Mama i Piotruś

W 2009 roku, kiedy Józefa Liptak była w stanie błogosławionym, zachorowała. Lekarze mówili, że jest w stanie beznadziejnym. Uratował ją bł. Edmund Bojanowski.

Pani Józef w swoim świadectwie wyjaśnia, że w czerwcu 2009 roku wraz z mężem pojechała do rodziców na Boże Ciało. Kobieta była wtedy w szóstym miesiącu ciąży. - Wróciliśmy zaraz po nim w piątek do Krakowa, ponieważ w sobotę i niedzielę miałam egzaminy na studiach. W sobotę pojechałam na uczelnię. Przez dzień trochę bolała mnie głowa, ale na szczęście z czasem przestała i mogłam siąść do nauki na kolejny egzamin, który miałam w niedzielę. Po dłuższym czasie nauki poszliśmy z mężem do sklepu, który znajduje się w naszym bloku, aby kupić coś na kolację. Po powrocie znów zaczęła mnie bardzo boleć głowa - opowiada kobieta.

OPERACJA

Ból wciąż się nasilał. A jako że pani Józefa była w stanie błogosławionym, nie zażywała żadnych lekarstw, by nie zaszkodzić dziecku. W pewnym momencie kobieta straciła przytomność. Wówczas mąż pani Józefa zadzwonił na pogotowie. Lekarze zdecydowali, że zabierają pacjentkę na klinikę w Krakowie, na ul. Botaniczną. Po badaniach okazało się, że pacjentka miała wylew wewnątrzkomorowy. - Lekarze mieli duży dylemat w podjęciu decyzji. Nie mogli mi podawać żadnych lekarstw powstrzymujących pogłębienie się wylewu, gdyż mogły one zaszkodzić dziecku. Mój stan jednak szybko się pogarszał i lekarze zdecydowali, że konieczne jest przeprowadzenie operacji. Poinformowali o tym mojego męża stwierdzając także, że jest duże prawdopodobieństwo, że operacji nie przeżyję, a jeżeli przeżyję to na pewno będę uszkodzona neurologicznie. Mąż wyraził zgodę na operację i ok. 2.00 w mocy zostałam przewieziona na salę operacyjną - opowiada pani Józefa, dodając, że jej mąż powiadomił o tym fakcie rodzinę. Wszyscy zaczęli się modlić w intencji chorej i dziecka. - Od razu zostały też powiadomione o mojej chorobie moje siostry zakonne: s. Elia i s. Loyola oraz siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Dębickich. Wszystkie modliły się o powrót do zdrowia dla mnie przez wstawiennictwo bł. Edmunda Bojanowskiego - zaznacza kobieta.

PRZYNIOSŁY RELIKWIE

Pani Józefa przeżyła operację. Po dwóch dniach od operacji siostry służebniczki dębickie z Krakowa przyniosły chorej do szpitala relikwie bł. Edmunda Bojanowskiego, którymi pielęgniarka potarła ją i pozostawiła relikwie na szafce obok jej łóżka. - Moja siostra Zosia przywiozła mi także olejek z Groty Pana Jezusa z Ziemi Świętej i zaznaczyła mi nim na czole znak krzyża. Pierwsze moje skojarzenia, które pamiętam, to pochylające się nade mną zniekształcone twarze. Było to tydzień po operacji. Rozmawiałam z mężem i rodziną, ale żadnej rozmowy nie pamiętam, a to, co mówiłam, to bardzo często mijało się z rzeczywistością. Opowiadałam o czymś, co nigdy nie miało miejsca - mówi.

ZDROWE DZIECKO

1 lipca 2009 roku pani Józefa została przewieziona na oddział ginekologii na obserwację. W szpitalu przebywała do 6 lipca, kiedy została wypisana do domu.

17 września urodziła poprzez cesarskie cięcie zdrowego chłopczyka (waga 3 kg, wzrost 54 cm), który otrzymał 10 punktów wg skali Apgar. - Przez cały czas wszystkie siostry służebniczki, nie tylko dębickie, ale cała Federacja Sióstr Służebniczek oraz rodzina modlili się za nas do bł. Edmunda Bojanowskiego i przez jego wstawiennictwo wypraszali nam łaskę zdrowia. Były także odprawiane Msze św. w naszej intencji - wyznaje kobieta i dodaje: - Jesteśmy wdzięczni Panu Bogu za zdrowie i wszelkie łaski, jakich udzielił przez wstawiennictwo bł. Edmunda Bojanowskiego oraz siły, jakimi obdarzył mojego męża i całą rodzinę w czasie choroby i oczekiwania na narodzenie naszego synka Piotrusia.

W: Cuda i łaski Boże nr 7 (126), lipiec 2014.