[54]
Do MELANII BNIŃSKIEJ[185] w
Karnie, p.Wolsztyn
J[aśnie] W[ielmożna] Pani!
Pomimo najszczerszej chęci
uczynienia zadość zaszczytnemu dla nas wezwaniu J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani],
co do przeznaczenia trzech Służebniczek ochronkowych do Karny, nie możemy na
teraz jeszcze ich ubogich usług ofiarować, ponieważ wszystkie nasze kandydatki
teraźniejsze są zbyt młode i od kilku dopiero miesięcy swój rok przygotowawczy
zaczęły. Mamy atoli w Bogu nadzieję, że może już za rok zdołamy stosowną takowych
Służebniczek trójkę wybrać.
A natenczas nie omieszkamy korzystać
z tak wielce pożądanej nam sposobności obsadzenia nowego Domku ochronkowego pod
wspaniałomyślną opieką J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] i zawczasu względem
poprzednich przygotowań, pośpieszymy uczynić J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] nasze
uniżone doniesienie. Tymczasem wszelkich będziemy dokładać starań, aby w jak
najbliższym czasie pobożnym zamiarom J[aśnie] W[ielmożnej] Pani nasze
najszczersze lubo nieudolne ofiarować usługi.
Z najgłębszym uszanowaniem mam
zaszczyt zostawać J[aśnie] Wiel[możnej] Pani najniższym sługą
E. B.
[55]
Do STANISŁAWA CHŁAPOWSKIEGO
w Czerwonej Wsi
Grabonóg, 8 stycz[nia] 1856
Sz[anowny] i K[ochany] P[anie].
Niemniej i moim gorącym jest
życzeniem ustalić i zabezpieczyć na przyszłość byt gostyńskiego Domu
Miłosierdzia, a podzielając zupełnie uczuwaną przez Pana potrzebę
przyśpieszenia tego, cenię nader wysoko sumienne i szlachetne pobudki, które
Pana do uczynienia stanowczego w tym względzie kroku skłaniają. Sądzę atoli, iż
do postawienia głównych zasad, na których Zakład ten ma swój przyszły byt
opierać, wypada nam koniecznie powołać także Ks. Szułczyńskiego. Że zaś tenże
jest na teraz w Golejewku, przeto napiszę do niego, aby raczył nam czas jak
najbliższy oznaczyć, w którym by mógł wraz ze mną do Czerwonejwsi pojechać, a
skoro tylko odpowiedź od niego odbiorę, pośpieszę niezwłocznie donieść
Kochanemu Panu, kiedy by to nastąpić mogło.
Wprawdzie Statuta nasze wyraźnie cel
określają, ale praktyka dotychczasowa wprowadziła pewne zmiany niezbędne, które
wybitniej oznaczyć wypadnie. I tak np., że Siostry od samego początku dla
szczupłości domu usunęły - co było rzeczą konieczną - przyjmowanie sierot płci
obojej i wyłącznie tylko przystęp dziewczętom do oddziału sierot otworzyły; gdy
tymczasem Statut pierwotny nie przewidując trudności w tym względzie,
dziewczętom i chłopcom przyjmowanie zapewnia. Również doświadczenie doradzało koniecznie
usunąć uczęszczające a nie zamieszkałe w Zakładzie uczennice (oprócz dziatek
ochronkowych). Te i tym podobne szczegóły wymagają poprawek, które wszakże
łatwo i bez naruszenia istoty rzeczy poczynić się dadzą.
Akt Ks. kanonika Gaerta[186]
posyłam Panu. Podpisy zaś osób, które się zobowiązały do płacenia procentów z
akt kasowych Ks. Szułczyńskiego za jego przybyciem wyjmę i dostawię Panu na
termin naszej wspólnej narady. Księdza Szułczyńskiego jak najmocniej zobowiążę
do przyśpieszenia tej rzeczy.
Przy dzisiejszej zaś sposobności
łącząc Państwu Dobrodziejstwu moje najserdeczniejsze życzenia wszelkich łask i
błogosławieństw Bożych przy nowo rozpoczętym roku, polecam się Ich św. modłom i
z najgłębszym uszanowaniem zostaję najniższym sługą
E.
Bojanowski
[56]
Do ks. IGNACEGO PRUSINOWSKIEGO [187] COr
w Grodzisku
Grabonóg, 2 maja 1856
K[ochany] Ks. Ignacy!
Spóźniłem się z odpisaniem Ci na
Twój list z Rzymu wraz z listem Lenartowicza[188]
mi przesłany, bom Ci chciał coś stanowczego już donieść o projektowanym przez
Was piśmie. Tymczasem podobno wyjechałeś już teraz z Rzymu i nie wiem, gdzie
się obracasz. Posyłam Ci więc te kilka słów przez Ks. Aleksego[189],
bo tym sposobem najprędzej Cię dojdą.
Pismo projektowane przez Was może
przyjdzie do skutku, bo najważniejsza rzecz załatwiona, że Ks. Aleksy nie
wymawia się od przyjęcia udziału w redakcji. Księgarze posłyszawszy o tym,
chętnie chcą także wydawnictwa się podjąć. Wracaj tylko, Kocha[ny] Ks.
Ign[acy], abyś i Ty podał nam ku temu rękę. Do Lenartowicza napiszę teraz już,
aby zawczasu o artykułach do tego pisma pomyśleć raczył.
Siostra Józefa[190]
wyjechała na parę tygodni do Paryża, dotąd nie wróciła.
Na teraz nie piszę więcej, mając nadzieję, że Cię niezadługo osobiście
uściskam. Polecam się bardzo Twym modłom i przyjacielskiej pamięci. Twój
E.
B.
[57]
Do NEPOMUCENY KĘSZYCKIEJ
w Błociszewie
[5
września 1856]
Szanowna
Pani!
Odebrawszy list Pani z d. 20 z. m.,
tyczący się Ochrony śremskiej, pragnąłem przy bytności mojej w Śremie 25-go
korzystać z przybycia Pani tamże na posiedzenie Tow[arzystwa] Dam Św.
Winc[entego] i osobiście złożyć Jej me uszanowanie, a zarazem usprawiedliwić
się względem stosunku mego do Ochronki tamtejszej. Nie chcąc atoli przerywać
posiedzenia, oczekiwałem spodziewanej, jak mi mówiono, z pewnością bytności
J[aśnie] W[ielmożnej] Pani w Ochronce; gdy tymczasem posławszy dowiedzieć się,
czy posiedzenie już ukończone, odebrałem wiadomość, że J[aśnie] W[ielmożnej]
Pani nie było już w mieście. W następny poniedziałek pragnąłem w tym celu
powtórzyć moją bytność w Śremie, lecz inne zatrudnienia nieprzewidziane nie
dozwoliły mi uskutecznić tego.
Zatem raczysz J[aśnie] W[ielmożna]
Pani pozwolić najłaskawiej, że rzecz tyczącą się Ochronki śremskiej piśmiennie
przełożę.
Zajmowanie się potrzebami Ochronki
przez Tow[arzystwo] Dam Św. Wincentego pożądanym jest niezmiernie dla tejże,
zwłaszcza że pozbawiona funduszu stałego, jaki w początkach miała, ogranicza
się teraz jedynie na nader szczupłym z własnego zarobku dochodzie. Pod tym więc
względem, o ile mnie śremska Ochronka dotyczy, wynurzyć winienem Towarzystwu
Dam Św. Winc[entego] największą wdzięczność a zarazem prośbę, aby i nadal
Towarzystwo rzeczone dobroczynnej swej ręki nie usuwało ubogiej Ochronce.
Co do wglądania w sprawy Ochronki i
dozorowania Sióstr, równie pożądanymi byłyby dla mnie wszelkie od Towarzystwa
udzielone mi rady, uwagi, postrzeżenia, z których wedle możności starałbym się
w każdym razie korzystać i zadośćczynić życzeniom Towarzystwa, o ile by to nie
sprzeciwiło się raz przyjętym ustawom, którym podlegają Siostry ochronkowe. Nie
wątpię bowiem, że Towarzystwo uzna ten warunek zupełnie słusznym i nie poczyta
za złe Siostrom ochronkowym, że w rzeczach tyczących się urządzeń Ochrony
odwoływać się muszą do mnie, jako do swego przełożonego.
Co do uczenia robót doroślejszych
dziewcząt, gdyby Towarzystwo uważało takowe zajęcie przeszkadzającym należytemu
dozorowaniu dzieci ochronkowych, chętnie bym z mej strony zgodził się na
zupełne zniesienie tego oddziału, jakkolwiek należałoby pewnie rzecz tę bliżej
jeszcze wziąć pod uwagę i zważyć korzyści, jakie dla ubogich a nieumiejętnych
dziewczynek wyniknąć mogą z bezpłatnego a pod moralnym dozorem prowadzonego
sposobienia ich do robót igielnych.
Inaczej wszakże ma się rzecz z
przyjmowaniem sierot. Takowych pomieszczenie wymaga odłączonego lokalu i
zupełnego wedle płci rozdzielenia. Nadto dozór nad nimi, jako stale już w domu mieszkającymi, więcej
odejmuje czasu od zarobku Siostrom, niż jakiekolwiek oddziały przychodnich dzieci. Oprócz tego jeszcze
uzna zapewne Towarzystwo, że w każdym czasie, a tym bardziej w teraźniejszych
latach, opłata 10 tal. rocznie za jedną sierotę jest zupełnie niewystarczającą,
zwłaszcza gdy chędogo[191]
i przyzwoicie dla zdrowia utrzymane być mają. Owóż to są powody, dla których
uważam niepodobnym, aby pod dotychczasowymi warunkami i okolicznościami,
utrzymywać można w Ochronce sieroty, które natomiast w którymkolwiek z domów
Sióstr Miłosierdzia, znaleźć by mogły daleko stosowniejsze pomieszczenie.
Główną zaś byłoby prośbą moją, aby
Towarzystwo raczyło łaskawie we wszystkich rzeczach odnoszących się do urządzeń
ochronkowych, porozumiewać się wprost ze mną, a ja z mej strony starać się będę
wedle możności życzeniom Towarzystwa zadosyć czynić i stosownie do wzajemnego
porozumienia się wydawać rozporządzenia Siostrom ochronkowym.
Mając nadzieję, że powyższe
przedstawienie rzeczy raczysz J[aśnie] W[ielmożna] Pani najłaskawiej uznać za
słuszne, łączę wyraz głębokiego uszanowania, z którym mam zaszczyt zostawać
J[aśnie] W[ielmożnej] Pani uniżonym sługą
E. Bojanowski
[58]
Do NEPOMUCENY KĘSZYCKIEJ
w Błociszewie
[22
września 1856]
Otrzymawszy wiadomość z Ochronki
śremskiej, że J[aśnie] W[ielmożna] Pani życzysz sobie przejrzeć Regułę Służebniczek,
mam zaszczyt przesłać J[aśnie] W[ielmożnej] Pani takową, z uniżoną prośbą o
łaskawe i ile być może rychłe zwrócenie tejże na moje ręce, ponieważ podobnych
Reguł poza obręb Stowarzyszenia zwykle się nie wydaje i tylko w razach
wyjątkowych do przejrzenia udzielane być mogą.
O zależności Służebniczek od swych
przełożonych, raczysz J[aśnie] W[ielmożna] Pani najłaskawiej przekonać się z
[art.] 5. 7. i 30. załączonej Regułki.
Z głębokim uszanowaniem mam zaszczyt
zostawać J[aśnie] W[ielmożnej] Pani uniżonym sługą
E.
Boj[anowski]
[59]
Do ROMANA MORACZEWSKIEGO [192]
w Żabnie
Grabonóg, 28 wrześ[nia] 1856
Kochany Romanie!
Twój list lubo bardzo zaszczytny dla
mnie, w niezmierne przecież zadziwienie mię wprawił, skąd komuś chcącemu pisać
o naszej nowszej literaturze, przyszło zamieścić mię na liście autorów! Bo że w
młodości pochopnej do pisania wierszy, rzuciłem się zbyt śmiało i niebacznie na
tłumaczenie Byrona[193]
i co gorsza, że tę niedołężną robotę na widok publiczny wydałem, to chyba
posłużyć by mogło tylko za przestrogę dla młodzieży, aby podobnego junactwa
literackiego unikała. Winę tę młodości mojej gorzko już odżałowałem. Jakże więc
chcesz, abym ją znowu ku cięższemu upokorzeniu memu, miał na nowo ze
szczęśliwego zapomnienia ujrzeć wyniesioną na publiczny widok?
Co zaś do Pokłosia wiesz
dobrze jako ziemianin, że ci, co kłoski po ściernisku zbierają, wieńca żniwnego
za to na dożynkach nie noszą. A skądże ja miałbym w orszaku literatów
paradować, kiedy na tym polu ani siejąc, zbieram tylko uronione kłoski. Chciej
mnie więc, Koch[any] Romanie, wykreślić zupełnie z owej listy literatów, na
której tak niesłusznie mnie zamieszczono.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i
przyjacielskiej pamięci Twojej się polecam, Twój
Edm[und
Bojanowski]
[60]
Do FELICJI TYSZKIEWICZOWEJ[194]
w
Siedlcu pod Kostrzynem
Grabonóg pod
Gostyniem,18 paździer[nika] 1856 J[aśnie]
Wiel[można Pani].
Na szanowny list W[ielce]
W[ielmożnej] Pani[195]
pośpieszam z odpowiedzią zaspokajającą Jej szlachetne życzenie, że wydanie Żłóbka
śp. O. Antoniewicza zamierzamy w ten sposób przystępnym dla ludu uczynić, iż
obok pewnej ilości ozdobnych egzemplarzy, znaczniejsza ilość takowych ma być
wydrukowana na tanią ile możności cenę, aby dziełko to jak najbardziej
rozpowszechnionym być mogło pomiędzy ubogim ludem naszym, któremu z tak świętym
namaszczeniem błogowieścił nieodżałowany O. Karol[196].
Ostatnia ta droga po nim pamiątka
wydana będzie na cel miłosierny i skoro tylko wyjdzie z druku, ośmielę się
pośpieszyć z przesłaniem J[aśnie] W[ielmożnej] Pani tego dziełka w hołdzie
uszanowania, z którym mam zaszczyt zostawać J[aśnie] W[ielce]
W[ielmożnej] Pani najniższym sługą
E.
Bojanowski
[61]
Do TEOFILA LENARTOWICZA
w Rzymie
[25
listopada 1856]
Szan[owny]
i Koch[any] Panie!
Dowiedziawszy się przed tygodniem
dopiero, żeś Kochany Pan wrócił do Rzymu, pośpieszam przez jadącego do Rzymu
Pana Jana usprawiedliwić się Kochanemu Panu i przeprosić najmocniej, że na Jego
list najłaskawszy, tak dawno do mnie pisany[197],
dotychczas nie odpowiedziałem.
Udzieloną mi przez Kochanego Pana
myśl wydawania pisemka dla naszego ludu, podzielając z całego serca i pragnąc
najusilniej do skutku przyprowadzić, starałem się najprzód porozumieć co do tego
z Księdzem Aleksym[198]
i innymi duchownymi, oraz z księgarzami, na czym jeden i drugi miesiąc upłynął,
gdy tymczasem ogłoszenie nowego pisma „Przyjaciela Ludu”[199]
katolickiego zniewoliło nas do powstrzymania się z naszym przedsięwzięciem.
Chcąc o tym donieść wówczas Kochanemu Panu, dowiedziałem się właśnie o Jego
wyjeździe z Rzymu do Francji i odtąd pewnego adresu dopytać się nie mogłem.
Jakkolwiek więc myśl tego
przedsięwzięcia do sposobniejszej pory odłożyć musimy - ja przecież zaszczycony
odezwą Kochanego Pana, poczytuję to sobie za wielce szczęśliwą okoliczność, że
mogę korzystać z tej najpożądańszej sposobności, aby z Kochanym Panem zawiązać
bliższe stosunki piśmienne. A w tej chwili przypomnieć się Jego najłaskawszym
względom dla naszego Pokłosia, prosić Go najusilniej, abyś choć kilka
swoich złotych kłosków nadesłać nam raczył do tegorocznego tomu, który
niezwłocznie zacznie się drukować.
Wyglądając z upragnieniem pomyślnej
odpowiedzi przesyłam Kochanemu Panu wyraz najgłębszego szacunku, z którym zostaję
Jego bratem [w] Chrystusie Panu
E. Boj[anowski]
[62]
Do STANISŁAWA KOŹMIANA
w Przylepkach
Grabonóg pod Gostyniem, 30
list[opada] 1856
Szanowny i Kochany Panie!
Zaczynając druk tegorocznego Pokłosia,
pośpieszam przypomnieć się łaskawym względom Kochanego Pana dla naszego zbiorku
i prosić najmocniej, abyś raczył najłaskawiej i w tym roku zaszczycić takowy
choć kilku datkami literackimi.
Ale ponieważ Merzbach[200]
w tegorocznym układzie z nami stawia warunek, aby dla korzystniejszej
rozprzedaży, zastosować Pokłosie do
cenzury warszawskiej i galicyjskiej[201],
przeto ośmielam w materialnym interesie sierot, prosić Kochanego Pana, abyś najłaskawiej
swe artykuły wedle tej potrzeby dobrać raczył.
Ponawiając mą prośbę i oczekując, o
ile być może, jak najrychlej pożądanej dla naszego Pokłosia nadsyłki,
miło mi załączyć przy tej sposobności Kochanemu Panu wyraz najgłębszego
szacunku, z którym zostaję Jego uniż[onym sługą]
E. B.
[63]
Do ANTONIEGO POPLIŃSKIEGO[202] w
Poznaniu
[7
stycznia 1857]
Szanowny
Panie.
Jak najmocniej przepraszam Pana
Dobrodzieja, że dotąd nie uiściłem się z należytości za tak dawno wzięte
książki.
Teraz korzystając z dobroci Pańskiej
i ułatwienia, jakie mi najłaskawiej nastręczasz, gotów jestem jak najchętniej
zwrócić Panu Dobrodz[iejowi]
Żywoty Św.
Bazyliańskie - - - - - - - - - - - - - - - - - 12. -”-
Trzy dni poświęcone
Bogu - - - - - - - - - - - - - - - - - 1. -5-
Żywotów tych 12
tomów kazałem oprawić w płótno czarne i oprawa zupełnie jest świeża. Moglibyśmy
przeto takową przynajmniej po 5 sgr. za tom policzyć, co by uczyniło - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - -- - - -- - 2. -”-
Z książek w rachunku
Pańskim zamieszczonych pamiętam, że:
Zamek Krakowski - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 5.
-”-
Światło i cienie - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - -
2. -”-
Panowanie Stef[ana]
Bator[ego] - - - - - - - - - - - -
2. -”-
Zwróciłem Panu Dobr[odziejowi]
książki te wprawdzie, ile pomnę, zaległe były gdzieś na poczcie, lecz potem
odebrałem, zdaje mi się, doniesienie Pańskie, że rąk Pana Dobrodz[ieja] doszły.
Tak mi się przynajmniej przypomina, lecz
owego listu Pańskiego znaleźć nie mogę. To tylko pewno, że książek tych nie
posiadam. Zatem ośmielam się prosić Pana Dobrodz[ieja], abyś był łaskaw w swych
papierach o tym się przekonać, jeżeli można [tekst uszkodz.] czas [tekst
uszkodz.] raczyłbyś sumkę wypadającą za zwrócone dawniej i teraz zwrócić się
mające książki, od mego rachunku odliczyć, tj.
- - - - - - - - - - - - - - --
- - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - -- 24.-
5.-
Rachunek zaś wynosi - - - - - - - - - - - - - - - - - 28.-24.-10.
Zostawałoby więc - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - 4.-19.-10.
Gdybyś zaś
Pan Dobr[odziej] przekonał się ze swych
papie-
rów, że rzeczywiście nie odebrałeś na powrót:
Zamku
Krakow[skiego] - - - - - - - - - - - -
- - - - 5 tal.
Światło i cienie - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
2. -”-
Pan[owanie] Stef[ana]
Bat[orego] - - - - - - - - 2. -”-
czyli razem: 9. -”-
Przeto
zostawałbym dłużnym - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - 13.-19.-10.
Na pokrycie tej reszty rachunku mogę
Panu Dobrodz[iejowi] każdej chwili przesłać kilkanaście starych książek,
których spis tu załączam, a które byś Pan Dobr[odziej] raczył otaksować[203]
i podług wyboru zatrzymać. O ile by wartość ich przeniosła nasz rachunek,
wziąłbym za resztę chętnie jakie inne książki.
Oddawca niniejszego listu P.
Miłkowski[204]
raczy się z Pan[em] Dob[rodziejem] osobiście porozumieć w tym względzie.
Książki zaś wspomniane najbliższą pocztą nadeślę.
Składając tymczasem najczulsze
podziękowanie Panu Dobr[odziejowi] za łaskawe ułatwienie mi porachunku, łączę
wyraz prawdz[iwego] szacu[nku], z którym miło mi zostawać Jego uniżonym [sługą]
[64]
Do TEOFILA LENARTOWICZA
w Rzymie
[29
kwietnia 1857]
Szan[owny]
P[anie].
Żałuję niezmiernie, że się na żaden
sposób nie dało podług życzenia Pańskiego rozpocząć wydawania pisma dla ludu z
Wielkanocą[205].
Ks. Aleksy[206],
równie jak Ks. Borowicz[207],
z powodu innych licznych zatrudnień, podjąć się redakcji nie mogli. Materiałów
przynajmniej na dwa pierwsze zeszyty także niepodobna było zebrać w tak krótkim
czasie. Trzeba to więc będzie odłożyć do Adwentu, a tymczasem nie omieszkam
starać się usilnie o nagromadzenie artykułów wystarczających na kilka zeszytów.
W liście do Pana Jana[208]
napisałem o układzie z księgarzem. Prospekt skoro tylko tu ułożymy, pośpieszę
przesłać Panu do zatwierdzenia lub poczynienia w nim zmian potrzebnych.
Najważniejszą wszakże i
najpożądańszą byłaby obiecana łaskawie pomoc Szanownego Pana. Przeto
prosilibyśmy najmocniej, czybyś nie raczył przesłać nam swych datków, aby
zawczasu można obliczyć zasoby.
Podług naszego pierwotnego zamiaru
dzieląc rok na pięć pór, jak lud nasz zwykle go dzieli, wychodziłaby na każdą
taką porę książeczka zachowująca wiernie charakter tej pory, a obejmująca np. 4
arkusze, czyli 128 str. w 12-u. Takich więc książeczek byłoby pięć na rok:
I-sza Adwentowa, 2-ga Kolędowa, 3-a Wielkopostna, 4-a Wielkanocna, 5-a
Zielonoświątkowa.
W Adwentowej np. przewijałby się
porządek wieczornic. Zaczynałaby się od pieśni nabożnych adwentowych.
Mogłyby tu mieścić się także i inne pieśni poważniejszej, historycznej treści -
bo to jest pora granicząca z jesiennymi obchodami Dziadów i poświęcona
wspomnieniom przeszłości i wróżbom przyszłości. Dalej nauczki religijne, np. o
śmierci, o pokucie, itd., powiastki ze Starego Testamentu, a może niektóre
klechdy[209],
(obrabiane jak np. niektóre obrobił Ks. Hołowiński[210].
Potem domowe zwyczaje pobożne z tej pory, np. wieczór Św. Mikołaja).
Wreszcie przysłowia, zagadki i
rzeczy gospodarskie z tej pory. W ten sposób każda z następnych książeczek
obejmowałaby właściwe do pory roku przedmioty.
Z Panem Janem często mówiliśmy o
podobnym rozkładzie tego pisma. Ks. Borowicz, Brzeziński i inni zupełnie się
nań zgadzają. Chciej mi Pan łaskawie co do tego swe zdanie napisać.
Pokłosie
za r. 1856 wyjdzie za 2-3 tygodnie.
Wiersz do A.[211]
przez Szan[ownego] Pana łaskawie mi przysłany, umieszczony jest w tym zeszycie.
Następne Pokłosie na r. 1857 niezadługo zacznie się drukować. O nowe datki
ośmielam się Szanownego P[ana] najserdeczniej upraszać, a z upragnieniem
wyglądając skutku mojej prośby, polecam się najłaskawszej pamięci Szanownego
Pana i wyraz najgłębszego szacunku łączę
E. Boj[anowski]
Grabonóg pod Gostyniem, [16 maja 1857]
Szanowny Panie!
Nader pożądaną dla mnie sposobność
chwytając, ośmielam się zgłosić do Szanownego Pana z następującej okoliczności.
Redakcja Przeglądu Poz[nańskiego][214]
przesłała w tych czasach cały zbiór swego pisma z lat 12-tu Bibliotece
Jagiellońskiej w Krakowie i podobny egzemplarz całkowity pragnęłaby ofiarować zakładowi Ossolińskich we Lwowie. Lecz
ponieważ nie wiemy, czy Zakładowi temu
wolno tak wszelkie odbierać książki, jak Bibliotece Jagiellońskiej, przeto - z
polecenia redakcji - udaję się do Szanownego Pana jako kustosza tegoż Zakładu,
z prośbą, abyś mi raczył najłaskawiej udzielić pożądanej w tym względzie
wiadomości.
Ośmielam się tu także drugą, z mojej
strony, dołączyć prośbę najuprzejmiejszą w imieniu sierot, na których korzyść
wydajemy tu od lat kilku nasze ubogie Pokłosie,
azalibyś Szanowny Pan, przez wzgląd na dobroczynny cel przedsięwzięcia, nie
raczył najłaskawiej ze swych prac szacownych, jakimkolwiek, chociażby najdrobniejszym,
datkiem literackim zaszczycić nasz zbiorek, którego zeszyt szósty na rok
bieżący niezadługo zacznie się drukować.
Z wielkim upragnieniem oczekując
pomyślnej, jeśli być może, odpowiedzi Pańskiej, łączę wyraz najgłębszego
uszanowania, z którym mam zaszczyt zostawać Szanownego Pana uniżonym [sługą]
E. Bojanowski
[66]
Do ks. SYMFORIANA TOMICKIEGO[215] w
Mikstacie
[8
sierpnia 1857]
Ośmielony uczynioną mi przez
Sza[nownego] Ks. Prob[oszcza] nadzieją, że pismo nasze dla ludu raczysz
najłaskawiej datkami literackimi zasilać, ponawiam prośbę najuprzejmiejszą,
czybyś Sz[anowny] Ks. Prob[oszczu] nie raczył na rozpoczęcie udarować nas kilku
artykułami odpowiednimi do czasu adwentowego i kolędowego.
Materiały, przynajmniej na dwa lub
trzy pierwsze zeszyty, należałoby najpóźniej w październiku zgromadzić i
uporządkować, dlatego z prośbą mą pośpieszając, będę z upragnieniem wyglądał
pomyślnej Szan. Ks. Prob[oszcza] odpowiedzi, a tymczasem łącząc wyraz
głębokiego uszanowania, zostaję Szan. Ks. P[roboszcza] Dob[rodzieja]
uniżonym sługą
E.
Bojanow[ski]
[67]
Do STANISŁAWA GÓRSKIEGO[216] w
Uleńcu
[25
sierpnia 1857]
Szan[owny]
P[anie] D[obrodzieju].
Wróciwszy z drogi, pośpieszam
niezwłocznie z odpowiedzią na szanowny list Pański z 24 z.m[217].
Wezwanie Szan[ownego] Pana
Dobrodz[ieja], mające na celu pomnożenie chwały Bożej przez zaprowadzenie i
rozszerzenie Ochronek wiejskich, wzbudziło we mnie głęboką cześć ku zbawiennym
zamiarom Szan[ownego] Pana Dobr[odzieja] i poczytałbym sobie za szczęście
największe, gdyby mi P. Bóg dozwolił, wedle życzeń Szan[ownego] P.
Dobr[odzieja], usłużyć tej sprawie.
Wyznać atoli muszę, że tutejszy nasz Zakład Ochronkowy nie doszedł dotąd
jeszcze do takiego rozwinięcia, iżby już w tej chwili można wysłać trzy
należycie uzdatnione Siostry do Królestwa[218].
W początkach zaczęliśmy kształcić kandydatki u Sióstr Miłosierdzia Św.
Wincentego à Paulo, ale zważywszy, że
Zakład taki powinien się podług swej własnej natury odrębnie i samorodnie
rozwijać, staraliśmy się co najrychlej osobny założyć Nowicjat, który też za
pomocą Bożą urządziliśmy już na wsi i całkiem po wiejsku. Tu więc musieliśmy
przeznaczyć najzdatniejsze Siostry do kształcenia Nowicjuszek, lecz brak funduszów
nie dozwala nam dotąd utrzymywać znaczniejszej liczby Nowicjuszek, chociaż ich
dużo się zgłasza. Raczysz przeto Szan[owny] P. Dobr[odziej]u przyznać, iż w tym
stanie rzeczy nie można jeszcze słabych sił rozdzielać. Wszystkie małe podobne
przedsięwzięcia zwolna się rozwijać muszą, aby sobie trwałość i moc zapewnić.
Będzie przecież moim największym
usiłowaniem, o ile łaska Boża i zasoby dozwolą, aby jak najprędzej zadosyć
uczynić zaszczytnemu wezwaniu Pańskiemu, o czym zawczasu nie omieszkam donieść
Szan[ownemu] P[anu]
Dobr[odziejowi], skoro tylko da się wybrać trzy należycie uzdatnione Siostry.
Uwaga zaś Szan[ownego] Pa[na]
Dobr[odzieja], że osobno i bez połączenia z początkowym zawiązkiem tego
Zakładu, zaczynać podobnego przedsięwzięcia nie można, jest nader słuszna i z
duchem wszystkich tego rodzaju instytucji zgodna, gdyż w dążeniu ku jednemu
celowi byłaby nie tylko niewłaściwą taka różnorodność, ale i trudności, nieodłączne
od początkowego urządzania podobnych zakładów, które nam doświadczać tu i
przełamywać przychodzi, musiałyby być daremnie tam na nowo zwalczane.
Tymczasem jeślibyś Sz[anowny] P.
D[obrodziej] życzył sobie bliżej urządzenie naszych Ochronek poznać, mógłbyś
Sz[anowny] P. D[obrodziej] najszczegółowsze objaśnienia otrzymać od Pana Adama
Goltza[219]
(mieszkającego w Puczycach pod Łosicami), który o Ochronkach pisał w Kronice[220]
i często bywa w Warszawie, a któremu w zeszłym roku udzieliłem wszelkich
szczegółów o naszym Zakładzie Ochronkowym.
Mając miłą nadzieję, że częściej
będę miał jeszcze szczęście w tym przedmiocie porozumiewać się z Szan[ownym] P.
Dobr[odziejem], łączę wyraz najgłębszego szacunku, z którym zostaję Jego
najniższym sługą
E. Bojanowski
[Na marginesie]
Pan Goltz bardzo się sprawą Ochronek
zajmuje i także miał zamiar tutejsze Siostry sprowadzić lub stamtąd kandydatki
tu na rok przysłać.
[68]
Do MARIANNY SZOŁDRSKIEJ [221] w
Jaszkowie
Grabonóg, 16 wrześ[nia] 1857
Dowiadując się z doniesień Matyldy[222],
ile Szan[owna] P[ani]
D[obrodziejka] do tak wielu już wyświadczanych dla Ochronki dobrodziejstw,
raczysz w obecnych ich potrzebach i kłopotach, przydawać coraz nowych łask i
wspaniałomyślnej pomocy, nie mogę na sercu przenieść, aby Szan[ownej] P.
Dobr[odziejce] nie złożyć hołdu najgłębszej wdzięczności, a wyrazić moje
wielkie ubolewanie, iż obowiązkom, które w radzeniu o potrzebach Ochronki na
mnie tylko ciążą, nie jestem przecież w stanie zadość wedle chęci czynić.
Podług ostatniego listu Matyldy,
cztery chore leżą. Mam wielką obawę, aby do niezmiernego podobn[o] zaognienia
nogi Józefki[223],
nie przyłączyła się gangrena. Ile z listu Matyldy wyrozumieć mogę, Nepomucena[224]
ma mocne zapalenie, a Joannie[225]
po nerwowej febrze[226]
nie lepiej. Dla zaspokojenia się, byłbym już przyjechał, ale wstrzymuję się
dotąd przez wzgląd na wydatek.
Elżbietka[227]
nie chcąc być na ślubie siostry, musiała dla ułagodzenia rodziców iść osobiście
ich przeprosić i kilka dni dłużej pozostać. Od Pana Jana[228],
ani od P. Cezarego[229]
nie mam żadnej wiadomości. Za łaskawym pozwoleniem Pani Dobrodziej[ki], ośmielam
się list do Ochronki [załączyć].
Pełen najgłębszego uszanowania i
wdzięczności, mam zaszczyt zostawać Szanownej Pani Dobrodz[iejki]
najniższym sługą
E.
Bojanowski
[69]
Do KAJETANA MORAWSKIEGO
w Jurkowie
[26
października 1857]
Kochany
Kajetanie!
Serdecznie Ci dziękuję za Twą
łaskawą pamięć o Ochronce jaszkowskiej. W zeszłym roku byłeś łaskaw przysłać na
miesiąc styczeń: Żyta - korzec 1; kartofli - korcy 2, czyli 4 wiertele;
jęczmienia - garncy[230]
8; grochu - garncy 8; okrasy - funtów[231]
5; masła - 2 1/2 kwarty[232];
soli - garniec 1.
W pieniądzach -
tal.1, sgr. 16.
Sprzęt z pola ochronkowego w
Jaszkowie był tego roku tak mały, że po zasianiu żyta, ledwo na miesiąc chleb
wystarczy. Kartofli było jeszcze najwięcej i dlatego śmiałbym Cię prosić, abyś
łaskawie zamiast kartofli raczył w stosunkowej ilości więcej żyta, jeżeli
można, przysłać.
Do lipca mieliśmy tylko pięć
dziewcząt w Jaszkowie, dla których powyższa żywność wystarczała miesięcznie,
teraz zaś mając dwanaście dziewcząt i stróża, potrzebna prawie potrójna ilość
tego, co dawniej wychodziło. Nie mogąc przecież nadużywać dobroci naszych
dobroczyńców, aby tę potrzebę pokryć, prosiłbym Cię tylko, abyś raczył łaskawą
Twą ofiarę w jednym miesiącu przysłać razem z czerwonowiejską, jeżeli i stamtąd
takową przeznaczyć raczą, to jest na styczeń. Z tego widzisz, jaki mam kłopot
wyżywienia się do żniw. Na przyszły rok jednak mam w Bogu nadzieję, że sprzęt
będzie może wystarczający, bo się lepiej uprawiło i więcej było mierzwy z bydła
przyjętego na pastwisko. Ale trudności w obrobieniu pola przeszło się niemałe.
W [...] zupełnym braku miejscowego inwentarza i
sprzętów gospodarskich, robiło się tylko dorywkami.
Czcigodna Pani Szołdrska najwięcej
nam dopo[ma]gała. Wieśniacy także, nawet z okolicznych [wio]sek, bez żadnego
wynagrodzenia, przybywali po kilku uprawiać rolę. W ogólności wielce
pocieszający udział dla Ochronki lud tamtejszy okazał. Jeden gospodarz z
Ludwikowa na wiosnę całe pole [...][233].
[70]
Do ks. arcybiskupa LEONA PRZYŁUSKIEGO
w Poznaniu
Grabonóg pod Gostyniem, 18
grudnia 1857
Jaśnie Oświecony Arcypasterzu,
Najprzewielebniejszy Panie i
Dobrodzieju!
Składam u stóp Waszej
Arcypasterskiej Mości najpokorniejszą prośbę następującą.
Widząc, jak wielkiej potrzeby są
duchowne upomnienia i przestrogi dla każdego chrześcijanina, a tym więcej dla
stowarzyszeń religijnych oraz jak zbawienny wpływ wywierają w diecezjach,
opiece Waszej Arcypasterskiej Mości poruczonych, ćwiczenia Św. Ignacego, udałem
się do OO. Jezuitów w Śremie z prośbą, aby jak w latach poprzednich, tak i w
tym roku raczyli takowe ćwiczenia w Zakładzie
Ochronkowym udzielić. O. Superior[234] oświadczył się chętnym ku temu, jeżeliby
to zgadzało się z życzeniem Waszej Arcypasterskiej Mości, tym więcej, że tenże
Zakład Ochronkowy stał się teraz liczniejszym i że wszelkie w nim działanie
zaczyna przechodzić nieco zakres prywatnych czynności duchownych. Aby więc
wspomniani Ojcowie zgodnie we wszystkim z wolą Waszej Arcypasterskiej Mości i
zarazem z błogosławieństwem Bożym działać mogli, zażądali na to ode mnie
wyjednania pozwolenia od Waszej Arcypasterskiej Mości.
Zanoszę przeto do tronu Waszej
Arcypasterskiej Mości moją najpokorniejszą prośbę, abyś Wasza Arcypasterska
Mość swą ojcowską troskliwością -
w której chwałę Bożą i zbawienie
dusz w naszych smutnych czasach, tak gorliwie rozszerzasz i potrzebom duchownym
z taką pieczołowitością zaradzasz - raczył też i temu najmniejszemu Zakładowi
tej wielce upragnionej pomocy duchownej nie odmówić.
Ponieważ zaś Ojcowie Jezuici są na
teraz wolni od prac misyjnych, przeto czas obecny byłby najdogodniejszym do
odprawienia tych świętych ćwiczeń.
W nadziei otrzymania tej
najpożądańszej łaski, schylam głowę moją pod Waszej Arcypasterskiej Mości błogosławieństwo
i zostaję Jaśnie Oświeconego i Najprzewielebniejszego Arcypasterza
najpokorniejszym sługą i najniegodniejszym synem[235].
E. Bojanowski
[71]
Do ks. IGNACEGO TALACZYŃSKIEGO[236] w
Mosinie
Grabonóg pod Gostyniem, 30
grudnia 1857
Sz[anowny] Ks. Prob[oszczu]
Dobr[odzieju].
Ponieważ po śmierci śp. Ks.
Staśkiewicza[237]
dochody probostwa w Żabnie tylko do kwartału podobno, czyli do ostatniego
grudnia br. służyły spadkobiercom jego, a odtąd Szan[ownemu] Ks. Prob[oszczowi]
Dobr[odziejowi], jako posiadającemu komendę[238]
tegoż probostwa przypadają, przeto ratę kwartalną z dzierżawy probostwa
jaszkowskiego w ilości tal. 20 za czas od 1-go stycznia do 1-go kwietnia 1858
pośpieszam przesłać niniejszym Szanownemu Ks. Prob[oszczowi] Dobr[odziejowi],
upraszając uprzejmie o łaskawe nadesłanie kwitu.
Miło mi przy tej sposobności
załączyć Szan[ownemu] Ks. P[roboszczowi] D[obrodziejowi] wyraz głębokiego
uszanowania, z którym zostaję Szan[ownego] Ks. P[roboszcza] Dobr[odzieja]
uniżonym sługą
E.
Bojanowski
[72]
Do JÓZEFA GAJEWSKIEGO[239] w
Kosmowie
Grabonóg pod Gostyniem, 22
lut[ego] 1858
Szan[owny] Panie!
W tej chwili odebrałem list Pański
do Przełożonej Siostry Miłosierdzia w Gostyniu, pisany 5-go t.m., a oddany na
pocztę w Ostrowie 15-go t.m., z którego miło mi nader wyczytać wyrazy pełne
życzliwości Pańskiej ku Zakładowi Służebniczek Najśw. Panny. Ale zarazem z
wielką moją przykrością i podziwieniem dowiaduję się z listu tego, iż na łaskawą
odezwę Pańską w tym samym interesie, jeszcze
w r. 1856 w czerwcu z Poznania do mnie pisaną[240],
odpowiedź moja rąk Pańskich wcale nie doszła. Nie umiem sobie tego inaczej
wytłumaczyć, tylko że albo przez posłańca odnoszącego listy na pocztę, albo też
na samejże poczcie przypadkiem zagubiona została.
W odpowiedzi tej - ile pomnę -
donosiłem Szanownemu Panu, iż z powodu małej ilości kandydatek, które się
naówczas u Sióstr Miłosierdzia kształciły i dla trudności jakaby zachodziła
przy niedostatecznym jeszcze rozwinięciu tego Zakładu, w oddaleńsze strony
Służebniczki posyłać - nie było podobna korzystać z najłaskawiej ofiarowanego
przez Pana miejsca na Ochronkę, chociaż byłoby dla Zakładu tego rzeczą
najpożądańszą, aby ubogie swe służby mógł jak najprędzej i do Królestwa rozszerzyć.
Od owej pory odebrałem kilka
podobnych łaskawych wezwań z nadwiślańskich i nadbużańskich okolic, którym
również, niestety, nie mogłem dotąd zadośćuczynić.
Teraźniejszy list Pański, chwilowo,
w niemniej trudnym zastaje mnie jeszcze położeniu. Sprawa tego Zakładu
ostatnimi czasy, za łaską Bożą, znaczne uczyniła postępy co do wewnętrznego
rozwinięcia, lecz ku temu kierunkowi obróciwszy siły, wypadało się
powstrzymywać w zawczesnym rozszerzaniu na zewnątrz nie należycie jeszcze zorganizowanego
Zakładu.
Początkowo i wtenczas jeszcze,
kiedyś Pan był łaskaw pierwszy list do mnie pisać, kandydatki na Służebniczki
Najśw. Panny kształciły się u Sióstr Miłosierdzia w Gostyniu, ponieważ
towarzyszące każdemu początkowaniu trudności nie dozwalały jeszcze naówczas
nowemu Zakładowi temu o własnych siłach się rozwijać.
Później atoli, gdy lokalność Domu
Sióstr Miłosierdzia, przede wszystkim dla sierot przeznaczona, z pomnażającą
się ilością takowych w ostatnich latach, nie mogła obok nich dogodnie mieścić
oddziału naszych kandydatek, a z drugiego względu, gdy doświadczenie nas
przekonywało, że Zakład Służebniczek jako wyłącznie wieśniaczy, tylko odrębnie
i samorodnie rozwijać się powinien, że zresztą każda rzecz podobna tylko w
rozwijaniu się podług swej natury ma warunek swego udania się, a opierając się
o inną instytucję, zawsze nie samoistne i tylko pasożytne może mieć życie, -
umyśliliśmy z tych powodów założyć osobny na wsi Nowicjat Ochronkowy
pod kierunkiem dostatecznie uzdatnionych ku temu Służebniczek, wieśniaczek. Pan
Bóg pobłogosławić temu przedsięwzięciu raczył. W bliskości Śremu, w ładnym i
ustronnym położeniu nad samą Wartą, we wiosce
Jaszkowie, własności Pani
Szołdrskiej, nader czcigodnej i pobożnej osoby, wzięliśmy w dzierżawę tamtejsze
probostwo, które dla szczupłości dochodów nie mogąc mieć osobnego proboszcza,
do sąsiedniej parafii od dawna jest przyłączone[241].
Dom według potrzeby przerobiony i przybudowany, mieści w sobie izbę ochronkową,
duży na kilkanaście łóżek dormitarz, wygodny refektarz, który zarazem za szkołę
dla Nowicjuszek służy, osobną infirmerię[242],
kuchnię, śpiżarnię, itd. Tuż przy domu jest piękny starożytny kościółek
gotycki, w którym Nowicjuszki modlitwy swoje odprawiają i kilkakrotnie co dzień
nawiedzają Najśw. Sakrament. Wokół domu jest ogród 9 mórg[243]
obszerny, cały ogrodzony i w pobliżu role należące do tegoż probostwa, na
których ćwiczą się w pracach polnych i z nich utrzymanie mają. Cały ten Zakład
urządzony jest na stopę wieśniaczą. Przy znacznych wydatkach na urządzenie,
mogliśmy dotąd tylko 9 Nowicjuszek przyjąć, trzy zaś Służebniczki tj. starsza,
nauczycielka i gospodyni mają powierzone sobie kierownictwo. Budowa domu
dopiero w lipcu 1857 ukończona została, zatem Nowicjuszki nie ukończywszy
jeszcze roku próby nie mogą być na Ochronki wysłane, tym bardziej w oddaleńsze
strony, gdzie by potrzeba przydać przynajmniej jedną doświadczeńszą.
Owóż usprawiedliwiłem się
Szanow[nemu] Panu, dlaczego i teraz jeszcze nie jesteśmy w stanie ofiarować Mu
naszej ubogiej służby. Mam przecież w Bogu nadzieję, że pierwsze Służebniczki,
które za łaską Bożą do Królestwa będą wysłane, zawitają najpierw w Ochronce
kosmowskiej.
Rozwijanie się naszego nowego
Nowicjatu, nad wszelkie oczekiwanie, coraz obfitsze przynosi pociechy.
Dziewczęta przybywające bez żadnego wykształcenia, za szczególną łaską Bożą,
widoczne zaraz czynią postępy i tak w
duchu prawdziwej pobożności jako i w obowiązkach powołania swego przedziwnie
się rozwijają.
Wielce mnie uradowała wiadomość z
listu Pańskiego o owej dziewczynie pobożnej, którą państwo Radolińscy[244]
chcieliby przysłać tu do Nowicjatu. Uważam w tym najłatwiejszy sposób
zaprowadzenia Służebniczek do Królestwa. Skoro by się tutaj kilka podobnych
dziewczyn wykształciło, można by nimi łatwiej, niż tutejszymi, Ochronki tamtejsze
obsadzać. Tymczasem wspomniana dziewczyna z Żelazkowa im prędzej przybędzie,
tym lepiej, bo teraz właśnie mógłbym kilka przyjąć. Jeśliby się do niej jeszcze
jedna lub dwie ochotniczki przyłączyły, toby mi było tym milej i jej byłoby
łatwiej odtęsknić się od stron rodzinnych.
Prosiłbym Pana najmocniej o łaskawe
i ile być może rychłe doniesienie, czy ta dziewczyna z pewnością przybędzie,
gdyż miejsce dla niej w Nowicjacie każę teraz zatrzymać. Z Śremu do Jaszkowa
jest tylko pół mili. Gdybym wiedział, kiedy do Śremu przyjedzie, poleciłbym
Służebniczkom, aby tam po nią przybyły.
Przyłączam tu Szan.Panu warunki
Nowicjatu ku bliższej wiadomości, dla mogących się tam znaleźć kandydatek, oraz
dołączam zimowy porządek dzienny Nowicjatu (przepisany ręką Służebniczki,
wieśniaczki). Oprócz tego porządku zajmują się kolejno dziećmi w Ochronce i
chorymi na wsi. O pielęgnowaniu chorych pobierają także naukę.
Łaskawa życzliwość Pańska dla tego
Zakładu ośmieliła mnie do tak obszernego rozpisania się o nim.
Chciej Sz[anowny] Pan przyjąć wyraz
mego głębokiego uszanowania, z którym zostaję Jego uniżonym sługą
E. Boj[anowski]
[73]
Do SIÓSTR w
Turwi
[17 marca 1858]
Wasz
list z 3-go marca pisany, a oddany na pocztę 12-go, odebrałem 13-go w sobotę[246].
Bardzo mi było miło, żeście całe trzy kartki zapisały i doniosły o wszystkim
szczegółowo. Zawsze tak piszcie. Dzięki Bogu Najwyższemu, żeście szczęśliwie
rozpoczęły swoje prace w Turwi. Niech błogosławieństwo Boże będzie z wami, a
łaska Jego święta niech wam dopomaga, abyście jak najgorliwszym wypełnianiem
obowiązków i pomnażaniem się we wszystkich cnotach chrześcijańskich stały się
godnymi prawdziwie imienia Służebniczek Najświętszej Panny, któreście na siebie
przyjęły. W Bogu miłujcie się wspólnie między sobą, jak trzy rodzone
siostrzyczki, a żaden nieprzyjaciel w niczym was nie przemoże. Sznur troisty niełatwo się przerywa - mówi mędrzec
Pański. Bądźcież i wy taką troistą i nierozdzielną związką mocną w miłości
Bożej i wiernym wypełnianiu świętych obowiązków waszych. Módlcie się i
pracujcie. Modlitwa i praca niech zapełnia wszystkie godziny wasze.
Razem z tym posyłam wam serdeczne
moje życzenia, aby święty wasz Patron wyjednał wam wszelkie błogosławieństwa i
łaski Boże ku waszemu świętemu powołaniu potrzebne, abyście rozpamiętując cnoty
jego żywota, zagrzewały się do coraz gorliwszego ich naśladowania. Pan Bóg
wybrał wam stan i sposób życia wam postanowił, który przypominać wam może
świętego Patrona waszego. Święty Józef był opiekunem
Dzieciątka Jezus - i wy opiekujecie się niewinnymi dziatkami, ale daj wam Boże,
aby Anioł Stróż ostrzegał was przed wszelkim złem, które by dziatkom zagrażało,
jak ostrzegł Św. Józefa przed zamachami Heroda - aby te dziatki pod waszą
opieką, jak Dzieciątko Jezus pod opieką Św. Józefa, pomnażały się w łasce u Boga i ludzi.
Święty Józef był ubogim i żył z
pracy rąk swoich, jako i wy ubogie, rękoma
swymi zarabiacie na wyżywienie swoje - ale daj wam Boże, aby ubóstwo
wasze było tak święte, jak było święte ubóstwo Św. Józefa - aby wasza praca
była zawsze z Bogiem i dla Boga i żeby wam Pan Jezus w niej towarzyszył i
dopomagał jak dopomagał i towarzyszył Św. Patronowi waszemu.
[74]
Do ks.
Ignacego TALACZYŃSKIEGO w
Żabnie
Grabonóg,
22 mar[ca] 1858
Na łaskawy list Sz[anownego] Ks.
Prob[oszcza] Dobr[odzieja] z d. 19 t.m.,
a który wczoraj odebrałem, pośpieszam z odpowiedzią, iż 40 tal.
dzierżawy za czas od 1-go stycznia do 1-go lipca br. prześlę Szan. Ks.
Pr[oboszczowi] D[obrodziejowi] w czwartek, tj. 25-go t.m., ponieważ w tej
chwili nie mam tyle pieniędzy, abym mógł dziś przesłać[247].
Najmocniej Szan. Ks. Pr[oboszcza]
D[obrodzieja] przepraszam za dotychczasową zwłokę - ale wyznaję otwarcie, iż
jakkolwiek bardzo pamiętałem o tym i wielce mi to na sercu leżało, przecież
trudność zebrania pieniędzy nie dozwalała mi uiścić się z obowiązku.
W ostatnim liście z 19 t.m. piszesz
mi Szan. Ks. Prob[oszczu] przez nader wielką Swą delikatność, o nadesłanie 20
tal. tylko, za czas od 1 stycz[nia] do 1-go kwiet[nia] br., lecz ponieważ w
przeszłym liście (z 22 stycznia br.)[248]
raczyłeś mi Szan. Ks. Prob[oszczu] D[obrodzieju] donieść, że zarząd parafii
żabińskiej do Św. Jana br. zatrzymasz, przeto całkowite 40 tal. pośpieszę
przesłać w czwartek Szan. Ks. P[roboszczowi] D[obrodziejowi].
Co do łaskawego zapytania Szan. Ks.
Prob[oszcza] D[obrodzieja] względem dalszej dzierżawy, pragnę, owszem, na jak
najdłuższy czas ją zatrzymać. Wiadomo bowiem Szan. Ks. P[roboszczowi]
D[obrodziejowi], że przybudowanie domu i urządzenie Zakładu, jedynie z ofiar
dobroczynnych z niemałymi trudnościami było uskutecznione w tym właśnie widoku,
aby na czas dłuższy w tej dzierżawie pozostać. Kopii kontraktu nie mam, bo śp.
Czcigodny Ks. Staśkiewicz obiecując oddać mi takową przy okazji, zapomniał to
uczynić i nie przyszło mi ją odebrać. Pamiętam wszakże, że układ był na trzy lata zrobiony, począwszy od 1-go
kwiet[nia] 1857 do 1-go kwiet[nia] 1860. - Wielce byłbym przeto Szan. Ks. Prob[oszczowi]
Dob[rodziejowi] wdzięczny, gdybyś raczył najłaskawiej wyszukać, w pozostałych
po śp. Ks. Staśkiewiczu papierach, drugi egzemplarz rzeczonego kontraktu, albo
przynajmniej kazać łaskawie odpisać kopię i przy sposobności oddać ją na ręce
J[aśnie] W[ielmożnej] Szołdrskiej w Jaszkowie.
Co do gospodarstwa probostwa
jaszkowskiego, mam w Bogu nadzieję, że przebywszy trudności pierwszych urządzeń
- pójdzie teraz coraz lepiej, zwłaszcza że za przyzwoleniem P. Hr. Cez[arego] Platera z Góry, raczył p.
Niesiołowski[249] przyjąć na siebie dozór nad
tymże gospodarstwem i będzie przychodził w pomoc, ku jego najkorzystniejszemu
urządzeniu.
Przy tej sposobności miło mi polecić
się pobożnej pamięci Szan. Ks. P[roboszcza] D[obrodzieja] i załączyć wyrazy
głębokiego uszanowania, z którym zostaje Jego uniżony sługa
E.
B
[75]
Do STANISŁAWA JARZĘBOWSKIEGO[250]
Grabonóg,16
kw[ietnia] 1858
Koch[any] Stasiu!
Węsierscy
z Podrzecza, którzy Ci pewnie mało są znami, prosili mnie, czybym nie mógł zasięgnąć
od Ciebie bliższej wiadomości o nauczycielu prywatnym, który podobno teraz dom
Twój opuszcza i przez gazety nowego umieszczenia poszukiwał. W nadziei więc
Twojej dobroci, udaję się do Ciebie Kochany Stasiu z prośbą, abyś mi raczył najłaskawiej donieść,
czy byłeś z niego kontent[251]
co do nauki i prowadzenia się, oraz jak wysoką pensję pobierał u Ciebie. Że zaś
jest podobno Niemiec, ale katolik i kandydat teologii, przeto prosiłbym Cię o
łaskawe objaśnienie, czy umie dosyć po polsku, aby mógł uczyć chłopców, którzy
bardzo mało po niemiecku rozumieją i czy ma zamiar wstąpić do stanu duchownego,
czy też go zaniechał?
Dwaj chłopcy Węsierskich mieli już
nauczyciela Polaka, który udzielając im nauk w języku polskim, mniej więcej do
IV-tej ich przygotował.
Prosząc Cię o łaskawą i ile będzie
można rychłą odpowiedź, miło mi przy tej sposobności załączyć obojgu Państwu i
całemu ich domowi wraz z Teofilostwem[252]
nasze najuprzejmiejsze ukłony.
Ściskając Cię najserdeczniej, Twój
Edm[und]
Boj[anowski]
[76]
Do ks. arcybiskupa LEONA
PRZYŁUSKIEGO w Poznaniu
Grabonóg, 13 czerwca 1858 r.
Jaśnie Oświecony,
Najprzewielebniejszy Arcypasterzu!
Z najgłębszą uniżonością mam
zaszczyt na najłaskawszy rozkaz Waszej Arcypasterskiej Mości złożyć u stóp Jego
Arcypasterskiego tronu załączony tu raport o obecnym stanie Zakładu
Ochronkowego Służebniczek Boga-Rodzicy, wraz z dwoma świadectwami kapłanów, pod
których dozorem duchownym znajdowały się dotychczasowe Ochronki. Niedostaje
tylko świadectwa o Ochronce jaszkowskiej z parafii żabińskiej, z powodu śmierci
śp. Ks. Staśkiewicza, pod którego okiem zawiązała się Ochronka jaszkowska.
Niemniej na najłaskawszy rozkaz Waszej Arcypasterskiej Mości przyłączam Statuta
tegoż Zakładu, o ile takowe dotąd, w miarę osiągniętych doświadczeń i poznanych
potrzeb, lubo z nienależytym jeszcze uporządkowaniem zebrane, a tu ręką
Ochronianki wieśniaczki przepisane zostały, i na koniec wykaz porządku
dziennego, jaki zachowywany jest w Zakładzie kształcącym kandydatki ochronkowe
w Jaszkowie.
Spóźnienie w przesłaniu niniejszego
raportu nastąpiło z powodu przydłuższego zbierania faktów i świadectw, które mi
zdawały się być niezbędnymi ku rzetelnemu przedstawieniu stanu rzeczy.
Przy złożeniu tegoż u stóp Waszej
Arcypasterskiej Mości, ośmielam się najpokorniejszą ponowić prośbę do tronu
Arcybiskupiego o najmiłościwsze przyjęcie tego słabego zawiązku pod Wysoką
Opiekę duchowną, a na teraz przynajmniej o najłaskawsze udzielenie pozwolenia,
aby dla tegoż Zakładu odbyć się mogły tak niezbędne ku jego duchownemu
postępowi, rekolekcje trzydniowe pod kierunkiem Ojców Jezuitów, którzy w czasie
wolnym od swych prac misyjnych, najłaskawszą raczyli oświadczyć do tego
gotowość, skoroby tylko najdostojniejsze Waszej Arcypasterskiej Mości
przyzwolenie otrzymali.
Błagając przeto o najmiłościwsze
przychylenie się Waszej Arcypasterskiej Mości do mej najuniżeńszej i
najpokorniejszej prośby oraz o Jego Arcypasterskie błogosławieństwo tak dla
tego najmniejszego ku chwale Bożej rozpoczętego przedsięwzięcia, jako i dla
mnie najniegodniejszego sługi, zostaję pełen najgłębszego uszanowania Waszej
Arcypasterskiej Mości najpoddańszym synem i sługą[253]
Raport
o obecnym stanie Zakładu Ochronkowego
(Służebniczek Boga-Rodzicy)
Na
miłościwe Jaśnie Oświeconego Arcy-Pasterza wezwanie z dnia 2-go stycznia b.r. składam najpokorniej u stóp Jego
Arcy-Pasterskiego tronu raport o obecnym stanie Zakładu Ochronkowego
Służebniczek Boga-Rodzicy.
Przed
dwoma laty miałem zaszczyt J. O. Arcy-Pasterzowi uczynić pierwsze doniesienie z
d. 8-go grudnia 1855 r. o początkowym zawiązku tego drobnego Zakładu. Od owego
czasu, głównym przedmiotem dalszych usiłowań było, założenie osobnego domu ku
kształceniu kandydatek. Przedtem sposobiły się one w Zakładzie Sióstr
Miłosierdzia w Gostyniu. Trwało to atoli czas krótki, z przyczyn następujących.
Kandydatki ochronkowe, oprócz
ogólnego kształcenia, jakie wychowanicom Zakładu Sióstr Miłosierdzia udzielane
bywa, potrzebowały osobnych i specjalnych ku swemu zawodowi ćwiczeń, które
ponieważ przechodziły obręb zakreślonego w Zakładzie Sióstr Miłosierdzia planu
nauk i porządek czynności domowych byłyby nadwerężały, przeto musiały być
opuszczanymi, a przez to pobyt kandydatek ochronkowych u Sióstr Miłosierdzia,
okazywał się nieodpowiednim ku osiągnięciu wytkniętego dla tychże kandydatek
celu.
Nadto, urządzenie Zakładu
Sióstr Miłosierdzia nie odpowiada drobnej skali i zwykłemu trybowi wieśniaczego
życia, z którego pochodzą i do którego się kształcić mają wiejskie
kandydatki Ochronkowe. Same porządki i przyrządy gospodarstwa domowego, sam
obrót zatrudnień, właściwe Zakładowi większych rozmiarów, nie przypadają do ograniczonych
środków wiejskiego zarządu domowego. Przyzwyczajenie się do przestronnych sal,
wygodnych zachowań i.t.p., mogłoby się
było stać łatwo powodem nieukontentowania się potem ciasną izdebką wiejską.
Również co do jadła u Sióstr Miłosierdzia przez konieczny wzgląd na sieroty w
stanie największego zanędznienia przybywające do Zakładu, dawane bywa mięso
kilka razy na tydzień, gdy tymczasem kandydatki Ochronkowe przyzwyczaiwszy się
do tego, potem na wsi zaledwo kilka razy do roku mogłyby mieć mięso na stole.
Z tych i tym podobnych
powodów, powziąłem przeświadczenie, że Zakład Ochronkowy Służebniczek Boga -
Rodzicy, jako wyłącznie dla wiosek przeznaczony, różni się tak stanowczo od
Instytucji na wyższą stopę miejską urządzonych, a w tem samem i od Instytucji
Sióstr Miłosierdzia, iż powinien koniecznie rozwijać się osobno i samorodnie,
wedle właściwych, swemu przeznaczeniu warunków. I aczkolwiek łatwiejszym byłoby
zapewne rozwijanie się tego słabego zawiązku pod bokiem należycie
zorganizowanej już i tylu łaskami Bożymi namaszczonej Instytucji, przecież
mając przede wszystkim jego odrębne przeznaczenie na oku, wypadało raczej
wszelkie przewidziane podjąć trudności, jakie go przez takowe wyosobienie się
[wyodrębnienie] oczekiwały, niżeli mu obcą i jego celowi niewłaściwą naturę
nałożyć. Wykonanie tego przyśpieszyła okoliczność następująca. W epoce tej
właśnie dotkliwe klęski powodzi i nieurodzaju, jakimi szczególniej pobliższe
Gostyniowi okolice nawiedzone zostały, sprowadziły większy niż dawniejszymi
laty, napływ sierot i ubogich dzieci, którym z głównego przeznaczenia Zakładu,
pierwsze przed kandydatkami Ochronkowymi należało się miejsce. A ponieważ
lokalność domu już się przepełniała, uznałem za słuszne, obmyślić osobne dla
kandydatek Ochronkowych pomieszczenie i przystąpiłem wcześniej do
uskutecznienia tego, niżbym to był może uczynił, gdyby rzeczona okoliczność nie
była się stała naglącym powodem. Pan Bóg, przedsięwzięciu ku Jego chwale
podjętemu najmiłosierniej pobłogosławić raczył. Wnet znalazło się nader
odpowiednie miejsce ku założeniu osobnego zakładu do kształcenia kandydatek
Ochronkowych na wsi w Jaszkowie pod Śremem, gdzie za życzliwym przychyleniem
się ś.p. Ks. Staśkiewicza Proboszcza z Żabna, a zatwierdzeniem Prześwietnego
Konsystorza Arcy-Biskupiego, wziętym zostało na ten cel w dzierżawę, małe
probostwo tamtejsze. Do liczby więc dotychczasowych, przybyła nowa Ochronka,
którą obsadziwszy trzema doświadczeńszemi już Siostrami Ochronkowemi, a miejsca
ich po innych Ochronkach zapełniwszy wyszłymi od Sióstr Miłosierdzia
kandydatkami, pozostało z tychże kandydatek kilka tylko, które się przeniosły
do nowo w Jaszkowie otworzonego Zakładu przygotowawczego, na dniu 26 Sierpnia
1856 r.
Szczupłość tamecznego domku
nie dozwalała zrazu przyjmować większej liczby kandydatek, a czas zbliżającej
się jesieni i trudność zebrania zasobów, przeszkodziły rozpocząć przed zimą,
potrzebne około przebudowania domu roboty. Na wiosnę dopiero 1857 r. za pomocą
Bożą zaczęta po Św. Janie skończona budowa stanęła, przecież nie usunięto
jeszcze trudności co do urządzenia gospodarstwa i zapewnienia dostatecznego
utrzymania, spowodowały, iż zamiast oznaczonej ilości 12-tu kandydatek
ograniczyło się liczbę takowych na 9-ciu tylko, oprócz trzech przewodniczących
Ochroniarek, to jest: Starszej, Nauczycielki i Gospodyni z którymi razem 12-cie
Ochroniarek domek Jaszkowski zapełniło.
Zatrudnienia ich podzielone na
ćwiczenia nabożne, naukę i pracę, odbywają się podług porządku dziennego,
który do niniejszego raportu dołączam. Co do pór roku, zachodzi tu tylko w
powyższych przedmiotach różnica, iż zimą więcej nauce, latem więcej pracy się
oddają. Bóg dobrotliwy, słabemu zawiązkowi temu, błogosławieństwa Swego hojnie
już udzielić raczył. Albowiem chociaż należytej opieki duchownej Zakład ten
dotąd mieć jeszcze nie może i tylko uczęszczanie w dni świąteczne do kościoła w
Śremie, a cotygodniowe tamże przystępowanie do Sakramentów
świętych, jedynym jest dlań zasiłkiem duchownym, postęp przecież w duchu
prawdziwej pobożności, staje się tu tak coraz widoczniejszym, iż go tylko
zaiste osobliwej łasce Bożej zawdzięczać należy. Z domku tego wychodzą coraz
dobitniejsze oznaki głębszego powołania, które błogim wpływem udzielają się
drugim Ochroniarkom.
We wszystkich Ochronkach, od
czasu założenia tego przewodniczącego im niejako domku Jaszkowskiego, objawia
się pewne już poczucie silniejszego związku wzajemnego i zaczerpywanie stamtąd
przykładów, ku coraz ściślejszemu zespoleniu.
W pierwszych początkach np.
gdy z różnobarwności ubiorów nastąpiło przejście do przyjęcia jednego koloru
modrego, wzgląd na powolne ujmowanie tego rodzaju ozdób, doradzał pozwalać im
obok codziennych modrych sukien płóciennych i perkalowych chustek białych,
nosić i świąteczne - wedle zwyczaju wiejskiego - suknie modre merynosowe i
muślinowe na głowach chustki białe. Domek Jaszkowski dopiero zgłosił się z
żądaniem, aby im dozwolonym było całkiem poniechać te ubiory świąteczne i tylko
płócienkowych tak na codzień jak i na święta używać. Za ich przykładem wnet
wszystkie Ochronki wyrzekły się osobnego od święta ubioru i teraz tylko jednaki
noszą.
Pragnąc być atoli jak
najwierniejszym w skreśleniu niniejszego sprawozdania, pominąć nie mogę, iż
czy to ten ku większej ścisłości kierunek, czy też skądinąd budzący się
niestety często w podobnych stowarzyszeniach, duch odstępstwa, spowodował w
tych dwóch lat ostatnich czasie wystąpieniu pięciu Ochroniarek. O ile powody
wyświecić się dały, zdaje się, iż głównie jedna niechętna pociągała za sobą
słabsze współtowarzyszki. Nadto, przypisać to należy także brakowi duchownego
ich wykształcenia, gdyż właśnie te Ochroniarki w początkach wprost do Ochronek
przyszły bez poprzedniego do swego zawodu wykształcenia się, chociaż przeczyć
nie można że podobne wypadki mogły się wydarzyć i przy najlepszych duchownych
przysposobieniach, jak to, niestety nader często nawet w Zakonach od Kościoła
Św. potwierdzonych widzieć się daje, a tem więcej w tym drobnym zawiązku
Ochroniarek, który jeszcze wiele prób przejść będzie musiał.
Prócz tego atoli wypadku, nic
- dzięki Bogu - w Ochronkach nie zaszło, coby je było w czymkolwiek zachwiało.
Owszem od tego czasu wszystko lepiej idzie.
Zgoda i wzajemna miłość
pomiędzy wszystkimi Ochroniarkami jest tak stateczna, że gdziekolwiek nastała
potrzeba przeniesienia której z jednej Ochronki do drugiej, to tylko na własne
żądanie tych, które przez zmianę miejsca chciały ujść czynionych im propozycji
do zamążpójścia. Innych powodów nie było i wszędzie okazują się zadowolonymi,
gdziekolwiek umieszczone zostały.
We wszystkim starają się dane im przepisy jak
najstaranniej zachowywać. Zdarzało się nawet, że dopełniając takowych same,
troszczyły się, aby i po innych Ochronkach w niczym te przepisy pomijane nie
były. I tak raz nawiedzając jedną Ochronkę, zastałem tam przewodniczącą chorą
na zapalenie tak, iż bardzo mało mówić mogła. Pomimo to przecież nie omieszkała
usilnie prosić, aby jak najprędzej mogła być udzielona kopia przepisów jednej z
sąsiednich Ochronek, gdzie jeszcze naówczas nie były dane, podając za naglący
powód, że Siostry tamtejsze nie mogą dostatecznie z pamięci odprawiać modlitw i
nabożeństw w przepisanym porządku, a przez to pozbawione są łączenia się z
drugimi Siostrami w swych modłach i oznaczonych intencjach.
Inna znów, trzymając się ściśle przepisów, pomimo
nalegań rodziców, sama odmówiła im stanowczo swego przybycia na wesele rodzonej
swej siostry, ale za uproszonem pozwoleniem i z przydaną sobie towarzyszką
poszła sześć mil do rodziców, aby ich osobiście przeprosić i przed ślubem
siostry do obowiązków wróciła.
Co do uczęszczania do
Sakramentów św. lubo dotąd, za łaską Bożą, wszędzie gdziekolwiek Ochronki
istnieją, szczęśliwe ułatwienia dozwalają, że wszystkie Ochroniarki co tydzień
do spowiedzi i komunii św. przystępują, - przecież w razie trudności, ograniczają
się na czasie dwu tygodniowym, ze spokojnym wyrozumieniem i przy znaczniejszych
konkursach ludu, aby innym nie przeszkadzać, ostatnie idą do spowiedzi i
komunii ś. Raz np. wyszedłszy o 4-tej godzinie rano z kompanią parafialną,
dopiero o 6-tej wieczorem po nieszporach były u spowiedzi i komunikowały
ostatnie przed samem odejściem kompanii.
Nie śmiąc zanadto się
zapuszczać w przytaczaniu podobnych przykładów, udowadniających zachowywanie
różnych pojedynczych przepisów, poprzestanę na wyliczeniu tylko niektórych
faktów, odnoszących się do głównych ich obowiązków, a mianowicie: co do pracy,
dozorowania dzieci i pielęgnowania chorych.
Pod względem pracy, jakakolwiek jest im przeznaczana,
chętnie ją wszędzie wykonują. Zdarzało się
nawet, że gdy chciano obmyślić dla nich łatwiejsze roboty w ogrodzie, prosiły
same, aby do wszelkich prac, bez żadnej różnicy porówno z innymi robotnikami
używane były, przez co starały się uchylić mniemanie, jakoby stroniły od
podobnych robót, zwłaszcza, że niektóre dawniejsze Ochroniarki pragnące unikać
posłyszenia czasem gorszących rozmów między pracującymi ludźmi, dopraszały się
były o ustronniejsze roboty, a przez to ściągały na siebie mniemanie, że się
chcą oszczędzać w pracy i wyróżniać od
innych. Tymczasem wspólnie z drugimi ludźmi roboty, jak świadczą teraźniejsze
Ochroniarki, nie narażają ich na podobne przykrości. Owszem ich obecność często
powstrzymuje innych od gorszących rozmów, a
nawet nastręcza sposobności do wywierania dobrego wpływu na współrobotników.
Bywało, że Ochroniarki pracujące z kobietami najmowanymi z więzienia, starały
się nawracać je ku Bogu, i swoje książki od nabożeństwa dla użytku takowych
kobiet ofiarowały do więzienia, a same nowymi w to miejsce zaopatrzyły się
książkami. Podczas pracy dowiedzą się czasem także o podejrzanych lub zakazanych,
pod względem religijnym, książkach, które między ludźmi krążą, i przedstawieniami
swymi wyjednawszy takowe, z przyzwoleniem ich posiadaczy, odnoszą księżom.
Często wprowadzają rozmowy pobożne, przytłumiają naganne i gorszące mowy między
współrobotnikami, a nawet niekiedy potocznie oświeca ich w niektórych rzeczach
religijnych.
Nieraz, żywym przykładem
przyczyniają się do zbudowania drugich, np. raz się zdarzyło, że ogrodnik
narwawszy owocu dla państwa, dał Ochroniarce, zatrudnionej przy tem, małą
resztę z tego owocu, i pomimo jej przedstawień, że bez wiedzy państwa przyjąć
nie może, nalegał aby wzięła dla siebie. Ta nie wiedząc co robić, odebrała na
koniec, ale zaniosła do pani, jako uzbieraną resztę.
Przeciwnie znów czasem dały
przykład cierpliwego zniesienia i darowania krzywdy doznanej od takowych
dozorców roboty. Raz np. w obecności licznych robotników, przy wybieraniu
kartofli na polu, pijany włodarz dokazując nad ludźmi, a nie oszczędzając
Ochroniarek, jedną z nich w swym szale, uderzył kijem. Ta nie tylko zniosła z
cichością obelgę, ale nadto, wróciwszy od roboty, błagała Starszą, aby
miejscowemu panu zażalenia nie czyniła, powiadając, że to by mogło gniew pana
na tego człowieka ściągnąć, a on to tylko po pijanemu i z nierozwagi zrobił.
Postępek ten wielce wdzięcznym i przychylnym dla Ochroniarki uczynił na potem
owego włodarza i odtąd już się podobnego nadużycia nie dopuścił. Ochroniarka ta
była córką bogatego gospodarza, około 17 lat dopiero licząca dziewczynka.
Że zaś praca nie przytłumia w nich czynności ducha do modlitwy, przytoczę tylko jeden przykład, który jakkolwiek wyjątkową stawia okoliczność daje wszakże miarę, ich usposobienia i pod tym względem za dowód posłużyć może. Pewnego razu w Kopaszewie, gdy po odpuście przez dwa dni jeszcze odprawiały się Msze św. i na czas ten pozostał w kaplicy Najśw. Sakrament ofiarowały się tamtejsze Ochroniarki, wróciwszy, nazajutrz po odpuście, wieczorem od pracy, że przez noc całą pragną czuwać w kaplicy na modlitwie, dla oddania czci Najśw. Sakramentowi. Jakoż przychylono się do ich prośby i słyszano do rana ich śpiewy w kaplicy, a ze wschodem słońca ochoczo znowu stawiły się do pracy.
Że zaś praca nie przytłumia w nich czynności ducha do modlitwy, przytoczę tylko jeden przykład, który jakkolwiek wyjątkową stawia okoliczność daje wszakże miarę, ich usposobienia i pod tym względem za dowód posłużyć może. Pewnego razu w Kopaszewie, gdy po odpuście przez dwa dni jeszcze odprawiały się Msze św. i na czas ten pozostał w kaplicy Najśw. Sakrament ofiarowały się tamtejsze Ochroniarki, wróciwszy, nazajutrz po odpuście, wieczorem od pracy, że przez noc całą pragną czuwać w kaplicy na modlitwie, dla oddania czci Najśw. Sakramentowi. Jakoż przychylono się do ich prośby i słyszano do rana ich śpiewy w kaplicy, a ze wschodem słońca ochoczo znowu stawiły się do pracy.
Co do dzieci, starają się
Ochroniarki ile możności zachęcać je do licznego nawiedzania Ochronki. Zdarzyło
się, że dwie idąc przez wieś na robotę i mające przy sobie swój chleb
podwieczorkowy, rozdzieliły takowy pomiędzy dzieci spotkane na drodze i zachęcały
je tym sposobem, aby poszły wszystkie do Ochronki, gdzie trzecia Ochroniarka na
nie czeka. Nieraz także ze zużytych ubiorów swoich robią dla najbiedniejszych
dziatek sukienki, fartuszki, czapeczki, koszulki. To też dzieci we wszystkich
Ochronkach okazują wielką dla Ochroniarek przychylność. Skoro np. w święto
ujrzą, na drodze idące z kościoła lub do kościoła, zbiegają się do nich, z
wyciągniętymi rączkami i wieszając się u ich sukien odprowadzają jak mogą
najdalej. Dzieci nawet, które z Ochronki już wyszły w powrocie ze szkoły choć
na chwilkę do Ochronki wstępują, a szczególniej w czasie Nabożeństwa Majowego,
jak najpilniej na takowym w Ochronce bywają. Ogólnie wszystkie dzieci mają
wyraźny pociąg do Ochroniarek. W Kopaszewie np. Pani Grudzielska[254] raz w niebytności swej piastunki przywołała z ogrodu od
roboty Ochroniarkę do pilnowania swych dzieci, które w kilku chwilach tak
polubiły nową zastępczynią piastunki, że potem odstąpić jej nie chciały.
Rodzice także wiejscy po większej części radzi posyłają swe dzieci do Ochronek.
Do Jaszkowskiej np. Ochronki wielu rodziców ze sąsiedniego Niesłabina, w czasie
choroby tamtejszego Nauczyciela, przewozili łodzią przez rzekę codziennie swe
szkolne dzieci do Ochronki, aby się w nauce religii ćwiczyły. Często także
starsze dzieci, które już z lat szkolnych wyszły, a dla różnych przeszkód, nie
były jeszcze do pierwszej spowiedzi przygotowane, pobierały przez pewien czas
potrzebną do tego naukę u Ochroniarek. W podobnym przypadku jedną dziewczynkę
chorującą od dawna i bardzo osłabioną, nawiedzały Ochroniarki w godzinach
wolnych od swych zatrudnień, i leżącą w łóżku uczyły katechizmu. Tęż samą
dziewczynkę często zastawały nie umytą i nieuczesaną, a gdy matce to
przedstawiały, żaliła się na córkę, że nie chce jej słuchać. Tymczasem, na
wezwanie Ochroniarek zaraz to uczyniła dziewczynka, i co dzień posłuszniejszą
stawała się dla niej. Skoro zaś dostatecznie ją przygotowały, a chora do
zdrowia wracać zaczęła, uprosili u miejscowej pani - ponieważ rodzice byli
bardzo ubodzy - cały nowy przyodziewek dla niej i uszywszy go same,
zaprowadziły ją do pierwszej spowiedzi.
Niektórzy rodzice przyczyniają
się sami do zachęcania dzieci do Ochronki. Jedna z matek przed zbliżającą się
Gwiazdką, kupiła dwa pudełka zabawek i przyniosła Ochroniarkom, aby te ze swej
strony ofiarowały dwojgu jej dzieciom, mówiąc; wiem że wy jesteście ubogie
Siostrzyczki, więc dajcie to od siebie, aby moje dzieci tym przychylniejszymi
były do was, a przy tem i mego męża ujmie to za serce. Tymczasem przy obchodzie
Gwiazdki, gdy zobaczyła też sama matka, ubranych dwóch pastuszków przy żłóbku,
którzy na pytanie o Narodzeniu Pana Jezusa bardzo dobrze odpowiadali,
oświadczyła Ochroniarkom, aby owe dwa pudełka dała tym pastuszkom, a ona już ze
swojej strony inne jakie zabawki swym dzieciom obmyśli.
Zdarza się nawet że niektórzy
protestanccy rodzice pilnie posyłają swoje dzieci do Ochronki. Jedni tacy
rodzice protestanccy, którym dziecko uczęszczające do Ochronki umarło, przyszli
prosić, aby wszystkie trzy Ochroniarki (bo to było podobno w dzień świąteczny)
zechciały wyprowadzić ciało wraz z dziećmi Ochronkowemi, przynajmniej do figury
za wsią. Co też Ochroniarki po niejakim namyśle uczyniły. Ojciec zmarłego
dziecka zatrzymawszy idących z ciałem przy figurze, dziękował Ochroniarkom za
ich starania i pieczołowitość wyświadczoną w Ochronce jego dziecięciu i w
imieniu tegoż przepraszał je, jeżeli im w czymkolwiek kiedy nieposłusznym lub
przykrym było. Uczyniło to podobno mocne i rozczulające wrażenie na wszystkich
obecnych.
Przychylność i posłuszeństwo
dzieci względem Ochroniarek jest w ogólności przykładem, nawet czasem
zadziwiające. Chłopczyk np. jeden za kilkakrotne sprzeciwianie się drugim
dzieciom, miał naznaczoną od Ochroniarek pokutę, aby wróciwszy z Ochronki do
domu nie jadł wieczerzy, co też tak ścisłe dopełnił, - jak matka nazajutrz
przyprowadziwszy go do Ochronki powiadała - iż pomimo usilnych nalegań
rodziców, nic w usta wsiąść nie chciał.
Co do korzystania zaś z nauki,
szczególniej religii i przejęcia się uczuciem pobożności, wiele się zdarza
między dziatkami pocieszających bardzo przekładów, z których jeden tylko np.
przytoczę. Chłopczyk podobno 8-mio letni, w parę lat po opuszczeniu Ochronki i
wyprowadzeniu się z rodzicami do miejsca, gdzie takowej nie było, długo chorował
i do szkoły nie uczęszczał, aż nareszcie gdy jego zgon się już zbliżał, dowiedział
się, że właśnie do jednego ze sąsiednich domów przybył ksiądz z Panem Jezusem
do chorego. Począł więc błagać rodziców, aby ksiądz i do niego wstąpić raczył.
Jakoż na prośbę rodziców przybył. Ponieważ chłopczyk nie był jeszcze u
spowiedzi, a o takową usilnie prosił, przeto ksiądz dla uspokojenia go zaczął
zadawać mu liczne pytania katechizmowe,
na które mimo gasnącego już życia, tak dokładnie odpowiadał, że wreszcie
ksiądz wysłuchał go spowiedzi, a lubo komunii św. nie dał, - udzielił mu
przynajmniej, na jego prośbę, Sakrament ostatniego namaszczenia przy czem
umierający chłopczyna, z zupełną jeszcze przytomnością, odsłaniał sam miejsca
do namaszczenia - i serdecznie ucałowawszy ręce kapłanowi skonał spokojnie,
ledwie tenże za próg domu wyszedł.
Co do ubogich i chorych niemniej
gorliwie dopełniają Ochroniarki obowiązków swoich. W miejscach gdzie oprócz
Ochronki, jest we wsi szpital, zanoszą zwykle codzienną ze swego jadła
jałmużnę ubogim i we wolnych chwilach, chodzą im czytać książki pobożne i
wspólnie z nimi modlitwy odprawiają, szczególniej w czasie Wiel[kiego] Postu.
Czasem ubogim ludziom, którzy sprowadziwszy się do wsi, nie mieli żywności,
zanosiły co tydzień część swego chleba. W
Jaszkowie wprowadziły od niedawna, zwyczaj stawiania podczas obiadu na
stole, na najprzedniejszym miejscu pod krzyżem zbytniej miseczki dla ubogiego,
któryby nadszedł w czasie obiadu, a na której napełnienie składają się po kilka
łyżek strawy ze swoich miseczek. Od czasu zaprowadzenia tego zwyczaju, codziennie
prawie zdarza Pan Bóg ubogiego.
W
nawiedzaniu i pielęgnowaniu chorych, bardzo są troskliwe. Bywało, że Ochroniarka
w chwili odjazdu swego do innej Ochronki, pobiegła jeszcze dać lekarstwa chorym
we wsi, którą może na zawsze opuszczała, i o potrzebny dla nich posiłek poszła
jeszcze prosić państwa. To też, skoro tylko kto zachoruje, zaraz je wzywają, i
to zaufanie u ludu objawia się nie do samych osób Ochroniarek, ale już do
sukienki, bez względu na osobę. Zdarzyło się bowiem, że nowo przybyłe w
miejsce dawniejszych zaraz nazajutrz po ich przybyciu, lubo ludziom były z
osoby jeszcze wcale nieznajome, zapraszano we wsi do nawiedzenia chorych,
szczególniej do konających, przywołując je nawet wśród nocy aby przyszły
modlić się przy nich.
W Jaszkowie, gdzie
większa jest liczba Ochroniarek, czasem podczas śniegów do sąsiednich wiosek,
dowiedziawszy się o ubogich tam chorych, chodziły we dwie i zanosiły im pomoc.
W innym miejscu, jedna z Ochroniarek nawiedziwszy chorą wyrobnicę ubogą, która
nie mając innego przytułku pod szopą na barłogu we febrze leżała - zaprowadziła
ją do Ochronki i na czas paroxyzmu[255] do swego łóżka złożyła. Zeszłej
zimy w czasie wielkich zamieci śnieżnych chodziły Ochroniarki Jaszkowskie
pielęgnować chorą, mieszkającą w odległym na polu domku, do którego było trzeba
przebywać wysokie, jak płoty zawieje. Chodziły po dwie, zmieniając się na dzień
i na noc, ponieważ oprócz nieodstępnego doglądania chorej, musiały się zajmować
kilku małymi jej dziećmi, oraz praniem, gotowaniem i oprzętem krówki.
Raz miały Ochroniarki chorą
starkę[256], żebraczkę która w nędznej izdebce na barłogu leżała.
Postanowiły więc między sobą ciągnąć losy, która z nich ma łóżka jej ustąpić, i
ta, na którą los wypadł, złożywszy pościel na ziemię, zaniosła łóżko dla
chorej. Drugie dwie chciały także ze swej strony jakąkolwiek ofiarę uczynić;
jedna przeto zeszyła swoje prześcieradło i natkawszy sianem uproszonem na wsi,
zrobiła sieniak, trzecia dała koszulę, czapeczkę itp. tak, że chora wcale
chędogie miała posłanie i przyodzianie na przybycie księdza, który jej
ostatnich Sakramentów Św. udzielał, - i na rękach Ochroniarek dokonała życia.
Gdzie indziej było znowu zdarzenie takie. Do domu pewnego komornika przybył
ubogi brat jego żony, który miał ogromną ranę na nodze i dalej iść nie mógł.
Nareszcie dostawszy niezmiernej gorączki, położyć się musiał. Nasłali mu więc
barłogu w izbie, i tak bez okrycia na ziemi leżał: jak Łazarz[257]. Ochroniarki
dowiedziawszy się o nim, chodziły codziennie go nawiedzać i opatrywać. Na
koniec, kiedy niebezpieczeństwo coraz widocznie wzrastało i chory przytomność
tracić już zaczął, jedna z odwiedzających go Ochroniarek wzruszona litością,
błagała komornicę, żeby chorego brata na swoje łóżko w pościel złożyła. Ta
przecież odmówiła, tłumacząc się, że od nogi jego tak okropnie psującej się i
zgangrenowanej, cała by pościel w niwecz się obróciła. „Ale w cóż się obróci
miłość bliźniego"- odezwała się Ochroniarka - "jeżeli rodzona
siostra, rodzonemu bratu pozwoli przy swojem łóżku na ziemi umierać?" Jeżeli już pościelą swoją nie chcecie go
okryć, to zdejmijcie pościel i tylko łóżka mu ustąpcie, a ja mu moją pościel
przyniosę."- Siostra chorego przystała na to, a Ochroniarka pobiegła do
Ochronki i związawszy pościel swoją, na plecach do chaty komorniczej zaniosła i
usławszy łóżko, chorego nędzarza do niej złożyła. Sama zaś chociaż towarzyszki
chciały się z nią pościelą podzielić prosiła, aby jej pozwoliły na słomie
sypiać i tak bez okrycia na próżnym łóżku w Ochronce sypiała, dopóki ów ubogi
Łazarz w jej pościeli nie umarł. Po śmierci jego odebrała swoją pościel i
oczyściwszy, znowu pod nią sypiać zaczęła. Opowiadała mi to druga Ochroniarka z
pewną przyganą dla siebie, że towarzysząc tamtej przy nawiedzeniu tego
chorego nie powzięła myśli podobnej ofiary. Udział ludu ku utrzymaniu Ochronek,
objawia się oczywiście tam najwięcej, gdzie takowe nie są całkowicie przez dwór
utrzymywane, lecz więcej własnej zarobkowości pozostawione. W miejscach takich
zdarza się często, że gospodarze wiejscy ofiarują Ochronce przysiewku lnu,
jęczmienia, lub po kilka radlanek[258] kartofli na swoich polach. W porze zimowej przynoszą
gospodynie, z własnej pobudki słoninę, okrasę itp. Bywało, że nawet ubogie
komornice po garnczku mleka od swych krówek przenosiły do Ochronki, która krowy
nie miała. Przeszłej wiosny, jeden z gospodarzy sąsiedniej wioski dobrowolnie i
nie chcąc przyjąć żadnego wynagrodzenia, własnym pociągiem uprawił rolę probostwa
Jaszkowskiego zadzierżawione dla tamtejszej Ochronki i zasiał całą jarzynę oraz
kartofle zasadził z również bezpłatną pomocą swojego zięcia. Na jesień także w Jaszkowie z okolicznych
wiosek po kilku gospodarzy zgłosiło się do uprawienia ról pod oziminę i nie
tylko, że nic za to przyjąć nie chcieli, ale jeszcze przywieźli kosze owocu ze
swoich sadków w darze dla Ochronki na zimę.
Gospodynie wiejskie w porze
wiosennej przychodzą nieraz w dnie świąteczne oglądać ogródki Ochronkowe i
zobaczywszy czego jeszcze braknie, przynoszą potem różne nasionka warzywne itp.
Bywało, że do niektórych takich Ochronek znaczniejsze nawet ilości zboża na
chleb ofiarowali gospodarze wiejscy. Nawet niektórzy wieśniacy oświadczali się
z ofiarowaniem zapisów pieniężnych na ustalenie Zakładu dla kształcących się
kandydatek Ochronkowych, np. brat jednej kandydatki wstępując sam na braciszka
do Zakonu w Królestwie, wymówił sobie z działu swego, ustąpionego bratu, 130.
tal, które chce przeznaczyć na Zakład
Ochronkowy.
W tegorocznej wiośnie otworzyła się nowa
Ochronka w Niesłabinie[259] w parafii Śremskiej. Przeznaczone tam Ochroniarki najęły
sobie domek na wsi i rozpoczęły swe prace bez żadnych zasobów, prócz
upewnionego zarobku, jak zwyczajne wyrobnice. Lud tamtejszy przyjął je z
wielką i niespodziewaną życzliwością. Dziewczyny wiejskie wybiegły na ich
powitanie z wieńcami, oraz poprzynosiły w ofierze ze swych strojów na przyozdobienie
ołtarzyka Ochronkowego wstążki, kwiaty robione, chustki muślinowe itp. Miejscowy
Ksiądz Proboszcz Śremski[260] raczył być obecny przy otworzeniu Ochronki i pobłogosławić
takową. Pod przewodnictwem Ochroniarek rozpoczęło się w Ochronce nabożeństwo
majowe, przy którym gospodynie i dziewczęta wiejskie z własnej pobudki postawiwszy
na ołtarzyku miseczkę, zaczęły składać grosze na światło. Od pierwszej chwili
otworzenia Ochronki z całej wsi drobne dziatki najochotniej się zbiegają i nie
ma dnia, żeby gospodynie ze wsi nie przyniosły swych darów dla Ochroniarek. Nie
tylko chlebem, masłem, mlekiem, serem, jajkami i innymi przedmiotami żywności,
ale nadto zdarzało się, że niektóre przynosiły nawet plaski [plastry] i garnuszki miodu w ofierze.
Z gospodarzy zaś kilku, oraz miejscowa nawet nauczycielka, po parę radlanek
kartofli zasadzili dla nich na swoich polach i ogrodach, i tamtejszy właściciel
wsi Pan Berger, zapewnić raczył dla Ochronki drzewo opałowe. Ochroniarki prócz
zajmowania się dziećmi i chorymi, pilnie chodzą na zarobek, a w dni
świąteczne, po powrocie z nabożeństwa przedpołudniowego, ponieważ znaczna część
ludzi, dla zbyt oddalonego kościoła, na nieszpory chodzić nie może, przeto
zbierają się popołudniu kobiety i dziewczęta wiejskie do Ochronki na czytanie
pobożne i wspólne odśpiewanie Różańca św.
Objawy te, tak wielce
pocieszające, utwierdzają nas w nadziei, że przy łasce i niewyczerpanym
Miłosierdziu Bożym, Ochronki wiejskie, lubo w pierwszych początkach musiały i
dotąd jeszcze muszą poniekąd być zawisłymi od dobroczynnej pomocy i opieki
przychylnych dworów, pokładamy wszakże ufność w Panu Bogu, że przy dalszym
onych rozwinięciu zdołają się utrzymać już to o własnych siłach, już też z
pewną dobrowolną pomocą ludu wiejskiego, skoro tenże, jak już teraz pierwsze
oznaki tego daje, uznawać zacznie coraz bardziej tę prostaczkową instytucję za swoją i popierać ją będzie tak, jak
wyższe warstwy społeczne popierają wyższe instytucje. Zresztą przy takowym
udziale ludu, dwie Ochroniarki zdrowe i młode a z duchem pewnego poświęcenia,
będą mogły zapewne utrzymać się obie i trzecią między sobą, gdy widzimy, że
komornice zwykle podeszłe już w wieku i spracowane, z kilkorgiem dzieci
utrzymać się mogą. Te zaś Ochroniarki, któreby na dłuższe lata, albo do końca
życia pozostały, mogłyby w późniejszym wieku być przeznaczone do prowadzenia
sierot wiejskich, w domach osobno na ten cel później urządzonych, jakich
widoczna potrzeba daje się teraz już uczuwać, gdy niektórzy opiekunowie
wiejskich sierot, oraz znaczniejsi dobroczyńcy, zgłaszają się z zapytaniami,
czyby przy obszerniejszych Ochronkach nie mogli za stosowną opłatą umieszczać
takowych sierot wiejskich, uważając dla nich umieszczenie to stosowniejszym,
niż w innych zakładach, ponieważ tu wiejski sposób życia i zatrudnień, najwłaściwiej
sposobić je może do ubogiego i pracowitego na przyszłość życia.
Na koniec dla zupełnie
zestarzałych Ochroniarek, w miarę zwiększenia się liczby takowych, przybywałoby
funduszów na ich utrzymanie ze zapisów posagowych, któreby na rzecz instytucji
zapisywały te coby do końca swego życia w tym Zakładzie pozostały. Z
przedsięwzięciem takim oświadczyły się już niektóre.
Nadto wszystko zaś
najbezpieczniejszą rękojmią naszą jest Bóg miłosierny który obiecuje wszystko
przydać tym, którzy się przede wszystkim o królestwo niebieskie starają. A
jeśli panowie ziemscy łaskawym chlebem darzą do śmierci swoje "wierne,
zasłużone sługi, tedy tym bezpieczniejsza nadzieja tych, co wiernie chcą Panu
Bogu służyć, że Pan nieba i ziemi nie zechce ich, jako zasłużone sługi swoje,
na starość bez chleba zostawić.
Co zaś do widoków dalszego na
teraz rozszerzania Zakładu Ochronkowego dodaję tu tylko w krótkości, że oprócz
licznych miejsc w tutejszej prowincji, które się do zakładania Ochronek
zgłaszają, odebraliśmy nadto kilka podobnych wezwań z Królestwa Polskiego, a
szczególniej ze stron Podlaskich nad Bugiem i z Mazowieckiego nad Wisłą[261], gdzie w obu miejscach zabierają się do urządzenia
większych zakładów, ku kształceniu kandydatek na Służebniczki Ochronkowe, i w
tym celu zamierzają przysłać tu opatrzone potrzebnymi funduszami kandydatki,
aby po roku lub dłuższym czasie, odbytej tu próby i kształcenia, wrócić mogły w
rodzinne strony do kierowania nowymi zakładami, z którychby tamtejsze
kandydatki trójkami wychodziły na pomniejsze ochronki po kraju. Dotąd zaś mamy
dopiero sześć Ochronek:
1. w Podrzeczu, w parafii Strzeleckiej
2. w Turwi
3. w Kopaszewie pod
spowiednictwem Księdza Proboszcza
4. w Rąbiniu [ks.]
Hertmanowskiego w Rąbiniu,
5. w Niesłabinie, w parafii Śremskiej,
6. w Jaszkowie, w
parafii Żabińskiej.
Razem wszystkich Służebniczek Ochronkowych jest 18, a przy
Jaszkowskiej Ochronce kandydatek 9, gdyż dla niedostatecznych jeszcze
funduszów, nie było można dotąd większej ilości kandydatek przyjmować.
- - - - - -
- - -
Skreśliwszy wiernie obecny stan
Zakładu Ochronkowego (Służebniczek Boga Rodzicy)
i przyłączając doń:
a/ Statuta
dotychczasowe tegoż Zakładu,
b/ Porządek dzienny
Zakładu kandydatek Ochronkowych w Jaszkowie,
d/ Świadectwo Ks.
Roszaka[263] o Ochronkach; Rąbińskiej, Turewskiej i Kopaszewskiej,
Składam niniejszy raport
najuniżeniej u stóp Arcy-Pasterskiego tronu, w upragnieniu najpokorniejszym,
aby to drobne przedsięwzięcie, jedynie Chwałę Bożą i pożytek bliźnich na celu
mające, zasłużyć sobie zdołało jak najobfitszą łaskę i błogosławieństwo Boże, a
oraz ku swemu tem zbawienniejszemu rozwinięciu, tak wielce pożądaną a
najmiłościwszą J. O. Arcy-Pasterza Opiekę duchowną.
Grabonóg, d. 14 czerwca 1858.
(-) E. Bojanowski
[77]
Do JANA
KOŹMIANA w Rzymie[264]
[6
lipca 1858]
Opóźniłem
się bardzo z przesłaniem K[ochanemu] P[anu] nowych wiadomości o naszych
Ochronkach, ale pragnąc, podług ostatniego listu Pańskiego z 1-go marca (który
16 marca z Kopaszewa odebrałem)[265],
obszerniejsze sprawozdanie posłać, wstrzymywałem się, dopóki liczniejsze nie
nagromadziły się szczegóły. Nasamprzód zaś najczulsze składam K[ochanemu]
P[anu] dzięki za ofiarowane na rzecz Nowicjatu 60 tal., które od P.
Grudzielskiego[266]
w kwietniu odebrałem. Paciorki jeszcze nie nadeszły. Co do gospodarstwa w
Jaszkowie, przy łasce Bożej i pomocy życzliwych osób wszystko dobrze idzie.
Kochany Kajetan[267]
zajął się bardzo gorliwie zebraniem najpotrzebniejszych pieniędzy na pokrycie
zaległości, niemniej Szan. P. Cezary[268]
wielce się Jaszkowem zajął i oprócz różnych ofiar w żywności itp.,
najważniejszą przyniósł nam pomoc w tym, że teraźniejszy zarządca jego dóbr, P.
Niesiołowski, bardzo pobożny i Zakładowi naszemu przychylny, ma dozór nad
gospodarstwem Ochronki jaszkowskiej i dopomaga w obrobieniu gruntów. Sam P.
Cezary często Ochronkę odwiedza.
[78]
Do JÓZEFA GAJEWSKIEGO
w Kosmowie
Grabonóg,
2 sierp[nia] 1858
Szan[owny] P[anie].
Z wielkim uradowaniem wczorajszy
list Pański odebrałem i zaraz nań z odpowiedzią pośpieszam. Sądziłem już, że
odpowiedź moja z 22 lutego br. na łaskawą odezwę Pańską z 5-go lutego[269],
zaginęła na poczcie, gdy dotąd żadna nie dochodziła mnie od Szan. Pana
wiadomość. Tymczasem list dziś odebrany nie tylko co do tego mnie zaspokoił,
ale nadto przyniósł mi wielce miłą pociechę, że już, za łaską Bożą, trzy
dziewczynki wybierają się stamtąd do naszego Zakładu Jaszkowskiego.
Wprawdzie mamy tam tylko miejsc
piętnaście i te obecnie wszystkie są zapełnione - ale jak nasza pieśń powiada,
o kącik u nas nie trudno i na przybycie pożądanych przybyszek domek się jakoś
rozszerzy i miejsca gdzieś się przysporzy. Któregokolwiek dnia zawitają, z
otwartym je sercem przyjmą jaszkowskie Siostry. Byłoby jednak najlepiej - jeśli
na miejsce do Jaszkowa odesłane być nie mogą - aby przybyły do Śremu w
niedzielę z rana 8-go, albo w czwartek z rana 12-go, i żeby się zgłosiły do
klasztoru Ojców, gdzie w tych dwóch dniach będą na nabożeństwie Siostry
jaszkowskie i zaraz by mogły zabrać je ze sobą. Ze Śremu do Jaszkowa nie jest
dalej jak pół mili.
Co do warunków, o których nie pomnę,
czy w przeszłym liście moim wspominałem szczegółowo Łaskawemu Panu, byłoby
najprzód oporządzenie wynoszące na rok dla każdej 10 tal. Utrzymanie zaś roczne
jednej Nowicjuszki liczymy zwykle 30 tal. - czyli całkowity fundusz na jedną,
czyni rocznie tal. 40. Kwartalnie więc, jak sobie Szan. P[an] życzysz, opłata
za trzy dziewczynki wyniosłaby 30 tal., którą to kwotę, kwartalną, zniewoleni
jesteśmy prosić Szan[ownego] P[ana], aby te dziewczynki przywiozły z sobą,
ponieważ pragnęlibyśmy, aby wedle zachowywanego w naszym Zakładzie zwyczaju,
wraz z przyjęciem mogły być zaraz w ubiór instytutowy przyobleczone. Gdyby
zasoby nasze nie były tak szczupłe i niewystarczające jak są dotychczas, byłoby
nam najmilej przedmiot ten dotyczący funduszu zupełnie pominąć, ale środki
utrzymania Zakładu są jeszcze tak słabe i sprzęt tegoroczny z tamecznego pola
tak szczupły, że najkonieczniejsze potrzeby o wiele przewyższają dochód.
Wspomnieć tu jeszcze winienem, że
dziewczynki te muszą się zaopatrzyć w pościel i przywieźć swoje metryki[270]
oraz zaświadczenia lub paszporta[271],
jakie są potrzebne do zameldowania ich u władzy tutejszej.
Miło mi bardzo, że te dziewczynki
teraz właśnie przybędą, gdyż mam w Bogu nadzieję, że niezadługo dla wszystkich
Służebniczek odbędą się wspólne rekolekcje, które bardzo przypadną w porę dla
nowo wstępujących. Ponieważ zaś owe trzy dziewczynki otrzymały już pewne do
tego zawodu przygotowanie, przeto z pewnością w uroczystość Wniebowzięcia
Najśw. Panny[272]
będą mogły być przyjęte do grona Nowicjuszek.
Przed niedawnym czasem otrzymałem
wiadomość od O. Bronisława z Lądu[273],
że owa dziewczynka z Żelazkowa, o której raczyłeś mi Pan w przeszłym liście
wspomnieć, może jeszcze dostanie się do Jaszkowa. Serdecznie uradowałoby nas
przybycie tak pobożnej duszy do grona naszych Służebniczek. Za łaskawym
pośrednictwem O. Bronisława, mamy już jedną dziewczynkę znad granicy Królestwa,
z okolicy Wrześni. Poczciwi jej rodzice nie tylko ją zaopatrzyli w pieniądze na
oporządzenie, ale nadto złożyli dla Zakładu w ofierze kilkanaście talarów i
krówkę przyprowadzili. Udział tak pocieszający ze strony ludu objawia się,
dzięki Bogu, coraz wyraźniej ku tej prostaczkowej Instytucji i utwierdza nas w
nadziei, że skoro lud coraz więcej za swoją
uznawać ją zacznie, to też i dostatecznie popierać będzie.
[Na marginesie]
Oczekując rychłego do Jaszkowa
przybycia pierwszych trzech Koronianek[274],
miło mi przy tej sposobności polecić się Szan. Pana pobożnej pamięci i załączyć
wyraz głębokiego uszanowania, z którym zostaję Jego uniżonym sługą
E. B.
[79]
Do o. BRONISŁAWA Lewandowskiego, OFM Cap
w Lądzie
Grabonóg pod Gostyniem, 6 sierp[nia]
1858
Grabonóg przez Śrem
Najłaskawszy Ojcze!
Do błogosławieństw, które Bóg w
miłosierdziu Swoim zesyłać raczy na nasz ubogi domek Służebniczek Najśw. Panny,
policzam i nadspodziewanie miłe nadejście listu, który od Najłaskawszego Ojca
przyniosła tu Łucja z Gorazdowa[275].
Lubo nazwisko miejsca nie było jej
wiadome, w Śremie przecież łatwo się dopytała już do Jaszkowa, wioski o milkę
od Śremu odległej, gdzie się nasz domek znajduje. Później dopiero przysłano mi list
Najłaskawszego Ojca, ponieważ ja nie w śremskiej okolicy, lecz o cztery mile
stamtąd, pod Gostyniem, w Grabonogu mieszkam. Niezadługo przecież wybrałem się
do Jaszkowa i zastałem Łucję bardzo ochotnie krzątającą się już pomiędzy
Nowicjuszkami. Napisała zaraz potem do rodziców, którzy też niezwłocznie
przywieźli jej rzeczy, a w ofierze dla domku złożyć raczyli talarów 13, to jest
tyle, ile Sióstr i Nowicjuszek zastali. Oprócz tej nadspodziewanej ofiary,
wkrótce potem brat i siostra Łucji przyprowadzili jeszcze i krówkę, i przynieśli dla Łucji na ubiór 10 talarów.
Owóż nie tylko wyprawę jej sami załatwili, ale nadto w ich szczodrych ofiarach
odebraliśmy nowy dowód szczególnego miłosierdzia Bożego i serdecznego ku tej
prostaczkowej Instytucji udziału ludu, który za łaską Bożą, coraz bardziej
zewsząd okazywać się zaczyna.
Wielce uszczęśliwiła nas także w
liście Najłaskawszego Ojca uczyniona nam nadzieja, że może jeszcze stamtąd
więcej dusz podobnie gorliwych za łaską Bożą zawita do naszego ubogiego domku.
W tych dniach odebrałem również miłą od Pana J. Gajewskiego wiadomość, że trzy
dziewczynki przez jego pobożną siostrę ku temu powołaniu przygotowane,
wybierają się do Zakładu Jaszkowskiego. Wprawdzie szczupły nasz domek jest
obecnie już zapełniony, ale pomimo tego z największą radością serca te trzy
dziewczynki jeszcze przyjmiemy, Bogu miłosiernemu dziękując najpokorniej, że
nam już dozwala pod naszą strzechą powitać pierwsze z Królestwa ochotniczki[276].
W liście Najłaskawszego Ojca, oraz
dawniej przez Pana Gajewskiego wspomniana nam zaletnie[277]
owa dziewczynka z Żelazkowa, gdyby za łaską Bożą znalazła ułatwienie do
poświęcenia się służbie Najśw. Panny na tym wyłącznie dla wieśniaczek
otwierającym się polu pobożnego życia, pracy - to choćby nieco później do grona
Służebniczek przybyć dopiero mogła, zawsze z otwartym sercem oczekiwana,
znajdzie u nich gotowe i owszem, dla wiadomej nam jej świątobliwości - tym
gotowsze najserdeczniejsze przyjęcie.
Dla obecnego atoli braku miejsca z
wielką przykrością musimy się trochę powstrzymać teraz z przyjmowaniem
kandydatek. Lecz skoro tylko miejsce się otworzy, nie omieszkamy co najprędzej
zgłosić się do Ojca Najłaskawszego o tak wielce nam upragnione z tamtejszych
stron kandydatki. Tymczasem będziemy gorąco P. Boga prosić, aby jak najrychlej
ziścić się mogła powzięta z listu Najłaskawszego Ojca, a nam tak pożądana nadzieja,
powitania Go w progach naszego ku czci Najśw. Panny poświęconego domeczku.
Jeśli Bóg nam tego szczęścia
udzielić raczy, prosiłbym O[jca] Najłaskawszego o rychłe doniesienie, abym mógł
na tak serdecznie mi upragnione przyjęcie Jego zawczasu zjechać do Jaszkowa.
Wyglądając tej najpożądańszej wiadomości, polecam się pokornie z całą drużyną
ubogich Służebniczek św. modłom Najłaskawszego Ojca niegodny w Chrystusie
P[an]u sługa
E.
Boj[anowski]
[80]
Do JÓZEFA GAJEWSKIEGO
w Paryżu
Grabonóg, 17 sierp[nia] 1858
Szan[owny] Panie.
Po tygodniowej niebytności wróciwszy
wczoraj do domu, zastałem list Pański z d. 10 t.m. z Poznania pisany[278],
na który, podług życzenia Łaskawego Pana,
wysyłam niezwłocznie odpowiedź do Paryża. składając najprzód w imieniu Zakładu nasze podziękowanie za
nadesłane najłaskawiej na pierwszy kwartał 30 tal., a ze strony dziewczynek kosmowskich
wyraz najżywszej wdzięczności za dołączony do nich liścik z obrazkami i medalionikami
Najśw. Panny Częstochowskiej, które to
upominki niezwłocznie im prześlę, aby je co najprędzej otrzymaniem tychże
uszczęśliwić.
Dziewczynki te przybyły w niedzielę
d. 8-go nad samym wieczorem do Śremu, skąd dopiero nazajutrz rano zawitały w
Jaszkowie. Szczęśliwie Pan Bóg zdarzyć raczył, że właśnie w ten dzień, tj. w
poniedziałek, rozpoczynały się tam rekolekcje Służebniczek. Pisałem ja o tym
jeszcze Łaskawemu Panu w liście powtórnym 4-go bm. do Kosmowa wysłanym[279],
ale który zapewno już po wyjeździe Pańskim tam doszedł. Czego więc list mój
sprawić już nie mógł, to łaskawe przyśpieszenie Pańskie ich wyjazdu sprawiło,
że właśnie na najpożądańszą chwilę rozpoczęcia rekolekcji do Jaszkowa zjechały.
- Na samym wstępie ujrzały się w gronie kilkudziesięciu zebranych tam
Służebniczek. Tegoż dnia i ja z O. Baczyńskim przybyłem. Zastałem je wielce
uszczęśliwione i poznajomione już najserdeczniej z wszystkimi Siostrami. Ku tym
uroczystszemu odprawieniu tych św. ćwiczeń, Bóg zdarzyć raczył, że oprócz
nadesłanego najmiłościwiej błogosławieństwa Arcypasterskiego, nadeszły także na
ten dzień z Rzymu koronki przez Ojca Świętego[280]
dla tego nowego zawiązku pobłogosławionych. - Rekolekcje zakończyły się właśnie
we wigilię[281]
Wniebowzięcia uroczystym przystąpieniem wszystkich rekolektantek do Stołu Pańskiego,
a nazajutrz w samą uroczystość Najśw. Panny trzy dziewczynki kosmowskie do
grona Nowicjuszek przyjęte zostały.
Dzięki Bogu najmiłosierniejszemu, że
się wszystko tak szczęśliwie i podług życzenia Państwa ułożyło. Dałby też Bóg,
o co nasze gorące modły codziennie zanosić będziemy, aby za łaską Jego świętą
również szczęśliwie się powiodło i założenie Ochronki kosmowskiej.
Polecając się wraz z całym gronem
ubogich Służebniczek Najśw. Panny św. modłom Najłaskawszych Państwa, zostaję
pełen głębokiego uszanowania Ich najniższym w Chrystusie P[an]u sługą
E. Boj[anowski]
[81]
Do KATARZYNY JASKULSKIEJ[282] w Dziećmiarowie
Grabonóg, 23 listopada 1858
[Fragment]
A jak już z Siostry J[oanny]
mamy dzięki Bogu wielką pociechę, tak i z Michalinki spodziewamy się tej samej
pociechy i czynimy sobie znowu nadzieję, że z nich obydwóch będzie
P. Bóg miał chwałę - a Wy nagrodę od
Boga w niebie.
Polecam Was miłosiernej Opiece Bożej
i modlitw Waszych za sobą serdecznie się dopraszam. N[iech] b[ędzie pochwalony
Jezus] Chrystus
E.
B.
[82]
Do s. JÓZEFY BOROWSKIEJ[283] w
Kopaszewie
[4 grudnia 1858]
+ N.B.P.J.Ch.
Ostatni Wasz list z 31 października,
odebrałem z rąk Twoich rodziców, moja Józefo, gdy z Kopaszewa wrócili. Na ten
list odpisałem Ci 14-go listopada. Od tego czasu żadnej wiadomości od Was nie
miałem. W tych dniach dopiero pisała mi Siostra Matylda, że była u Was 24-go
listopada, w środę i że u Was, dzięki Bogu, wszystko dobrze zastała[284].
Na jutrzejszy dzień Św. Barbary
posyłam w upominku Siostrze Barbarze Kowalskiej obrazek, życząc jej z całego
serca wszelkich łask potrzebnych do jak najgorliwszego służenia Panu Jezusowi i
Najświętszej Pannie w świętym powołaniu, które sobie obrała.[285]
Grabonóg, 11 grudnia 1858
Na dzień Twojej Świętej Patronki,
moja Wiktorio, posyłam Ci w upominku obrazek Pana Jezusa i życzę Ci, abyś za
łaską Bożą, tak gorąco ukochała Najsłodszego Zbawiciela i Jego za jedynego
Oblubieńca w sercu swym obrała, jak twoja Patronka, i abyś jak ona zwyciężyła
mężnie to wszystko, coby Cię od Zbawcy twego odciągało. Pamiętaj, że to imię
Wiktoria znaczy zwycięstwo.
Nie piszę dziś do Was więcej, bo na
ostatni list Siostry Marianny z 1-go t.m. odpisałem jej d. 4-go t.m. i zapewno
już tę odpowiedź moją odebrała[287].
Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie
i polecając Was Opiece Bożej i Najświętszej Panny, Niepokalanej Pani naszej,
proszę Was, abyście w codziennych modłach Waszych pamiętały o mnie.
E. Bojanowski
[Druga wersja
listu]
Na dzień Twojej Świętej Patronki,
posyłam Ci moja Wiktorio, w upominku obrazek Najświętszego Serca Jezusowego i
życzę Ci, abyś za wstawianiem się Twojej Świętej Patronki otrzymała łaskę do
jej naśladowania i abyś tak gorąco ukochała jak ona, Pana jezusa nad wszystko i abyś zwyciężyła
tak mężnie jak ona to wszystko, coby Cię od miłości Jego Najsłodszego Serca
odciągało. Pamiętaj, że to imię Wiktoria znaczy zwycięstwo.
A jako Święta Wiktoria z rodzoną
siostrą swoją Anatolią, obie dla Pana Jezusa świat opuściły - obie Pana Jezusa
za jedynego Oblubieńca serc swoich obrały - obie Panu Jezusowi do samej
śmierci, a śmierci męczeńskiej wytrwale służyły, tak i ty Wiktorio ze siostrą
twoją Antoniną opuściwszy świat za natchnieniem Bożym i zaciągnąwszy się w
świętą służbę Jezusową i Najświętszej
Panny Niepokalanej - trwajcie w niej gorliwie i wiernie, jak tamte dwie
siostry, a będziecie jak one cieszyć się wieczną szczęśliwością w niebie.
[84]
Do JÓZEFA GAJEWSKIEGO
w Kosmowie pod Cekowem
Grabonóg, 8 stycz[nia]
1859 Szan[owny] P[anie].
Dawno już nie donosiłem Panu o
naszych trzech uczennicach. Ostatni list pisałem 9 września, na który byłeś Pan
łaskaw d. 25 września przysłać mi odpowiedź wraz z świadectwami[288].
Tymczasowo wystarczyły one wprawdzie do zaspokojenia komisarza, lecz
formalniejszych dopominał się kilkakrotnie.
W powyższym liście z 25 września nie
donosiłeś mi Pan, czy list mój z 18 sierpnia[289],
donoszący o przybyciu tych uczennic do Jaszkowa, doszedł rąk Pańskich w Paryżu.
Teraz przed niedawnym czasem, w drugiej połowie listopada, był tu O. Piotr[290] z Rzymu i odwiedzając ze mną Domek
jaszkowski, obiecał uczennicom kosmowskim, że w swym powrocie do Rzymu, jadąc
na Paryż, nie przepomni ich Szanownej Opiekunce udzielić wiadomości o ich
dobrym powodzeniu w Jaszkowie, z czego były bardzo uradowane.
Miło mi i Łaskawemu Panu donieść, że
jesteśmy z nich zupełnie zadowoleni, tak co do ich przykładnego rozwijania się
w życiu religijnym, jak co do ochoczego ćwiczenia się w pracy i pilności w
nauce. Z nadesłanych łaskawie przez Pana pod d[niem] 10 sierp[nia] na pierwszy
kwartał 30 tal., dostały w sierpniu zaraz ubiory latowe[291],
a resztę na ich utrzymanie przeznaczono. Co do zimowego zaś ich oporządzenia, najkonieczniejsze
tylko potrzeby staraliśmy się tymczasem zastąpić z naszych nader szczupłych i
niewystarczających funduszów Zakładu, lecz podobno w potrzebną bieliznę nie są
jeszcze zaopatrzone.
Ośmielam się zatem upraszać
Szanow[nego] Pana najuprzejmiej o najłaskawsze nadesłanie przypadających na
drugi kwartał 30 tal., przepraszając stokrotnie, że z powodu zupełnie
wyczerpanych środków - ośmielamy się tą prośbą fatygować Pana.
Miło mi, korzystając ze sposobności,
polecić się pobożnej pamięci Pańskiej i załączyć wyraz głębokiego uszanowania,
z którym zostaję Jego uniżony[m] sługą
E.
Bojan[owski]
Od Czcigodnego o. Bronisława[292] nie mam żadnej wiadomości, czy
możemy mieć nadzieję, że owa pobożna dziewczynka z Żelazkowa dostanie się do
naszego Zakładu? Wielce byśmy tego pragnęli. Obecnie mamy 15 Nowicjuszek, a 30
kandydatek.
Grabonóg,
24 stycznia [18]59
Były tu u mnie z Golejewka Apolonia
z matką i powiadały mi, że pragniesz wiadomości ode mnie, kiedy i Ty będziesz
mogła do Służebniczek Najświętszej Panny się dostać - bo Ci podobno się dłuży i
wielce tęsknisz za tym. Donoszę Ci więc,
moje dziecię, że będę się starał, aby jak najprędzej przygotować miejsce dla
Ciebie. Może to rychlej nastąpi niźli się spodziewasz. Proś tylko Boga i
Najświętszej Pannie się polecaj, a Twoje szczere pragnienie wysłucha i ziści,
za czym tak mocno tęsknisz. Zresztą nie troszcz się zbytecznie i zdaj to
rozporządzeniu Bożemu. Módl się i pracuj spokojnie, wypełniaj wszystkie Twoje
chociażby najmniejsze obowiązki domowe pilnie i ochotnie, a Bóg dać raczy, że
niedługo będziesz mogła więcej czynić i całkowiciej się oddać służbie Jego świętej
w powołaniu, do którego serce Twoje najmiłosierniej natchnął. Składaj Bogu
pokorne dzięki za łaskę tego natchnienia, niech ten święty ogień miłości Bożej
coraz goręcej i jaśniej w Twoim sercu płonie, aby żadne trudności, ani
czekanie, ani nic na świecie nie ostudzało Twego serca w tym przedsięwzięciu
pobożnym.
Na czterdziestogodzinne nabożeństwo
w ostatnich trzech dniach przed Popielcem[294]
- jeżeli P. Bóg doczekać pozwoli - przyjdziesz tu zapewne jakeś mi mówiła, to
Ci wtenczas już coś pewniejszego będę mógł powiedzieć.
Tymczasem przeczytasz książki, które
Ci dałem i znowu inne będziesz mogła wziąć ode mnie.
Teraz, jeśli masz czas do tego,
byłoby dobrze, żebyś się trochę ćwiczyła w pisaniu.
Polecam Cię, moje dziecię,
Przenajświętszej Opiece Najsłodszych Serc Pana Jezusa i Najświętszej Panny i
proszę Cię serdecznie, abyś w codziennych modlitwach Twoich pobożnie westchnęła
i za mnie.
E. B.
[86]
Do ks. HILAREGO KOSZUTSKIEGO[295] w
Mielżynie
Grabonóg, 18 lutego 1859
Szan[owny] Księże Prob[oszczu]
Dobr[odzieju].
Po przydłuższej niebytności w domu,
dziś dopiero pośpieszam z odpowiedzią na uprzejmą i wielce mi miłą odezwę Szan[ownego]
Ks. Prob[oszcza] Dob[rodzieja] z d. 17 z.m.[296],
oświadczając zaraz na wstępie wszelką z mej strony gotowość do uczynienia zadość
tak łaskawemu wezwaniu, jeśli tylko słabe siły naszego początkującego Zakładu
Ochronkowego zdołają stać się odpowiednimi potrzebom miejscowym i szlachetnym zamiarom
Szan. Ks. P[roboszcza] Dobr[odzieja].
Nie będę tu opisywał drobnych
początków dotychczasowego rozwinięcia naszego Zakładu, bo zapewno dostateczną o
tym wiadomość powziąłeś Szanowny Ks. Prob[oszczu] Dobr[odzieju] od Ks. prof. Brzezińskiego[297];
dodam tylko uwagę, że zdawałoby mi się najwłaściwszym dla bliższego obeznania z
rzeczą Szanow[nego]
Ks. Prob[oszcza], aby przed powierzeniem Ochronki w Mielżynie naszym
Służebniczkom Boga-Rodzicy, przedstawić się mogły osobiście Szan[ownemu]
Ks.Prob[oszczowi] Dobr[odziejowi] i złożyć Mu swą Regułę do przejrzenia. Może
bowiem Szan[owny]
Ks. P[roboszczu] D[obrodzieju] od życzliwych nam osób świetniejsze o tym
drobnym zawiązku powziąłeś wyobrażenie niż rzeczywiście zasługuje a z
osobistego dopiero poznania naszych Służebniczek, mógłbyś Szan[owny]
Ks. P[roboszcz] D[obrodziej] najlepiej osądzić, czy rzeczywiście tamtejszym
potrzebom wobec tak trudnych okoliczności miejscowych zadośćuczynić zdołają.
W tym przeto celu umyśliłem
zaproponować Szan[ownemu] Ks. Prob[oszczowi] D[obrodziejowi], czybyś raczył
pozwolić, aby teraz w jak najbliższym czasie mogły dwie Służebniczki do
Mielżyna na jeden dzień przyjechać. Przysłalibyśmy Starszą z Nowicjatu z drugą
towarzyszką.
Gdyby Sza[nowny] Ks. P[roboszcz]
Do[brodziej] zechciał przyjąć tę propozycję, prosiłbym o jak najrychlejsze
doniesienie, kiedy by Sza[nownego] Ks. P[roboszcza] Do[brodzieja] zastać mogły
i czybyś Szan[owny] Ks. P[roboszczu] Do[brodzieju], przez wzgląd na ich zbyt
ograniczone fundusze, raczył podjąć koszt furmanki, która by 3 do 4 tal. może
uczyniła.
Przy tym miałyby sposobność i
Służebniczki bliżej się rozpatrzyć i porozumieć co do szczegółów tyczących się
lokalu, zarobku, zasadzenia ogrodu, itp.
Tymczasem pokładając w Bogu
nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży, zająłem się już zawczasu wyborem trzech
przeznaczyć się mających do Mielżyna Służebniczek i w tym celu pojechawszy do
Jaszkowa, gdzie mamy Nowicjat, porozumiałem się już co do tego ze Starszą.
Stosując się wreszcie do życzenia
Szan[ownego] Ks. P[roboszcza] Do[brodzieja], moglibyśmy z rozpoczęciem majowego
nabożeństwa (które we wszystkich Ochronkach naszych uroczyście się odprawia) -
otworzyć Ochronkę w Mielżynie i za łaską Bożą, a pod tak pożądaną nam wielce
opieką Sza[nownego] Ks. P[roboszcza] Dobr[odzieja] rozpocząć tam około
maluczkich i ubogich nasze maluczkie i ubogie prace.
Ku ubłaganiu błogosławieństwa
Bożego, Służebniczki ofiarują na tę intencję Komunie św. i gorące modły,
polecając się także św. modłom Szan[ownego] Ks. P[roboszcza]
Dobr[odzieja], pełen głębokiego uszanowania zostaję Jego niegodnym w
Chr[ystusie] P[anu] sługą
E. B.
[Na marginesie]
Ku ubłaganiu błogosławieństwa Bożego
temu przedsięwzięciu, upraszając Sz[anownego] Ks. P[roboszcza] Dob[rodzieja] o
serdeczny współudział w naszych gorących na tę intencję modłach, łączę wyraz
głębokiego uszanowania z którym zostaję
E. Boj[anowski]
[87]
Do rodziców JADWIGI
GŁOWACZ w Konarach
Grabonóg, 20 lutego 1859
Niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus.
Córka Wasza Jadwiga mówiła mi, że
radzi byście chcieli odebrać ode mnie list z zapewnieniem, że Wasza córka
przyjęta zostanie do Służebniczek Najświętszej Panny Maryi w Jaszkowie. Dla
Waszego więc zaspokojenia donoszę Wam, że skoro przyjedzie, będzie na pewno
przez Starszą przyjęta. Dziś jeszcze napiszę list do Starszej w Jaszkowie, że
Wasza córka w przyszłą niedzielę tam przybędzie.
Zresztą, bądźcie o nią zupełnie
spokojni. Panu Jezusowi córka Wasza chce służyć, Pan Jezus nią opiekować się
będzie, a Wy Pana Jezusa znacie, kochacie i wiecie, że kto wszystko porzuci i
za Panem Jezusem idzie, ten nie zginie i na tym nie straci, bo owszem, wszędzie
będzie bezpieczny i wszystko posiądzie, służąc Temu, Który jest Panem wszystkiego.
Gdybyście chcieli coś więcej
dowiedzieć się o Służebniczkach Najświętszej Panny, to Wam najlepiej może
objaśnić Ksiądz Proboszcz Sąchocki[298]
w Golejewku. Niech Wam Pan Jezus błogosławi i zachowuje w swojej najświętszej Opiece.
E. Boj[anowski]
[88]
Do ks. HILAREGO KOSZUTSKIEGO
w Mielżynie
Grabonóg, w dniu Św. Józefa [19 marca]1859
Sza[nowny]
Ks. Prob[oszczu].
Zaraz po powrocie Służebniczek z
Mielżyna, odebrałem od nich doniesienie o najłaskawszym przez Szan[ownego] Ks.
Pr[oboszcza] przyjęciu naszych ubogich usług dla Ochronki.
Przed kilku zaś dniami będąc w
Jaszkowie, dowiedziałem się od Siostry Starszej, że jest życzeniem Szan[ownego]
Ks. Prob[oszcza], aby już w pierwszej połowie kwietnia Ochronkę objęły, oraz
czytałem przysłany następnie list Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza] zapytujący, w
który by dzień przybyć mogły. Czyniąc przeto zadość życzeniu Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza],
pośpieszam z doniesieniem, że w pierwszej połowie kwietnia będą na wyjazd
gotowe, tylko pragnęlibyśmy, abyś Sza[nowny] Ks. P[roboszcz] Do[brodziej] sam
raczył dzień oznaczyć i napisać mi o tym zawczasu. Dodaję tu przecież, iż -
ponieważ Siostra Starsza chciałaby przy rozpoczęciu zatrudnień w Ochronce
mielżyńskiej pozostać tam przez dni kilkanaście, a przed Wielkanocą wrócić by
potrzebowała do domu, przeto zechciałbyś Sz[anowny] Ks. P[roboszczu]
Do[brodzieju] dzień otworzenia Ochronki stosownie do tego oznaczyć.
Jeżeli Pan Bóg pozwoli i przeszkody
jakie nie zajdą, pragnąłbym i ja na ten dzień do Mielżyna zjechać, aby
Szan[ownemu] Ks. Pro[boszczowi] Do[brodziejowi] osobiście moje uszanowanie
złożyć i Jego najłaskawszej Opiece nasze wychowanki oddać.
Tymczasem oczekuję śpiesznej - ile
możności - odpowiedzi Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza] Do[brodzieja] i polecam się
św. modłom Jego, wraz z całą drużyną Służebniczek, łącząc wyraz najgłębszego
uszanowania, z którym zostaję Szan[ownego] Ks. Prob[oszcza] Dobr[odzieja]
niegodnym w Chr[ystusie] P[anu] sługą
E. Boj[anowski]
Za bytnością moją teraz w Jaszkowie,
zastałem kilka Sióstr pracujących około niebezpiecznych i wielce zaraźliwym
tyfusem dotkniętych chorych. Dopraszam się za nimi o św. modlitwy.
[89]
Do JADWIGI SAPIEŻYNY[299] w
Krasiczynie, poczta Przemyśl, w Galicji przez Kraków
Grabonóg przez
Wrocław, Rawicz pod Gostyniem, 7 maja 1859
J[aśnie] O[świecona] Księżno!
Do błogosławieństw, które Bóg w
miłosierdziu Swoim zsyłać raczy na nasz ubogi Zakład Ochronkowy Służebniczek
Najśw. Panny, policzamy i nadejście zaszczytnej odezwy Księżnej Pani[300],
na którą - z powodu mojej dość długiej niebytności w domu - dziś dopiero z
najuniżeńszą odpowiedzią pośpieszam.
Jak z wszelką gotowością
pragnęlibyśmy pod ofiarowaną nam najłaskawiej dostojną opieką Księżnej Pani,
nasze ubogie służby poza szczupły zakres dotychczasowej działalności tutejszego
Zakładu Ochronkowego, ku chwale Bożej rozszerzyć, tak zarazem czujemy się zniewoleni
wyznać szczerze, że dotąd rozwinięcie tego Zakładu zbyt jeszcze jest słabe,
abyśmy mogli w tak odległe strony posłać tutejsze Siostry, które wśród znacznie
odmiennych zwyczajów ludu tamtejszego, nie potrafiłyby zapewne posłannictwa
swego pożytecznie spełniać. Natomiast jedynie możliwą i najpożądańszą byłoby
rzeczą, gdyby do tutejszego Nowicjatu przybyć mogło kilka kandydatek
tamtejszych, które po roku lub dłuższym czasie odbytej próby i kształcenia się,
za powrotem dopiero w swych rodzinnych stronach urządziły[by] zakład podobny i
kształciły następnie miejscowe kandydatki.
W Nowicjacie tutejszym miejsca dla
kilku takowych kandydatek byłyby każdego czasu na rozkaz Księżnej Pani gotowe.
Zwykła opłata, którą dla nader szczupłych funduszów Zakładu byliśmy zniewoleni
ustanowić, wynosi rocznie za każdą kandydatkę po tal. 40 na żywność i ubiór
instytutowy, oprócz którego każda kandydatka potrzebuje być zaopatrzoną z domu
w dostateczną bieliznę, obuwie i ciepły pod spód ubiór zimowy oraz w pościel.
Nowicjat tutejszy Służebniczek ochronkowych jest we wsi Jaszkowie pod Śremem, a
o dwie mile od Czempinia, czyli najbliższej stacji kolei żelaznej
wrocławsko-poznańskiej.
Gdyby powyższy sposób zgadzał się z
życzeniem i wspaniałomyślnymi zamiarami Księżnej Pani, a Bóg raczył
wynalezieniu podobnych kandydatek pobłogosławić, oczekiwalibyśmy dalszych w tym
względzie rozkazów, z gotowością najstaranniejszego ich wypełnienia.
Co do urządzeń naszego Zakładu, nie
śmiem opisywaniem takowych przedłużać listu sądząc, że O. Piotr[301] nie omieszkał przełożyć Księżnej Pani
szczegółowszych o tym wiadomości, niż w obrębie listu skreślić by się dało.
Jednakże w razie potrzeby jestem gotów każdego czasu na najłaskawszy rozkaz
Księżnej Pani, odpis Reguły przy zdarzonej sposobności przesłać.
Na teraz zaś pragnąc osiągnąć
pewność dojścia niniejszego listu, ośmielam się takowy rekomendować[302],
ponieważ list, którym najłaskawiej Księżna Pani raczyłaś mnie zaszczycić,
został na poczcie odpieczętowany i tylko szczęśliwym przypadkiem rąk moich doszedł.
Pełen najgłębszego uszanowania mam
zaszczyt zostawać J[aśnie] O[świeconej] Księżnej najniższym sługą
E. Bojanowski
[90]
Do ANTONIEGO MIZERSKIEGO[303] w
Poznaniu
Grabonóg, 18 lip[ca] 1859
N.B.P.J.Ch.
Szan[owny] Panie Prezesie
Dobrodz[ieju]!
Pozwalam sobie następujące uczynić
Szan[ownemu] Panu Prezesowi przełożenie:
W niektórych naszych Ochronkach, a
szczególnie w Ochronce w Mielżynie, często dopytują się ludzie, czy nie ma tam
do nabycia koronek, różańców, krzyżyków, obrazków i książeczek do nabożeństwa.
Otóż, aby tej odzywającej się potrzebie zadośćuczynić i ułatwić w jak najtańszy
sposób nabywanie podobnych przedmiotów, powziąłem myśl przełożyć tę rzecz
Szanownemu Panu Prezesowi i zapytać się najuprzejmiej, czyby Towarz[ystwo] Św.
Winc[entego], które sobie ten sam cel w urządzeniu swej biblioteki założyło,
nie zechciało pewnej ilości takowych przedmiotów powierzyć na rozprzedaż tymczasowo,
np. Ochronce w Mielżynie, która z tamtejszą Konferencją Tow[arzystwa] Św.
Winc[entego] złączona i pod dozorem Szanownego Ks. Prob[oszcza] Koszutskiego
zostająca, mogłaby początkowo posłużyć za próbę, czyby w podobny sposób
rozpowszechnianie wspomnianych przedmiotów nie dało się później i po innych
miejscach za pośrednictwem Ochronek zaprowadzić. Ks. Prob[oszcz] Koszutski z
Mielżyna myśl tę mi nasunął i oświadcza się, że ze swej strony wspierałby
chętnie czy to radą, czy wpływem swym podobne urządzenie.
Przekładając tę propozycję
Szanown[emu] Panu Prezesowi i upraszając o najłaskawsze uwiadomienie, czyby to
za Jego życzliwym przychyleniem się mogło przyjść do skutku, korzystam ze
sposobności, aby zarazem polecić się Jego pobożnej pamięci i załączyć wyraz
prawdziwego uszanowania, z którym zostaję Szan[ownego] P. Prezesa Dobr[odzieja]
najniższym w Chr[ystusie] P[anu] sługą
E. B.
[91]
Do TEOFILA LENARTOWICZA
w Rzymie
Grabonóg, 21 lip[ca] 1859
Szan[owny] i Koch[any] Panie.
Cieszyliśmy się dotąd nadzieją
powitania wkrótce Kochanego Pana u nas, gdy w tych dniach dopiero dowiedziawszy
się z listu Ks. Jana[304],
że Kochany Pan obecnie pozostajesz jeszcze we Włoszech, pośpieszam z
najserdeczniejszym pozdrowieniem przesłać Mu przynajmniej kilka słów tymczasem.
Co do naszego projektowanego pisma
dla ludu[305],
zbierają się pomału materiały i z początkiem nowego roku lub z przyszłą wiosną
najpóźniej, mogłoby zacząć wychodzić, gdyby do tego czasu dało się nagromadzić
wystarczającą przynajmniej na rok ilość artykułów, bez czego niepodobna prawie
rozpocząć. W ostatnich teraz czasach przyłączył się do naszego przedsięwzięcia
Ks. Koszutski z Mielżyna, autor wydanych niedawno Żywotów św. chłopców,
dziewic itp., który wiele tego rodzaju prac ma przygotowanych i do każdego
zeszytu naszego pisma potrzebną ilość takowych dostarczać obiecuje. Nadto
zjednaniem innych współpracowników gorliwie zajmować się będzie. Chodzi tylko
przede wszystkim o to, com już w poprzednich listach Koch[anemu] P[anu] pisał,
abyś Kochany Pan raczył najłaskawiej naprzód, nim pierwszy zeszyt drukować się
zacznie, nadesłać nam pierwszą swych prac przesyłkę - a jesteśmy pewni, że to
właśnie i współpracowników najskuteczniej zachęci i księgarzy do wydawnictwa od
razu nakłoni. Żupański oświadcza się z gotowością ku temu, ale przede wszystkim
ogląda się na Kochanego Pana udział w tym przedsięwzięciu.
Zebrane dotąd materiały nie
wystarczyłyby jeszcze ani na pół roku. Za nadejściem przesyłki od Koch[anego]
Pana mamy nadzieję wszelką, że przez kilka miesięcy zgromadziłaby się niebawem
potrzebna na cały rok ilość artykułów.
Mam jeszcze jedną serdeczną prośbę.
Dla naszych wiejskich Ochronek wybrałem tymczasem przeszło sto kilkadziesiąt
piosnek ze zbiorów pieśni ludu naszego, mianowicie z Wójcickiego[306],
Wacława z Oleska[307],
Żegoty Pauli[308],
Czeczota[309]
i Brzozowskiego[310],
Konopki[311],
Zejsznera[312],
Łozińskiego[313],
itd., które dla użytku i na korzyść Ochronek wydać chce Żupański. Ale
umyśliliśmy prosić najusilniej Kochanego Pana, czybyś nie raczył jaką wstępną
piosenką odezwać się do naszych dziatek wiejskich, którą byśmy na czele tego
zbiorku umieścić pragnęli. Jeślibyś Kochany Pan do naszej prośby przychylić się
zechciał, upraszalibyśmy o jak najrychlejsze uradowanie nas tym datkiem, gdyż
od [tego] zależeć będzie przyśpieszenie wydania i pomyślna wziętość tego
zbiorku. Żałuję mocno, że nie mogę Kochanemu Panu przesłać tych piosnek do
przejrzenia. Przeglądali je tu ks.
Jan i Pan Stanisław Koźmian.
Oczekując z upragnieniem rychłej i
daj Boże pomyślnej odpowiedzi, polecam się z całą naszą wiejską drużyną ochronkową
Jego przychylnemu sercu i św. modlitwom. Sługa i brat w Chrystusie
E. B.
[92]
Do ks. JÓZEFA BROWNA SJ
w Śremie
Grabonóg, 5 sierp[nia] 1859
P[rzewielebny] O[jcze]
P[rowincjale].
Z łaskawości Przewielebnego Ojca
korzystając, ośmielam się załączyć tu list wiadomy do Krasiczyna, a Regułę
Służebniczek i porządek dzienny
Nowicjatu zapewno już Przew[ielebny] Ojciec odebrać raczyłeś z Jaszkowa, skąd
miano takową do klasztoru w Śremie w tych dniach oddać. Zatrudnienia bowiem nie
dozwoliły mi w powrocie moim do domu osobiście tego uskutecznić.
Przepraszając Przew[ielebnego]
Oj[ca] najpokorniej za trudzenie Go moją prośbą, polecam się św. modłom i z
najgłębszym uszanowaniem zostaję Prze[wielebnego] Oj[ca] Pr[owincjała]
najuniżeńszym w Chr[ystusie] P[anu] sługą
E. Boj[anowski]
[93]
Do JADWIGI SAPIEŻYNY w
Krasiczynie
Grabonóg, dnia 5 sierpnia 1859
J[aśnie] O[świecona] Ks[iężno].
Korzystając z bardzo szczęśliwej
sposobności, którą mi najłaskawiej nastręczyć raczył wracający do Galicji
Przew[ielebny] Ojciec Prowincjał Brown, pośpieszam za Jego uprzejmym
pośrednictwem przesłać najuniżeniej, na rozkaz Księżnej Pani, Regułę Zakładu
Służebniczek Ochronkowych i Porządek dzienny Nowicjatu, przepisany ręką
Służebniczki, wieśniaczki.
Reguła ta bez należytego jeszcze
uporządkowania spisana tylko została wedle dotychczasowych doświadczeń i
potrzeb.
Nie dokończywszy przepisywania
nowego egzemplarza, ośmielam się załączyć jeden z używanych już w Ochronkach
egzemplarzy.
Obecnie zajęci jesteśmy
przygotowywaniem urządzeń do założenia drugiego już Nowicjatu w diecezji gnieźnieńskiej
oprócz tego, który już w poznańskiej diecezji
mamy w Jaszkowie[314]. Oby Pan Bóg temu maluczkiemu zawiązkowi
pobłogosławić raczył, aby i w Galicji, pod dostojną opieką Księżnej Pani, podobny
Zakład przygotowawczy ku dalszemu rozpowszechnianiu Ochronek, według pobożnych
i wspaniałomyślnych zamiarów Księżnej Pani urządzić można.
Z całą drużyną ubogich Służebniczek
naszych gorące co dzień do Boga zanosimy o tę łaskę modły.
Oczekując najpokorniej dalszych
poleceń i rozkazów, z najgłębszym uszanowaniem mam zaszczyt zostawać J[aśnie]
O[świeconej] Ks[iężnej] najniższym sługą
E. Boj[anowski]
[94] Do ks. arcybiskupa LEONA
PRZYŁUSKIEGO w Poznaniu
Grabonóg pod Gostyniem, 10
września 1859
Jaśnie Oświecony i
Najprzewielebniejszy Arcypasterzu!
Zanoszę do stóp tronu Waszej
Arcypasterskiej Mości najpokorniejszą prośbę następującą:
Pragnąc dla Zakładu Ochronkowego
(Służebniczek Boga-Rodzicy) w Jaszkowie, przedłużyć na dalsze lata
dotychczasową probostwa tamecznego dzierżawę, która kończy się z d. 1 kwietnia
1860 r. - zawarliśmy d. 1-go sierpnia br. z
JMĆ księdzem Idzikowskim, proboszczem z Żabna a komendarzem Jaszkowa,
nowy kontrakt, z podwyższeniem rocznej ceny dzierżawnej z 80 tal. na 110 tal.
Przez wzgląd zaś, że trzyletni czas dzierżawy, dotychczasowym kontraktem
oznaczony, stawiałby założoną tamże Instytucję ochronkową w zbyt niepewnym
nadal położeniu, i że owszem, dla trwałości i pożytku tegoż Zakładu,
najusilniej pragnąć nam wypada dłuższego zapewnienia dzierżawy, przeto za przychylnym
nakłonieniem się ku temu JMĆ księdza
Poboszcza Idzikowskiego, oznaczyliśmy w nowym kontrakcie czas dzierżawy na lat
12-cie i tenże kontrakt składam u stóp Waszej Arcypasterskiej Mości z prośbą
najpokorniejszą o najmiłościwsze zatwierdzenie takowego na wspomniany przeciąg
lat dwunastu.
Zanosząc tę najuniżeńszą prośbę,
ośmielam się pokładać głęboką ufność we wspaniałomyślności i najłaskawszych
względach Waszej Arcypasterskiej Mości, że jak ten słaby zawiązek, jedynie
chwałę Bożą i pożytek bliźnich na celu mający, raczyłeś Wasza Arcypasterska
Mość pod swą dostojną opiekę pasterską najmiłościwiej przyjąć, tak i w niniejszej
potrzebie, wysokiego przyzwolenia swego
na dwunastoletni ciąg dzierżawy nie odmówić zechcesz, zwłaszcza że tak bardzo
dalsze pomyślne rozwijanie się rzeczonego Zakładu od zapewnienia tego zawisło[315].
Nim będę miał zaszczyt u stóp Waszej
Arcypasterskiej Mości złożyć wkrótce o rozwijaniu się Zakładu Ochronkowego
(Służebniczek Boga-Rodzicy) raport z ubiegłego roku, schylam głowę pod Waszej
Arcypasterskiej Mości błogosławieństwo i składam hołd najgłębszego uszanowania,
z którym zostaję Jaśnie Oświeconego i Najprzewielebniejszego Arcypasterza
najpokorniejszym sługą i najniegodniejszym synem
E. Bojanowski
[95]
Do DEZYDEREGO CHŁAPOWSKIEGO
w Turwi
Grabonóg, 7 list[opada] 1859
Właśnie w czwartek, 3-go bm., wróciwszy
do domu w południe, zastałem najłaskawszy list M[ości] G[enera]ła[316],
wzywający mnie na 10-tą godzinę z rana tegoż dnia do Jaszkowa. Nie mogłem
przeto dosyć odżałować, że z powodu mego spóźnionego powrotu, nie byłem już na
żaden sposób w stanie korzystać z tak upragnionej dla mnie, a łaskawością
M[ości] G[enera]ła nastręczonej mi sposobności, którą z nieskończonym moim ubolewaniem
postradawszy, nie pozostaje mi, jak tylko wynurzyć M[ości] G[enera]łowi najuniżeńszą
mą wdzięczność za Jego łaskawość, łącząc najgłębsze uszanowanie, z którym mam
zaszczyt zostawać W[ielmożnego] M[ości] G[enera]ła najniższym sługą
E. B.
[96] Do Ks. PROBOSZCZA
[po 19 stycznia 1860]
N.B.P.J.Chr.
Szanowny
Księże Proboszczu Dobrodzieju!
Załączoną tu kopię Adresu do Ojca Ś[więteg]o odebrałem
od Ks. Koźmiana z Gniezna z prośbą, abym ją udzielił okolicznym Księżom
Proboszczom, którzy zapewno nie zechcą odmówić zebrania podpisów w swoich
parafiach[317].
Adres ten podpisuje się już w Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Podpisują głównie
Księża i lud, a kto z wyższych stanów chce, to dobrze. Chodzi o to, żeby nie
obrachowaną zrobić manifestację, ale szczery znak współczucia wydać.
Podpisuje się pojedynczymi
parafiami, dla każdej adres cały po polsku osobno przepisując. Na końcu
Ks[ięża] Proboszcz[owi]e zaświadczają podpisy. Zebrane podpisy prześle się Ks.
Arcybiskupowi, który znajdzie drogę dostawienia ich Ojcu Ś[więtemu].
W Gnieźnie Proboszcz[owi]e w
nadchodzącą teraz niedzielę wezwą do podpisywania adresu. Skoro byś Szanowny
Ksiądz Proboszcz raczył ten adres przepisać i zebrać podpisy, upraszałbym
przesłać to łaskawie i ile możności w jak najbliższym czasie.
[97]
Do TEOFILA LENARTOWICZA
w Rzymie
[25
stycznia 1860]
Szanowny i Kochany Panie!
Dowiedziawszy się od ks. Jana[318],
że podobno list mój, w lipcu jeszcze do Kochanego Pana wysłany, rąk Jego nie
doszedł[319],
ośmielam się ponowić serdeczną prośbę, którą w tamtym liście zanosiłem.
Co do naszego pisma dla ludu[320],
pocieszeni wielce wiadomością, także od ks.
Jana powziętą, że Kochany Pan przeznaczone do tej publikacji swe prace niektóre
raczyłeś już przygotować i niezadługo zamierzasz łaskawie nadesłać, oczekujemy
ich z największym upragnieniem, ponieważ w tej nadziei pierwszy zeszyt
postanowiliśmy już przed Wielkanocą wydać. Współpracowników, dzięki Bogu, coraz
więcej przybywa. Ks. Jan gorliwie się tym zajmuje, a nadzieja czynnego ze
strony Kochanego Pana udziału ośmiela nas do rozpoczęcia i księgarzy do
wydawnictwa zachęca.
Dla naszych wiejskich Ochronek
wybrałem 200 piosnek ze zbiorów pieśni naszego ludu z Wójcickiego, Wacława z
Oleska, Żegoty Pauli, Czeczota, Brzozowskiego, Konopki, Zejsznera, Łozińskiego,
Lipińskiego[321],
itd., które dla użytku i na korzyść Ochronek wydać chce Żupański, ale
umyśliliśmy prosić najmocniej Kochanego Pana, czybyś nie raczył jaką wstępną
piosenką odezwać się do naszych dziatek wiejskich, którą byśmy na czele tego
zbiorku umieścić pragnęli. Jeślibyś Kochany Pan do naszej prośby przychylić się
najłaskawiej raczył, upraszalibyśmy o jak najrychlejsze uradowanie nas tym
datkiem, gdyż od tego zależeć będzie przyśpieszenie wydania i pomyślna wziętość
tego zbiorku. Piosnki te przeglądał ks.
Jan i Pan Stan[isław] Koźmian.
Z całą naszą drużyną ochronkową
zanosząc tę prośbę usilną, polecam się łaskawej pamięci i św. modlitwom
Koch[anego] Pana sługa i brat w Chrystusie
E. B.
[98]
Do ALEKSANDRA GRAEVE[322] w
Borku
Grabonóg, 21 mar[ca] 1860
Szanowny Panie!
Musiałem dotąd wstrzymać się z
odpowiedzią na łaskawy list Pański[323],
gdyż nie mogłem jeszcze stanowczo zapewnić, czy na czas przez łaskawego Pana oznaczony, będziemy w
stanie obsadzić Ochronkę w Borku.
Pragnąc przecież usilnie
zadośćuczynić życzeniu Pańskiemu, udało mi się, po ułatwieniu niektórych
przeszkód, tak ułożyć kolej zakładać się mających w tej wiośnie Ochronek, iż w
czerwcu, podług łaskawego żądania Pańskiego, przysłać możemy trzy Służebniczki
ochronkowe i Ochronkę w Borku otworzyć.
Jeślibyś Pan pozwolił, w drugiej
połowie maja przybyłaby Siostra Starsza z Nowicjatu dla bliższego porozumienia
się co do urządzenia lokalu, itd. - a do tego czasu, mam nadzieję, że i ja będę
miał przyjemność ustnie pomówić z Łaskawym Panem o szczegółach utrzymania Ochronki
itd. Tymczasem na żądanie Pańskie dołączam wykaz potrzebnych sprzętów i wykaz
utrzymania rocznego, podług układu, jaki zawarliśmy we Wroniawach, ale który
możemy zmieniać według okoliczności miejscowych w sposób, jaki Pan uznasz
najstosowniejszym. Teraz tylko byłoby dobrze, ażeby ogród zawczasu na wiosnę
mógł być kartoflami i potrzebnymi warzywami zasadzony.
Łącząc Łaskawemu Panu wyraz
prawdziwego szacunku, zostaję Jego uniżonym sługą
E. Bojanowski
[99]
Do FRANCISZKA ŻÓŁTOWSKIEGO[324]
w
Niechanowie
Grabonóg, 14 kwiet[nia 18]60
Miałem wiadomość od Lud[wika]
Mił[kowskiego][325],
że życzysz sobie stanowczo, aby otwarcie Ochronki w Niechanowie d. 15 maja
nastąpiło. Otóż donoszę Ci, jak rzeczy stoją.
Pragnąłbym koniecznie, dla
umniejszenia kosztów podróży, przy jednej bytności otworzyć i ruchocińską
Ochronkę. Państwo Gutowscy[326]
stanowczo dnia nie wyznaczyli, ale podobno prosili bardzo O. Baczyńskiego, żeby
na otwarcie Ochronki do nich przybył. Mówiłem z nim o tym, że bardzo bym się
cieszył, gdyby nie tylko przy otwarciu ruchocińskiej, ale i niechanowskiej
Ochronki nam towarzyszył. Obiecał jak najchętniej, tylko zapytał czybyś nie
zechciał innego dnia, np. w oktawie Ś[wię]tej
Zofii wyznaczyć, gdyż 15-go ma być na odpuście w Turwi. Powiedziałem mu, że
wątpię, abyś to chciał zmienić, ale że zadosyć czyniąc jego życzeniu, napiszę o
tym do Ciebie. Proszę Cię więc, racz mi donieść łaskawie, czy nieodwołalnie
trzymasz się 15-go maja, czy też inny dzień bliski wyznaczysz. Stosownie do Twej
odpowiedzi napisałbym do O. Baczyńskiego i do Ruchocina.
Druga rzecz. Powiadała mi Pani
Kajetanowa[327],
że z Jurkowa zabrałeś notatkę sprzętów ochronkowych, a zatem nie posyłam Ci już
takowego spisu, bo zapewno podług tego kazałeś co potrzeba urządzić.
Trzecia rzecz. Prosiłbym Cię, żebyś
mi napisał Twoje życzenie, jakoż mają się dostać tam na miejsce trzy
Służebniczki do Niechanowa przeznaczone. Państwo Gutowscy przyślą do Jaszkowa
podobno wózek parokonny po swoje trzy, więc wszystkie sześć i siódma Starsza
nie zabrałyby się na tę furmankę. Byłoby najlepiej, żeby wszystkie mogły się
zjechać do Mielżyna i być przy otwarciu Ochronki w Ruchocinie, a potem do Niechanowa
łatwo by się dostały.
Oczekuję Twej odpowiedzi i ściskając
Cię najserdeczniej, polecam się Twojej łaskawej pamięci.
E. Boj[anowski]
[100]
Do ADAMA
GOLTZA w Warszawie
Grabonóg, 11 maja 1860
Szan[owny] i Koch[any] Panie!
Po dość długiej niebytności
wróciwszy do domu, zastałem z niewypowiedzianą radością łaskawy list Pański[328],
na który pośpieszam zaraz z odpowiedzią.
Nie otrzymując od Kochanego Pana
przez długi czas żadnej wiadomości, domyślałem się, że powodem do tego była
trudność a raczej zupełna niemożność wyszukania dziewczynki, która by się
zechciała udać do Jaszkowa.
Pociesza nas przecież, że Ochronki
tamtejsze, lubo na innej drodze, rozwijają się pomyślnie i coraz więcej szerzą
się po kraju.
Co do naszego Zakładu Ochronkowego,
dzięki Bogu, idzie wszystko jak najlepiej. W Domku jaszkowskim mamy obecnie 20
Nowicjuszek i ciągle nowe zgłaszają się kandydatki, ale dla szczupłości domku
więcej przyjmować nie możem. Zamyślamy przeto albo drugi urządzić Nowicjat,
albo przynajmniej dom dla kandydatek, jako Zakład przygotowujący do Nowicjatu,
w diecezji gnieźnieńskiej. Na ten cel mamy tam już kupiony dom z ogrodem,
rolami i potrzebnymi budynkami gospodarczymi. W wrzesińskim powiecie mamy także
ofiarowane na własność gospodarstwo z 70 morgami roli, gdzie zamierzamy obok
Ochronki urządzić Zakład dla sierot wiejskich pod kierunkiem Służebniczek. Nowych
miejsc na Ochronki tyle się przymnaża, że nie jesteśmy w stanie wszystkim żądaniom zadosyć uczynić. Dziś właśnie
wyjeżdżam w gnieźnieńskie na otwarcie nowej Ochronki niedaleko Gniezna. W
czerwcu dwie nowe otworzymy. Udział ludu dla tej Instytucji wzrasta widocznie.
Znajdują się wieśniacy, którzy po kilkadziesiąt talarów składają w ofierze na
cel Zakładu. Brak czasu w tej chwili nie dozwala mi liczniejszych przytaczać
szczegółów. Zapewnić tylko mogę Kochanego Pana najsumienniej, że rzecz Ochronek
przy pomocy Bożej, idzie jak najlepiej.
Ciesząc się wielce na częstszą
sposobność odbierania tyle mi upragnionych wiadomości od Kochanego Pana i
udzielania Mu nawzajem dalszych doniesień o naszych Ochronkach, oczekuję
łaskawej i rychłej odpowiedzi, jak długo Kochany Pan zabawisz w Warszawie i czy
list niniejszy rąk Pańskich doszedł, a tymczasem polecam się pobożnej pamięci
Kochanego Pana i najserdeczniejsze pozdrowienia zasyłam.
E. Boj[anowski]
Dziewczynki z kaliskiego nie wróciły
jeszcze w swe rodzinne strony, bo wszystkie trzy są jeszcze za młode, aby w
takim oddaleniu same mogły kierować Ochronką.
Ks. Jan[329]
jest teraz w Poznaniu. Pan Stanisław[330]
tak gospodarstwem jak literaturą pilnie się zajmuje.
[101]
Do ks. arcybiskupa LEONA
PRZYŁUSKIEGO w Poznaniu
Grabonóg pod Gostyniem, 14 czerwca 1860
Najprzewielebniejszy Księże
Arcy-Pasterzu,
Jaśnie Oświecony Panie i Dobrodzieju!
Opieka Najprzewielebniejszego aArcy-Pasterza, którą z
wysokiej Swej łaski raczyłeś rozciągnąć nad Zakładem Ochronek wiejskich, ośmiela mnie do
złożenia Mu niniejszym sprawozdania ze stanu rzeczonych Ochronek od 14 czerwca
1858 r. do 14 czerwca 1860 r.
Z najgłębszym uszanowaniem Waszej
Arcy-Pasterskiej Mości najposłuszniejszy syn i sługa
E. Bojanowski
Raport o stanie Zakładu
Ochronkowego /Służebniczek Boga -
Rodzicy/.
od 14
czerwca 1858 - do 14 czerwca 1860 r.
Najmiłościwsze
przyjęcie pod dostojną Opiekę Arcy-Pasterską Zakładu Ochronkowego /Służebniczek
Boga-Rodzicy/ z d. 18 sierpnia 1858 r.
ośmiela mnie do złożenia u stóp tronu J. O. Arcy-Pasterza, a naszego
Najdostojniejszego Opiekuna, raportu o stanie tegoż początkowego Zakładu z
przeciągu dwóch lat ubiegłych, czyli od 14 czerwca 1858 r. jako daty przeszłego raportu, aż do dnia dzisiejszego. Jako pierwszą zbawienną z tego czasu dla Zakładu
Ochronkowego okoliczność, zapisujemy
odbycie się rekolekcji, które za Najmiłościwszym zezwoleniem J. O.
Arcy-Pasterza z d. 30 czerwca 1858 i pod Jego Ojcowskim błogosławieństwem, a
pod kierunkiem Ks. Baczyńskiego z Towarzystwa
Jezusowego, rozpoczęły się d. 9 sierpnia 1858, a zakończyły
d. 14 sierpnia. W następnym zaś roku 1859, rozpoczęły się rekolekcje d.
22 sierpnia, a zakończyły d. 27 sierpnia.
Drugim w
tym czasie zadatkiem błogosławieństwa Bożego, było nadejście wysokiego
rozporządzenia J. O. Arcy-Pasterza z d. 18 sierpnia 1858 r. w którym
najmiłościwiej raczył ubogi Zakład Ochronkowy /Służebniczek Boga-Rodzicy/
przyjąć pod Swą Najdostojniejszą Opiekę Arcypasterską. Dziękczynne modły po
wszystkich Ochronkach i przyjęta na tę intencję Komunia św. przez wszystkie Służebniczki, zostały ofiarowane Bogu
na podziękowanie za doznaną łaskę, i na ubłaganie błogosławieństwa świętych dla
Najprzewielebniejszego Arcy-Pasterza, za ten dowód Jego miłościwej życzliwości
ku naszemu Zakładowi, acz najniegodniejszych Służebniczek Najświętszej Panny.
Pod tak
szczęśliwymi auspicjami, przedsięwzięcie to ku chwale Bożej podjęte, coraz
pomyślniej rozwijać się zaczęło. Pomimo niedostateczności funduszów wstąpiła w
serca ubogich Służebniczek żywa otucha i wiara utrzymania za łaską Opatrzności,
większej niż dotąd liczby kandydatek. Przewodnicząca w domku Jaszkowskim
Służebniczka[331], pisała w jednym z listów swoich: „im więcej będziemy
przyjmować kandydatek nie uważając na nie, tem
większe błogosławieństwo Boże będziemy do domu sprowadzać. W Bogu nam trzeba całą nadzieję pokładać. Gdybyśmy mogły
wszystkie te dusze dostać pod naszą opiekę, które pragną służyć Bogu, jakże
byśmy były szczęśliwe!” Jakoż wnet przybrano
kilka kandydatek nowych, a Pan Bóg wynagradzając pokładaną w Nim ufność, zdarzył
miłosiernie, odtąd zaczęły się zgłaszać niektóre z bogatszych gospodarzy
córki z własnym utrzymaniem. Między nimi
kilka z Diecezji Warmińskiej[332].
Większa
połowa z tych kandydatek już to
cząstkowo, już też całkowite dla siebie utrzymanie na rok próby zapewniły.
Pomimo to wszakże chleb raz na raz nie wystarczał i często po kilka tygodni obywano
się bez niego, zastępując go ochotnie kartoflami.
Oprócz
jednej krówki, którą w zaprzeszłym roku domek Jaszkowski posiadał, a którą
Służebniczki z szczupłych dochodów swego gospodarstwa były kupiły, - dokupowane
odtąd z daru pieniężnego, nadesłanego przez śp. Zygmunta Krasińskiego[333]. Lud także okazując coraz serdeczniejszy dla Zakładu
udział, pomnożył swymi ofiarami ubogi dobytek Domku Jaszkowskiego. Jeden
gospodarz z powiatu wrzesińskiego ofiarował ładną krówkę, i znów inny gospodarz
wiejski z powiatu Średzkiego, także w darze krowę przyprowadził. A tak z
Opatrzności Bożej ma już teraz domek Jaszkowski cztery krówki i dwie
młodociane. Również z ofiar ludu i z oszczędzonego przez Służebniczki od
wydatków domowych grosza, kupił Zakład w zeszłym roku parę koni i wóz do
potrzeby gospodarczej. Na ten cel, jeden wieśniak złożył dwadzieścia talarów
ofiary.
Starano się
także, aby kandydatki w ciągu roku próby, obok nauki, nie odwykały od
zwyczajnych robót wiejskich a przytem i szyć się uczyły, przeto oprócz obrobienia
potrzeb domowych i gospodarstwa ochronkowego nastręczono im jeszcze, w
pozostającym wolnym czasie zarobek, z którego tak szyciem, jako też innymi
pracami wiejskimi. W ciągu np. zeszłego lata zarobiły na rzecz Zakładu przeszło
40 tal. W roku zaś bieżącym zakupiono
dla domku Jaszkowskiego warsztat tkacki, na którym Służebniczki nie tylko swój len ale płótno wyrobiły, ale nadto
z wiosek okolicznych przyjmowały przędzę do obrobienia.
Nowych
Ochronek przybyło w tych dwóch latach,
sześć. Pierwsza, otworzona została d. 6. października 1858 r. w Górce[334], w dobrach Hr. Cezarego Platera w parafii
Brodnickiej; druga d. 11 kwietnia 1859
r. w Mielżynie w dobrach W-go Władysława Sikorskiego[335], pod duchowną opieką tamecznego Proboszcza Ks.
Koszutskiego; trzecia, d. 25
października 1859 r. we Wroniawach[336] u Hr. Stanisława Platera, w parafii Kębłowskiej; czwarta, d. 15 Maja br. w Niechanowie u
W[ielmożne]go Fr. Zółtowskiego,
piąta; d. 17 maja br. w Ruchocinie[337] u W-go Ignacego Gutowskiego, w parafii powidzkiej, szósta, nareszcie, w miesiącu bieżącym ma być
otwarta na Zdzieżu pod Borkiem u W-go Alex. Graeve[338].
Wszystkie
te Ochronki ograniczone na własnym zarobku Służebniczek, bez wszelkiej
uciążliwości dla dworów, rozwijają się, za łaską Bożą, bardzo pomyślnie. Lud
przychodzi im w pomoc dobrowolnymi ofiarami i drobne gospodarstwo pomnaża się
własną ich usilnością.
Mielżyńska
Ochronka tylko zastała hojne uposażenie, tak co do wszelkich urządzeń domowych,
za staraniem miejscowego Proboszcza Ks. Koszutskiego przygotowanych, jako też
co do swego przyszłego utrzymania, przez
dar byłego dziedzica W-go Zenona Jaraczewskiego[339], który na stałą własność Ochronki zapisał sądownie około 5
mórg roli i oprócz tego 8 mórg do jej użytku na lat trzy ustąpił.
Niemniej z okolicy kilku obywateli pośpieszyło z ofiarami na
zaopatrzenie początkowych potrzeb. A następnie i lud drobne datki dobrowolne
składać zaczął; zaraz np. w dniu otworzenia Ochronki, z ofiar ludu, który na
tę uroczystość licznie się zgromadził, znalazło się w skarbonce drobnymi
pieniążkami przeszło 40 złp. W roku zaś bieżącym dla tamtejszej Ochronki
zakupiony został dom z kilku morgami roli i z potrzebnymi budynkami, a gorliwym
staraniem miejscowego proboszcza Ks. Koszutskiego, wszystko, odpowiednio do potrzeb
Ochronki, jak najtroskliwiej jest już uporządkowane.
Wszędzie
razem z otwarciem Ochronek zaczęły się z okolicznych, wiosek zgłaszać
kandydatki, i pobliższe dwory oświadczyły się z chęcią zaprowadzenia u siebie
także Służebniczek. W ogólności wezwań takowych więcej nadchodzi, niż
dotychczasowa możność zakładu dozwala zadość im uczynić. Oprócz tutejszej
prowincji, zażądali w tym czasie Służebniczek do Królestwa, Pan Józef
Gajewski z Kosmowa, Hr. Amelia z Jezierskich Łubieńska z Lubelskiego[340], Pani Helena Krukowiecka[341] z Osnego pod Łowiczem. Do Galicji: Księżna Jadwiga
Sapieżyna z Krasiczyna, i Hr. Michał Czacki[342] z okolic Lwowa oraz z Ukrainy Pani Dariuszowa Poniatowska[343], nadesławszy pieniężną dla zakładu ofiarę, oświadczyła się
z chęcią - jeśli Bóg pozwoli - zaprowadzenia później podobnych Ochronek i w
tamtych stronach. Na koniec teraźniejszy Ks. Biskup Wileński Krasiński[344], zażądał bliższych szczegółów i objaśnień o Zakładzie
Ochronkowym Służebniczek. Nadto obudzająca się już dawniej potrzeba zakładania
domów dla sierot wiejskich, które by pod kierunkiem Służebniczek wieśniaczek,
obok wychowania chrześcijańskiego, w ubogiej prostocie życia wiejskiego,
sposobiły się do wszelkich robót wiejskich na dobre gospodynie, - odzywa się
teraz coraz wyraźniej. W przeszłym albowiem raporcie naszym z d. 14 czerwca
1858 r. wspomnieliśmy o tym tylko, jako o dalekim na przyszłość zamiarze
urządzenia podobnych domów sierot wiejskich, którymi zatrudniać się mogły Służebniczki,
a mianowicie w swych podeszlejszych latach a widoki i nadzieje nasze ku spełnieniu
takowych zamiarów, opieraliśmy na czynionych już wtedy do nas odezwach przez
niektórych opiekunów i dobroczyńców sierot wiejskich, którzy się zgłaszali ze
zapytaniami, czyby przy obszerniejszych Ochronkach nie mogli za stosowną
opłatą umieszczać takowych sierot wiejskich, uważając dla nich umieszczenie to
stosowniejszym niż w innych zakładach, ponieważ tu wiejski sposób życia i
zatrudnień najwłaściwiej sposobić je może do ubogiego i pracowitego na
przyszłość życia.
Tymczasem
zdarzył Bóg miłosierny, że ku urzeczywistnieniu tych życzeń, już w
Diecezji tutejszej Szanowny Ks. Proboszcz Kalasanty Szułczyński[345]
zakupił i sądownie zapisał na dniu 21 października
1859 r. około 70 mórg roli w Pogorzelicy na cel takowego Zakładu dla sierot
wiejskich, pod kierunkiem Służebniczek Boga-Rodzicy.
Pomimo tylu
wezwań, Zakład Służebniczek zwolna tylko - wedle słabych sił swoich -
przyjmując ofiarowane sobie miejsca i na teraz jeszcze ogradzając się jedynie
w obrębie tutejszej prowincji, wszelką usilność stara się szczególniej obracać
ku swemu wewnętrznemu rozwinięciu i umocnieniu.
Pod tym
względem wewnętrznego rozwijania się, dzięki Najwyższemu Bogu, możemy dosyć
pocieszające wspomnieć tu szczegóły o stanie Ochronek dwóch lat ubiegłych.
Siostrzeńską
miłość, zgodę i posłuszeństwo Służebniczki między sobą zachowują. Jedna Starsza
np. pisała w swym liście: „Dni nam upływają jak cień, bo pomiędzy nami jest
prawdziwa miłość, jak P. Jezus zaleca: gdy jedna zbłądzi, druga ją w miłości
upomni, pouczy, ta z chęcią wszystko przyjmie i jeszcze serdecznie podziękuje.
Mnie - jako teraz obraną Starszą, - we wszystkiem słuchają, co tylko moim
kochanym Siostrom polecę: jak chcę co zrobić, radzę się ich, a na wszystko
przystaną, i po nich obydwóch uważam, że co im polecę, nie uważają że to ja im
rozkazuję, tylko P. Jezus”. – „Smutne było nasze rozstanie się ze siostrą
Józefą, wszystkie my płakały choć nie
myślałyśmy że się już do kupy nie dostaniemy, ale gdy Pan Bóg tak
rozrządził, i za to Mu niech będą dzięki. Prawda, że wielka była miłość między
nami siostrzeńska, to też i nasze rozstanie się było bardzo smutne, ale i
teraz, dzięki Bogu, miłujemy się tembardziej, że mamy między sobą sierotę,
Siostrę Wiktorię”.
W innym liście
pisały: "Gdy Siostra Barbara miała od nas odłączyć się i nam już
boleśniejszej chwili być nie mogło; taki żal serca nasze opanował, żeśmy się
nie mogły wstrzymać od płaczu. Okropnie smutne nasze rozstanie było. Nie było
nam tak bolesno naszych rodziców odstąpić i rodzonych sióstr, jak teraz, gdy
nasza droga siostra od nas się rozłączała”.
Z innej znów
Ochronki pisały: „Między nami, dzięki Bogu, jest zgoda, jedność i miłość
siostrzeńska, jeszcześmy się ani razu nie przemówiły. Słuchamy się i doradzamy
sobie, każda w miłości Chrystusowej, - i tak jak jedna, lub druga i trzecia
pragniemy, aby jak najwierniej Bogu służyć i obowiązki stanu swego
wypełniać, aby coraz więcej miał Bóg chwały z nas i bliźni pomocy."
Niemniej serdeczne
utrzymują stosunki z rodzicami i często budujące piszą do nich listy. Jedna ze
służebniczek, taki np. list napisała do swej matki: "Kochana Matko! odebrałam
wasz list i cieszy mnie bardzo żeście mi donieśli o Waszym powodzeniu i
zdrowiu. Bóg Wam zapłać za te parę słów, które
mnie bardzo pocieszyły. Wyczytałam we waszym liście że wolelibyście mnie
widzieć na marach, aniżelibym się miała wrócić na ten świat przewrotny. O nie
daj tego Boże! abym tak miała
uczynić. Za pomocą i łaską Najwyższego Boga, ufam w miłosierdziu Jego, że tego
nie uczynię, bom już poznała ten świat i jego zdradę, a miałabym się jeszcze
do niego cofać? Wolałabym tysiąc razy umrzeć, aniżeli na krok od Ochronki się oddalić, i to mocno u siebie
stanowię, boby to było tak, jakby oracz wziął pług w rękę i wstecz się cofał.
Zaczęłam Bogu służyć i Najświętszej Pannie, to też chcę wiernie tego dopełnić.
Bo to nie jest dosyć dzień po chrześcijańsku zacząć, ale go też trzeba i po
chrześcijańsku skończyć; bo to nie jest
dobry ten, kto dobrze zacznie, ale ten co dobrze dokończy i wytrwa w dobrem aż
do śmierci. Gdy Wasz list czytałam, cieszyłam się i płakałam. Cieszyłam się
wtedy, gdym czytała te Wasze pocieszające słowa, i że mam tak dobrą matkę, że
mnie nie odwodzi od tej drogi, którą przedsięwzięłam. A płakałam wtedy, gdym
czytała, kochana Matko, żeście już w takim niebezpieczeństwie życia byli i nie
daliście mi znać, abym się za Was bardziej modliła. Nie dziwię się, że Pan Bóg
Was nawiedza różnymi krzyżykami, bo Pan Bóg też różnymi krzyżami wiernych sług
swoich doświadcza, czy Mu też wiernie służą. Nie utyskujcie sobie, tylko się tembardziej cieszcie, że Was Bóg
nawiedza, tylko miejcie cierpliwość, bo zacóżby była uwieńczona cierpliwość
nasza, gdybyśmy nie chcieli nic cierpieć dla Pana Jezusa! bo to dobrze wiecie,
i lepiej niż ja że Święci Pańscy krwią i męczeństwem nieba się dokupowali, a
przecież sądzili, że im się niebo darmo dostało. Zdajcie się we wszystkiem na
wolę Bożą i mówcie sobie: będę zdrowa, to będą,
będę chora, to będą; umrę, to umrę; we wszystkiem niech będzie wola
Twoja Panie! Pisaliście, że Was nikt tam pocieszyć nie może, tylko ja. Ale nie
moja Matko! moja Matko kochana! ja Was nie mogę pocieszyć ustnie, tylko przez
list. I nie macież też nikogo, coby Was pocieszył? Oto macie Pana Jezusa
niedaleko w Najświętszym Sakramencie. Jemu się uskarżcie, a znajdziecie
pocieszenie, jakiego nikt z ludzi Wam dać nie może. Pisaliście, abym Was
odwiedziła we Waszym smutku, ale wiecie dobrze,
że ja się teraz poddałam woli przełożonych moich, więc sama rządzić sobą nie mogę, a może by mi to nie na
dobre wyszło, żebym do Was przyjść miała, więc
stosujmy się z wolą Boską, jak Pan Bóg chce, tak niech będzie. Proszę Was
tylko, Najdroższa Matko! miejcie w opiece Monisię i Franusię /młodsze jej
siostry/ abyście je mogli przyprowadzić do tego, aby Pan Bóg, z nich miał chwałę
i my pociechę. A teraz do Was parę słów mówię Monisio i Franusio, uczcie się
pilnie, słuchajcie jak tylko możecie rodziców, bo wiecie dobrze, jak Pan Bóg
nieposłuszne dzieci karze. Wiecie dobrze, że ja też nie słuchałam Matki mojej
kochanej, ale też tego nigdy odżałować nie mogę."
W innym
znów liście pisze jedna ze Służebniczek do swej Matki. „Bardzo się cieszę, bo jak jeno tu
jesteśmy, to jeszcze my sobie żadnego słowa przykrego nie powiedziały. Tak się
zgadzamy jak dzieci jednego Ojca i jednej matki, bo my też jednego Ojca i jednej
Matki Królowej Niebieskiej! Proszę Was moja Matko, o modlitwy, bo mi są bardzo
potrzebne, abym mogła wiernie wypełniać te wszystkie obowiązki do których się
zobowiązałam. A ja też nie zapominam o Was w moich niegodnych modłach, jako o
kochanej Matce mojej, która tyle potu nade mną wylała. Niech za to wszystko P.
Bóg Wam będzie nagrodą, a ja z mojej strony z całego serca życzę Wam
nieba. Prawda, że byłabym rada, żebyście tu do mnie kiedy przyjechali, a jak
nie będziecie mogli, to tylko będę pragnąć tego, abyśmy się mogli wszyscy na
Józefata dolinie[346] po prawicy P. Jezusa obaczyć. Proszę Was odpiszcie mi jak
Wam się powodzi czy dobrze, czy źle, wszystko napiszcie, a jak będę wiedziała
Wasze smutki i dolegliwości to też się będę bardziej za Was modlić. Powiedzcie
Siostrom w tamtejszej Ochronce, że bardzo je prosimy o modlitwy. I Was
też pokornie proszę, przyjmijcie raz P. Jezusa za nas wszystkie, aby P. Bóg nam
błogosławić raczył."
Co do
zajmowania się dziećmi, pocieszające także możemy przytoczyć fakta. Np. o
Ochronce w Mielżynie, pisał Ks. Koszutski, w cztery tygodnie po jej założeniu.
"Siostry nasze" - pisze on - o ile mnie spostrzeżenia moje nie mylą,
są zadowolone ze swego stanowiska i zawsze pełne dobrych chęci, wesoło i
ochoczo przy dziennych zatrudnieniach, swoich. Na zapytanie moje, czy nie
tęsknią za Matką Starszą lub rodzinnemi stronami, zwykła ich odpowiedź jest, że
nie mają czasu do tęsknienia i myślenia o innych stronach. Wielkie zwycięstwo
odniosły już nasze Siostry w mieście, bo wszystkie nieomal dzieci regularnie do
Ochronki, ładnie uczesane, umyte i chędogo przyodziane, przybywają. W Ochronce
bardzo już grzecznie ze złożonemi rączkami siedzą, Sióstr słuchają, i martwią
się niemało, jeżeli niegrzecznością Siostrę rozgniewają, lubo się
Siostry nigdy nie gniewają, jak to dzieci w domu rodzicom opowiadają. Wszystkie
dziatki z wesołemi zawsze twarzyczkami na stopniach siedzą i słuchają
pilnie, co im Siostra powiada. Lubo dopiero o 1-szej z południa do Ochronki przychodzić
mają, to Siostry im się opędzić nie mogą bo zaledwie obiadek swój w domu
zjadły, już stoją przy dzwonku i proszą o wpuszczenie do Ochronki. Jeżeli P.
Bóg tak dalej błogosławić będzie działaniom Sióstr, to z czasem będzie Bóg
wielką miał chwałę, a ludzie niemałą pociechę z tych dziatek, które z Ochronki
naszej wyjdą".
W innych
miejscach ochocze np. współzawodnictwo dziatek codziennie napełnia Ochronki w
ten sposób, że dziewczątka wybiegają na wieś, żeby sprowadzić jak najwięcej
towarzyszek dla przewyższenia liczby chłopców, i również chłopcy po zapłotkach wsi szukają chłopców, żeby
liczbie dziewcząt dorównać.
Zdarza się,
że dzieci zupełnie maleńkie codziennie przypominają rodzicom żeby je do Ochronki odnosili. Jeden np. dwuletni
chłopczyna, tak rano jak i po obiedzie zwykł
się zaraz niepokoić i ustawicznie powtarzać że pójdzie "do dom", mianując domem swym Ochronkę.
Często i w dnie
świąteczne zbiegają się dzieci do Ochronki. Z jednej takiej Ochronki doniosły Służebniczki, „w niedzielę
wróciwszy z kościoła, to nie mamy czasu ani
śniadania wypić, bo zawsze wszystkie dziatki tak się do nas snują, że ich nie
mogą matki w domu utrzymać." Nawet były miejsca, gdzie z pobliskich wiosek
dziatki widząc przychodzące Służebniczki, przyłączyły się do nich i chciały z
nimi iść do Ochronki.
Służebniczki z
Niesłabina donoszą np. w jednym z listów swoich „Byłyśmy raz w Orkowie
/sąsiedniej wiosce/ chorą odwiedzić. Gdyśmy szły domu, jedna gospodyni
zawołała nas i prosiła żebyśmy jej córeczkę małą zabrały ze sobą, do Ochronki,
bo bardzo wielką, chęć miała iść do nas. Miałyśmy to dziewczątko parę dni u
siebie, a jak potem matka przyszła po nią, rzewnie zaczęło płakać i nie chciało
do domu wrócić". Późnej to samo dziewczątko, około 5 lat liczące zbierało
sobie po kilka malutkich rówieśniczek, aby z nimi zacząć codziennie chodzić z
Orkowa do Niesłabińskiej Ochronki. Ale ponieważ pewna odległość pomiędzy temi
dwoma wioskami, wzniecała obawę puszczania samych i tak małych dzieci, przeto z
wielkim żalem, musiały swych upragnionych wycieczek zaniechać. W Niechanowie
także, zaraz w pierwszym tygodniu po otwarciu Ochronki, z pobliskiej wioski
Żelazkowa, zaczęło podobnie kilkoro dziatek codziennie do Ochronki przychodzić.
Dzieci po
wszystkich Ochronkach w nauce, mianowicie religii, okazują, jak na swój wiek,
bardzo zadawalające postępy; zdarza się, że dziatki zaledwo chodzić i mówić
poczynające, odpowiadają już na niektóre pytania katechizmowe i początkowe
zwrotki pieśni nabożnych same zaczynają sobie śpiewać. Zaprowadzone w Ochronkach
zwyczaje pobożne, bądź to do pewnych dni lub pór roku przywiązane, z wielkim
poszanowaniem zachowują. Przytaczamy tu np. co
jedna ze Służebniczek donosiła o tem: „Dzieci - pisze ona - już się
przyzwyczaiły do naszego porządku tygodniowego. Co
piątek np. składają chleb swój kawałeczkami dla ubogich, a jak które nie
przyniosło to leci do domu po kawałek chleba. Raz z takich kawałków zrobiłam
trochę zupy i masłem okrasiłam, a dzieci poszły po jedną kobietę niewidomą i
bardzo ubogą, której tę zupę dały. Przychodzi też tu dwoje biednych dzieci
Ochronkowych, które jak nie mają chleba, to się im drugie składają. W Środy bardzo sobie przypominają umarłych
krewnych. Jednemu np. dziewczątku była
umarła matka, to sobie robi grób matki z piasku, i drugie dzieci także robią,
groby, a jak dadzą płotek wokoło, to jak prawdziwy cmentarz wygląda."
Uczucia
religijne i miłości bliźniego nieraz w rozrzewniający sposób obudzają się w
dzieciach. Raz np. gdy Służebniczka w Ochronce dawała kawałek chleba ubogiemu,
jedno z dzieci odezwało się z prośbą żeby i ono mogło swój chleb podwieczorkowy
dać temu ubogiemu. Służebniczka pozwoliła, a dziecko uszczęśliwione cały swój
kawałek chleba staruszkowi dawszy, było od tej chwili weselsze niż kiedykolwiek
i gdy przyszedł czas podwieczorkowy dla wszystkich dziatek, ono jakoby chciało
oddalić od siebie myśl od podwieczorku, poklaskiwało sobie próżnymi rączkami i
przyśpiewując tańczyło na pośrodku izby.
Pewien
znów chłopczyk w jednej Ochronce odznaczał się nadzwyczajną pobożnością. Często
namówił sobie kilku rówieśników aby razem przed ołtarzykiem upadłszy krzyżem na
podłodze, odmówić kilka paciorków, albo za jakiego we wsi chorego o którym
posłyszał, że go Służebniczki nawiedziły
albo za ubogiego, który po jałmużnę do Ochronki był wstąpił. Raz nawet gdy
ksiądz miejscowy z drugim gościem odwiedzili Ochronkę i swoją uprzejmością
rozweselili dziatki, chłopczyk ów po odejściu gości, jakby zawdzięczając im
okazaną dla Ochronki życzliwość, dobrał sobie kilkoro dzieci, ukląkł z nimi
przed ołtarzykiem i na intencję tych gości zmówił z towarzyszami swymi kilka
Zdrowaś Maryja, dodając za każdym razem "Najświętsza Panno przyczyń się za
nimi".
Zdarza się często, że prócz małych dzieci i
starsze, które miały przeszkody uczęszczania do szkoły, pobierają w Ochronkach
wieczorami lub w święta, naukę religii przygotowującą do pierwszej spowiedzi
św. Takowe dzieci, oraz te co już z Ochronki do szkoły przeszły, okazują zwykle
wielkie ku Ochronce przywiązanie i w każdej wolnej chwili rade odwiedzają potem
domek Ochronkowy. Raz we wigilię Popielca[347],
Służebniczki w jednej Ochronce przemyśliwały, jakby nazajutrz ubrać swój
ołtarzyk stosownie do czasu postu, gdy im zbywało na środkach i możności
sprawić, podług zwyczaju Ochronkowego, krzyż ozdobiony znakami Męki Pańskiej,
jak się zwykle u Służebniczek stawia na czas postu przed zasłonionym ołtarzykiem.
W niemożności więc tego okryły tylko ołtarzyk czarną zasłoną i mały krzyżyk
postawiły na nim kontentując się spokojnie tem, na co ich stało. Tymczasem
nazajutrz rano, w sam dzień Popielcowy, usłyszały zdala śród wioski śpiewaną
licznymi głosami pieśń żałosną o Męce Pańskiej, i przyszedłszy przed domek
ujrzały pochód kilkunastu dzieci szkolnych i starszych, które parami zbliżały
się ku Ochronce, a przed niemi na przedzie chłopczyka niosącego wysoki krzyż
czarny, na który były pozawieszane znaki Męki Pańskiej, młotek, obcęgi, powróz,
rózga, włócznia, drabina itd. Gdy orszak ten stanął przed progiem Ochronki,
chłopczyk przewodniczący ofiarował Służebniczkom na ozdobę ołtarzyka krzyż,
który z wszystkimi narzędziami Męki Pańskiej
zrobił własnymi rękami w domu dla Ochronki.
Potem przez ciąg całego Wiel. Postu wszystkie z tej gromadki dziewczęta, wraz z
innymi kobietami z wioski uczęszczały pilnie co wieczór do Ochronki na czytanie
i śpiewanie pieśni o Męce Pańskiej.
W ogólności na wieczorne czytania pobożne w
ciągu całego roku, a mianowicie w święta, i przez czas majowego nabożeństwa lub
śpiewania kolęd przy żłobku, po wszystkich Ochronkach pilnie uczęszczają
dziewczyny i kobiety, z wykluczeniem mężczyzn, którym wstęp do Ochronek, przy
zebraniach takich nie jest dopuszczony. Liczba
jednakże samych kobiet i dziewczyn często tak zapełnia Ochronki, że nie
mając miejsca na ławeczkach muszą jedna przy drugiej na ziemi siedzieć. W Ochronce np. Góreckiej w parafii
Brodnickiej, dochodziła ich liczba czasem do 40. W pierwsze zaraz święto, po
założeniu tej Ochronki, zeszło się na wieczór 18 dziewczyn na czytanie.
Później wzrastała ilość ich coraz bardziej, gdy nie tylko z samej Górki, ale i
ze sąsiednich wiosek, z Przylepek, z Boreczku, z Ludwikowa, przychodziły
kobiety z dziewczętami mimo przykrej często pory zimowej. W Mielżynie zdarzało
się że w święta, Służebniczkom z nieszporów
wracającym wybiegały naprzeciw gromady śpiewających dzieci, a około
Ochronki tyle już stało kobiet i dziewczyn zgromadzających się na czytania, że trudno było z dziećmi przecisnąć się do
Ochronki.
Stosunki te
ze Służebniczkami wywierają już błogie skutki na moralne obyczaje dziewczyn wiejskich. Przytaczamy tu tylko jedną
drobną okoliczność, że kiedy np. z jednego
dworu wysyłano wieczorem dziewczynę z czeladzi
po interesie na wieś, ta wzięła sobie drugą za towarzyszkę, naśladując w tym
zwyczaj Służebniczek, które wieczorem same nie wychodzą. W ogóle, przyzwoite
dziewczyny wiejskie lubią się zbliżać do Służebniczek, towarzyszyć im do
kościoła, w dnie robocze z nimi pracować i rozmawiać
o pobożnych rzeczach; a niektóre chcąc nawet zewnętrznie podobnymi do nich się
czynić, zaczynają gdzie niegdzie zamiast kolorowych
nosić białe chustki na głowach jak Służebniczki. Z tych też powodów nieraz podobno się zdarza, że we wsiach gdzie nawet
wcale nie ma Służebniczek, gdy jaka
skromniejsza dziewczyna pomiędzy robotnikami do lżejszych
rozmów nie bierze udziału, zwykli ją nie inaczej już jak Siostrą z Ochronki nazywać.
Co do zajmowania się chorymi i
ubogimi, również troskliwie i pilnie wypełniały Służebniczki obowiązki swoje. W
jednym ze swych listów doniosły np. „Mamy teraz dużo chorych, których
pielęgnujemy i chodzimy prawie codziennie czytać im Modlitwy, Żywoty
św. itd. Ubogich też dużo chodzi, codziennie po trzech do czterech i ile
możności naszej wesprzemy ich jałmużną, dzieci ubogich mamy teraz na obiady
pięcioro, jeszcze czasem ubogim do domów zanosimy kolację a w Niedzielę,
to śniadanie zawsze im zanosimy." Z
tej samej Ochronki w innym czasie pisały: „Chorych w szpitalach nawiedzamy
codziennie, na wieczór czytamy im Żywoty św. Pańskich i inne czytania
duchowne, z tego są bardzo kontenci i proszą nas zawsze, żebyśmy mogły przyjść
jak najprędzej. A gdy mamy inne zatrudnienie, że zaraz przyjść nie możemy, to
skoro do nich przyjdziemy po skończonej
pracy, z wielkim oczekują nas upragnieniem. Chorych wszystkich mamy teraz
12-tu. W każdej rzeczy co potrzeba są nam powolni. Na przykład raz spóźniłyśmy
się dla ważnego zatrudnienia, była 8-ma godzina gdy my do szpitala przyszły, a
oni już poszli na spoczynek, tylko
niektórzy czuwali; wszyscy byli chorzy na rany co w dzień mogli chodzić.
Zganiłyśmy im, że się przed odmówieniem modlitw pokładli i prosiłyśmy aby
wstali i byli gotowi do modlitw za kilka minut a my się oddaliły. Chętnie też w
jednym momencie powstali i gdyśmy na powrót weszły, już żeśmy zastały
klęczących tak młodych jak starych".
W innym liście pisała jedna
Służebniczka: "Chorych ile naszej możności odwiedzamy. U jednego chorego
byłyśmy dwie noce. Na pogrzebie jednego dziecka, któreśmy do skonania
pielęgnowały, była Siostra Marianna z dziećmi większymi." Zwykle zmarłym
dziatkom Ochronkowym robią służebniczki girlandy[348] lub wianki na trumienki, czasem
najuboższym kitelek ze swego płótna uszyją. Zdarzało się że w razach potrzeby,
ze swych, zarobkowych pieniędzy płaciły lekarstwa dla ubogich chorych. W dozorowaniu chorych okazywały się zawsze
pilnymi. Z jednej Ochronki donosiły np. „W Niedzielę, tośmy wstały pewno o
trzeciej i tak my odwiedzały chorych aż do rana i prawie dopiero o 10-tej poszłyśmy
do kościoła." Bywało niekiedy, że w święto Służebniczka przy chorych
zostaje dopiero po południu, gdy przez wracające z nabożeństwa rannego
towarzyszki zastąpiona bywa, - poszła do odległego 1/4 mili kościoła i komunię
św. na nieszporach przyjmowała. W czasie zaprzeszłej zimy były raz Służebniczki
z domku Jaszkowskiego wezwane o milę drogi do pewnej chorej rodziny, gdzie w
jednym domu pięcioro osób zaraźliwą chorobą /podobno tyfusem/ złożonych, bez
najmniejszego dozoru leżało, a każdy ze sąsiadów obawiał się nieść im
jakąkolwiek pomoc, gdy kilkoro z odwiedzających ich ludzi zapadło było zaraz na
tęż chorobę, służebniczki, lubo w takim oddaleniu nie zwykły dozorować chorych,
w tym razie przecież powiedziały sobie,
że wszakże kiedy ogień gdzie wybuchnie każdy wszystko porzuca a biegnie
ratować, - i poszły dwie do zarażonego domu dnie i noce posługiwać chorym i
opatrywać całe ich gospodarstwo domowe, co kilka dni po dwie się zmieniając.
Jedno czy dwoje z tych chorych umarło. Zajęły się usunięciem trupów i ich
pogrzebaniem. Dopiero jedna z bezsenności i utrudzenia zachorowała, inna ją
zastąpiła, i tak kilka razy opadając na siłach wracały a nowe ochotniczki
stawały w ich miejsce; aż wreszcie za pomocą Bożą, pozostali chorzy do zdrowia
przyszli, a Służebniczki złożyły im na powrót klucze i zarząd przez ten czas
utrzymywanego gospodarstwa.
Z ubogimi dzielą się często
ostatkiem swojej chudoby. Pisały np. w jednym ze swych listów z innej Ochronki:
"cieszymy się bardzo, bo teraz chodzi dużo ubogich, przez trzy dni było
jedenastu. Dzięki Bogu, żadnego my nie
opuściły, ale ile możności złożyłyśmy im jałmużnę. Cieszymy się bardzo, że nam
tak Pan Bóg daje, że możemy innym od nas uboższym coś udzielić." -
Zdarzyło się w
jednej Ochronce, że Służebniczka posiadająca z domu rodzinnego sześć koszul,
rozdała z nich w ciągu roku cztery ubogim, a dwie tylko zostawiła sobie, co
spostrzegła dopiero Starsza, gdy tamtą Ochronkę zwiedziła. W innym znów miejscu np. wszystkie trzy
Służebniczki złożyły się na powleczenie zbyt podartej pościeli jakiejś ubogiej
staruszki. Jedna z nich dała powłoczkę na becik, drugie dwie po jednej
powłoczce na dwie poduszki. Czasami i pracą przychodzą w pomoc ubogim i chorym.
Zdarzyło się np. że w domku jednego rybaka mąż i żona leżeli chorzy, a drobne
ich dziatki ledwie mogły do jadła trochę kartofli ugrzebać, reszta zaś
zasadzonego kartoflami ogrodu - cała ich nadzieja żywności na zimę - leżała
wystawiona na pastwy trzody, co z przyległych ogrodów sprzątniętych wpadła na
opuszczony ogródek. Służebniczki pielęgnujące tych chorych, przyzwawszy w pomoc
swe towarzyszki ze sąsiedniej Ochronki, wzięły
się do pracy około wybrania i zachowania kartofli owej ubogiej rodzinie.
Co do
pracowitości też i dobrego wpływu moralnego, jaki na współrobotników wywierają,
pocieszające mamy świadectwa. Właściciele, u których pracują, dawali się nieraz
słyszeć, że chcieliby mieć wszystkie robotnice takie. Gdzieniegdzie nawet
sąsiednie dominia[349] pragną, ażeby
Służebniczki do nich mogły czasem przychodzić
do roboty, a przez to i na moralność ludu wpływać. W Ruchocinie, w pierwszym
zaraz tygodniu po zaprowadzeniu Ochronki, robotnicy współpracujący w polu ze
Służebniczkami, za ich przykładem zaczęli razem z nimi przy robocie odmawiać
pacierze. W Mielżynie, uczyniło podobno mocne na mieszkańcach, wrażenie, gdy
zobaczyli jak na rynku, po skończonym targu, wyszły pierwszy raz Służebniczki
zamiatać po bruku rozprószoną mierzwę, którą Magistrat dla Ochronki
przeznaczył, i jak znosiły ją koszykami lub taczkami zwoziły. „Jużci to mówili
- żadnej roboty wstydzić się nie trzeba i żadna
najpodlejsza człowieka nie hańbi, kiedy takie Służebniczki w nieświeckich
sukienkach [z] paciorkami u pasków i z wiszącymi na piersiach krzyżami
zamiatają śmieci i mierzwę na rynku jak najbiedniejsze żebraczki."
Wszędzie
też one do wszelkiej chodzą roboty, a gdzie mają własne gospodarstwo jak np. w
Jaszkowie, to nawet, oprócz wszelkich robót kobiecych młócą zboże, rzną
sieczkę, rąbią drzewo, bielą sobie izby itd.
Z innej Ochrony w jednym z listów swoich pisały: "Teraz już nosimy
porówno z mężczyznami żyto w miechach ze stodoły na spichrz i nic to nam nie
jest przykro, tylko jak to żyto nosimy po schodach, to sobie przypominany ten
ciężki krzyż Pana Jezusa, który niósł za nas na górę Kalwarią."
Co do
udziału ludu dla Ochronek, okazał się takowy w upłynionych dwóch latach jeszcze
życzliwszym i hojniejszym jak dawniej. Służebniczki żyją ubogo, często nawet
niedostatek daje im się uczuć, ale wtedy Opatrzność Boża, przez dobrych ludzi,
zawsze im w pomoc przyjdzie, i czasem nawet hojniej obdarzy, niż potrzeba
chwilowa wymaga. "Czasem - donosiły służebniczki - to my nie miały co na
drugi dzień gotować, a wtem, kiedyśmy resztę na kolację zjadły, przyniosło nam
jakie dziewczątko trochę kartofli i trochę mleka. Parę razy tak nam się
zdarzyło, żeśmy chciały mleczarce dać co kupić w mieście, a tu nam Pan Jezus
przysłał i już żeśmy nie dały kupować, bo kiedy mamy więcej jak na dwa razy do
ugotowania to nie kupujemy. Mamy teraz w naszej spiżarni z kwartę jagieł[350], z pół kwarty pęczaku, trochę mąki i trochę jeszcze żyta,
co my nazbierały. Stolik już mamy. Kupiłyśmy do okna w dormitarzu zasłonę
niebieską, jedną miednicę, jedną szklankę. Kropielniczkę kupiła nam Siostry
Joanny matka. Za arendę[351] gospodarzowi na św. Michał pieniądze damy, jeżeli Bóg da
zdrowo doczekać. Kto się Bogu poruczy
nie zginie”. W tej samej Ochronce, gdy latem Służebniczki wracały od
roboty, zastawały w domu przysłane w ofierze od gospodarzy wiejskich owoce
gruszki, śliwki, jabłka. Na święta
dostawały od ludzi czasem tyle mięsa, że im na tydzień starczyło. W uroczyste wigilie
rybacy miejscowi obdarzali je rybami. Z
innej Ochronki pisały służebniczki: "Jedna matka przysłała nam w tych
dniach pół bochenka chleba dla ubogich, a w piątek zawsze da swym dzieciom po
3 grosze, aby włożyły w skarbonkę, bo troje dzieci jej chodzi do
Ochronki. Inna gospodyni w każdą niedzielę i święto przysyła nam 3 strucelki[352] i kawałek okrasy[353].”
Z innej
znów Ochronki donosiły: „Ludzie to nam tyle naznosili na święta rozmaitych rzeczy, że my prawie sobie zapłakały, bo nie umiemy
opisać tego wszystkiego co nam P. Bóg daje, chociaż my sobie na to nigdy nie
zasłużyły”. W innej znowu Ochronce we Wielkanoc Służebniczki wróciwszy po
Komunii św. do domu, zastały przysłaną od ludzi kawę z plackami oraz dużo jaj i
kiełbas. Z Ochronki Mielżyńskiej donosiły o Wielkanocy: "Ludzie nam dzięki
Bogu, przysłali jaj, masła, chleba, sera, kartofli, a żydówki macków[354]. Jeden Pan sążeń drzewa przysłał. Święta miałyśmy bardzo
dobre, dostałyśmy od naszego Ks. Proboszcza pełen koszyk święcenia i od Państwa
także święconkę". Tameczny Ks.
Proboszcz donosił także: "Dziatki i ludek dosyć do Służebniczek lgnie, nie
tylko, że się przywiązuje, a wpływ już niemały wywarły na niejednego z
kochanych parafian moich". W lecie niektóre dwory sąsiednie zapraszały do
siebie dzieci ze Służebniczkami na jagody.
Na gwiazdkę znów gospodynie
wiejskie przysłały strucla, pierniki, jabłka, zabawki w pudełkach, stoczki dla
dzieci, a w jednej Ochronce tyle światła podarowały kobiety, że przez kilka
tygodni starczyło na oświetlenie szopki. Gospodarze zaś także, żeby ze swej
strony coś ofiarować, kupili do tejże samej Ochronki dwa ładne świeczniki na
ołtarzyk Ochronkowy i przynieśli w ofierze na gwiazdkę. Kobiety w tej wsi
powtarzały, że jeszcze nigdy nie miały
takich świąt pięknych.
Zdarzało się, że i
ze sąsiednich wiosek przychodzili i przyjeżdżali z dziećmi ludzie na
obchód Gwiazdki Ochronkowej i przywozili ze sobą żywność dla Służebniczek na
święta. Zręczniejsi chłopcy szkolni misterne dla Ochronek szopki budowali i z
dudkami i z fujarkami jako pastuszkowie przygrywali dzieciom Ochronkowym
przy śpiewaniu kolęd.
W ciągu roku, gdy
do której z okolicznych wiosek poszły Służebniczki nawiedzić chorych, wracały
zaraz obdarzone suchym owocem, grochem, cebulą, okrasą itd. Tak, że dwie miały co nieść. Do niektórych
Ochronek z dalszych nawet wiosek przysyłali wieśniacy swe dary. Jeden np.
gospodarz o kilka mil mieszkający,
przysłał do Ochronki dużo żywności i 15 złp. w pieniądzach. Inna
Ochronka odebrała od pewnego gospodarza 5 tal. ofiary. Do domku Jaszkowskiego przybył w odwiedziny
ojciec jednej Służebniczki i przy pożegnaniu złożył w ofierze do rąk Starszej
13 talarów, to jest tyle ile naliczył tam zgromadzonych Służebniczek. Dla domku
Jaszkowskiego także jeden wieśniak, gospodarz, ofiarował 60 łokci[355] farbowanego płótna modrego na suknie dla Służebniczek.
Inny raz pewien wieśniak zamożny dowiedziawszy się o wyczerpanych funduszach
domku Jaszkowskiego złożył 50 talarów na potrzeby Zakładu zostawiając zwrot takowych
do czasu, gdy późniejsze dochody bez uciążliwości pozwolą zwrócić tę kwotę
Ochronce Wroniawskiej, w pierwszych dwóch miesiącach po jej założeniu, dochód
skarbonki wynosił 9 talarów 16 sgr. 3 fen. Do innej Ochronki jakiś zamożniejszy
wieśniak przyniósł 5 złp. ofiary prosząc
o modlitwy za swój dom i rodzinę.
Zdarzyło się gdzie indziej, że dwie
Służebniczki będąc z jednej Ochronki do drugiej wysłane, wstąpiły po drodze do
kościoła, a gdy skończyły modlitwy i swoje tłumoczki[356]
podróżne zabierały, zbliżyła się do nich w kościele jakaś wieśniaczka i
włożywszy im do ręki kilkanaście groszy dodała "to dla ubogich
Siostrzyczek na drogę". Raz w czasie zimy, Służebniczki z Ochronki
Niesłabińskiej były w dzień świąteczny na nabożeństwie w pobliskim kościółku
Jaszkowskim i dla ogromnej zamieci śnieżnej nie mogąc wrócić do domu, zostały
na noc w Ochronce tamtejszej. Nazajutrz, pomimo głębokich śniegów i tęgiego
mrozu gdy przyszły rano do swej Ochronki "zaraz jedna gospodyni" -
jak donosiły - przyniosła nam gorącej kawy i chleba, i przysłała parobka aby
narąbał nam drzewa. Drugi gospodarz przysłał chłopca, aby nam odszuflował
śnieg, gdzie było potrzeba. Znowu jedna gospodyni przysłała bambosze dla
Siostry Michaliny, dowiedziawszy się, że odziębiła nogę. Po małej chwili inna
jeszcze gospodyni przysłała nam tyle jadła, żeśmy miały jeszcze na
kolację". W zeszłym roku po zakończeniu rekolekcji, gdy wszystkie
zgromadzone Służebniczki w liczbie czterdziestu poszły do Jaszkowa odwiedzić na
chwilę pobliską Ochronkę Niesłabińską i przy tamecznej figurze za wsią wspólnie
odśpiewały pieśń Boga Rodzicy, wnet pełno wieśniaczek przybiegło na ich
powitanie, a jedna z gospodyń wiejskich zaprosiwszy całe grono Służebniczek do
swojej chatki na podwieczorek z prawdziwie piastowską gościnnością uczęstowała
wszystkie czterdzieści Służebniczek chlebem, miodem i mlekiem.
Nie śmiąc
liczniejszymi szczegółami przedłużać niniejszego sprawozdania załączamy w końcu
spis wszystkich dotychczasowych Ochronek których jest 12, a mianowicie: w
Archidiecezji Poznańskiej[357]:
1/ w Podrzeczu, parafia W.
Strzelecka
2/ w Kopaszewie, parafia Krzywińska
3/ w Turwi, parafia Wysocka
4/ w Rąbiniu, parafia Rąbińska
5/ w Jaszkowie, parafia Żabińska
6/ w Niesłabinie parafia Sremska
7/ w Górce, parafia Brodnicka
8/ w Wroniawach, parafia Kębłowska
9/ w Borku, parafia Borkowska /ma być zaprowadzona w tym miesiącu/,
W Archidiecezji Gnieźnieńskiej:
10/ w Mielżynie, parafia Mielżyńska
11/w Niechanowie, par.Niechanowska
12/ w Ruchocinie, parafia
Powidzka.
Służebniczek zaś w tych 12-tu
Ochronkach jest 56, a kandydatek w Jaszkowskim domku 12-cie czyli wszystkich
razem 48.
- - - - - - - - -
Przedstawiwszy
wiernie stan obecny Zakładu Służebniczek - Boga Rodzicy ośmielam się polecić
najpokorniej, wraz z tym ubogim zawiązkiem, Najmiłościwszej Opiece i
błogosławieństwu J[aśnie] O[świeconego] Arcy-Pasterza, a Najdostojniejszego
Opiekuna naszego
najposłuszniejszy
syn i sługa
/-/ E. Bojanowski
Grabonóg 14 czerwca 1860
[102]
Do ks. arcybiskupa LEONA
PRZYŁUSKIEGO w Poznaniu
Grabonóg, 26 czerw[ca] 1860
Najprzewielebniejszy Księże
Arcypasterzu, Jaśnie Oświecony Panie i Dobrodzieju.
W interesie dzierżawy probostwa
jaszkowskiego na rzecz Zakładu Ochronkowego (Służeb[niczek]
B[oga]-R[odzicy]),
który już został przedłożony Prześwietnemu Konsystorzowi, ośmielam się wskutek
wysokiego ustnego polecenia Waszej Arcypasterskiej Mości, podać niniejszym
uniżoną, pokorną prośbę z dołączeniem wyjaśnienia rzeczy, o którą chodzi.
Za wysokim zezwoleniem władzy Duchownej, Zakład Ochronkowy w
Jaszkowie czwarty rok już ma w dzierżawie grunta proboszczowskie wynoszące 72
mórg roli ornej oprócz pastwiska, i
płacił w pierwszych trzech latach po 80 talarów rocznie, w ostatnim zaś, czyli
bieżącym roku, wskutek żądania teraźniejszego komendarza
ks. Idzikowskiego[358]
- 110 talarów. Nadto Zakład Ochronkowy własnym kosztem przybudował w domu
plebańskim dwie izby ze sklepem murowanym, ze zobowiązaniem się pozostawienia
tychże bez żądania wynagrodzenia, po skończeniu się dzierżawy. Już z tego więc
względu probostwu dzierżawa ta przyniosła znaczny pożytek, tak samo we
względzie ekonomicznym probostwo nie tylko że nic nie traci, ale nawet korzysta
na dzierżawie. Z Żabna bowiem, gdzie rezyduje ks.
komendarz, trudno by mu było w
takiej odległości gospodarstwo prowadzić samemu. Zawsze by więc musiał je wydzierżawiać.
Obecnie zaś z łaski J[aśnie]
W[ielmożnego] Hr. C[ezarego] Platera, komisarz jego P. Niesiołowski ma nie
tylko główny zarząd gospodarstwa poruczony, ale nadto polecone mu jest, aby
inwentarzem i wszelkimi potrzebnymi środkami dawał pomoc. Toteż stan
gospodarstwa i stan roli rok rocznie poprawia się, budynki w należytym porządku
są utrzymane i inwentarza miejscowego liczba tak przybyła, że i grunta coraz
więcej zamierzwione być mogą. Co [do] ostatniego punktu, nadmieniam
najuniżeniej, że W[ielmożni] państwo
Szołdrscy, dziedzice Jaszkowa, pozwolili do woli na rzecz Zakładu Ochronkowego
aż do czasu póki temuż Zakładowi dzierżawa służyć będzie, zbierać z boru
ściółkę, z którego dobrodziejstwa dotychczas korzystało się i na przyszłość
korzystać się będzie pilnie. Dzierżawa
ta jest niezbędna Zakładowi Ochronkowemu ze względu na jego zadanie, aby
Służebniczki, które wszystkie z wiejskiego stanu pochodzą, pracą i robotami
wiejskimi mogły być zajęte.
Dlatego ośmielony wysoką opieką, pod
którą Najprz[ewielebniejszy] Arcypasterz raczyłeś go przyjąć i w pewnym
przekonaniu, że probostwo korzysta na tej dzierżawie, upraszam pokornie, aby
Wasza Arcybiskupia Mość raczyła pozwolić dzierżawę rzeczoną na następne lat
jedenaście potwierdzić i o wysokiej Swej decyzji Prześwietny Konsystorz
uwiadomić, któremu ta rzecz już jest oddana.
Z najgłębszym uszanowaniem
Najprzewielebniejszego Księdza Arcypasterza najposłuszniejszy syn i sługa
E. Bo[janowski]
[103]
Do ZYGMUNTA GRUDZIŃSKIEGO[359] w
Drzązgowie
25 lip[ca 18]60
Szan[owny] P[anie].
Niezmiernie żałuję, że właśnie dziś,
dla chwilowej słabości zdrowia, nie jestem w stanie korzystać z łaskawego zaproszenia Pańskiego[360],
aby mieć szczęście być uczestnikiem tak upragnionej dla serc chrześcijańskich
uroczystości jutrzejszej zaprowadzenia Sióstr Miłosierdzia w Środzie, a zarazem
znaleźć wielce pożądaną dla mnie sposobność złożenia Państwu Dob[rodziejstwu]
mego głębokiego uszanowania, z którym - pełen wdzięczności za okazaną mi
łaskawość - mam zaszczyt zostawać Szanownego Pana Hrabiego uniżonym sługą
E. Boj[anowski]
Grabonóg pod Gostyniem, 7
sierp[nia] 1860
Na szanowny list Pański[362]
pośpieszając z odpowiedzią, mam zaszczyt donieść, że Sióstr Felicjanek nie mamy
tutaj, tylko Służebniczki Boga-Rodzicy, które zajmują się Ochronkami, tudzież
chorymi, ubogimi, i starcami, i sierotami po wsiach. Trzy takie Siostry obejmują
Ochronkę i kolejno jedna uczy i bawi dzieci, a dwie zatrudniają się pracami
wiejskimi, aby na wszystkich trzech utrzymanie zarobić, a przy tym wpływ
moralny wywierać na współrobotników wiejskich, pomiędzy którymi pracują. W
razie zaś potrzeby nawiedzania chorych lub tym podobnych posług miłosiernych,
jedna z tych lub obie odmawiając sobie zarobku, śpieszą na posługę ubogich
bliźnich.
Pomimo takiego wszakże odrywania się
od pracy, zarobek dwóch robotnic wiejskich wystarcza na ubogie utrzymanie
trzech Służebniczek, nie wykluczając dobrowolnych datków tak ze strony państwa
jak ze strony ludu, który tę Instytucję zwykł życzliwością swoją zasilać.
Zakład ten Służebniczek Boga-Rodzicy
jest Stowarzyszeniem religijnym zostającym pod zarządem swych przełożonych, a
pod opieką arcybiskupią*.
Szczegółowszą - lubo nie ze wszystkim dokładną - o tym Zakładzie wiadomość
podał niedawno Tygodnik Katolicki
ks. Prusinowskiego[363]
w n° 2, lecz gdyby było życzeniem Pańskim otrzymać nadto bliższe objaśnienia,
gotów jestem na żądanie Pańskie w każdej chwili takowych udzielić.
Zostaję z głębokim uszanowaniem
W[ielmożnego] Pana uniżonym sługą
E. B.
* Nowicjat urządzony jest na wsi w
Jaszkowie pod Śremem.
[105]
Do Stanisława PLATERA
we Wroniawach
Grabonóg, 14 sierp[nia] 1860
Szan[owny] Panie.
Odebrawszy łaskawy list Pański z 30
z. m., uznaję najzupełniej słuszność uwag, dla których Szan[owny] Pan
proponujesz zmiany w układzie tyczącym się pracy Służebniczek, i sposób, w jaki
- podług przedstawienia Pańskiego - utrzymanie ich ma być urządzone mniemam, że
będzie bardzo właściwy. - Chodziłoby tylko jeszcze o krowę, czybyś Szan[owny]
P[an] raczył im dać takową do użytku za pewien odrobek i o rolę na kartofle,
także za odpowiedni odrobek, z której by mogły dostateczne mieć wyżywienie.
Co do tych, lub innych jeszcze
drobnych szczegółów, sądzę, że najlepiej będzie, iż Siostra Matylda ustnie
porozumie się z Szanownym Panem i dlatego w tych dniach posyłam ją do Wroniaw.
Za łaskawe i wielce pocieszające
mnie doniesienie Pańskie o powodzeniu tamtejszej Ochronki najmocniej
Szan[ownemu] P[anu] dziękuję; łączę wyraz najgłębszego uszanowania, z
którymi zostaję Szan[ownego] P[ana]
Hr[abiego] uniżonym sługą
E.
B.
[106]
Do KONSTANCJI WODPOL[364] w
Marcelinie
12 wrześ[nia] 1860
Na łaskawą i wielce dla mnie
zaszczytną odezwę Szan[ownej] Pani Dobrodz[iejki][365],
pragnąłem niezwłocznie moją uniżoną odpowiedź przesłać i wynurzyć głęboką
wdzięczność za wysoki dowód Jej łaskawości, lecz nie będąc pewnym, kiedy mi okoliczności
dozwolą pojechać do Poznania, wstrzymywałem się dotąd z odpowiedzią, abym mógł
zarazem czas mej bytności bliżej oznaczyć. A lubo i do tej chwili dla innych mnogich
zatrudnień widzę się zniewolonym wyjazd ten nieco opóźnić, mam przecież wszelką
nadzieję, że około Św. Michała[366]
będę miał pożądaną sposobność Sz[anownej] P[ani]
D[obrodziejce] osobiście złożyć moje uszanowanie w Marcelinie [i] ofiarować
wszelką gotowość mych ubogich usług, jeśli takowe w czymkolwiek przydatne być
mogą - ku urzeczywistnieniu Jej szlachetnych i dobroczynnych dla ludzkości
zamiarów.
Pełen głębokiego uszanowania, mam
zaszczyt zostawać Sza[nownej] P[ani] D[obrodziejki]
najniższym sługą
E. Boj[anowski]
[107]
Do ALEKSANDRA GRAEVE
w Borku
[październik
1860]
Szan[owny] P[anie].
Zechciej Pan łaskawie wybaczyć, że
się ośmielam trudzić Go na chwilę sprawą Ochronki borkowskiej.
Niektóre uwagi tyczące się lokalu ochronkowego
i utrzymania Służebniczek, jakie mi Przełożona uczyniła, lub jakie mnie samemu
zauważyć przyszło, przedkładam Szan[ownemu] P[anu] w tej nadziei, że otwartości
mojej za złe mi nie poczytasz i przedstawienie moje najłaskawiej uwzględnić
raczysz.
Najprzód co do mieszkania: pokazuje
się potrzeba niektórych opatrzeń na zimę, aby opału oszczędzić, a należyte
ogrzanie zapewnić, mianowicie sufit; szczególniej w Ochronce zbyt cienki,
wymagałby polepy lub innego jakiego zabezpieczenia od wpływu zimna; toż drzwi i
okna skutkiem zapewno rozeschnięcia się, przepuszczają wiatr i deszcz.
Byłoby także bardzo pożądanym, aby
mogły być dane okiennice w Ochronce, dla braku których zdarzyło się już, że
okradziono domek z ubogiej chudoby[367].
- Mówiąc o domu wspomnę jeszcze, że do liczby sprzętów potrzebnych, któreśmy na
łaskawe życzenie Pańskie początkowo byli spisali, niedostaje dotąd zegara,
skarbonki i krzyża. Wybacz Pan, że nawet tak drobne wspominam szczegóły, lecz
do istoty Ochronki są one niezbędne.
Co do utrzymania zaś, przez omyłkę
zapewno wydzielony został ogród - jeśli
mnie oko nie myli - nie wynoszący jednej całej morgi, to jest
przestrzeni, jaką najmniej wszędzie indziej dla Ochronek upewniamy i jaką także
w notatce utrzymania Ochronki borkowskiej zamieściłem. Stąd też kartofle i warzywa na tym ogrodzie
sadzone okazują się niewystarczającymi. Zbożem zaś z ordynarii niepodobna
zastąpić tego braku, zwłaszcza że i ordynaria, którą sądziliśmy być
dostateczną, nie wystarcza całkowicie w borkowskiej Ochronce, a to z powodu tej
wyjątkowej okoliczności miejscowej, jaka w innych dotychczasowych
Ochronkach wiejskich nie zachodzi - że tu w większej części uczęszczające
dzieci z miasteczka (jak to zwykle po miasteczkach) tak są biedne, że nie tylko
nie przynoszą ze sobą nic na śniadanie lub podwieczorek, ale nawet na południe
do domu odchodzić niektóre nie chcą i póty z płaczem dopominają się posiłku,
dopóki ich nie nasycą Siostry. Na tę trudną do odmówienia jałmużnę tyle
wychodzi im chleba, że często same bez takowego obywać się muszą i temu może
przypisać trzeba ich niedostateczne częstokroć do pracy siły i brak zdrowia.
Jest to wprawdzie dobrowolna z ich strony ujma, jaką sobie czynią - lecz trudno
im od takowej się uchylić.
Szczegół ten wspominam dlatego
tylko, żeby Sza[nownemu] P[anu] rzeczywisty stan rzeczy wystawić, pozostawiając
wspaniałomyślności Pańskiej, o ile byś raczył to uwzględnić.
Nie chcielibyśmy przecież w
czymkolwiek stawać się uciążliwymi, dlatego prosiłbym Sz[anownego] P[ana], abyś
mi z zupełną szczerością wynurzyć łaskawie raczył swe zdanie. My zaś co do
przyjścia w pomoc tej potrzebie z naszej strony w razie niemożności zaradzenia,
przystalibyśmy na zmianę urządzenia, aby Siostry tylko za mieszkanie, ogród i
krowę i opał odrabiały - a resztę utrzymania
miały z wolnego zarobku, który by podejmowały, gdziekolwiek im takowy się
nastręczy. Nawet tak dalece chcemy być zgodnymi życzeniom Sz[anownego] Pana, że
gdyby w ogóle Ochronka miała nie odpowiadać oczekiwaniom i zamiarom Pańskim,
skłonilibyśmy się w pokorze do usunięcia Sióstr, a przeniesienia ich
gdziekolwiek, aby i w tym ostatecznym razie okazać naszą powolność i gotowość
zadośćuczynienia zdaniu Pańskiemu.
Pokładając w dobroci Szan[ownego]
Pana nadzieję, że mi tych przedstawień i próśb nie zechcesz wziąć za złe,
oczekuję najłaskawszej odpowiedzi i łączę zapewnienie prawdziwego szacunku i
uszanowania, z którym zostaję Jego uniżonym sługą
E. B.
[108]
Do ks. JÓZEFA PLISZCZAKA[368]
[październik
1860]
Szan[owny] Ks. Prob[oszczu]
Dobrodz[ieju].
Po długiej niebytności wróciwszy do
domu, zastałem łaskawy list Sza[nownego] Ks. Prob[oszcza] Dobr[odzieja][369],
na który teraz dopiero odpisując, przepraszam jak naj- uniżeniej za
dotychczasowe opóźnienie odpowiedzi.
Z listu Szan[ownego] Ks.
Pr[oboszcza] Dob[rodzieja] powzięliśmy z najgłębszą wdzięcznością wiadomość o
Jego szlachetnym zamiarze założenia Nowicjatu Służebniczek Ochronkowych w
Strykowie, ale [...][370]
[109]
Do JÓZEFA GARCZYŃSKIEGO[371] w
Iwnie
Grabonóg, 4 grud[nia] 1860
Stosując się do łaskawej odezwy
W[ielce] W[ielmożnego] P[a]na Dobrodz[ieja], w której raczyłeś mi oświadczyć
życzenie J[aśnie] W[ielmożnej] starościny
Hr. Mielżyńskiej[372]
względem zaprowadzenia Ochronki w Iwnie pod kierunkiem Służebniczek Boga-Rodzicy
- i zażądać, abym w czasie gdy możność naszego Zakładu dozwoli, doniósł
W[ielce] W[ielmożnemu] P. Dobr[odziejowi], kiedy obsadzenie Ochronki tamtejszej
nastąpić by mogło - przesyłam W[ielce] W[ielmożnemu] P. Dobr[odziejowi]
doniesienie, że w ciągu przyszłego lata - jeśli Bóg pozwoli - będziemy mogli
J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] Starościnie nasze
ubogie usługi ofiarować. W tym celu Siostra przełożona
Zakładu Jaszkowskiego[373]
zamyśla w tych dniach przybyć do Iwna, aby stosownie do wspaniałomyślnych zamiarów
J[aśnie] W[ielmożnej] P[ani] Starościny bliżej się
porozumieć i o miejscowych warunkach zaprowadzenia Ochronki szczegółowszą
powziąć wiadomość.
Dotychczasowego naszego opóźnienia
się jedną przyczyną była ta okoliczność, że zbyt szczupłe fundusze Nowicjatu
nie dozwalają nam utrzymywać tak znacznej ilości Nowicjuszek, jakiej wymaga
coroczna liczba nastręczających się Ochronek do obsadzenia, przeto ledwo kilka
dawniej upewnionych domków zdołaliśmy w tym roku obsadzić, a inne późniejsze
wezwania - pomimo naszej najszczerszej chęci - zniewoleni byliśmy częścią do
przyszłego lata, a częścią nawet do późniejszego jeszcze czasu odłożyć.
Tą trudnością uniewinniając się ze
zachodzącej dotąd i co do Iwna przewłoki, - łączę W[ielce] W[ielmożnemu] Panu
Dob[rodziejowi] wyraz prawdziwego szacunku, z którym zostaję Jego uniżonym
sługą
E. B.
[110]
Do ZYGMUNTA SKÓRZEWSKIEGO[374] w
Czerniejewie
Grabonóg, 4 grud[nia] 1860
Odwołując się do pisma J[aśnie]
W[ielmożnego] Pana[375],
w którym najłaskawiej raczyłeś oświadczyć swe życzenie urządzenia u siebie
Ochronki pod kierunkiem Służebniczek Boga-Rodzicy i stosując się do wyrażonego
w tym piśmie wezwania, abym w czasie, gdy możność Zakładu dozwoli, uwiadomił
J[aśnie] W[ielmożnego] Pana, kiedy obsadzenie rzeczonej Ochronki nastąpić by
mogło, - pośpieszam teraz dopiero z uniżonym doniesieniem, iż do tej chwili,
pomimo naszej najszczerszej chęci, nie mogliśmy J[aśnie] W[ielmożnemu] Panu
naszych ubogich usług ofiarować. Fundusze bowiem Nowicjatu, zbyt dotąd
szczupłe, nie dozwalają nam utrzymywać ilości Nowicjuszek, odpowiedniej do
liczby nastręczających się miejsc na Ochronki tak, iż tylko kilka dawniej
upewnionych domków zdołaliśmy w tym roku obsadzić.
Wszelako w ciągu przyszłego lata - jeżeliby nam P. Bóg dozwolił - może
byśmy mogli łaskawemu życzeniu J[aśnie] W[ielmożnego] Pana zadosyć uczynić.
Dlatego w celu
bliższego porozumienia się, Siostra Starsza Zakładu jaszkowskiego[376]
zamyśla w tych dniach przybyć do Czerniejewa, aby o łaskawych zamiarach
J[aśnie] W[ielmożnego] Pana i o miejscowych stosunkach tyczących się
zaprowadzenia Ochronki, szczegółowszą powziąć wiadomość.
Pełen głębokiego uszanowania, zostaję J[aśnie]
W[ielmożnego] Pana Hr. najniższym sługą
E. B.
[185] Dziedzicem dóbr Karny (Wielkopolska) i Osieka
(Królestwo Polskie) był hr. Jan Łodzia z Bnina
Bniński, ur. 1818, zm. 4
listopada 1847 r.; wdowa po nim, Maria z Mielżyńskich, zmarła 25 lutego 1878
r. Z małżeństwa tego pozostał
syn Józef, właściciel Osieka, zm. 15 lutego 1883 r. w Mentonie,
pochowany w Gostyniu. Z jego małżeństwa z Anielą z Mycielskich urodził się syn
Jan Łodzia z Bnina Bniński. Żychliński T., Złota księga..., t. 6 (1884),
s. 70. – Jej list nie zachował się,
Melania Bnińska należała do opisanej tu rodziny.
[186]
Tożsamości postaci nie udało się ustalić.
Nie występuje ona w tym czasie w schematyzmie archidiecezji gnieźnieńskiej i
poznańskiej. Nie pojawia się też w Positio. Natomiast ks. Zygmunt
Zieliński (Kościół katolicki w Wielkim Księstwie Poznańskim w latach
1848-1865, Lublin 1973, s. 87) wspomniał, iż ks. abp Leon Przyłuski w 1847
r. musiał zgodzić się pod presją rządu na niemieckie wykłady w seminarium niejakiego
Gaertiga. Chodziło o Josepha Gaertiga, ur. 1818, wyświęconego na kapłana w 1844
r., profesora egzegetyki Starego i Nowego Testamentu w seminarium archidiecezji
poznańskiej, zmarłego 9 maja 1847 r. Drugi z duchownych o podobnym nazwisku,
Franciszek Gertig, emeryt zamieszkały w Domus Demeritorum w Osiecznej, także
zmarł (24 IX 1851) przed datą napisania listu przez Bojanowskiego. Natomiast
trzeci duchowny, Antoni Gaerig, ur. 1821, wyświęcony na kapłana w 1852 r., pełnił
funkcję wikariusza i profesora szkoły realnej, we Wschowie od 1852 r.,
wikariusza w Rawiczu od 1856 r. i kuratusa tamtejszej parafii od 1867 r. Elenchus Posnanensis..., 1847, 1848, 1852, 1856,
1864, 1869.
[187]
Prusinowski Ignacy (1823-1857), ks., oratorianin, brat Aleksego, w latach
1845/1846 uczeń Gimnazjum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu, święcenia kapłańskie
przyjął w 1851 r. u gostyńskich filipinów, zm. 12 sierpnia 1857 r. w Gostyniu.
Białobłocki A., Absolwenci..., s. 105;
Bojanowski E., op. cit., s. 95 przyp.1. – Wspomniana tu
korespondencja nie zachowała się.
[188] Lenartowicz Teofil (1822-1893), poeta i
rzeźbiarz, zwolennik niepodległościowych ideałów romantyzmu. Przyjaciel
kompozytora Ignacego Komorowskiego, który pisał muzykę do jego wierszy (m.in.
słynna Kalina), współpracownik różnych pism literackich, niezwykle
popularny zwłaszcza wśród młodzieży. Ur. w Warszawie, w latach czterdziestych i
na początku pięćdziesiątych był także w dwóch pozostałych zaborach. W latach
1852-1855 przebywał w Paryżu, gdzie zetknął się z Mickiewiczem. Później
przeniósł się do Włoch, a od 1860 r. osiadł we Florencji. Dwa najbardziej znane
jego zbiorki, Lirenka i Zachwycenie, ukazały się w Poznaniu
(1855). Wrósł w tamtejsze środowisko na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, współpracując
ściśle z czasopismami „Krzyż a Miecz” K. Balińkiego i E. Estkowskiego, „Szkółka
dla Dzieci” (później „Szkółka dla Młodzieży”) Estkowskiego oraz publikując tam
większość utworów z lat 1850-1854, także zmienioną i poszerzoną wersję drugiego
tomu Polskiej ziemi w obrazkach (poznań).
PSB, t. 17 (1972), s. 39-43 (Jan
Nowakowski); Literatura polska..., t. 1, s. 557-558 (Jan Nowakowski).
[189]
Był nim ks. Aleksy Prusinowski, brat Ignacego.
[190]
Chodzi o siostrę Józefę Umińską, szarytkę.
[191]
Chędogo – porządnie, schludnie, czysto.
[192] Roman Moraczewski absolwent Gimnazjum Św.
Marii Magdaleny w Poznaniu (1824), student nauk ekonomiczno-rolniczych
uniwersytetu berlińskiego (1826-1829). Był synem Tomasza i Józefy z Kierskich;
bratem Jędrzeja Moraczewskiego (1802-1855), działacza polit., społ. i kult.,
publicysty i historyka, uczestnika powstania listopadowego, ur. w Dusinie k.
Gostynia, i Bibianny Moraczewskiej (1811-1887), literatki, działaczki
społecznej i konspiratorki, ur. w Zielątkowie w pow. obornickim;
mężem Franciszki z Zakrzewskich (według księgi metrykalnej w Chwałkowie: z
Zachorowskich), właścicieli Chwałkowa i Kołacina; ojcem Macieja
Adama (1840-1928), architekta, inżyniera, budowniczego, ur. w Chwałkowie Kościelnym
w pow. śremskim. PSB, t. 21 (1976), s. 676-677, 682-684, 690 (Michał
Rożek);
Białobłocki A., Absolwenci..., s. 90; Literatura polska..., t.1, s. 687 (Redakcja). - W Dzienniku 20 września 1856 r. E. Bojanowski zanotował m.in. : „Z poczty
odebrałem list od Romana Moraczewskiego,
który mnie w niepojęte zadziwienie wprawił. Pisze mi, że ktoś za granicą bierze
się do uzupełnienia nowszych dziejów naszej literatury i polecił mu spisać «ważniejsze daty z mego
literackiego żywota i co już drukowane z pism moich wyliczyć» (!). Toć to zaprawdę
dziwne żądanie! skąd mnie chcieć pomiędzy autorów zamieścić?” List ten nie
zachował się. Bojanowski E., op. cit., s. 254.
[193]
W rzeczywistości chodziło o dramat filozoficzny G. G. Byrona pt. Manfred
(1817), w tłumaczeniu z języka angielskiego E. Bojanowskiego. Edycja ta ukazała
się w 1835 r. we wrocławskiej drukarni Wilhelma Gottlieba (Bogumiła) Korna.
Była pierwszym w Polsce tłumaczeniem tego poematu Byrona. Chociej S., op. cit.,
s. 159 nn.
[194] Tyszkiewiczowa Felicja z Rejów, mieszkała w
Galicji, czasowo w Krakowie w związku z wychowywaniem i kształceniem dzieci,
natomiast chwilowo bawiła w Siedlcu pod Kostrzyniem u Grabowskich. Zajmowała
się dobroczynnością, opiekowała się
ochronką w Rzeszowie, popierała nowopowstające Grona Sług Najświętszej Panny. Dziennik
E.B., 19 października 1856.
[195]
Listu tego brak, choć Bojanowski otrzymał go 19 października 1856 r. od
Rogalińskiej, „która z średzkich stron” wstąpiła do Grabonoga. Bojanowski
odpowiedział nań w tym samym dniu, wpisując datę o dzień wcześniejszą (Dziennik
E.B., 19 października 1856).
[196]
Chodzi o o. K. Antoniewicza.
[197]
Listu tego brak, choć 4 marca 1856 r. Bojanowski odnotował w Dzienniku zawartą
w nim myśl Lenartowicza w sprawie wydawania nowego pisemka dla ludu, a także
sformułował koncepcję merytoryczną pisma nawiązującą do pięciu pór roku
kościelnego (książeczki: adwentowa, kolędowa, wielkopostna, wielkanocna i
zielonoświątkowa) i zawierającą treści historyczne, religijne, literackie oraz
z życia ludu. Pismem tym był „Rok Wiejski”.
Bojanowski E., op. cit., s. 243; Chociej S., op. cit., s. 206 nn.
Zob. też niżej, listy z: 29 kwietnia1857, 21 lipca 1859, 25 stycznia 1860, po
20 kwietnia 1861. – W sprawie „Roku Wiejskiego”, przebywający wcześniej we
Florencji Lenartowicz, prowadził też korespondencję z Ewarystem Estkowskim. Positio..., vol. 1, s. 409-410.
[198]
Chodzi o ks. A. Prusinowskiego.
[199]
„Przyjaciel Ludu, czyli Tygodnik
Potrzebnych i Pożytecznych Wiadomości”, wydawany w Lesznie w latach 1834-1849 z
inicjatywy Antoniego i Jana Poplińskich oraz Józefa Łukaszewicza, pod ideowym i
finansowym patronatem Edwarda Raczyńskiego. Konserwatywne pismo wielkopolskich
organiczników, jeden z pierwszych w Polsce magazynów ilustrowanych. Pismo
zapoczątkowało pewne ożywienie w dziedzinie czasopism kulturalno-oświatowych.
Literatura polska..., t. 2, s. 257 (Teresa Brzozowska); Jakóbczyk W., Prasa polska w Wielkopolsce..., s. 249.
[200]
Chodzi o Ludwika Merzbacha (1820-1890),
księgarza, drukarza, nakładcę w Poznaniu, gdzie otworzył księgarnię (1
XII 1848) i uruchomił drukarnię (1 IV 1850) oraz zakład litograficzny. Drukował prace w języku polskim i niemieckim.
Wydawał literaturę piękną, podręczniki szkolne, książki o treści religijnej,
grafikę, wreszcie kalendarze, gazety i czasopisma: „Pokłosie”
(1854-1862), „Dziennik Poznański” (od 1 I 1859), czy „Kurier Poznański” (od 2 I 1872) i inne.
Położył wielkie zasługi w dziedzinie upowszechniania książki i kultury polskiej
w Poznaniu i Wielkopolsce. Za swą działalność był prześladowany przez władze
pruskie. Słownik pracowników książki polskiej..., s. 578 (Tadeusz
Popiel);
Jakóbczyk Wiltold, Prasa w Wielkopolsce (1859-1918), w: Prasa polska w latach 1864-1918 (Historia prasy polskiej, pod red.
Jerzego Łojka, t. 2) Warszawa 1976, s. 177, 178, 181; PSB, t. 20 (1975) s. 462-463 (Jan Jachowski).
[201]
Pismo to było bowiem rozprowadzane także w dwóch pozostałych zaborach:
rosyjskim i austriackim.
[202] Popliński (nazwisko rodowe Popłomyk) Antoni
(1796-1868), pedagog, filolog, redaktor, księgarz, właściciel drukarni,
bibliotekarz. Ur. 1 czerwca 1796 r. w Popłomyku k. Ostrowa Wielkopolskiego,
bliźniaczy brat Jana, syn Mateusza Popłomyka, żyjącego z niewielkiego folwarku
i młyna, oraz Krystyny z Piechotów. Po szkole elementarnej w Ostrowie obydwaj
bracia kształcili się w gimnazjach w Kaliszu i poznaniu (Św. Marii Magdaleny), gdzie zdali maturę jako
Poplińscy (1817). Następnie studiowali we Wrocławiu i Berlinie na wydziale
filozoficznym, korzystając z pomocy finansowej namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego
Antoniego Radziwiłła i zdając egzamin państwowy (1821) uprawniający do
nauczania w szkołach średnich. Podczas studiów byli członkami tajnej
organizacji studentów polskich „Polonia”, aresztowani i więzieni (1822),
zostali uwolnieni po interwencji namiestnika. Antoni uczył najpierw w progimnazjum
we Wschowie k. Poznania, później (1826-1851) w Gimnazjum Św. Marii Magdaleny
(łacina, niemiecki, historia, geografia, następnie język i literatura polska w
klasach wyższych), uzyskując emeryturę. Wydał kilka podręczników szkolnych, z
których korzystano także w dwóch pozostałych zaborach. Odegrał istotną rolę w
ożywieniu życia umysłowego Wielkopolski. Wraz z bratem Janem, nauczycielem
gimnazjalnym w Lesznie, Józefem Łukaszewiczem i ks. Antonim Tycem założył
(1834) i redagował leszczyńskiego „Przyjaciela Ludu”, zasilając pismo własnymi
artykułami. Od 1838 r. wraz z bratem i Antonim Woykowskim oraz Józefem
Łukaszewiczem wydawał „Tygodnik Literacki, Literaturze, Sztukom Pięknym i
Krytyce Poświęcony”, nadając mu charakter konserwatywny. Kiedy „Tygodnik
Literacki” stał się organem stronnictwa postępowo-demokratycznego i przeszedł
na własność Woykowskiego (1840),
Popliński wraz z Łukaszewiczem założyli nowe pismo naukowe bez politycznego
zabarwienia „Orędownik naukowy”,
które wychodziło od 1 października 1840 r. w Poznaniu, przez 6 lat, we własnej,
założonej w 1839 r. drukarni, pierwszej
drukarni polskiej. Jako członek Zarządu Towarzystwa Pomocy Naukowej (1841),
Popliński był współpracownikiem Karola Marcinkowskiego. Był też członkiem
poznańskiej Gwardii Narodowej (1848), głównym bibliotekarzem (dyrektorem)
Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu po ustąpieniu Łukaszewicza (od 1 X 1852). Zm.
18 lub 19 marca 1868 r., pozostawiając żonę Mariannę z Tomaszczyków (zm.1877),
córkę urzędnika sądu apelacyjnego w Poznaniu,
i dwie córki; jego jedyny syn zm. wcześniej. PSB, t. 27 (1983), s. 595-597 (Rościsław Skręt); Literatura polska..., t. 2, s. 510 (Maria Jagielska);
Słownik pracowników książki polskiej, op. cit., s. 702 (Leonarda Zbierska); Kania A., op. cit., t. 1, s. 65
[203]
Otaksować – od rzeczownika taksacja:
(dawn.) ocena wartości czegoś, oszacowanie; ustalenie ceny.
[204] Miłkowski Ludwik Bernard (1797-1867), powstaniec 1831 r., spiskowiec, emigrant,
działacz oświatowy, tłumacz. Ur. 20 sierpnia 1797(8) r. w Zawadowicach w pow.
kaliskim w rodzinie dzierżawcy dóbr Karola i Józefy z Kąsinowskich. Kształcił
się w szkole klasztornej w warcie
i wojewódzkiej w Kaliszu, następnie zajął się gospodarką. W dobie powstania
listopadowego wstąpił do pułku ochotników kaliskich w korpusie gen. S.
Różyckiego, uchodząc potem do Krakowa, gdzie związał się z ideologią węglarską,
a w 1835 r. ze Stowarzyszeniem Ludu Polskiego (był członkiem Zboru Głównego,
reprezentował nurt radykalny, terrorystyczny). Po wojskowej okupacji Krakowa z
powodu zamachu na szpiega Behrensa-Pawłowskiego (styczeń 1836) został wraz z
innymi emigrantami wysiedlony; udał się do Francji, gdzie jesienią tego
roku wstąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego w Privas. Krytykował
centralizację z pozycji socjalizmu chrześcijańskiego P. Bucheza i opowiadał się
za programem Gromad Ludu Polskiego w Anglii oraz patronował takiej grupie w
południowej Francji, co doprowadziło do jego wystąpienia z TDP (10 VIII 1838).
Przeniósłszy się do Wersalu potępił politykę A. Czartoryskiego (1840), a dwa
lata później osiadł w Poznańskiem, najpierw w Macewie w pow. pleszewskim u
brata Konstantego Miłkowskiego, potem w Mórce w pow. śremskim u siostry Józefy
Zarębiny. Przez jakiś czas był pod nadzorem policji. Wydzierżawił dobra parafialne
w Kunowie k. Gostynia i w Mórce, prowadząc szeroką działalność oświatową jako
członek Kasyna Gostyńskiego i od 1848 r. Ligi Polskiej, a także działając w
komitetach powstańczych (Śrem i Koźmin). Lidze przedstawił plan organizacji
masowego czytelnictwa, opartego o sieć bibliotek parafialnych, czytelni
obiegowych i zgromadzeń czytelniczych; realizował go, zwłaszcza za pomocą
księży, w pow. śremskim, gdzie został wybrany powiatowym prezesem czytelnictwa
ludowego (grudzień 1849). W Mórce osobiście prowadził bibliotekę. Po likwidacji
Ligi kontynuował pracę oświatową do 1854
r. w ramach Bractwa Polskiego, po czym osiadł w Poznaniu (1855). Został
guwernerem w domu Michała Chłapowskiego i prowadził działalność charytatywną w
Towarzystwie Św. Wincentego à Paulo,
przy czym w latach 1860-1862 był prezesem Rady wyższej Towarzystwa. Ruch czytelniczy projektował oddać pod
patronat kurii arcybiskupiej w Poznaniu, w związku z czym objechał wszystkie
biblioteki parafialne. Przetłumaczył z języka francuskiego pamiętniki gen. J.
H. Dąbrowskiego i gen. J. Sułkowskiego (1864) oraz dwie książki religijne: Poradnik
chrześcijańskiego miłosierdzia ks. Izydora Mullois (1859) i Wstęp do
naukowego czytania Ewangelii świętej Roux-Lavergne’a (1862).
Napisał własne pamiętniki z okresu powstania listopadowego i emigracji, które
zaginęły. Zm. 6 września 1867 r. jako osoba samotna. PSB, t. 21 (1976), s. 258-259 (Bolesław Łopuszański).
[205]
Zob. wcześniej, list [po 25 listopada 1856].
[206]
Był nim ks. Aleksy Prusinowski.
[207]
Chodzi o ks. Tomasza Borowicza (1805-1857), ur. 7 grudnia 1805 r. w
Sobiałkowie. Kształcił się z pomocą wuja, ks. Staśkiewicza z Żabna, w Gimnazjum
Św. Marii Magdaleny w Poznaniu i od 1827 r. w tamtejszym seminarium duchownym,
a w latach 1828-1831 dzięki stypendium rządowemu z wielkopolskich funduszy po
duchownych w Bonn, m.in. u twórcy kierunku filozoficzno-dogmatycznego, zwanego
hermesjanizmem (Jerzy Hermes), potępionego przez Kościół (1835). Trzy lata
wcześniej przyjął święcenia kapłańskie w Poznaniu i został wikariuszem w
Rogoźnie i Krobi oraz kapelanem więziennym w Rawiczu. Za wrogie wypowiedzi o
rządzie pruskim i nie odmawianie modlitwy kościelnej za króla pruskiego nie
otrzymał probostwa gryżyńskiego (1837), choć zarządzał nim, podobnie jak
probostwem w Choryni. W 1841 r. został proboszczem w Brodnicy pod Poznaniem,
później także prodziekanem śremskim. Dysponując wolnym czasem malował, pisał
wiersze, zajmował się ogrodnictwem, a przede wszystkim, redagowaniem pierwszego
w Wielkopolsce pisma prawdziwie ludowego pt. „Szkółka Niedzielna” (1837-1849). PSB,
t. 2 (1936), s. 343 - 344 (Andrzej
Wojtkowski).
[208]
Był nim Jan Koźmian.
[209] Klechda - stare podanie, baśń.
[210]
Ks. abp Hołowiński (Kefaliński) Ignacy, w
latach 1838-1851 był członkiem tzw. koterii petersburskiej skupionej wokół
„Tygodnika Petersburskiego”, zwanej też „koterią wołyńsko-literacką” lub
„szkołą literacko-katolicką” (1841-1843), grupującą pisarzy ziem
litewsko-białoruskich, w tym J.I. Kraszewskiego i ks. Placyda Jachowskiego.
Należał do ortodoksyjnych filozofów katolickich i tradycjonalistów,
krytyków myśli heglowskiej. Był
tłumaczem Hamleta Szekspira (1839), autorem Pielgrzymki do Ziemi
Świętej (1842-1845), Legendy (1843),
opowiadania Dzieciątko Jezus (1846), powieści Rachel (1847).
Znany był jako autor parafraz i trawestacji biblijnych. Legendy
Hołowińskiego były wielokrotnie wznawiane, przedrukowywane w elementarzach i wypisach szkolnych; stanowiły wzór stylu
literackiego wówczas bardzo popularnego, posiadały bowiem walory dydaktyczne.
Według Hołowińskiego legenda była
„wymyśloną cudowną powiastką – dla zachęcenia do pobożności i cnoty”. Słownik
literatury polskiej XIX wieku, pod red. Józefa Bachórza i Aliny
Kowalczykowej, Wrocław - Warszawa – Kraków 1991, passim.
[211]
Nie był to jedyny wiersz T. Lenartowicza
drukowany w „Pokłosiu”. Zob. Chociej S., op. cit., s. 202 przyp.13.
[212] Szajnocha Karol (1818-1868), kustosz
Biblioteki w Zakładzie im. Ossolińskich,
historyk, publicysta, dramatopisarz, przedstawiciel tzw. szkoły
opowiadającej. Najbardziej znane jego dzieła: Bolesław Chrobry (1849)
oraz Jadwiga i Jagiełło
(1855-1856) przyniosły mu sławę. Literatura polska..., t. 2, s. 419-420 (Jan Pacławski).
[213]
Niemiecka nazwa Wrocławia i Krakowa.
[214]
„Przegląd
Poznańsk.i Pismo sześciotygodniowe” (do lipca 1850 Pismo miesięczne),
czasopismo polityczno-kulturalne wydawane w Poznaniu (1845-1865) przez Jana
Koźmiana, redagowane przez niego, a od 1857 r. przez jego brata Stanisława
Egberta, w duchu konserwatywno-klerykalnym. Literatura polska..., t. 2, s. 246 (Zofia Lewinówna).
[215] Tomicki
Symforian Roch Józef (1817 lub 1819-1877), ks., poeta, pisarz, redaktor. Ur. 4
sierpnia 1817 lub 1819 r. we wsi Gołaszyn w pow. obornickim w rodzinie
właściciela dóbr w Budziszewie. Po
śmierci ojca opiekunem Tomickiego został poznański radca prawny Hunke. Jako
absolwent Gimnazjum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu (1841) studiował teologię
katolicką na Uniwersytecie Wrocławskim
(1814-1846), był członkiem Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego (1842-1845),
pełnił funkcje sekretarza i skarbnika,
prezentował na zebraniach swoje referaty: m.in. O architekturze,
snycerstwie i malarstwie aż do 15-go wieku w Polsce (11 XI 1842), Co
wywołało życie w Słowiańszczyźnie (25 VI 1843), a także dokonania literackie:
m. in. dramat Maski (30 VII
1843), poematy Żeglarz (24 II 1842) i Zdzisław (2 VIII 1843) oraz
drobne wiersze. Niektóre z odczytów publikował, np. recenzję Obrazów z życia
i podróży Kraszewskiego („Tygodnik Literacki” 1843, s. 235-239) czy Historię
zaprowadzenia chrześcijaństwa u Słowian („Gazeta Kościelna” 1847, s. 81
nn). Tomicki był także wydawcą Ustawy
rządowej z dnia trzeciego maja 1791 r. Święcenia
kapłańskie przyjął w 1846 r., pełniąc potem funkcje wikarego w Trzemesznie,
Pobiedziskach, Pępowie i Kościanie (1849), komendarza w Mikstacie (1852) i
Konojadzie (1858). W latach 1861-1863 był redaktorem „Szkółki Niedzielnej”,
ukaranym 2-letnim więzieniem za publikowanie treści antycarskich w dobie
powstania styczniowego. Owocem więziennej samotności były poezje, wydane jako
Kwiaty z więzienia. Liczne prace
Tomicki wydawał w różnych czasopismach. Był też autorem kilku tomików
wierszy. Najbardziej popularną i znaną
przez włościan, była jego powiastka dydaktyczna Mądry Wach. Zmarł 14 października 1877 r. w Konojadzie.
Kania A., op. cit., t. 2, s. 446-447; Achremowicz E., Żabski T., op. cit., Towarzystwo
Literacko-Słowiańskie we Wrocławiu 1836-1886. Wstęp i red. nauk. B.
Zakrzewski, Wrocław 1973, passim; Białobłocki A., Absolwenci..., s.134;
Karwowski, op. cit., t. 2, s. 308-309.
[216] Górski Stanisław z Uleńca pod Grójcem, k.
Warszawy, zamierzał założyć nowicjat Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy.
[217]
Listu tego brak, choć wiadomo, iż 30 lipca 1857 r. Bojanowski odebrał już drugi list od nieznajomego
mu Stanisława Górskiego, szwagra Michała Mycielskiego. Inicjatywa Górskiego, po
wcześniejszych staraniach Józefa Gajewskiego z Kaliskiego i Adama Goltza z
Podlaskiego, była trzecią próbą założenia Zgromadzenia na terenie Królestwa
Polskiego. Bojanowski E., op. cit., s. 272.
[218]
Chodzi o Królestwo Polskie, tzw. Kongresówkę, utworzone na kongresie wiedeńskim
w 1815 r. Jego władcą był car Rosji.
[219]
Goltz Adam (1817- 1888), działacz społeczny,
syn Jana - lekarza domowego Czartoryskich, od 1825 r. właściciela
ziemskiego. Pochodził z Sieniawy, kształcił się w Warszawie, studiował
filozofię w Berlinie i Greifswaldzie. W 1839 r. odnowił kontakty z rodziną
Czartoryskich w Paryżu, po powrocie objął majątek Puczyce na Podlasiu. Był
współzałożycielem „Roczników Gospodarstwa Krajowego” (1842);
pisał do nich i do „Biblioteki Warszawskiej” artykuły na tematy agronomiczne
(1842-1844). W 1857 r. był współzałożycielem Towarzystwa Rolniczego. Dużo
publikował na temat ochronek wiejskich, oświaty ludowej i robotników rolnych.
Był zwolennikiem uwłaszczenia za odszkodowaniem dziedziców. W okresie powstania
styczniowego związany z „białymi”, a po jego upadku więcej czasu poświęcał
Towarzystwu Kredytowemu Ziemskiemu, którego był radcą od 1854 r., Towarzystwu
Popierania Przemysłu i Handlu oraz warszawskiemu
Towarzystwu Dobroczynności. PSB, t. 8 (1959-1960), s. 231-232 (Red.). - W
broszurze O wiejskich ochronkach (wyd. 2 z 1861 r.) pisał również o Zgromadzeniu Służebniczek.
Myśli o założeniu nowicjatu w Królestwie nie zrealizował z powodu braku
kandydatek. Bojanowski E., op. cit., s. 260 przyp.1.
[220]
Chodzi zapewne o „Kronikę Wiadomości Krajowych
i Zagranicznych”, która zastąpiła nazwę dotychczasowego „Dziennika
Warszawskiego” (1 IV 1856). Tomaszewski Eugeniusz, Prasa Królestwa Polskiego
i ziem litewsko-ruskich okresu międzypowstaniowego (1832-1864), w: Prasa polska w latach 1661-1864...,
s.142.
[221] Szołdrska Marianna (Maria), córka Albertyny z
Kołaczkowskich (1792-6 X 1866) i Melchiora Szołdrskiego (1778-1 X 1866),
właściciela Jaszkowa. Bojanowski E., op. cit., s. 249 przyp.2;
Żychliński T. Kronika żałobna..., s. 447, 451.
[222]
Jasińska Matylda, pochodziła z Obry, do
służebniczek wstąpiła dnia 1 marca 1856 r., odbywając formację w ochronce w Śremie. Na propozycję przejścia do ochronki
wiejskiej w Jaszkowie, zgodziła się i
przez dziesięć lat od 26 sierpnia 1856 do sierpnia 1865 r. była
przełożoną główną Zgromadzenia. Z czasem odstąpiła jednak od swej pierwszej
gorliwości i utraciła powołanie. Oddziaływując na inne siostry, rozbijała młode
Zgromadzenie; opuściwszy je przyjęła nazwisko Brauner. AGSL, KP nr 36; Kornacka M., op. cit., s. 86.
[223]
Ptaszyńska Józefa, ur. w 1840 r. w miejscowości salnia-Kolonia, pow. Krotoszyn, parafia Baszków, w rodzinie
rolnika, którego żona Franciszka była właścicielką domu, ogrodu i gospodarstwa
w Pogorzeli. Do Zgromadzenia wstąpiła 7 października 1855 r., najpierw do
seminarium ochroniarskiego u Sióstr Miłosierdzia w Instytucie Gostyńskim, skąd
z trzema nowicjuszkami przeszła 26
sierpnia 1856 r. do nowicjatu w jaszkowie.
Pracowała m.in. w Podrzeczu, w Turwii, Górce, Kopaszewie, Rąbiniu, Mielżynie,
Graboszewie, Ruchocinie i Drzązgowie,
pielęgnowała p. hr. Cecylię Działyńską w Poznaniu (1866-1870). Potem
była w Lubaszu i Mielżynie oraz przez okres kulturkampfu w Lewkowie, gdzie być
może zmarła. Miała dwie siostry rodzone
- służebniczki Maryi: s. Agnieszkę i s. Teofilę oraz brata, księdza Andrzeja,
lazarzystę (Zgromadzenie Księży
Misjonarzy Św. Wincentego à Paulo), a
także dwie starsze siostry zamężne - Eleonorę i Katarzynę. AGSL,
KP nr 21.
[224]
Chwiałkowska Nepomucena (Marianna), służebniczka, pochodziła z Obry, ur. w 1839
r. Do Zgromadzenia wstąpiła 14 lipca
1857 r. W nowicjacie przeszła zapalenie płuc i odtąd nie cieszyła się zdrowiem.
Od 1 stycznia do 21 maja 1862 r. pomagała w nowicjacie w Jaszkowie, a od 22
maja 1862 do 12 października 1863 r. była mistrzynią nowicjatu w Podzwierzyńcu
pod Łańcutem w Galicji. Ponadto pracowała m.in. w Niesłabinie, w Mielżynie, Granowie, Rokosowie i w Mrozowie
(5 XII 1874-1877). Słabość fizyczna, z powodu której nie mogła dorównać
siostrom w pracy, była główną przyczyną jej krótkiego pobytu na wyznaczonej
placówce. Szelęgiewicz Agnieszka s., Edmund
Bojanowski i Jego dzieło, Poznań 1966, s. 99.
[225]
Jaskulska Joanna (1840-1903), ur. 15 maja
1840 r. w rodzinie rolnika Macieja (zm. 20 III 1864) i Franciszki (zm. 2 VI
1864) w Dziećmierowie, w pow.
śremskim, parafia Kórnik. Do
Służebniczek w Jaszkowie wstąpiła 24 czerwca 1857 r. Śluby złożyła 1 maja 1858 r. Pracowała m.in. w Niesłabinie,
Oporówku, Wiązownicy k. Jarosławia w
Galicji (1888-1890/1891), w Zaniemyślu k. Śremu, gdzie zmarła (7 IV 1903).
Miała jednego brata i cztery siostry (Michalina, Konstancja, Katarzyna i
Józefa), wszystkie zostały służebniczkami Maryi.
[226]
Febra (łac. febris) - potoczne określenie gorączki typu malarycznego, malarii
lub w ogóle gorączki z dreszczami.
[227]
Chodzi o Elżbietę Szkudłapską
(1839-1910), służebniczkę, córkę sołtysa Macieja i Franciszki Kulasik, ur. 27
października 1839 r. w Baszkowie. Do Zgromadzenia wstąpiła 30 maja 1855 r. w
Podrzeczu. W sierpniu 1856 r. Założyciel zlecił jej obowiązki mistrzyni
nowicjatu. We wrześniu 1863 r. z jego woli wyjechała do Galicji jako przełożona
placówki w Starej Wsi, gdzie mieścił się odrębny nowicjat. W sierpniu 1865 r.
Założyciel odwołał ją z powrotem do Jaszkowa i mianował przełożoną generalną
Zgromadzenia w miejsce s. Matyldy Jasińskiej. Pierwsza kapituła generalna w
dniu 12 listopada 1868 r. potwierdziła tę nominację, wybierając jednogłośnie s.
Elżbietę główną przełożoną wszystkich służebniczek: w Wielkopolsce, galicji i na Śląsku. Podczas
kulturkampfu musiała opuścić Wielkopolskę i udała się na Śląsk, skąd kierowała
Zgromadzeniem do 1890 r. W okresie 25 XI 1890 – 31 V 1891 była podwładną siostrą w Skrzyszowie k. Rybnika
na Górnym Śląsku, a potem przełożoną domu w Jaszkowie (1891-1897, 1901-1904) i przełożoną generalną
(1897-1901). Od 18 września 1904 r.
przebywała w Mielżynie, gdzie zmarła w 39 rocznicę śmierci Założyciela -
7 sierpnia 1910 r. Rząsa Irena s., Życie
i działalność Matki Elżbiety Szkudłapskiej (1839-1910), Lublin 1981, mps.
Zob. też AGSL, KP nr 12; Dziennik E.B.,
8 i 10 września 1857.
[228]
Był nim Jan Koźmian.
[229]
Chodzi o Cezarego Platera.
[230]
Garniec - dawna polska miara objętości zawierająca cztery kwarty (ok. 4 litry).
[231]
Funt - jednostka wagi w krajach anglosaskich, dawniej także w Polsce (350-560
gramów).
[232]
Kwarta - dawna miara ciał płynnych i sypkich równa 1 litrowi.
[233]
Tekst uszkodzony. Brak dalszej części listu.
[234] Był nim ks. Kamil Praszałowicz SJ.
[235] Istnieją dwie, podobne wersje listu.
[236] Talaczyński
Ignacy (1824 - po 1880), ks.,
od 1858 r. proboszcz w Chrzypsku
Wielkim, dekanat Lwówek, od 1874 r. emeryt.
AAP, KA, poz. 1179; Elenchus
Posnanensis..., 1858-1874.
[237] Staśkiewicz Antoni (1781-1857), ks., od 1808 r. aż do śmierci kierował
parafią w Żabnie, do której należał także Jaszków. Po krótkim zastępstwie ks.
Talaczyńskiego jego stanowisko objął ks. Andrzej Idzikowski. Bojanowski E., op.
cit., s. 250 przyp. 4, 265 przyp.1.
[238] Komendarz - administrator parafii lub innego
beneficjum, zarządzający nimi w zastępstwie księdza pobierającego z nich dochody.
[239] Gajewski Józef z Kosmowa pod Cekowem w
Królestwie Polskim, prosił o siostry już
latem 1856 r., bo jak pisał do Bojanowskiego 10 lipca: „Odgłos dobrego
wpływu wywieranego na lud wiejski przez Służebnice Matki Bożej doszedł do mnie
aż do Królestwa”. Por. listy Mieczysława
Łyskowskiego do Bojanowskiego (29 grudnia 1860), ks. M. Fiszera i inne.
[240]
Faktycznie chodzi o list z dnia 10 lipca 1856 r., t. 2.
Bojanowski odnotował odbiór tego pisma w Dzienniku dwa dni później.
[241]
Parafią tą było Żabno.
[242]
Infirmeria - izba chorych w klasztorze, w szkole lub w wojsku.
[243]
W zaborze pruskim 1 morga stanowiła 1/4
ha. Miara powierzchni gruntu, w różnych państwach - różnej wielkości, w Polsce
około 5600 m2 (dziś nie używana przy pomiarach urzędowych).
[244]
O inicjatywie Radolińskich z Żelazkowa w Królestwie Bojanowski wspomniał 21
lutego 1858 r. w Dzienniku. Bojanowski
E., op. cit., s. 285.
[245]
N.B.P.J.Ch. - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
[246]
Listu tego brak. W Dzienniku Bojanowski zaznaczył 14 marca 1858 r., iż
był to „list od Józefki Ptaszyńskiej z Ochronki Turewskiej”.
[247]
List ks. Talaczyńskiego z 19 marca 1858 r., wysłany z Mosiny, nie zachował się.
Brakujące pieniądze na opłatę dzierżawy probostwa jaszkowskiego Bojanowski
pożyczył od Mikołaja Węsierskiego. Dziennik E.B., 21 marca 1858 r.
[248]
Listu tego także brak, choć z notatki
Bojanowskiego o nim w Dzienniku (25 stycznia 1858 r.) wynika, iż ks.
Talaczyński miał utrzymać zarząd parafii w Żabnie kilka dni dłużej, do 1 lipca
tego roku.
[249]
Niesiołowski – zarządca dóbr Cezarego Platera (1810-1869). Positio..., vol. 1, s. 534 przyp. 34.
[250]
Stanisław Jarzębowski (1801-4 VII 1866) był właścicielem dóbr Wielkie Krzycko w
pow. wschowskim, „skromnym i unikającym
rozgłosu”, „nadzwyczaj czynnym i
pracowitym”, oddanym „pracy narodowej i obywatelskiej”, „głęboko pobożnym”,
„wzorem męża, ojca, gospodarza i pana”. Jego żona, Stanisława ze Skórzewskich,
zm. 5 września 1863 r. Żychliński T., Kronika żałobna..., s. 148. – W Dzienniku
Bojanowski odnotował wysłanie
listu do Jarzębowskiego dzień później. Wiadomo też, że 21 kwietnia 1858 r. otrzymał
od niego pismo pozytywnie załatwiające sprawę, o którą prosił, tzn. list
„rekomendujący nauczyciela Füsla dla Węsierskich, który jego dzieci dobrze
przygotował” (Dziennik E.B., 17 i 21 kwietnia 1858 r.).
[251]
Kontent (łac. contentus) – (przestarz.) zadowolony, ucieszony, uszczęśliwiony;
rad z czego; wesół.
[252]
Chodzi o Teofila i Rozalię Wilkońskich.
[253]
Dopisek do listu o załączonej paczce w modrym papierze: Sig. K.A.B. w Poznaniu.
[254]
Grudzielska była żoną ekonoma w Kopaszewie. Wraz z mężem należeli do tych,
którzy materialnie i duchowo wspierali dzieło Bojanowskiego. W swoim Dzienniku
Bojanowski wzmiankował ich przy różnych okazjach. Positio..., vol. 1 passim.
[255]
Paroksyzm (gr. paroksysmos – rozdrażnienie) – atak, gwałtowne wystąpienie albo
nasilenie się objawów chorobowych.
[256]
Starka – staruszka, babcia.
[257]
Łazarz (z hebr.) – „Bóg pomógł”. Postać biblijna z Betanii, brat Marii i Marty,
przyjaciel Jezusa, który go wskrzesił cztery dni po śmierci; patron
trędowatych, od niego pochodzi nazwa „lazaret” oznaczająca (przest.) szpital.
Kopaliński Wł., op. cit., s. 623.
[258]
Radlanka – rodzaj naczynia.
[259]
Ochronka w Niesłabinie powstała 3 maja 1858 r. Positio..., vol. 1, s.
430.
[260]
Był nim wówczas ks. Michał Mentzel.
[261]
Zob. Kornacka M., op. cit., s. 112 nn.
[262]
Gieburowski Stanisław (1825-1891), ks., wikary w Strzelcach Wielkich i od
czerwca 1856 r. w Środzie, od 1858 r. proboszcz w Górce Duchownej.
Przyjaciel Bojanowskiego i świadek jego śmierci, ponieważ Bojanowski ostatnie
miesiące swego życia spędził na plebani w Górce Duchownej. Bojanowski E.,
op. cit., s. 240 przyp.1. Zob. też list z 22 czerwca 1856, t. 2.
[263]
Roszak Paweł (1832-1879), ks., od 1857 r. wikary w Rąbiniu i następnie w Buku,
od 1864 r. we Wróblewie w parafii
Biezdrowo, od 1867 r. proboszcz w
Mórce. Elenchus Posnanensis..., 1858-1893.
[264]
List nie ma początku i końca.
[265]
Listu nie zachował się. Koźmian wysłał go z Rzymu, gdzie przygotowywał się do
stanu duchownego. Wiadomo jednak, że zlecił zarządzającemu jego majątkiem
Grudzielskiemu wypłatę 60 tal. Bojanowskiemu na rzecz Nowicjatu Ochronkowego w
Jaszkowie: „30 tal. od niego i 30 tal. od P. Poniatowskiej z Rzymu, bardzo
świątobliwej – jak pisał Bojanowski – osoby, która szczerze całej rzeczy
sprzyja”. Bojanowski odnotował w Dzienniku, 16 marca 1858 r., także inne sprawy poruszone w liście
Koźmiana. M.in. ciepłe przyjęcie przez tamtejsze środowisko katolickie nie
zachowanej relacji Bojanowskiego z 16 stycznia 1858 r., na temat stanu ochronek.
[266]
Grudzielski był ekonomem w Kopaszewie.
Wraz z żoną wspierał materialnie i duchowo dzieło Bojanowskiego, który często
wzmiankował ich w swoim Dzienniku. Positio..., vol. 1., passim. – O
rodzie Grudzielskich zob. Żychliński T.,
Złota księga..., t. 3 (1881), s. 91-94.
[267]
Dotyczy Kajetana Morawskiego z Jurkowa.
[268]
Chodzi o Cezarego Platera.
[269]
Obydwu listów Gajewskiego (z 5 lutego i 1 sierpnia 1858) wprawdzie brak, ale
Bojanowski wspomniał je w Dzienniku pod datami: 21 i 22 lutego oraz
2 sierpnia tego roku. Pierwszy z nich, adresowany do s. Józefy
Umińskiej, przełożonej szarytek w Gostyniu, przekazał mu ks. Szułczyński.
Gajewski prosił w nim o trzy służebniczki celem założenia ochronki w Kosmowie
pod Cekowem w Kaliskiem na terenie Królestwa Polskiego. Pytał też, w imieniu Radolińskich z Żelazkowa o
możliwość przysłania stamtąd młodej dziewczyny
do nowicjatu służebniczek, by później mogła ona poprowadzić ochronkę u
Radolińskich. Bojanowski uznał wprawdzie wysłanie służebniczek do Królestwa za
przedwczesne, odpisał jednak Gajewskiemu 22 lutego 1858 r. z radością;
zarezerwował miejsce dla kandydatki Radolińskich i przekazał informacje o nowicjacie
i ochronkach. W drugim liście, z 1 sierpnia 1858 r., Gajewski doniósł
Bojanowskiemu o zamiarze wstąpienia do klasztoru jego jedynej siostry (15
sierpnia), która wcześniej przygotowała trzy kandydatki do nowicjatu
jaszkowskiego i zadeklarowała pokrycie kosztów ich pobytu w Jaszkowie. Później
miały one założyć ochronkę w Kosmowie. Bojanowski E., op. cit. , s.
285-286, 290-291.
[270]
Metryka - księga zawierająca akta stanu cywilnego lub wyciągi z tej księgi.
[271]
Paszport (fr. paseport) – dokument
uprawniający do przekraczania granic państwa i pobytu poza jego granicami.
[272]
Tj. 15 sierpnia.
[273]
Lewandowski Nikodem, o. Bronisław w
zakonie kapucynów (1825-1902), ur. 11 lipca 1825 r. w Mogielnicy w Radomskiem,
syn Teodora i Elżbiety Lisiewskiej, 2 marca 1842 r. wstąpił do kapucynów w Lubartowie,
kształcąc się w różnych ośrodkach zakonnych. Święcenia kapłańskie przyjął w
Pułtusku (19 IV 1850). Został kaznodzieją w klasztorze warszawskim. Za kazanie
w obronie niższych warstw społecznych usunięty przez władze carskie i przeniesiony
do Nowego Miasta. Następnie został kaznodzieją
w Lublinie (1852), lektorem filozofii dla kleryków (1855). Za kazanie z
powodu ślubu katoliczki z protestantem, w którym obraził władze diecezji,
został przeniesiony do Lądu. W latach 1860-1864 był gwardianem w Krakowie, a
następnie w Zakroczymiu (do 1872 r.). W dobie powstania styczniowego głosił
patriotyczne kazania. Przez dwadzieścia lat był duszpasterzem w Łomży, gdzie
zm. 6 maja 1902 r. Gadacz Jan Ludwik, Słownik polskich kapucynów,
Wrocław 1985, t. 1, s. 698-699. – Wspomnianego listu o. Bronisława z 10 czerwca
1858 r. brak. Bojanowski potwierdził jego odbiór w Dzienniku 20 czerwca tego
roku. Był pisany w Gorazdowie, skąd o. Bronisław sprowadził do Jaszkowa jedną
kandydatkę na służebniczkę, Łucję Kowalewską. List przekazały Bojanowskiemu
siostry jaszkowskie. Zob. też list następny.
[274]
Chodzi o kandydatki z Królestwa Polskiego.
[275]
Listu tego, z 10 czerwca 1858 r., brak.
Kowalewska Łucja, pochodziła z
Gorazdowa, par. Sokolniki, pow. Września, z rodziny leśnika w Skąpem. Miała
siostrę Ludwikę, służebniczkę. Do
nowicjatu w Jaszkowie wstąpiła 20 czerwca 1858 r. Po pierwszej profesji
pracowała w Niesłabinie, a potem we
Wroniawach, Górce, Gołębinie, Turwi i
Borku (1868 – 1875). W okresie kulturkampfu przebywała w Jaszkowie,
gdzie zmarła 22 marca 1886 r. AGSL, KP nr 60. Zob. też list
poprzedni, z 2 sierpnia 1858 r.
[276]
Zob. poprzedni list Bojanowskiego z 2 sierpnia 1858 r.
[277]
Tzn. zalecająco, polecająco.
[278]
Listu tego brak, choć Bojanowski zanotował w Dzienniku jego odbiór 16
sierpnia 1858 r. Do listu dołączony był inny, Melanii Gajewskiej, wraz z trzema
medalikami i obrazkami Matki Boskiej Częstochowskiej, przeznaczonymi dla
nowicjuszek z Kosmowa (Frania, Marysia, Jagusia) przebywającymi w Jaszkowie. List
do nowicjuszek Bojanowski przepisał w całości.
[279]
Listu tego także brak. Jednak już w liście z 2 sierpnia 1858 r. Bojanowski
zawarł nadzieję na szybki przyjazd dziewczynek z Królestwa. Powtórzył w nim ich
termin przyjazdu (9 sierpnia) do Jaszkowa i poinformował o zaplanowanych na ten
czas rekolekcjach. Dziennik E.B., 4 sierpnia 1858 r.
[280]
Był nim wówczas Pius IX (1846-1878), Giovanni Maria Mostai (1792-1878).
[281]
Wilia, wigilia (łac. vigilia - czuwanie, straż) - dzień poprzedzający inny
dzień, jakieś wydarzenie; dzień przed świętem kościelnym, zwłaszcza
przed Bożym Narodzeniem; tradycyjny posiłek wieczorny (wieczerza) w
dniu poprzedzającym Boże Narodzenie.
[282]
Jaskulska Katarzyna, matka s. Joanny Jaskulskiej i nowicjuszki Michaliny.
[283]
Borowska Józefa, Barbara, ur. 8 marca 1838 r. w miejscowości Godurowo, pow.
Gostyń, w rodzinie rolnika Benona. Do Zgromadzenia wstąpiła 14 kwietnia 1857 r.
w Jaszkowie, pierwszą profesję złożyła
17 lutego 1858 r. Pracowała w Turwi, Kopaszewie, Górce. Po upływie 3-letnich ślubów powróciła do
rodziny. AGSL, KP nr 42.
[284]
Wymienionych tu listów brak. Pierwszy z nich Bojanowski odebrał (2 listopada)
za pośrednictwem sióstr podrzeckich i Beneszowej, drugi wysłał dwanaście dni
później z napomnieniem dla jednej z sióstr i pozwoleniem pisania do brata dla
innej. Natomiast trzeci list napisała s. Matylda Jasińska 30 listopada 1858 r.,
relacjonując Bojanowskiemu efekty wizyt w trzech ochronkach (Kopaszewo, Rąbiń,
Turwia). Dziennik E.B., 2 i 14 listopada
oraz 1 grudnia 1858 r.
[285]
List nie dokończony.
[286]
Marszałek Wiktoria (ur. 1839 r.),
pochodziła z Baszkowa, do Zgromadzenia wstąpiła 5 czerwca 1858 r. wraz z
rodzoną siostra Antoniną i Rozalią Sworowską. Po nowicjacie pracowała w Górce, Turwi, Niesłabinie i Wroniawach (1 III 1860
–19 III 1861), stąd została usunięta decyzją E. Bojanowskiego i o.
Baczyńskiego. Z Jaszkowa odeszła 4 kwietnia 1861 r. AGSL, KP;
Dziennik E. B., 5 czerwca
i 9 lipca 1858 r.
[287]
Obydwu listów brak, choć Bojanowski odnotował korespondencję z s. Marianną,
najprawdopodobniej Rejkowską, w Dzienniku
2 i 4 grudnia 1858 r.
[288]
Śladu po obydwu listach brak.
[289]
Faktycznie chodzi o list z 17 sierpnia 1858 r.
[290]
Był nim ks. Piotr Semenenko.
[291]
Tzn. letnie.
[292]
Chodzi o o. Bronisława Lewandowskiego.
[293]
Głowacz (Głowacka) Jadwiga pochodziła z Konar, pow. Rawicz. Do Zgromadzenia
wstąpiła 7 stycznia 1862 r., po złożeniu pierwszej profesji pracowała w Borku i w Górce k. Śremu, skąd w
połowie lutego 1864 r. udała się do domu z powodu słabego zdrowia. AGSL, KP nr 125.
[294]
Tzn. przed środą popielcową, rozpoczynającą w Kościele katolickim okres
Wielkiego Postu.
[295]
Koszutski Hilary (1822-1896), ks.,
kanonik, pisarz dla ludu. Ur. 1 stycznia 1822 r. we wsi Radzyn w pow.
szamotulskim w rodzinie Wincentego,
dziedzica Psarskiego (1800-9 XI 1869), i Nepomuceny Konikiewicz (zm. 4 XII
1871). Egzamin dojrzałości uzyskał w Gimnazjum Św. Macieja we Wrocławiu (1842),
po czym wstąpił do Seminarium Archidiecezjalnego Poznańsko-Gnieźnieńskiego
(1843) i został księdzem (19 IX 1846) oraz wikarym przy katedrze poznańskiej.
Rok później studiował na uniwersytecie berlińskim filozofię, historię i
archeologię, odwiedzając seminaria pedagogiczne w Austrii i Czechach, po czym
powrócił do Wielkopolski (1848). Pełniąc obowiązki wikarego w Książu, Buku i
kościele św. wawrzyńca w
Gnieźnie, uczył w szkołach parafialnych. Był kapelanem obozowym podczas
powstania wielkopolskiego, członkiem Ligi Polskiej, później Towarzystwa
Rolniczego Średzko-Gnieźnieńsko-Wrzesińskiego, uczestniczył w powołaniu
Centralnego Towarzystwa Gospodarczego w Poznaniu (1861). Od 1849 r. pracował
jako proboszcz w Mielżynie, został obdarowany godnością dziekana w Powidzu
(1873) i kanonika honorowego kapituły metropolitalnej poznańskiej (1886). Był
hagiografem, działaczem charytatywnym i oświatowym, bliskim współpracownikiem
Bojanowskiego i współwydawcą w latach 1860-1862 czasopisma religijnego pt. „Rok
Wiejski”, współpracownikiem i współzałożycielem pisma „Oświata” (1865-1867).
Zm. 26 lutego 1896 r. w Poznaniu, został pochowany w Mielżynie. PSB, t. 14 (1968-1969), s. 381-382 (Barbara
Wysocka); Słownik Polskich Teologów Katolickich,
pod red. H. E. Wyczawskiego,
Warszawa t. 2 (1982), s. 369-371 (ks. Fr. Stopniak); Żychliński T., Złota
księga..., t.16 (1894), s. 88.
[296]
Odezwy tej (listu) brak, choć w Dzienniku Bojanowski odnotował jej
odbiór 20 stycznia 1859 r. Ks. Koszutski prosił o trzy służebniczki do
przygotowanej za ponad 200 talarów ochronki, celem poprawienia „smutnego stanu
tamtejszej parafii”; dodatkowo, z zapisu
sędziego Zenona Jaraczewskiego, do ochronki należeć miał ogród w mieście i 5
morgowa parcela. Bojanowski zaznaczył też, że ochronka w Mielżynie istniała w
1854 r., jednak była niewłaściwie prowadzona i została zamknięta w końcu tego
roku. Życzeniem ks. Koszutskiego było otwarcie nowej ochronki „na rozpoczęcie
nabożeństwa majowego”.
[297]
Chodzi o ks. Antoniego Brzezińskiego.
[298]
Sąchocki Jan Nepomucen (1828-1884), ks.,
od 1857 r. prepozyt w Golejewku, dziekan jutrosiński, więziony w okresie
kulturkampfu. AAP, KA, poz.1004; Elenchus Posnanensis..., 1885.
[299]
Sapieżyna z Zamoyskich Jadwiga (1806-1890), filantropka; córka prezesa
senatu Królestwa Polskiego, ordynata Stanisława Zamoyskiego i Zofii z
Czartoryskich;
żona ciotecznego brata Leona Sapiehy. Cel życia znalazła w działalności
dobroczynnej;
przewodziła Towarzystwu Dobroczynności Św. Wincentego à Paulo we Lwowie,
organizowała rozdawnictwo tzw. zupy rumfordzkiej, dla ofiar rabacji 1846 r.
stworzyła „dom roboczy”, tzw. cerownię dla
dziewcząt i małą bursę dla chłopców, które dały początek Zakładowi Św.
Teresy prowadzonemu przez siostry zakonne i szpitalowi Św. Zofii (imienniczki
tych instytucji były patronkami zmarłych córek Sapieżyny). Zorganizowała też
przytułek dla żebraków, Dom Opatrzności, a ponadto inne instytucje
charytatywne, także w Przemyślu. Środki na ich prowadzenie zdobywała z
organizowanych kwest, loterii fantowych, koncertów, festynów itp. W 1863 r.
zorganizowała w Krasiczynie szpital dla rannych powstańców. Po śmierci męża
(1878) opiekę nad instytucjami dobroczynnymi przekazała synowej Jadwidze. PSB,
t. 35 (1994), s.167-168 (Stefan
Kieniewicz). Por. Bojanowski E., op.
cit., s. 277 przyp.1 i s. 302, przyp.1.
[300]
Odezwy tej (listu) brak. Księżna datowała ją 25 lutego 1859 r., a
Bojanowski odebrał 4 marca tego
roku, zaznaczając, że Sapieżyna „dowiedziała się w Wiedniu od o. Semeneńki
bliższe szczegóły o Zakładzie Służebniczek i prosi, czyby nie można jej
przysłać jednej lub dwóch, które by tam więcej sióstr takich formować mogły” i
„o objaśnienia potrzebne w tym względzie”.
Bojanowski E., op. cit., s. 301.
[301]
Chodzi o ks. Piotra Semenenko, który we Wiedniu przekazał Sapieżynie
szczegółowe informacje o Zakładzie
Służebniczek. Jesienią 1858 r.
zamierzał to zrobić o. Iwon Czeżowski. Tamże, s. 277, 301.
[302]
Rekomendować – polecać, tzn. wysłać list polecony.
[303]
Mizerski Antoni (1791-1864), szwoleżer gwardii napoleońskiej i działacz 1848
r., żonaty z Pauliną Antoniną z Berwińskich (1813-1902), starszą siostrą poety
Ryszarda;
ojciec Anastazego Romana (1837-1871), lekarza, i Ludwika Kajetana (1843-1923),
prawnika, posła do sejmu pruskiego, prezesa Koła Polskiego, literata. W 1853
r. sprzedał majątek Borowo w powiecie
kościańskim i zamieszkał w Poznaniu, gdzie przede wszystkim zajmował się
sprawami robotników; był też prezesem Konferencji Św. Marii Magdaleny w
Poznaniu i Towarzystwa Św. Wincentego à
Paulo. Człowiek prawy i powszechnie szanowany, choć Ludwik Miłkowski nie
szczędził mu słów krytyki. zm. 1
lipca 1864 r. w Zgorzelicach na Śląsku. Zob. listy Ludwika Miłkowskiego do Edmunda Bojanowskiego,
z okresu: 19 X 1858 -15 X 1859; PSB, t. 21 (1976), s. 394, 395 (Edward Stocki);
Karwowski S., op. cit., t. 2, s. 137.
[304]
Chodzi o list Jana Koźmiana, księdza in spe, z 16 lipca 1859 r. w t.
2.
[305]
Zob. wcześniej list z 25 listopada 1856
i 29 kwietnia 1857.
[306]
Wójcicki Kazimierz Władysław (1807-1879), folklorysta, historyk amator,
wydawca, ur. i zm. w Warszawie. Uczestnik powstania listopadowego, potem udał
się na krótko do Galicji i związał z grupą literacką czerwonoruskich poetów
„Ziewonia”, propagującą idee Towarzystwa Zwolenników Słowiańszczyzny.
Opublikował m.in. trzy tomy Przysłów narodowych (1830), cztery tomy Historii
literatury polskiej w zarysach (1845-1846), był wydawcą almanachów i źródeł
oraz długoletnim redaktorem „Biblioteki Warszawskiej”. Literatura polska...,
t. 2, s. 627-628 (Maria Grabowska).
[307]
Wacław z Oleska, pseudonim Wacława Zaleskiego (1799-1849) folklorysty,
pochodzącego z Galicji Wschodniej. Do 1821 r. pisał po niemiecku. W 1833 r.
wydał Pieśni polskie i ruskie ludu
galicyjskiego będące największym zbiorem pieśni (ok.1500) w Polsce przed O.
Kolbergiem. Gubernator Galicji (1848). Tamże, t. 2, s. 666 (Ryszard Górski).
[308]
Pauli Żegota (Ignacy) (1814-1895), galicyjski folklorysta i historyk,
archeolog, wydał m.in. Pieśni ludu polskiego w Galicji (1838)
i Pieśni ludu ruskiego w Galicji
(1839-1840). PSB, t. 25 (1980),
s. 345-347 (Wiesław Bieńkowski); Literatura polska..., t. 2,
s.151 (Ryszard Górski).
[309]
Czeczot Jan (1796-1847), poeta i folklorysta, przyjaciel A. Mickiewicza,
sekretarz Towarzystwa Filomatów, w latach 1825-1841 przebywał na zesłaniu,
wydał m.in. 6 zbiorków Pieśni wieśniaczych znad Niemna (1837-1846), skąd
pochodził. PSB, t. 4 (1938), s. 316-317 (Stanisław Pigoń);
Literatura polska..., t. 1, s.
163 (Halina Gacowa).
[310]
Brzozowski Karol (1821-1904), poeta,
działacz niepodległościowy, w obawie przed aresztowaniem uszedł z Warszawy do
Wielkopolski razem z T. Lenartowiczem i R. Zmorskim (1843), po 1848 r. udał się
do Francji, a w 1853 r. do Turcji celem zorganizowania legionu polskiego. W
służbie tureckiej prowadził m.in. prace inżynieryjne i zajmował się rolnictwem
oraz leśnictwem, podejmował też akcje dyplomatyczne w sprawie polskiej w l.
1877-1878. Od 1884 r. zamieszkał we Lwowie. Drukował w prasie polskiej
wszystkich trzech zaborów. Wydał m.in. tłumaczone z języka litewskiego Pieśni
ludu nadniemeńskiego z okolic Aleksoty (1844). PSB, t. 3 (1937), s.
59-61 (Henryk Mościcki); Literatura polska..., t. 1, s.115 (Marian Maciejewski).
[311]
Konopka Józef (1818-1880), folklorysta i
agronom spod Krakowa, troszczył się o oświatę rolniczą na wsi, poseł do sejmu
austriackiego po 1848 r., przyjaciel i uczestnik wypraw etnograficznych O.
Kolberga. Wydał m.in. Pieśni ludu krakowskiego (1840). Anonimowo
publikował drobne artykuły, gawędy historyczne i etnograficzne w poznańskim
„Tygodniku literackim” i leszczyńskim „Przyjacielu Ludu”. PSB, t.13 (1967-1968), s. 568-569 (Józef Buszko i
Maria Turczynowiczowa); Literatura polska..., t.1, s. 467 (Helena Kapełuś).
[312]
Zejszner (Zeuschner) Ludwik (1805-1871),
pochodził z Warszawy. Geolog, zbieracz pieśni ludowych, profesor Uniwersytetu
Jagiellońskiego (1829-1833, 1848-1857) oraz Akademii Medyczno-Chirurgicznej w
Warszawie (1857-1858). Wydał m.in. Pieśni ludu Podhalan, czyli Górali
tatrowych polskich (1845). Literatura polska ..., t. 2, s. 680-681
(Teresa Brzozowska).
[313]
Łoziński Walery (1837-1861) pochodził z
Galicji Wschodniej, brat Władysława (1843-1913). Powieściopisarz i dziennikarz
związany z grupą skupioną wokół „Dziennika
Literackiego”, m.in. współredaktor pism dla ludu (pseud. Walenty ze
Smolnicy) i autor Zaklętego dworu.
PSB, t. 18 (1973), s. 458-459
(Stanisław Frybes); Literatura polska..., t.1, s. 616 (Krystyna Poklewska).
[314]
Nowicjat w Jaszkowie otwarto oficjalnie 26 sierpnia 1856 r. Przełożoną
główną została s. Matylda Jasińska,
mistrzynią s. Elżbieta Szkudłapska. Kornacka M., op. cit., s. 78 nn.
[315]
Ks. arcybiskup Leon Przyłuski 25 września 1859 r. opatrzył list następującą
uwagą: „Od ręki zwrócić Wielmożnemu Edmundowi Bojanowskiemu w Grabonogu do
wyjaśnienia, co powoduje administrację Zakładu Ochronkowego w Jaszkowie do
podejmowania się dzierżawy gruntów do tamtejszego probostwa należących.
Zwracający się układ dzierżawny winien dozór kościelny w Jaszkowie jako strona
wydzierżawiająca przesłać Konsystorzowi mojemu w miejscu ze stosownymi
wnioskami”.
[316]
Listu tego brak; sprawa, której dotyczył, wspomniana jest w liście syna Dezyderego, Stanisława
Chłapowskiego, z 15 października 1859 r. (zob. t. 2). Dezydery Chłapowski w
liście do Bojanowskiego, datowanym w Turwi
1 listopada, informował go, że dwa dni później będzie towarzyszył
Sapieżynie podczas jej wizyty w Jaszkowie, celem zapoznania się ze służebniczkami. Dziennik E.B.,
3 listopada 1859 r.
[317]
Kopię Adresu wydrukowano w t. 2, jako załącznik do listu ks. Jana Koźmiana z 17
stycznia 1860 r. Bojanowski otrzymał ją dwa dni później i rozprowadził wśród
okolicznych duchownych. Zapewne dlatego w drukowanym tu liście przewodnim,
Bojanowski nie wskazał konkretnej osoby. Natomiast w Dzienniku odnotował rozkolportowanie Adresu (zob. np. zapisy po 19
stycznia 1860 r.).
[318]
Mowa o liście Jana Koźmiana, księdza in spe, z 17 stycznia 1860 r. Zob. t. 2.
[319]
Chodzi o list Bojanowskiego z 21 lipca 1859 r. Zob. wcześniej.
[320]
Zob. wcześniejsze listy z: 25 listopada 1856,
29 kwietnia 1857, 21 lipca 1859.
[321]
Lipiński Józef Jan (1816-1864), zbieracz pieśni ludowych, badacz folkloru,
historyk. Pochodził z Krakowa, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim i w
Berlinie, w latach 1841-1842 zatrzymał się we wsi Mchy k. Książa w Poznańskiem.
W działalności Lipińskiego był to czas najbardziej owocny. Podczas tamtejszych
podróży folklorystycznych zebrał ok. 500
pieśni ludowych, opublikowanych w 1842 r. w drugim tomie Biblioteki Warszawskiej (Porządek
obrzędu weselnego w Wielkim Księstwie Poznańskim) i w zbiorze Piosnki ludu wielkopolskiego (Poznań).
Osiadł następnie w majątku Strzałków k. Stopnicy w Kieleckiem, gdzie zginął
podczas powstania styczniowego. PSB, t. 17 (1972), s. 393 (Julian Maślanka).
[322]
Graeve Aleksander (1820-1883) pochodził z niemieckiej rodziny osiadłej na
Śląsku i spokrewnionej z naczelnym prezesem Wielkiego Księstwa Poznańskiego
(Zerboni di Sposetti), gdzie ojciec Aleksandra otrzymał w dzierżawę jeden z majątków magnata niemieckiego Thurn und
Taxis (1815), a potem nabył inne, zwłaszcza rozległe dobra boreckie.
Aleksander, ur. w Babach w pow.
krotoszyńskim, ukończył gimnazjum Fryderyka Wilhelma w Poznaniu i studiował w
Berlinie i Halle, najpierw prawo, a potem - na życzenie ojca po śmierci brata -
agronomię. Podnosząc poziom gospodarki, dorobił się znacznej fortuny i nabył w
1873 i 1882 r. 15 tys. morgów (Orchowo w pow. mogileńskim, Rudki w pow.
gnieźnieńskim i Biskupice pod Sieradzem). Wychowany przez matkę Polkę
(Jeziorkowską), czuł się Polakiem. Był czynny w
życiu publicznym, przez 20 lat pełnił funkcję radcy generalnego
polskiego Ziemstwa Kredytowego, był
prezesem rady nadzorczej banku „Tellus” w Poznaniu, posłem z Księstwa do
parlamentu Północnego Związku Niemieckiego (1867). Znano go z działalności dobroczynnej,
wspierał młodzież uczącą się w gimnazjach i na uniwersytetach. wraz z pierwszą żoną Emilią Graeve
Koczorowską, z którą miał sześcioro dzieci,
założył ochronkę w Borku-Zdzież.
Drugą żoną Aleksandra była (od 1867 r.) Franciszka Śląska. PSB, t. 8 (1959-1960), s. 532-533 (Zdzisław Grot).
Zob. też: Kwilecki Andrzej, Ziemiaństwo wielkopolskie, Warszawa 1998, s.
131-133.
[323] Listu tego brak, choć wiadomo, że Graeve
informował w nim 8 lutego 1860 r. Bojanowskiego, że „dom na Ochronkę w maju
będzie ukończony”. Oczekiwał służebniczek w czerwcu i prosił o przedstawienie
warunków oraz tego „co jeszcze ma przygotować”. Dziennik E.B., 14 lutego
1860 r.
[324] Żółtowski Franciszek (1818-1894), właściciel
Niechanowa pod Gnieznem i Godusowa pod Krobią, ur. 1818, do gimnazjum
uczęszczał w Poznaniu i Berlinie, gdzie studiował też prawo, następnie odbył podróż
po Francji. Związek małżeński zawarł z najstarszą córką Andrzeja
Zamoyskiego, Zofią (1825-1853). Został
posłem do sejmu pruskiego (1848), jednak po śmierci żony (1853) wycofał się z
tej działalności ze względu na dobro pięciorga dzieci. Był duszą powiatu
gnieźnieńskiego. Ufundował Dom Miłosierdzia w Gnieźnie, był inicjatorem
powiatowej Kasy Oszczędności oraz członkiem Towarzystwa Pomocy Naukowej, a
także fundatorem ochronki w Niechanowie
(15 V 1860). Żychliński T., Złota
księga..., t. 17 (1895), s. 338-341; Positio..., vol. 1, s. 430.
[325] Listu tego brak, podobnie zresztą jak wiele
innych pism Miłkowskiego odnotowanych w tym czasie w Dzienniku przez
Bojanowskiego.
[326]
Chodzi o Ignacego Gutowskiego (1816-1881)
i jego żonę Władysławę, córkę płka Jana Krosickiego. Gutowski, ur. w Ruchocinie w pow.
gnieźnieńskim, był synem Łukasza i Leokadii z Łakińskich. Kształcił się w
Poznaniu i Chełmnie, gdzie uzyskał świadectwo dojrzałości, a następnie
ukończył studia prawnicze w Berlinie. Po
ożenku (1844) objął majątek rodzinny w Ruchocinie. W dobie Wiosny Ludów dom
jego stał się schronieniem dla emigrantów, a w okresie powstania styczniowego
(1863) miejscem przerzutu ochotników do Królestwa, przytułkiem i szpitalem dla
uciekinierów. Gutowski był posłem do sejmu pruskiego (1855-1857), opiekunem
młodzieży szkolnej, zwłaszcza ubogiej, radcą w Ziemstwie Kredytowym, członkiem
towarzystw polskich i kółek, założycielem oddziału Towarzystwa Oświaty Ludowej
(1872-1878) w Powidzu. PSB, t. 9
(1960-1961), s. 183-184 (Wisława Knapowska). Gutowscy byli fundatorami ochronki w Ruchocinie, którą
otwarto 17 maja 1860 r., a zlikwidowano
18 kwietnia 1868 r. Positio..., vol. 1, s. 430.
[327] Chodzi o Józefę z Łempickich Morawską, żonę
Kajetana Morawskiego.
[328] Listu Goltza w sprawie założenia placówki
Zgromadzenia w Królestwie Polskim,
datowanego 12 kwietnia 1860 r., wprawdzie brak, ale Bojanowski
przytoczył jego fragment w pisanym przez siebie Dzienniku (15 IV 1860) i
wzmiankował, wysyłając Goltzowi odpowiedź (11 V 1860). Positio..., vol. 1, s.
934, 936.
[329]
Jan Koźmian święcenia kapłańskie przyjął w Rzymie 24 marca 1860 r.
[330]
Mowa o Stanisławie Koźmianie.
[331]
Była nią s. Matylda Jasińska.
[332]
Chodzi o siostry: Annę Böhm, Annę Gross i Elżbietę Schurman, a także o dwie inne kandydatki, które potem
zrezygnowały z życia zakonnego.
[333]
Zygmunt Krasiński zmarł 23 lutego 1859 r. w Paryżu.
[334]
Zamknięto ją 14 września 1865 r. Positio..., vol. 1, s. 430.
[335]
Władysław Sikorski był właścicielem majątku w Mielżynie.
[336]
Zamknięto ją 20 czerwca 1863 r. Positio..., vol. 1, s. 430.
[337]
Ochronkę zamknięto 18 kwietnia 1868 r. Tamże, vol. 1, s. 430.
[338]
Ochronkę w miejscowości Borek-Zdzież otwarto
24 czerwca 1860 r. Jej fundatorami byli
Aleksander i Emilia Koczorowska (od 1867
r. Franciszka Śląska) Graeve. Tamże, vol. 1, s. 430.
[339]
Jaraczewski Zenon h. Zaremba, dziedzic dóbr Mielżyna, ożeniony z Praksedą
Gutowską h. Ślepowron z Ruchocina, zmarł
w Poznaniu 27 stycznia 1870 r. Jego córki wyszły za Władysława Sikorskiego h.
Cietrzew, b. dziedzica Mielżyna (Leokadia) i za Bolesława Sikorskiego, b.
dziedzica Krostkowa (Maria). Żychliński T., Złota księga..., t. 5
(1883), s. 60.
[340]
Amelia z Jezierskich Łubieńska, córka Jana Nepomucena Pawła Franciszka
Jezierskiego, posła na sejmy Królestwa Polskiego, deputanta do Petersburga
(1830), zmarłego w 1858 r., i Karoliny Jelskiej h. Pielesz, której ojcem był
Franciszek Jelski, podkomorzy starodubowski, członek Rządu Tymczasowego na Litwie,
a matką Amelia Sapieżyna. Mężem Amelii z Jezierskich był Seweryn Łubieński, syn
hr. Kazimierza i Marii z hr. Krasińskich. Tamże..., t. 22
(1900), s. 54. - W Dzienniku Bojanowski zacytował 28 marca 1859 r. fragment
brakującego listu Róży Morawskiej, datowanego w Poznaniu z dnia poprzedniego, z
którego można się dowiedzieć, że „Pani Amelia Łubieńska z Jezierskich przybyła
z Warszawy i jeden z głównych powodów jej podróży jest zwiedzenie nowicjatu
Służebniczek i zebranie wszelkich wiadomości tyczących się tego Zgromadzenia”,
i że 29 marca chciałaby się spotkać z
nim w Śremie, dokąd Bojanowski udał się w związku z tym wieczorem dnia
poprzedniego. W efekcie Bojanowski najpierw spotkał się w Śremie z Kajetanem
Morawskim, który opiekował się Łubieńską i towarzyszącą jej córką, a po
południu z Łubieńską w Jaszkowie. Łubieńska wcześniej zwiedziła ochronkę w
Kopaszewie, a z Jaszkowa chciała otrzymać dwie – trzy siostry do swoich dóbr.
Natomiast Bojanowski zaproponował przysłanie przez nią kandydatek do Jaszkowa,
o co – według Łubieńskiej – trudno bez zobaczenia sióstr jaszkowskich w
miejscu, które przygotowuje dla nich u siebie. Bojanowski zapewnił gościa, że
przyśle kopię reguły, tak by na miejscu Łubieńska mogła się z nią spokojnie
zapoznać. Positio..., vol. 1, s. 902, 903.
[341]
Krukowiecka Helena, hrabina z Osse pod Strykowym niedaleko Łodzi, oświadczyła
gotowość założenia u siebie domu sierot wiejskich połączonego z nowicjatem i
ochronką. Dziennik E.B.,
9 czerwca 1860 r. - Chodzi tu o niezamężną córkę gen. Jana Stefana h.
Pomian Krukowieckiego (1772-1850) - faktycznego wodza powstania listopadowego w
końcowym okresie - uczestniczkę tego powstania.
Zob. list ks. Antoniego Brzezińskiego z 8 sierpnia 1860 r. w t. 2;
PSB, t. 15 (1970), s. 396
(Władysław Zajewski).
[342]
Michał Czacki, ur. 1797, oficer b. Wojsk Polskich, marszałek guberski wołyński,
był synem Dominika (ur. 1774), szambelana królewskiego, rotmistrza kawalerii
narodowej (12 III 1792), i Reginy Gutowskiej h. Rawicz, bratem Marii, która
wyszła za Feliksa Czackiego. Michał był trzykrotnie żonaty. Z pierwszą żoną,
Teklą Pilichowską, miał trzy córki:
Leontynę, żonę Romualda Ledóchowskiego, Ewelinę (1822-1871), żonę Feliksa
Karnickiego i Wandę – żonę Romana Cieszkowskiego. Druga żona, Franciszka
Jełowicka, dała mu trzy córki: Marię – żonę Zygmunta Pruszyńskiego, Michalinę
(1832-1854) – żonę Aleksandra hr. Badeniego i Jadwigę – żonę Teodora
Kaszowskiego h. Janina. Natomiast z trzecią żoną, Konstancją Sułkowską, Michał Czacki nie miał dzieci. Sułkowska
została w Krakowie urszulanką,
przybierając imię zakonne Klara. Czacki zmarł po r. 1860. Żychliński T., Złota
księga..., t. 11 (1889), s. 39-40.
[343]
Dionizja Poniatowska z Iwanowskich (1816-1868), historyczka, publicystka,
tłumaczka, filantropka; od 1832 r. żona
Dariusza Poniatowskiego, bogatego ziemianina, właściciela Tahańczy i
Pilawy w pow. kaniowskim. Dobrze wykształcona, prowadziła od 1836 r. w
Tahańczy, przez prawie dwadzieścia lat, pensjonat - szkółkę dla ubogich
dziewcząt, kształcąc je bezpłatnie na nauczycielki i uposażając hojnie po skończonej
edukacji. Cieszyła się uznaniem zmartwychwstańców, Piotra Semenenki i Hieronima
Kajsiewicza, m.in. za wydany przez nią obszerny katechizm pt. Dar Boży,
czyli nauka chrześcijańska (Rzym 1855, Berlin 1870). Dla pensjonarek
napisała m.in. Dzieje Polski i O sztuce. W „Przeglądzie Poznańskim” opublikowała m.in.
rozprawę Panslawizm i Polska (1857), prace o kościele katolickim, Unii,
Rosji i Rusi, a także o polityce carów i o towiańszczyźnie, której nie
akceptowała. W 1861 r. opublikowała w Paryżu Rodowody Słowian. Polska i Ruś (także
w j. francuskim). Zmarła na gruźlicę w
Hyeres 6 lutego 1868 r. PSB, t. 27 (1982), s. 406-408 (Franciszek
German).
[344]
Krasiński Adam Stanisław (1810-1891),
biskup wileński (1858), językoznawca, tłumacz, poeta, utalentowany mówca,
kaznodzieja i literat, zesłaniec (1863-1882); uwolniony nie mógł
jednak powrócić do Wilna, w związku z
czym udał się do Rzymu, a na stałe osiadł w Krakowie. PSB, t. 15 (1970), s. 166-168 (Mieczysław
Żywczyński).
[345]
Szułczyński Józef Kalasanty (1813-1882), ks., wikariusz katedralny w Poznaniu,
od 1854 r. proboszcz w Pogorzeli,
dekanat Nowe Miasto, brat ks. Atanazego. Bojanowski E., op. cit., s. 307
przyp.1.
[346]
Dolina Jozafata, (Józafata, Józefata) – miejsce, w którym według proroctwa
Joela odbędzie się Sąd Ostateczny. Ma nim być dolina Cedronu położona na płn.-
wsch. od Jerozolimy. Nazwa pochodzi od biblijnego króla Jozafata, tzn. (Bóg)
osądził (hebr.) Kopaliński Wł., op. cit., s. 214.
[347]
Środa popielcowa rozpoczynająca Wielki Post w Kościele katolickim.
[348]
Girlanda - zwój liści lub kwiatów ujęty wstęgami lub kokardami, podwieszony w
dwóch końcach.
[349]
Dominium (łac. panowanie, władza;) – duża posiadłość ziemska.
[350]
Jagła – (zwykle w l. mn.) kasza jaglana.
[351]
Arenda – (dawn.) dzierżawa dóbr, karczmy, młyna itp. albo praw.
[352]
Strucla – długa słodka bułka drożdżowa, przekładana masą makową lub powidłami.
[353]
Okrasa – tłuszcz dodawany do potraw.
[354]
Maca (hebr.) – cienki placek z niekwaszonego ciasta, pieczony przez wyznawców
religii żydowskiej na święta paschy.
[355]
Łokieć – dawna miara długości określana długością ręki od stawu łokciowego do
końca palca środkowego (od ok. 0,47 do 0,78 m); listewka tej długości używana
do mierzenia tkanin.
[356]
Tłumoczek, mały tłumok – pakunek.
[357]
Fundatorami pierwszych sześciu ochronek z tego wykazu byli: Edmund Bojanowski,
Mikołaj i Bolesława (Pruska) Węsierscy (Podrzecze, 3 V 1850); Jan Koźmian do
1862 r., potem Kazimierz i Anna Chłapowscy (Kopaszewo, 3 X 1854); gen. Dezydery
i Antonina (Grudzińska) Chłapowscy (Turwia, 3 X 1855 i 4 IX 1860 szpital oraz
Rąbiń, 18 IX 1855); Edmund Bojanowski, Melchior i Albertyna (Kołaczkowska)
Szołdrscy (Jaszkowo, 26 VIII 1856); Zgromadzenie Służebniczek (Niesłabin, 3 V
1858 – 10 I 1864). Informację o pozostałych ochronkach podano wcześniej. –
Wykaz pomija dwie ochronki, które przestały funkcjonować. Ich fundatorami byli:
parafia rzymsko-katolicka i władze municypalne (Śrem, 20 XI 1855-31 X 1856)
oraz gen. Dezydery i Antonina (Grudzińska) Chłapowscy (Rogaczewo w parafii
Wyskoć, 11 VIII 1856-30 VI 1857). Positio..., vol. 1,
s. 430.
[358]
Po śmierci ks. Staśkiewicza (1857), administratorem kościoła jaszkowskiego, a
zarazem proboszczem parafii w Żabnie, w dekanacie Śrem, był ks. Andrzej Idzikowski (1827-1895).
Elenchus Posnanensis..., 1858-1896.
Konfrontowanie listów tu drukowanych z korespondencją, która nie zachowała się
z okresu 26 VI – 30 XI 1860 r. jest utrudnione z powodu braku Dziennika Bojanowskiego
z tego czasu.
[359]
Zygmunt Grudziński i jego żona Maria
z Działyńskich byli fundatorami ochronki w Drzązgowie, parafia Grodziszczko,
archidiecezja Poznań (17 XI 1863). Positio..., vol. 1, s. 431.
[360]
Zob. list z 23 lipca 1860 r. w t. 2.
[361]
Potulicki Kazimierz Wojciech (1820-1880), ziemianin, poseł do sejmu pruskiego.
Ur. 24 kwietnia 1820 r. w Sielcu w pow. rawickim, syn Kazimierza i Gabrieli z
Mielżyńskich. Po ukończeniu gimnazjum w Legnicy studiował chemię i medycynę w
Berlinie i Paryżu oraz odbył jednoroczną służbę w armii pruskiej, zostając
porucznikiem rezerwy. podróżował wiele, spotykał się z ludźmi
wybitnymi, żył w przyjaźni m.in. z
Adamem Potockim, Maurycym Mannem i
Karolem Libeltem. Czynił wiele dobrego bez rozgłosu, wystawił kaplicę w
Potulicach, zbudował i wyposażył szkołę,
urządził park krajobrazowy, rozbudował pałacyk myśliwski, szanował prawa człowieka. Jego żoną była
Maria z Zamoyskich (1829-1861). Był jednym z najbardziej majętnych ziemian w
zaborze pruskim. Zmodernizował swoje majątki, które prowadził także w pow. wadowickim i w Galicji
Wschodniej. W 1848 r. był jednym z reprezentantów Wielkopolski na Zjeździe
Słowiańskim w Pradze. W latach sześćdziesiątych był posłem do sejmu
pruskiego, nie wykazując większej
aktywności. Reprezentował umiarkowany
konserwatyzm i wielką własność polską, od 1875 r. był dożywotnim członkiem
pruskiej Izby Panów. Zm. 4 lub 5 października 1880 r. PSB, t. 28 (1984), s. 250-251 (Sławomir Leitgeber);
Karwowski S., op. cit., t.
2, s. 340.
[362]
Listu ten nie zachował się. Brakuje też Dziennika Bojanowskiego z tego
czasu.
[363]
Chodzi o ks. Aleksego Prusinowskiego i redagowany przez niego „Tygodnik
Katolicki” (1860-1866), pismo klerykalne, uwikłane w ciągłe polemiki z
„Dziennikiem Poznańskim”. Po odmowie podporządkowania się linii arcybiskupa M.
Ledóchowskiego, Prusinowski został zdymisjonowany; pismo straciło czytelników i
upadło. Jakóbczyk W., Prasa w
Wielkopolsce..., s.182-183.
[364]
Wodpol Konstancja z Bojanowskich, primo voto Łubieńska (1798-1867), córka
szambelana Bogusława, stryjecznego dziada E. Bojanowskiego, i Magdaleny Nałęcz
Kęszyckiej; siostra Antoniny Gorzeńskiej z Śmiełowa, żony Hieronima; matka
znanego posła Bogusława Łubieńskiego (Kiączyn) i Stanisława, ożenionego z Jaraczewską i dziedziczącego po
ojcu Józefie Budziszewo. Znana z bliskich związków łączących ją z Mickiewiczem,
a także z romansu z młodszym od siebie o dwanaście lat guwernerem jej
synów, Wandalinem Wodpolem. Żychliński
T., Kronika żałobna..., s. 30, 500. Por. Bojanowski E., op. cit.,
s. 312, przyp. 2.
[365]
Pisma tego brak. Nie zachował się też Dziennik E.B. z tego okresu. Wiadomo jednak, że chodziło o otwarcie
ochronki w Marcelinie, do czego doszło 21 listopada 1860 r. Istniała ona do 1
maja 1861 r. Positio..., vol.
1, s. 431.
[366]
Tj. 29 września.
[367]
Chudoba – (przestarz.) skromny dobytek, ubogie mienie, gospodarstwo.
[368]
Ks. Józef Pliszczak był proboszczem
parafii Stryków k. Łodzi w Królestwie Polskim.
[369]
Chodzi o list z 20 września 1860 r. Zob.
t. 2.
[370]
Brakuje końca listu.
[371]
Nie chodzi tu zapewne o któregoś z trzech Garczyńskich pochodzących z Duranowa
pod Sochaczewem, a odnotowanych w Polskim Słowniku Biograficznym (Antoni
Rajmund 1812-1888 i Józef Bonawentura 1805-1861), oraz w Wielkopolskim Słowniku Biograficznym
(Józef Patrycy 1803-1861), mających w dodatku wspólne, choć prawdopodobnie
wymieszane elementy biografii (ożenek z bogatą Angielką we Francji, kupno
folwarku Mechnacz k. Kcyni w Bydgoskiem lub zamieszkanie w Kcynii), ale o
jakiegoś innego Garczyńskiego z Iwna k.
Kostrzynia w Poznańskiem, choć miejscowość taka (Iwno) występuje też k. Kcyni.
Był on najprawdopodobniej zarządcą dóbr Mielżyńskiej. Por. PSB, t. 7 (1948-1958), s. 274, 275 (Red., Stefan Kieniewicz);
Wielkopolski Słownik Biograficzny, s. 194 (Jerzy Kozłowski).
[372]
Zawiera je pismo z dnia 2 czerwca 1860 r. w t. 2. - Franciszka z Niemojowskich
Mielżyńska (1781-1863), żona Józefa (1768-1824), starosty klonowskiego, właściciela Miłosławia;
matka Macieja Józefa Franciszka (1799-1870), ziemianina, żołnierza 1831 r.,
konserwatywnego polityka poznańskiego, i Seweryna Józefa Stanisława Gomora
(1804-1872), działacza narodowego, mecenasa sztuki i kolekcjonera. Była fundatorką
ochronki w Iwnie, archidiecezja Poznań. Ochronka istniała od 19 sierpnia 1861 r. do 19 listopada 1865 r. PSB, t. 20 (1975), s. 788, 794 (Zdzisław Grot); Positio...,
vol. 1, s. 431.
[373]
Chodzi o s. Matyldę Jasińską.
[374] Skórzewski Zygmunt
Michał Aleksy (aleksander) (1828-1901), II ordynat na Czerniejewie - Radomicach,
członek pruskiej Izby Panów, podróżnik i pamiętnikarz. Ur. 19 września 1828 r.
w Czerniejewie w Gnieźnieńskim, syn Rajmunda Józefa h. Drogosław, i Marii z Lipskich. Kształcił się
w domu pod kierunkiem Jana Rymarkiewicza. Maturę zdał prawdopodobnie w
Poznaniu, potem studiował prawo. Interesował się problematyką kulturalną,
podróżował po Europie, północnej Afryce i Bliskim Wschodzie, wydał potem Wspomnienia
Wschodu. Dziennik podróży do Syrii, Egiptu, Turcji i Grecji (Lipsk 1855).
Dobrze gospodarował na jednym z największych majątków Wielkopolski w
Czerniejewie, jednocześnie wzbogacił rodzinną bibliotekę i zbiory sztuki oraz
ufundował pomnik pochodzącego z Czerniejewa Onufrego Kopczyńskiego. Budował i
restaurował okoliczne kościoły. Był przeciwny przemianowaniu nazwy Czerniejewa
na niemiecką (Schwarzenau) i projektowi ustawy o języku urzędowym (1873) oraz
ustawom majowym (1874), a także wprowadzaniu administracji rządowej w
biskupstwach, w których usunięto biskupów. Za obronę Kościoła otrzymał Order
Św. Grzegorza od papieża Leona XIII. Przeciwstawił się zarządzeniu o rugach
Polaków nie posiadających obywatelstwa pruskiego (1886). W pruskiej Izbie Panów
zasiadał od 1873 r., pracował też społecznie, m.in. jako członek zarządu
kolonii wakacyjnych dla dzieci z Poznania w Kobylnicy i wspomożyciel „Dziennika
Poznańskiego”. ożeniony z Konstancją z Potulickich (1856) miał troje dzieci.
Zm. 6 października 1901 r. PSB, t. 38 (1998), s. 380-381 (Adam Galos).
[375]
Chodzi o pismo z 25 maja 1860 r. w t. 2.
[376]
Była nią s. Matylda Jasińska.