnikarz. Ur. 19 września 1828 r. w Czerniejewie w Gnieźnieńskim, syn Rajmunda Józefa h.  Drogosław, i Marii z Lipskich. Kształcił się w domu pod kierunkiem Jana Rymarkiewicza. Maturę zdał prawdopodobnie w Poznaniu, potem studiował prawo. Interesował się problematyką kulturalną, podróżował po Europie, północnej Afryce i Bliskim Wschodzie, wydał potem Wspomnienia Wschodu. Dziennik podróży do Syrii, Egiptu, Turcji i Grecji (Lipsk 1855). Dobrze gospodarował na jednym z największych majątków Wielkopolski w Czerniejewie, jednocześnie wzbogacił rodzinną bibliotekę i zbiory sztuki oraz ufundował pomnik pochodzącego z Czerniejewa Onufrego Kopczyńskiego. Budował i restaurował okoliczne kościoły. Był przeciwny przemianowaniu nazwy Czerniejewa na niemiecką (Schwarzenau) i projektowi ustawy o języku urzędowym (1873) oraz ustawom majowym (1874), a także wprowadzaniu administracji rządowej w biskupstwach, w których usunięto biskupów. Za obronę Kościoła otrzymał Order Św. Grzegorza od papieża Leona XIII. Przeciwstawił się zarządzeniu o rugach Polaków nie posiadających obywatelstwa pruskiego (1886). W pruskiej Izbie Panów zasiadał od 1873 r., pracował też społecznie, m.in. jako członek zarządu kolonii wakacyjnych dla dzieci z Poznania w Kobylnicy i wspomożyciel „Dziennika Poznańskiego”.  ożeniony z Konstancją z Potulickich (1856) miał troje dzieci. Zm. 6 października 1901 r. PSB,  t. 38 (1998), s. 380-381 (Adam Galos).
[375] Chodzi o pismo z 25 maja 1860 r.  w  t. 2.
[376] Była nią  s. Matylda Jasińska.