Rak zniknął

Pani Katarzyna jest Polką. I chociaż od dwudziestu pięciu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych, zachowała w sercu miłość do Matki Bożej, wspomnienia pielgrzymek na Jasną Górę i wiarę w Bożą wszechmoc i miłosierdzie.

Kiedy zamieszkali w Filadelfii, powiedziano jej, że w pobliżu znajduje się "piękny polski kościół". Okazało się, że chodziło o "Amerykańską Częstochowę". Ta bliskość duchowej stolicy Polonii była dla Katarzyny małym cudem. Na większy cud przyszedł czas w 2006 roku. Zachorował wówczas brat męża pani Katarzyny, Johny. Trzydziestodziewięcioletni oficer marynarki wojennej w Peru był zszokowany, kiedy lekarz powiedział mu, że przyczyną jego chronicznego kaszlu nie jest astma ale rak płuc. Pani Katarzyna wspomina:
- Szwagier pomyślał, że to niemożliwe, przecież zawsze o siebie dbał i nigdy nie palił papierosów. Będąc silnym i odważnym oficerem zniósł bardzo dzielnie chemioterapię i radioterapię nigdy się nie skarżąc. Po sześciu miesiącach leczenia rak zniknął. Johny rzucił się w wir pracy i nauki. Wkrótce zapomniał o chorobie. Pozostały tylko wizyty kontrolne. Po upływie roku, tuż przed jego czterdziestymi urodzinami choroba powróciła. Lekarze w Peru zadecydowali, że na tym etapie choroby najlepiej będzie usunąć lewe płuco. Ponieważ to trudna operacja, zdecydowano, że powinna odbyć się w słynnym szpitalu w Nowym Jorku pod okiem amerykańskich chirurgów. Na początku października 2006 roku Johny i jego starszy brat Fernando, onkolog z zawodu, przyjechali z Peru do Stanów Zjednoczonych. Zatrzymali się u nas w Filadelfii, u mnie i mojego męża Cezara, trzeciego z braci. Stąd prawie codziennie jeździli do szpitala w Nowym Jorku, aby przygotować pacjenta do poważnej operacji. Jak wspomniałam, to był początek października i zbliżało się święto Matki Boskiej Różańcowej. Johny i Fernando nigdy nie byli zbyt religijni, ale za namową mojego męża a ich brata Cezarego pojechali z nami na Mszę świętą i procesję różańcową 7 października 2006 roku. Po skończonych uroczystościach, kiedy wszyscy ludzie rozchodzili się, zobaczyliśmy na parkingu Matkę Jadwigę Cierpińską ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. Przyjechała na uroczystości z relikwiami bł. Edmunda Bojanowskiego, wtedy jako przełożona prowincjalna z Cherry Hill. Polskie Siostry Służebniczki są obecne w Ameryce już od 1926 roku. Pośpieszyliśmy w jej kierunku prosząc o modlitwę za Johny'ego. Matka Jadwiga zapytała, gdzie umiejscowił się rak, po czym wyjęła relikwie błogosławionego Edmunda Bojanowskiego i przyłożyła je do tego miejsca. Wraz z nią pogrążyliśmy się w modlitwie prosząc o łaskę uzdrowienia za pośrednictwem bł. Edmunda Bojanowskiego. Kilka dni później trzej bracia udali się do szpitala w Nowym Jorku. Fernando i Cezar zostali poinformowani przez lekarzy, że operacja zajmie wiele godzin i że zadzwonią do nich, jak będzie po wszystkim. Zmartwieni udali się do stołówki napić się kawy. Nie minęła godzina, kiedy zadzwonił lekarz prosząc, aby natychmiast przyszli przed salę operacyjną. Przerażeni pospieszyli na spotkanie i ku ich zaskoczeniu lekarz powiedział, że Johny jest zdrowy i nie potrzebuje operacji usunięcia płuca. Tuż przed operacją standardowo przeprowadzana jest ostateczna bronchoskopia, aby ocenić wygląd i lokalizację nowotworu. Gdy przeprowadzono to badanie, okazało się, że raka nie było, tylko trochę uszkodzona tkanka. Jak to możliwe, przecież poprzednie bronchoskopie i biopsje wykazały obecność raka? Tego samego rana Johny wyszedł ze szpitala zdrowy, z dwoma płucami. Trzej bracia natychmiast udali się do pobliskiego kościoła, aby podziękować Bogu za uzdrowienie. Niestety, drzwi kościoła zastali zamknięte, więc cała trójka uklękła na chodniku i zagłębiła się w modlitwie. Teraz mamy 2014 rok. Johny nadal jest zdrowy, ale myślę, że ważniejszym niż to cielesne, było uzdrowienie duchowe. Od tego czasu Johny regularnie modli się i uczęszcza na Msze święte oraz udziela się w lokalnej parafii. Dziękujemy bł. Edmundowi Bojanowskiemu za modlitwę i wstawiennictwo, ale najpierw dziękujemy Bogu Wszechmogącemu i Najświętszej Panience - kończy opowieść pani Katarzyna.

gk

W: Cuda i łaski Boże,  nr 7 (126), lipiec 2014.